www.ulicaprosta.net
http://www.forum.ulicaprosta.net/

Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej
http://www.forum.ulicaprosta.net/viewtopic.php?f=10&t=1343
Strona 1 z 3

Autor:  Dzik [ Śr sty 18, 2012 6:56 pm ]
Tytuł:  Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

Sporo tu podróżników i ludzi z doświadczeniem. Może ktoś jest zainteresowany tematem wypraw rowerowych. Planuję wyruszyć za rok z żoną. Coś praktycznego, jakieś uwagi o napięciach społecznych w krajach. Na pewno będzie Krym, Iran, dalej to nie wiem czy Pakistan bo Hindusi robią potem problemy jak się tam długo zabawi.

Autor:  Dzik [ Cz lut 09, 2012 4:36 pm ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34 ... ziono.html

Wyczyn na miarę Kazimierza Nowaka naszego wielkiego rowerowego podróznika

Autor:  Mama Muminka [ Pt lut 10, 2012 7:45 pm ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

Dziku! A które przedszkole to organizuje? :o

A tak na poważnie, to pewnie powinnam pozazdrościć poziomu beztroski! Czy Ty w ogóle widzisz, bracie, co się dzieje dookoła? Świat szykuje się do poważnego konfliktu wojennego, ekonomię czeka recesja (na bank!), demoniczne ideologie opanowują różne instytucje ustawodawcze i decyzyjne a wierzących ludzi ogarnia fala zwiedzeń, zwątpienia i dezintegracji. Ty zaś inwestujesz kupę kasy i wysiłku w jakieś podróżnicze przygody. Bóg to pobłogosławił? Pytasz?

Bo ja widzę (i mnóstwo trzeźwych osób, na szczęście), że to raczej moment na gromadzenie ludzi, owszem - ale na modlitwę - a nie zabawę. Ostatni czas na robienie zapasu oliwy na wszelkie możliwe sposoby. To mogą być naprawdę ostatnie chwile. "Trzymaj, co masz!"

Przyjście Pana jest blisko. Za rok ... któż to wie, co będzie za rok? Iran, który chcesz odwiedzić, może być w środku zniszczeń i wojennej zawieruchy. Swoją drogą, w krajach, do których się wybierasz z żoną, niebezpiecznie jest w ogóle a cóż dopiero dla kobiety jadącej na rowerze! Chyba, że trzymałbyś się głównych ulic w największych miastach, co byłoby raczej niewykonalne.

Taaaa... Bliski Wschód to fantastyczne miejsce na wycieczki rowerowe, szczególnie ostatnio. Chyba, że Cię nie doceniam, bo pragniesz na tej wycieczce głosić po drodze Ewangelię! Tak prosto z roweru. No i super pomysł - jeśli tak, to chylę czoła do ziemi.

Autor:  wujcio [ Pt lut 10, 2012 8:58 pm ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

Cytuj:
ekonomię czeka recesja (na bank!),

Skąd to na bank ?

Autor:  Dzik [ So lut 11, 2012 12:51 am ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

Mama Muminka napisał(a):
Dziku! A które przedszkole to organizuje? :o


Nikt tego nie organizuje po za mną i moją żoną i jest to być może najgłupszy pomysł na jaki wpadliśmy, ale na razie zamierzamy się tej głupoty trzymać bez względu na zdroworozsądkowe argumenty. O Bożej woli w tej sprawie mam swoje zdanie, ale na razie nie będę tego publikował.

Mama Muminka napisał(a):
A tak na poważnie, to pewnie powinnam pozazdrościć poziomu beztroski! Czy Ty w ogóle widzisz, bracie, co się dzieje dookoła? Świat szykuje się do poważnego konfliktu wojennego, ekonomię czeka recesja (na bank!), demoniczne ideologie opanowują różne instytucje ustawodawcze i decyzyjne a wierzących ludzi ogarnia fala zwiedzeń, zwątpienia i dezintegracji. Ty zaś inwestujesz kupę kasy i wysiłku w jakieś podróżnicze przygody. Bóg to pobłogosławił? Pytasz?

Widzę i dlatego jadę. Skoro Bóg był ze mną do tej pory i mi błogosławił dlaczego miałby przestać ? Nie sprzeciwiam się jego woli tylko jadę na rower co nie przeszkadza mi w modlitwie.

Mama Muminka napisał(a):
Bo ja widzę (i mnóstwo trzeźwych osób, na szczęście), że to raczej moment na gromadzenie ludzi, owszem - ale na modlitwę - a nie zabawę. Ostatni czas na robienie zapasu oliwy na wszelkie możliwe sposoby. To mogą być naprawdę ostatnie chwile. "Trzymaj, co masz!"

Nie zamierzam niczego stracić. Co więcej zamierzam zyskać.

Mama Muminka napisał(a):
Przyjście Pana jest blisko. Za rok ... któż to wie, co będzie za rok? Iran, który chcesz odwiedzić, może być w środku zniszczeń i wojennej zawieruchy. Swoją drogą, w krajach, do których się wybierasz z żoną, niebezpiecznie jest w ogóle a cóż dopiero dla kobiety jadącej na rowerze! Chyba, że trzymałbyś się głównych ulic w największych miastach, co byłoby raczej niewykonalne.


Pielgrzym lub rowerzysta jest traktowany zupełnie w innych kategoriach w czasie wojny lub w momentach anomii. Czy oberwę kulkę będzie zależało od Bożej opatrzności i jest równe takiemu samemu prawdopodobieństwu jak zejście na nowotwór mózgu, zawał serca czy potrącenie na ulicy Poznania. Polecam książkę Kazimierza Nowaka "Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd."

Mama Muminka napisał(a):
Taaaa... Bliski Wschód to fantastyczne miejsce na wycieczki rowerowe, szczególnie ostatnio. Chyba, że Cię nie doceniam, bo pragniesz na tej wycieczce głosić po drodze Ewangelię! Tak prosto z roweru. No i super pomysł - jeśli tak, to chylę czoła do ziemi.


Zawiało kpiną. To czy się przyznam do Chrystusa jak jakiś Muzułmanin będzie gwałcił mi zonę na moich oczach i przystawi mi lufę do głowy pozostaje moją prywatną sprawą i sam będę się z tego tłumaczył.


Pozdrawiam

Autor:  Dzik [ So lut 11, 2012 1:24 am ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

Dzik napisał(a):
Mama Muminka napisał(a):
Dziku! A które przedszkole to organizuje? :o


Nikt tego nie organizuje po za mną i moją żoną i jest to być może najgłupszy pomysł na jaki wpadliśmy, ale na razie zamierzamy się tej głupoty trzymać bez względu na zdroworozsądkowe argumenty. O Bożej woli w tej sprawie mam swoje zdanie, ale na razie nie będę tego publikował.

Mama Muminka napisał(a):
A tak na poważnie, to pewnie powinnam pozazdrościć poziomu beztroski! Czy Ty w ogóle widzisz, bracie, co się dzieje dookoła? Świat szykuje się do poważnego konfliktu wojennego, ekonomię czeka recesja (na bank!), demoniczne ideologie opanowują różne instytucje ustawodawcze i decyzyjne a wierzących ludzi ogarnia fala zwiedzeń, zwątpienia i dezintegracji. Ty zaś inwestujesz kupę kasy i wysiłku w jakieś podróżnicze przygody. Bóg to pobłogosławił? Pytasz?

Widzę i dlatego jadę. Skoro Bóg był ze mną do tej pory i mi błogosławił dlaczego miałby przestać ? Nie sprzeciwiam się jego woli tylko jadę na rower co nie przeszkadza mi w modlitwie.
Zastanawia mnie jak ludzie mogą pozwolić sobie na założenie rodziny skoro świat stoi na granicy zagłady :lol:

Mama Muminka napisał(a):
Bo ja widzę (i mnóstwo trzeźwych osób, na szczęście), że to raczej moment na gromadzenie ludzi, owszem - ale na modlitwę - a nie zabawę. Ostatni czas na robienie zapasu oliwy na wszelkie możliwe sposoby. To mogą być naprawdę ostatnie chwile. "Trzymaj, co masz!"

Nie zamierzam niczego stracić. Co więcej zamierzam zyskać.

Mama Muminka napisał(a):
Przyjście Pana jest blisko. Za rok ... któż to wie, co będzie za rok? Iran, który chcesz odwiedzić, może być w środku zniszczeń i wojennej zawieruchy. Swoją drogą, w krajach, do których się wybierasz z żoną, niebezpiecznie jest w ogóle a cóż dopiero dla kobiety jadącej na rowerze! Chyba, że trzymałbyś się głównych ulic w największych miastach, co byłoby raczej niewykonalne.


Pielgrzym lub rowerzysta jest traktowany zupełnie w innych kategoriach w czasie wojny lub w momentach anomii. Czy oberwę kulkę będzie zależało od Bożej opatrzności i jest równe takiemu samemu prawdopodobieństwu jak zejście na nowotwór mózgu, zawał serca czy potrącenie na ulicy Poznania. Polecam książkę Kazimierza Nowaka "Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd."

Mama Muminka napisał(a):
Taaaa... Bliski Wschód to fantastyczne miejsce na wycieczki rowerowe, szczególnie ostatnio. Chyba, że Cię nie doceniam, bo pragniesz na tej wycieczce głosić po drodze Ewangelię! Tak prosto z roweru. No i super pomysł - jeśli tak, to chylę czoła do ziemi.


Zawiało kpiną. To czy się przyznam do Chrystusa jak jakiś Muzułmanin będzie gwałcił mi zonę na moich oczach i przystawi mi lufę do głowy pozostaje moją prywatną sprawą i sam będę się z tego tłumaczył.


Pozdrawiam

Autor:  szelka [ So lut 11, 2012 9:05 am ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

Mama Muminka napisał(a):

A tak na poważnie, to pewnie powinnam pozazdrościć poziomu beztroski! Czy Ty w ogóle widzisz, bracie, co się dzieje dookoła? Świat szykuje się do poważnego konfliktu wojennego, ekonomię czeka recesja (na bank!), demoniczne ideologie opanowują różne instytucje ustawodawcze i decyzyjne a wierzących ludzi ogarnia fala zwiedzeń, zwątpienia i dezintegracji. Ty zaś inwestujesz kupę kasy i wysiłku w jakieś podróżnicze przygody. Bóg to pobłogosławił? Pytasz?


Witaj, Mamo Muminka :)
Czy spotkałaś się kiedyś z pięknym zdaniem, którego autorem jest chyba Luter: "Nawet gdybym wiedział, że koniec świata nastąpi jutro- dziś zasadziłbym drzewo jabłoni" ?

Jesteśmy różni- i jedni z nas już od lat robią zapasy w piwnicy, a inni ciągle wychodzą i sadzą jabłonie. Koniec końców ani jedno ani drugie samo w sobie nie czyni nas przygotowanymi na przyjście Oblubieńca.
Mnie bliżej do tych, co sadzą jabłonie :)

Autor:  Dzik [ So lut 11, 2012 11:49 am ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

szelka napisał(a):

Witaj, Mamo Muminka :)
Czy spotkałaś się kiedyś z pięknym zdaniem, którego autorem jest chyba Luter: "Nawet gdybym wiedział, że koniec świata nastąpi jutro- dziś zasadziłbym drzewo jabłoni" ?



Bardzo mi się podoba to zdanie. Szczerze podziwiam ludzi, którzy w tak popapranych czasach decydują się na założenie rodziny i chcą jeszcze coś zmienić na świecie. To jest dla mnie postawa zwycięzcy o, której mówił Jezus w Ewangelli Jana 16/33. Dobrze jest przemyśleć te sprawy zanim podejmie się tak poważny krok zamiast bezmyślnie ulegać naciskowi rodziny na posiadanie dzieci będąc, a świadomość rodzicielską zyskać dopiero kiedy dzieciak ma już zniszczony charakter. Nic mądrego tu nie powiem, w każdym razie znam rodzinę misjonarzy z Polski, którzy teraz są w Indiach z małym 2 letnim dzieciakiem. Tu już jest dla mnie prawdziwy wyzwanie, na które na dzień dzisiejszy nie miałbym siły, tym bardziej, że poznałem ich nieco bliżej i wiem ile krytyki musieli przyjąć na siebie.


Ponadto większość informacji o złych krwiożerczych muzułmanach czy ogólnie ludziach wschodu to po prostu brednie i część politycznej manipulacji. Tak naprawdę szanując ich jako ludzi i nie wchodząc z butami na ich terytorium tudzież nie obnosić się z zachodnim przepychem i manierą turysty można więcej zdziałać jako ewangelista nawet jeżeli Ci ludzie nie usłyszą bezpośrednio Słowa Bożego. Słynne są przecież opowieści o nierozsądnych ewangelistach, którzy łamiąc miejscowe zasady siali bardziej zgorszenie niż Ewangelię. Znam przykład jak chrześcijanka chciała powiedzieć o Jezusie rabinowi po ścianą płaczu i w przypływie religijnych emocji go dotknęła przez co wywołała skandal na całą Jerozolimę za zanieczyszczenie duchownego.

Autor:  Mama Muminka [ So lut 11, 2012 1:11 pm ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

Dziku, zdumiewasz mnie, naprawdę! Piszesz o radości i robieniu różnych rzeczy "na przekór", mając nadzieję, że Bóg Ci pobłogosławi? A co miałby błogosławić, jeżeli w tej sprawie (nie wiem jak w innych) nie szukasz tego, co Jego ale kosztownych i bardzo ryzykownych przyjemności. Naprawdę myślisz, że Bogu miłe jest kiedy człowiek "drapie się tam, gdzie go nie swędzi"? Sporty ekstremalne, poprzeczki postawione tak wysoko, żeby sobie coś udowodnić i wszelkie inne formy karmienia własnych, nieposkromionych apetytów?
Wszystko, co dzieje się obecnie na świecie jest przecież pod Bożą kontrolą i Jego plan i tak się w tym wypełnia. Robiąc więc "na przekór tym popapranym czasom" czy przypadkiem nie chcesz robić na przekór Jemu?

"Czuwajcie więc, modląc się cały czas, abyście mogli ujść przed tym wszystkim, co nastanie, i stanąć przed Synem Człowieczym" (Łuk 21:36).

Jak zamierzasz realizować to trzeźwiące Boże ostrzeżenie żyjąc w tak dziecinnej beztrosce? Czy naśladujesz świętych pierwszego Kościoła? Jeździli na wycieczki czy chodzili oglądać zawody sportowe na arenach? I nie chodzi mi bynajmniej o jakieś ascetyczne umartwianie się, na zasadzie "sztuka dla sztuki". Nie chodzi też o to, żeby nie cieszyć się życiem, rodziną czy owocną pracą, itd. Chodzi o umiarkowanie i prostotę i skromność, skoro mamy być takiego usposobienia, jakie było w Chrystusie.

Spójrzmy, jak podchodzili apostołowie i wierzący pierwszego Kościoła do tego, co wówczas się działo, do "złych dni":

"Dlatego powiedziano: Obudź się, który śpisz, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus. Baczcie więc pilnie, jak macie postępować, nie jako niemądrzy, lecz jako mądrzy, wykorzystując czas, gdyż dni są złe. Dlatego nie bądźcie nierozsądni, ale rozumiejcie, jaka jest wola Pańska." (Ef 5:14-17).

Teraz odpowiem również Szelce w kwestii "sadzenia jabłoni":

Jest wiele efektownych i pięknych zdań i niektóre nawet pochodzą z literatury o charakterze religijnym. Nie znam kontekstu tej wypowiedzi Lutra jednak, o ile wiem, chyba nie nauczał on o "błogosławionej nadziei" jaką jest pochwycenie Oblubienicy-Kościoła. Nie wiem, czy pisząc o jabłoniach bardziej nie patrzył "w dół" niż "do góry". Jednak tak czy siak, sadzenie jabłoni jest czymś całkiem innym, niż omawiany przykład z wyprawą rowerową - jest to rzecz nie tylko piękna ale i pożyteczna a poza tym nie naraża sadzącego na utratę życia lub zdrowia. Jabłoń daje bajeczne kwiaty, pyszne owoce, cień w upalne dni i zasadzenie jej jest w sumie czynnością dnia codziennego a nie żadnym ekscesem. Rozumiem to stwierdzenie Lutra jako zachętę do normalnego i codziennego wykonywania rzeczy pięknych ale jednocześnie pożytecznych i zwyczajnych. Jeżeli Luter miał co innego na myśli - to przykro mi, ale nie jest on dla mnie nauczycielem.

Pozbawienie się perspektywy takiego patrzenia w górę (szczególnie w mrocznych dniach) pozbawia wierzącego człowieka siły do przetrwania i sprawia, że może on zacząć postrzegać wszystko jako "pod słońcem". Salomon tak właśnie głównie robił - "sadził jabłonie" i skończył, jak skończył. Jego smutna ostatnia księga jest dla mnie obrazem tego, jak człowiek szukający przyjemności ponad miarę traci radość życia i niebiańską perspektywę dla swojej duszy, którą jego ojciec Dawid zachował aż do śmierci.

A co do radości i cieszenia się wszystkim, to nic tak nie przyprawia codzienności (tej nawet szarej) jak Boża obecność i szukanie Jego woli, i ta radość sprawia, że człowiek nie szuka nie wiadomo czego. Bóg sprawia, że nagle odkrywamy niesamowite rzeczy w zwykłych szczegółach! W końcu to Jezus zamienił nudną wodę w pachnące wino na weselu w Kanie. To samo może zrobić z codziennością każdego z nas.


 

Autor:  Smok Wawelski [ So lut 11, 2012 1:54 pm ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

Dzik napisał(a):
Pielgrzym lub rowerzysta jest traktowany zupełnie w innych kategoriach w czasie wojny lub w momentach anomii. Czy oberwę kulkę będzie zależało od Bożej opatrzności i jest równe takiemu samemu prawdopodobieństwu jak zejście na nowotwór mózgu, zawał serca czy potrącenie na ulicy Poznania. Polecam książkę Kazimierza Nowaka "Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd."
Dziku, nie gniewaj się, ale jeśli będziesz wykonywał różne "samowolki" - zwłaszcza takie jak poświęcenie mnóstwa czasu, żeby spełnić swoje cielesne marzenia o wyprawie do Indii na rowerze - to po prostu nabijesz sobie guza i Bożą łaską będzie to, jeśli to będzie tylko guz. Chyba, że Bóg kazał Ci jechać na rowerze do Indii, bo ma w tej sprawie dla Ciebie jakiś plan. Z osobistym objawieniem się nie dyskutuje, bo nie ma takiej możliwości. Nie wiem, co zamierzasz zyskać w ten sposób, ale moim zdaniem masz marzenia godne 10-latka. Taniej i bezpieczniej byłoby popłynąć pontonem do morza - każdy prawdziwy mężczyzna w wieku 10 lat miewa takie marzenia. :D

Dzik napisał(a):
Skoro Bóg był ze mną do tej pory i mi błogosławił dlaczego miałby przestać? Nie sprzeciwiam się jego woli tylko jadę na rower co nie przeszkadza mi w modlitwie.
A dlaczego miałby błogosławić coś, co już z daleka wygląda jak cielesny kaprys ubrany w pobożne intencje? Ty nie "jedziesz na rower" - pojechać na rower można dookoła bloku. Ty zamierzasz zainwestować kawałek życia w coś, co z punktu widzenia Królestwa Bożego jest śmieciem. Zamiast Kazimierza Nowaka polecałbym Słowo Boże. Nie jestem przeciwnikiem sportu w ogóle, ale moim zdaniem cała ta wyprawa jest po prostu infantylnym pomysłem. Ale przecież jesteś wolnym człowiekiem.

Autor:  szelka [ So lut 11, 2012 8:54 pm ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

Mama Muminka napisał(a):
Teraz odpowiem również Szelce w kwestii "sadzenia jabłoni":

Jest wiele efektownych i pięknych zdań i niektóre nawet pochodzą z literatury o charakterze religijnym. Nie znam kontekstu tej wypowiedzi Lutra jednak, o ile wiem, chyba nie nauczał on o "błogosławionej nadziei" jaką jest pochwycenie Oblubienicy-Kościoła. Nie wiem, czy pisząc o jabłoniach bardziej nie patrzył "w dół" niż "do góry". Jednak tak czy siak, sadzenie jabłoni jest czymś całkiem innym, niż omawiany przykład z wyprawą rowerową - jest to rzecz nie tylko piękna ale i pożyteczna a poza tym nie naraża sadzącego na utratę życia lub zdrowia. Jabłoń daje bajeczne kwiaty, pyszne owoce, cień w upalne dni i zasadzenie jej jest w sumie czynnością dnia codziennego a nie żadnym ekscesem. Rozumiem to stwierdzenie Lutra jako zachętę do normalnego i codziennego wykonywania rzeczy pięknych ale jednocześnie pożytecznych i zwyczajnych. Jeżeli Luter miał co innego na myśli - to przykro mi, ale nie jest on dla mnie nauczycielem.


Mamo Muminka, sądzę że w gruncie rzeczy się zgadzamy, tylko inaczej interpretujemy konkretną sytuację- Lutra, Dzika i roweru :)

Co do Lutra (o ile on to powiedział) to osobiście nie sądzę, aby przeciwstawiał cichość prac ogrodniczych ekscytacjom np. podróży.
Ja sama interpretuję to zdanie jako zachętę do życia pełnym życiem do końca, nie bacząc, czy to ma "sens" wobec nadchodzącego końca (rozumianego mniej lub bardziej poprawnie teologicznie)

Innymi słowami mógłby powiedzieć: jeśli bym wiedział, że umrę jutro, dziś zapiszę się na studia...zrobię porządek w szafie...zacznę budować dom itp. Przeciwieństwem tego byłaby postawa w stylu "e tam, już nic nie warto robić i tak jutro obróci się wniwecz"

Cytuj:
Pozbawienie się perspektywy takiego patrzenia w górę (szczególnie w mrocznych dniach) pozbawia wierzącego człowieka siły do przetrwania i sprawia, że może on zacząć postrzegać wszystko jako "pod słońcem". Salomon tak właśnie głównie robił - "sadził jabłonie" i skończył, jak skończył. Jego smutna ostatnia księga jest dla mnie obrazem tego, jak człowiek szukający przyjemności ponad miarę traci radość życia i niebiańską perspektywę dla swojej duszy, którą jego ojciec Dawid zachował aż do śmierci.



Żebyśmy się lepiej rozumiały/li postawię kilka pytań o charakterze porządkującym i ogólnym:

1. Czy naprawdę karygodne jest posiadanie jakichkolwiek autorytetów poza Biblią- jeśli nie są one z Biblią sprzeczne? Czy- powiedzmy- "Podręcznik budowania łodzi", "Anatomia człowieka" lub "O obrotach sfer niebieskich" są to nic niewarte śmieci? Czy każda treść, która nie mówi o Bogu od Boga oddziela? Czy dopiero moment, w którym nie wytrzymują konfrontacji z Biblią czyni ją śmieciem?

2. Czy naprawdę pasje oddzielają nas od Boga samym faktem, że są "ekscytujące"? Czy jedynie ich miejsce na liście priorytetów jest decydujące?

3. Ja rozumiesz słowa Jezusa z Jana 10,10 i pojęcie "życia w obfitości"?

P.S. Motywacji samego Dzika nie umiem ocenić, za mało go znam. Podróż do Indii rowerem jednak- sama w sobie - nie wydaje mi się "niechrześcijańska" już a priori.

Autor:  Dzik [ So lut 11, 2012 9:27 pm ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

Smok Wawelski napisał(a):
Dziku, nie gniewaj się, ale jeśli będziesz wykonywał różne "samowolki" - zwłaszcza takie jak poświęcenie mnóstwa czasu, żeby spełnić swoje cielesne marzenia o wyprawie do Indii na rowerze - to po prostu nabijesz sobie guza i Bożą łaską będzie to, jeśli to będzie tylko guz. Chyba, że Bóg kazał Ci jechać na rowerze do Indii, bo ma w tej sprawie dla Ciebie jakiś plan. Z osobistym objawieniem się nie dyskutuje, bo nie ma takiej możliwości. Nie wiem, co zamierzasz zyskać w ten sposób, ale moim zdaniem masz marzenia godne 10-latka. Taniej i bezpieczniej byłoby popłynąć pontonem do morza - każdy prawdziwy mężczyzna w wieku 10 lat miewa takie marzenia. :D


To chyba jestem trochę opóźniony w tych sprawach w wieku 10 lat chciałem być generałem wojska Polskiego 8) Nie wiem czy to samowolka, ale innych marzeń na razie nie mam, w każdym razie niezłego "guza" już sobie nabiłem będąc w Indiach i przeżywając fascynację i sposobem myślenia tamtych ludzi. Nie zrozum mnie źle bo nie zamierzam przechodzić na Hinduizm tylko widziałem zupełnie inną jakość Chrześcijaństwa w tamtym rejonie. Ogólnie nie lubię turystyki zorganizowanej bo nie nawiązuje się kontaktu z drugim człowiekiem, w taki sposób kiedy ludzie postrzegają Cię jako zachodniego bogacza, a jest to możliwe bo przeciętny robotnik w Polsce w Indiach za swoją pensję mógłby spać miesiąc w dobrych Hotelach i jadać w restauracjach.


Smok Wawelski napisał(a):
A dlaczego miałby błogosławić coś, co już z daleka wygląda jak cielesny kaprys ubrany w pobożne intencje? Ty nie "jedziesz na rower" - pojechać na rower można dookoła bloku. Ty zamierzasz zainwestować kawałek życia w coś, co z punktu widzenia Królestwa Bożego jest śmieciem. Zamiast Kazimierza Nowaka polecałbym Słowo Boże. Nie jestem przeciwnikiem sportu w ogóle, ale moim zdaniem cała ta wyprawa jest po prostu infantylnym pomysłem. Ale przecież jesteś wolnym człowiekiem.


Nie myśl, że nie dręczą mnie takie wątpliwości. Słowo Boże ostatnio jak najbardziej czytam, szczególnie w kontekście eschatologii dlatego te wykłady co mi podesłaliście okazały się bardzo cenne. Na razie nie mam nic więcej do powiedzenia w tej sprawie i nie zamierzam się koniecznie upierać, że podróż będzie wyglądała właśnie w ten sposób, nie zamierzam się też porównywać ze św Pawłem czy Tomaszem, ale patrząc na ich perypetie ich podróże wyglądały co najmniej podejrzanie w sensie, że czasami obawiali się, że wierni przyjmą takich "obdartusów"
Swoją drogą rower to dobre narzędzie jeśli nie ewangelizacji to nawiązywania kontaktów. Trochę jeździłem po europie i Polsce jest zupełnie inaczej niż w przypadku podróży samochodem, bo ludzie patrzyli na mnie trochę jak na dziwaka co od razu usuwało tę dziwną barierę bo było wiadome, że nie mam za dużo pieniędzy przez co ludzie nie czuli się zagrożeni, a czasami rozmowa automatycznie schodziła na tematy duchowe. To tylko moje obserwacje, ale uważam, że coś w tym jest.

Autor:  Mama Muminka [ So lut 11, 2012 11:23 pm ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

szelka napisał(a):
Co do Lutra (o ile on to powiedział) to osobiście nie sądzę, aby przeciwstawiał cichość prac ogrodniczych ekscytacjom np. podróży. Ja sama interpretuję to zdanie jako zachętę do życia pełnym życiem do końca, nie bacząc, czy to ma "sens" wobec nadchodzącego końca (rozumianego mniej lub bardziej poprawnie teologicznie)
No właśnie, co to jest "życie pełne do końca?" Z tego co piszesz, Szelko, wynika jakaś filozofia typu Carpe Diem. Czy szukamy pełni dla naszego ciała lub duszy ciekawej świata i ciągle pożądającej nowych wrażeń? Czy szukamy raczej pełni, jaka jest dla nas dostępna w Chrystusie? Zrozum mnie, Szelko, ja nie gromię tutaj przyjemności jako takiej, chęci wypoczynku czy oderwania się od kłopotów dnia codziennego. Wydaje mi się, że kluczem jest tu słowo "szukać". Można robić wiele rzeczy z wielką radością, ale też z dystansem, wynikającym z tego, iż wobec poznania Jezusa to jednak śmieci. Czego szukamy? "Gdzie skarb twój tam serce twoje". Takie marzenia i potrzeby pokazują naszą prawdziwą temperaturę serca na dzisiaj.

szelka napisał(a):
Innymi słowami mógłby powiedzieć: jeśli bym wiedział, że umrę jutro, dziś zapiszę się na studia... zrobię porządek w szafie...zacznę budować dom itp. Przeciwieństwem tego byłaby postawa w stylu "e tam, już nic nie warto robić i tak jutro obróci się wniwecz"
A ja nie! Gdybym wiedziała, że jutro Pan przyjdzie, spędziłabym dzisiaj cały dzień na modlitwie o ludzi, których kocham, a którzy są daleko od Boga! Błagałabym Boga (pewnie ze łzami) o ostatnią szansę dla nich. Prosiłabym Go, żeby mi pokazał, za co powinnam pokutować i może ludzi, których powinnam przeprosić. Przeciwieństwem tego, o czym piszesz, jest właśnie taka postawa. A postawa, którą opisałaś jako przeciwieństwo, czyli "e tam, już nic nie warto robić i tak jutro obróci się wniwecz", to cecha ludzi, którzy są świadomi, że nie warto tu inwestować jednak nie mają nadziei.

Jak czytam o tym "używaniu życia z pasją", to mi się przypomina przypowieść o pewnym zadowolonym z życia gospodarzu:
Łukasza 12:19 "I powiem do duszy swojej: Duszo, masz wiele dóbr złożonych na wiele lat; odpocznij, jedz, pij, wesel się."

Czy myślisz, że ten człowiek chciał żyć pełnym życiem? A gdyby zamiast jedzenia i picia, powiedział swojej duszy: "Bierz udział, w czym zapragniesz, udaj się w daleką wyprawę albo poświęć się budowaniu łodzi". Czy byłoby to inne?
Co było dalej, wiemy:

"Ale rzekł mu Bóg: Głupcze, tej nocy zażądają duszy twojej; a to, co przygotowałeś, czyje będzie? Tak będzie z każdym, który skarby gromadzi dla siebie, a nie jest w Bogu bogaty." (w. 20-21).

szelka napisał(a):
Żebyśmy się lepiej rozumiały/li postawię kilka pytań o charakterze porządkującym i ogólnym:

1. Czy naprawdę karygodne jest posiadanie jakichkolwiek autorytetów poza Biblią - jeśli nie są one z Biblią sprzeczne? Czy - powiedzmy- "Podręcznik budowania łodzi", "Anatomia człowieka" lub "O obrotach sfer niebieskich" są to nic niewarte śmieci? Czy każda treść, która nie mówi o Bogu od Boga oddziela? Czy dopiero moment, w którym nie wytrzymują konfrontacji z Biblią czyni ją śmieciem?

2. Czy naprawdę pasje oddzielają nas od Boga samym faktem, że są "ekscytujące"? Czy jedynie ich miejsce na liście priorytetów jest decydujące?

3. Ja rozumiesz słowa Jezusa z Jana 10,10 i pojęcie "życia w obfitości"?

ad 1. Podręczniki, o których piszesz są natury naukowej lub technicznej i w dziedzinach, o których traktują, pewnie są autorytetami, czemu nie. Natomiast nie są autorytetami w dziedzinie, której nie dotyczą, czyli życia ludzkiego, statusu człowieka na ziemi jego powołania i oczekiwań, jakie ma wobec niego Bóg. Gdy będę potrzebowała zbudować łódź, to na pewno sięgną po dobrą instrukcje budowy łodzi, a nie do Biblii (choć Bóg mi może pomóc w dowolny nietypowy sposób). Nie, nie każda treść, która mówi o Bogu od Niego oddziela. Nic takiego nie dałam ani przez chwile do zrozumienia.

ad 2. Tak, pasje są w naszym życiu "bożkami". Samo słowo "pasja" jest bliskoznaczne z pojęciem "namiętność". W pasję wkładasz serce, środki, inwestujesz marzenia. Musisz jej się oddać, jeżeli ma coś z tego wyjść. Musisz poświęcić inne rzeczy, żeby móc ją rozwijać. Nie mówię, że każde hobby tak działa - nie. Ale pasja, to coś więcej niż zwykłe hobby. To drugie jest czymś, co szczególnie lubisz ale nie poświęcasz się temu. Co do priorytetów, to pasje są z definicji pierwsze, albo przynajmniej "obok" Boga. Tu się kłania pierwsze przykazanie. Mogę jeszcze poprzeć moim świadectwem. Tez miałam pasje i nie byłam w stanie się do nich zdystansować - pochłaniały mój talent, cały wolny czas (nieraz) i dawały mi ogromną twórczą satysfakcję. Uszczęśliwiały mnie. Uciekałam do nich. nie muszą mówić, że był to fatalny czas dla mojego życia duchowego. Modliłam się: "Boże, czemu tak głucho, tak bym chciała, żebyś coś zmienił". A wiesz, co Bóg mi na to powiedział? Że spalam kadzidła nicościom. Dosłownie tak. Kiedy pokutowałam i po jakimś czasie zrozumiałam te mechanizmy, nie mam żadnych tęsknot i nie chcę, żeby coś mnie "spełniało".

ad 3. Życie obfite to nie życie dla ciała, ani duszy tylko dla ducha. Duch - przemieniony i ożywiony przesz Ducha Św. - powinien być motorem dla naszego "ja" i to duch powinien kształtować potrzeby duszy i ciała. Nie oznacza to absolutnie ascezy! Jestem przekonana, że asceza to zawoalowana cielesność i to dużo gorsza, niż ta jawna. Ja tak rozumiem życie obfite, że mogę nie mieć nic - według kryteriów tego świata - a czuć się niesamowicie bogata. Kulminacja tej obfitości będzie kiedy zostaniemy przemienieni na obraz naszego Pana i zabrani do niebieskich mieszkań. I dalej - życie w erze mesjańskiej! To jest życie! Nie warto tu i teraz gonić za namiastkami.

Mam nadzieję, że udało mi się odnieść do każdego pytania.

Autor:  Ernest H. [ Pn lut 13, 2012 11:23 am ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

Cytuj:
szelka napisał(a):
Innymi słowami mógłby powiedzieć: jeśli bym wiedział, że umrę jutro, dziś zapiszę się na studia... zrobię porządek w szafie...zacznę budować dom itp. Przeciwieństwem tego byłaby postawa w stylu "e tam, już nic nie warto robić i tak jutro obróci się wniwecz"
A ja nie! Gdybym wiedziała, że jutro Pan przyjdzie, spędziłabym dzisiaj cały dzień na modlitwie o ludzi, których kocham, a którzy są daleko od Boga! Błagałabym Boga (pewnie ze łzami) o ostatnią szansę dla nich. Prosiłabym Go, żeby mi pokazał, za co powinnam pokutować i może ludzi, których powinnam przeprosić.


Mamo Muminka, ale przecież - według wiary wielu - Pan rzeczywiście może przyjść w każdej chwili. To może być jutro! Chyba w to wierzysz, prawda? Czy w związku z tym, cały swój dzisiejszy dzień spędzisz na modlitwie, błaganiach itp? Jeśli nie, to proszę o wyjaśnienie, dlaczego nie?

Autor:  Dzik [ Pn lut 13, 2012 12:19 pm ]
Tytuł:  Re: Rowerem do Indii, którą drogą najlepiej

Ernest H. napisał(a):
Mamo Muminka, ale przecież - według wiary wielu - Pan rzeczywiście może przyjść w każdej chwili. To może być jutro! Chyba w to wierzysz, prawda? Czy w związku z tym, cały swój dzisiejszy dzień spędzisz na modlitwie, błaganiach itp? Jeśli nie, to proszę o wyjaśnienie, dlaczego nie?


Dlatego właśnie mądry Pan Bóg nam nie powie kiedy nadejdzie koniec bo ludzie spoczęliby na laurach i przestali rozwiązywać zagadki tego świata. Dawno już umarliby we własnych brudach.

"Postanowiłem szczerze mądrością zgłębić i zbadać wszystko co się działo pod niebem: Jest to żmudne zadanie, jakie zadał Bóg synom ludzkim, aby się nim trudzili"

Kaz 1/13

Strona 1 z 3 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
https://www.phpbb.com/