grzegorz.k napisał(a):
Co do "miłości", szczerze, chociażby w takich sytuacjach sam osobiście zastanawiam się czy powinienem osądzać i sprawdzać innych czy pozostawić to Bogu w modlitwie, a sam dawać dobry przykład i chodzić w światłości.
Może być przecież zagrożenie, że kogoś źle ocenię, a nawet jeśli ocena jest słuszna, to jak wtedy reagować?
Czy nie powinienem pójść i powiedzieć to bratu w miłości i trosce o jego serce? Bo przecież zakładamy że oddał swoje życie Panu Jezusowi...
No tak powinno być. Zawsze pozostaje jeszcze wątpliwość co do reakcji na zło. Czy w ogóle jest to na tyle istotne, że trzeba kogoś napomnieć? Czy mam to zrobić teraz? W jakiej formie? Napomnieć, czy zachęcić do zmiany? Czy ostrzegać przed tym także innych ludzi? Takie i inne podobne pytania zawsze warto sobie zadawać. Są nauczania w listach apostołów i w ewangeliach na ten temat. Dla mnie to zawsze jest dylemat, czy mam do czynienia z błądzącym, którego trzeba tylko zachęcić do zmiany, czy ze zwodzicielem, którego trzeba konfrontować publicznie z jego kłamstwami.
Wracając do samego kazania, to jak już pisałem, kaznodzieją jest mój były pastor, więc chcąc nie chcąc, nasłuchałem się trochę jego kazań, i takich na prawdę świetnych, i takich zupełnie "odjechanych".
Kaznodzieja jest doktorem socjologii, miał (albo nadal ma) własną katedrę na wyższej uczelni w Bydgoszczy, więc udzielał się w tej dziedzinie także naukowo, a oprócz tego (jeśli dobrze pamiętam), zanim został pastorem pracował też w firmie szkolącej profesjonalnych mówców, np. polityków. Jednym słowem: zna się na tym, co robi. "Kto ma rację?" to po prostu jego popisowy numer, ale tylko jeśli chodzi o nauczanie młodzieży, bo do tej grupy to kazanie zostało dostosowane. Gdyby uczył dorosłych, to pewnie powiedziałby to samo, ale dużo bardziej łagodnie i podstępnie, żeby nie było się do czego przyczepić. Ogólnie ma taki niezwykły talent do mówienia kazań w taki sposób, żeby dostosować się do słuchacza, zrobić na nim pozytywne wrażenie i nawiązując do tego, w co dany człowiek wierzy i co chciałby usłyszeć, powiedzieć kazanie tak, żeby pozornie wszystko było w nim w porządku..., ale jednak niewielkie przedefiniowanie znanych pojęć, pewne uproszczenia, aluzje, niedopowiedzenia, subtelne modulowanie nastroju i skupienia uwagi słuchaczy, brak czasu na przemyślenia itp. niezupełnie świadomie (dla słuchacza oczywiście) sugerują to, do czego chce człowieka przekonać. Pamiętam, że niektóre jego kazania słuchałem po kilka razy: Za pierwszym razem myślałem tylko "Dobre kazanie, ale chyba coś mi tu nie pasuje". Za drugim "Niby wszystko zgodnie z Biblią. Dlaczego mi się wydawało, że w tym kazaniu sugerował ... ?". Dopiero gruntowne przemyślenie pozwalało rozwikłać o co tu na prawdę chodzi. Ogólnie jak się tego słucha samemu przed komputerem, to co innego niż jak jest się otoczonym przez ludzi, których się zna i ma siedo nich zaufanie, którzy w czasie kazania przytakują kaznodziei oraz jest się pod wpływem całości tzw. "wizji" kościoła, to można łatwo dojść do przekonania, że tylko ja jestem jedyny nienormalny, który bezpodstawnie czepia się czegoś nieistotnego.
aolsza napisał(a):
Wracając do kazania "Kto ma rację ?" mam jeszcze kilka spostrzeżeń. Uważam, że swoim kazaniem autor, według jego teorii, sam siebie naraża na "dostanie w ryja od Jezusa" ponieważ obraża "mniej kochających" którzy swoją dezaprobatą co do herezji, zwiedzeń i odstepstwa obrażają "bardziej kochajacych". Którzy "obrażając" są na innym etapie swojej drogi pod lub z góry. Według tak postwionej sprawy trzeba by powoedzieć, że np mało kochąjacy i obrażający Jan Hus i inni reformatorzy którzy zostali zamordowani przez bardziej kochających narazili się, poprzez swoją postawę i "obrażajace" wypowiedzi na niezłe mordobicie ze strony Jezusa.
Kaznodzieja ma takie dziwne przekonanie, że w kościele jest tylko jedna dominująca herezja będąca matką wszystkich problemów, a jest nią "mówienie innym, że robią coś źle".
Ale doprecyzujmy to.

Kaznodzieja naucza, że:
1. Świętość kościoła nie wyraża się w przestrzeganiu przykazań (dokładniej, to różnie naucza na ten temat i pewnie by się z tego zarzutu łatwo wybronił. Albo ja jestem taki głupi, że go nie rozumiem, albo jego nauczanie w tym temacie jest tak pokręcone.)
2. Jezus potępia tylko "faryzeuszów", więc jeśli ktoś został zakwalifikowany do tej grupy, to nie ma prawa sugerować, nawet na podstawie Biblii, że ktoś inny coś źle robi (no bo Jezus ich nie potępia, jeśli są przeciwnikami "faryzeuszów").
3. "Faryzeuszem" jest każdy, kto mówi innym, że robią coś złego, chyba że:
a) jest przywódcą kościoła zwracającym się do swoich wiernych.
b) zgadza się z wizją kościoła według poglądów kaznodziei.
4. Szczególnie godni potępienia są "faryzeusze":
a) nie uznający wizji kościoła według poglądów kaznodziei.
b) nie angażujący się w służbę zgodną z wizją kościoła według poglądów kaznodziei ("nic nie robią, tylko się wymądrzają").
c) Ludzie, których służba nie przynosi takich rezultatów, co służba kaznodziei
d) Krytykujący to, co zachęca ludzi do przyjścia do kościoła.
5. Wszyscy "faryzeusze" są obłudni i napominają ludzi z nieczystych pobudek.
6. Każdy faryzeusz jest większym grzesznikiem od kaznodziei i jego wiernych, tak bardzo opanowanym przez pożądliwości, że walczy z grzechem w kościele, bo jest mu żal, że inni grzeszą, a on nie może.
7. Ludzie nie zgadzający się z wizją kościoła według kaznodziei nie mają prawa się wypowiadać w sprawie tej wizji, chyba, że są liderami jego kościoła i współpracownikami zaangażowanymi w działalność, co do której mają obiekcje (np. tylko ewangelista może się wypowiadać w sprawie ewangelizacji)..., ale by zostać liderem kościoła trzeba zadeklarować zgadzanie się z wizją (kiedy sugerowałem, że to jest jak rzymski pryncypat, gdzie cesarz mógł być odwołany przez senat, ale sam ustalał skład senatu... szkoda pisać... ogólnie poleciały wtedy wyzwiska od przywódców, ale i tak ludzie przyznali im rację)
8. Cała działalność kościoła jest nastawiona na przyciąganie ludzi na spotkania. Jeśli chodzi o ewangelizację, to praktycznie wszystkie skuteczne metody są dozwolone. Kazania niedzielne mają być, krótkie, przystępne i przyjemne, przedstawiające najbardziej pozytywną stronę chrześcijaństwa, zapoznające z wizją kościoła i motywujące do pozostania w tym jedynym najlepszym kościele i zaangażowania się w pracę. Wszystko co mogłoby w ewangelii kogokolwiek zniechęcić lub zgorszyć, np. dary Ducha Świętego, poważniejsze nauczania o uczniostwie, grzechu, itp. są zakazane na ogólnodostępnych spotkaniach.
9. Każde postępowanie niezgodne z wizją kościoła jest grzechem i jest "bez miłości".
10. Chrześcijanin nie chce grzeszyć (co jest częścią prawdy), więc... nie trzeba w kościołach napominać ludzi publicznie i mówić o grzechu w kazaniach, chyba, że krytykuje się "faryzejstwo".
aolsza napisał(a):
Same stwierdzenie "dostać w mordę od Jezusa" wypowiedziane przez pastora i to do gimnazjalistów uważam za dalece niestosowne.
To celowe działanie. Zawsze używa niestosownych i obraźliwych słów tylko do opisu "tych złych". Robi to takie wrażenie, że jak już taki kulturalny i wykształcony człowiek niestosownie się o kimś wyraża, to ten zły człowiek musi być na prawdę zły.
Ogólnie jak ktoś czytał książki Ricka Warrena i Billa Hybelsa, to już wie mniej więcej o co mi chodzi.