Może trochę obok tematu (bo nie mam zielonego pojęcia, gdzie można szukać kandydatów na mężów/żony), jednak pozwolę sobie trochę napisać na temat "selekcji kandydatów", bo jednak trochę w tym kierunku poszły niektóre wpisy.
Owieczka napisał(a):
Mam dwie córki "na wydaniu" i teżsięo nie modlę, żeby we właściwym czasie spotkały właściwe osoby.
W zasadzie patrząc na rachityczne, upadające zbory i chrześcijan, którzy lubią się "bawić w chrześcijaństwo", ale za Bogiem tak naprawdę nie idą, to modlę się...o cud. Ale nasz Bóg jest Bogiem cudów, więc nie tracę nadziei
Myślę, że właśnie to należy koniecznie w temacie szukania męża/żony mieć na uwadze. Liberalne podejście do Słowa Bożego i byle jakie życie z Bogiem jest istną plagą dzisiejszych czasów. Ludzie wierzący coraz częściej upodabniają się w swoim życiu do świata, zamiast do Jezusa. Albo po prostu ludzie nie będąc w ogóle odrodzeni z Ducha "chodzą do kościoła", tworząc coś w rodzaju religii ewangelikalnej.
Wejście w związek małżeński z taką osobą u szczerego dziecka Bożego będzie skutkowało cierpieniem. Dlatego wystrzeganie się takich kandydatów postawił bym jako główne kryterium w szukaniu męża/żony:
1.) Nieodrodzeni (nawet Ci wykazujący jakieś zainteresowanie sprawami wiary): "
Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym?" (2.Kor. 6:14-15)
2.) Odrodzeni (kontekst wskazuje na dni, których nie było jeszcze za czasów apostoła): "
którzy przybierają pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy; również tych się wystrzegaj." (2.Tm. 3:5)
Powinno się zatem szukać męża/żony ze świadomością, że najważniejszą kwestią w małżeństwie będzie wspólna służba Bogu. Mając to na uwadze i w tym temacie szukamy wpierw Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości.
Poza tym czytamy: "
Żona związana jest tak długo, dopóki żyje jej mąż; a jeśli mąż umrze, wolno jej wyjść za mąż za kogo chce, byle w Panu" (1.Kor. 7:39). Z jednej strony tak to rozumiem, że jeśli dwie odrodzone osoby naprawdę
trwające w Chrystusie chcą się pobrać i nie ma w drodze jakichś przeszkód czy przeciwwskazań (jak przykładowo przeszłość tych osób: Łk. 16:18), to niech się pobiorą. Jestem przekonany, że to wystarczy. Z drugiej strony decyzja wejścia w małżeństwo jest na tyle ważna i rzutująca na całe życie, że warto pytać się Pana, czy dana osoba jest dla mnie osobą właściwą. A Pan chce nas tym bardziej poprowadzić w tak ważnych decyzjach, jak wejście w dożywotnie przymierze z drugim człowiekiem.
Poza tymi najważniejszymi rzeczami oczywiście dobrze jest, jeśli młodzi się sobie podobają, chętnie spędzają ze sobą czas i się zakochają w sobie. Nie widzimy w Piśmie, żeby to było jakoś nie na miejscu, ale nie widzimy też, żeby to miało być decydujące (w sensie: pierwszorzędne).
Znam bardzo dobrze pewne małżeństwo, które zanim się zeszło, było jedynie przyjaciółmi, którzy w sprawach wiary bardzo dobrze się rozumieli. Z czasem zaczęli się zastanawiać, czy oni są dla siebie. Zaczęli się o to modlić i otrzymali od Pana potwierdzenie, że jest to wolą Bożą, żeby się pobrali. W posłuszeństwie i zaufaniu Panu ustalali zatem konkrety odnośnie wkrótce mającego się odbyć ślubu. Jednak trochę się niepokoili faktem, że nie mają do siebie żadnych uczuć oprócz przyjaźni. Zaczęli się o to modlić i Bóg dał im następnie w krótkim czasie jeszcze przed ślubem wszystko włącznie z zakochaniem.