Drodzy Bracia, spróbuję odpowiedzieć wam łącznie.
Zacznę od Wujcia. Wujciu. Mimo wieloletniej praktyki w poniższym doświadczeniu jest mi zawsze trochę przykro, kiedy ktoś, tak jak ty teraz, wkłada mi w usta pogląd, którego nie wyznaję, następnie go obala, a następnie zostawia mnie z łatką, która w moim odczuciu jest niesprawiedliwa.
Nie wzywam do zastępowania Słowa Bożego obrazami, ani symbolami. Nie nawołuję też do łamania drugiego przykazania. Napisałam to wyraźnie. Słowami
Wywołany, doceniam sposób, w jaki argumentujesz, wprowadzasz nową jakość na chrześcijańskich forach dyskusyjnych
Porozmawiajmy jeszcze chwilę.
Jeśli cię dobrze zrozumiałam, uważasz że jedynym zmysłem, który można "uruchomić" ewangelizując jest słuch. Książeczka bez słów przypomina ci flagi używane na nabożeństwach i wolisz odciąć się od nich profilaktycznie, na zasadzie podobieństwa, żeby nie stały się wytrychem dla zwodniczych metod. Uważasz, że należą do kategorii metod postępowych, co z punktu jest synonimem niebiblijności. Czy tak?
Zacznę do tego, że kolorowa plansza/kartka nie jest według mnie obrazem w sensie biblijnym, czyli próbą wyobrażenia Boga, czego On wyraźnie zakazał. Drugie przykazanie narusza moim zdaniem taki obraz lub rzeźba, który(a) staje się przedmiotem kultu religijnego i odbiera Bogu cześć jedynie Mu należną. Dlatego „Bitwa pod Grunwaldem” choć formalnie należy do kategorii obrazów nie jest bożkiem ani przedmiotem duchowo niebezpiecznym.
W kwestii argumentu o podobieństwie z flagami powiem tak: ktoś kto "wygląda" jak złodziej nie jest dla mnie jeszcze złodziejem i nie będę traktować go jak złodzieja, dopóki ktoś nie udowodni mu winy- myślę, że rozumiesz przykład.
Owszem, moje zdanie na temat flag jest podobne do twojego, a one same w sobie nie są obiektem kultu, ani obrazem, jednak są przedmiotem używanym do wzbudzania przeżyć duchowych. Mają zatem działanie okultystyczne i dlatego je odrzucam.
Książeczka bez słów sama w sobie nawet nie skojarzy się nikomu z ewangelią. Nie zastępuje jej, nie jest przedmiotem kultu, nie wywołuje przeżyć, nie przedstawia obrazu Boga, którego przedstawiać nie wolno. Jedyna jej "wina" to ta, że ją widać.
Jak wspomniałam wyżej powodem jej stosowania jest chęć ułatwienia zapamiętania sekwencji zdarzeń w historii zbawienia, przez odwołanie się do dwóch zmysłów zamiast do jednego. Posłużenie się obrazem jako ilustracją dla słów utrwala materiał w pamięci. Każdy może to sam empirycznie przetestować.
Czy Jezus lub apostołowie stosowali takie metody? I tak i nie
"Takie" bowiem, to znaczy jakie? Takie, które używają plansz i innych pomocy naukowych do ewangelizacji- nie. Takie które odwołują się do zmysłu wzroku wraz ze słuchem w celu utrwalenia przesłania? Moim zdaniem tak.
Co byś powiedział na taki przykład: Mt 18,1-5?
Czy ktoś z obecnych nie wiedział, jak wygląda dziecko?
Z jakiego powodu Jezus postawił je przed nimi?