Nauczyłem się, że im bardziej człowiek coś komplikuje, tym dalej to jest od Boga. W Słowie Bożym mamy proste wytyczne. W ostatnich latach widzę, że coraz częściej trzeba wracać do podstawowej sprawy: Czy człowiek mający takie problemy w ogóle narodził się na nowo. Następnie, czy odpuścił swoim winowajcom (do tego nie są potrzebne żadne zespoły specjalistów), czy trwa w Słowie Bożym, czy się nie zanieczyszcza miłością do tego świata... to jest wszystko napisane.
Często jest tak, że mamy problem z CZEKANIEM.
"Zaufaj Panu i czyń dobrze, Mieszkaj w kraju i dbaj o wierność! Rozkoszuj się Panem, A da ci, czego życzy sobie serce twoje! Powierz Panu drogę swoją, Zaufaj mu, a On wszystko dobrze uczyni. Wyniesie jak światło sprawiedliwość twoją, A prawo twoje jak słońce w południe. Zdaj się w milczeniu na Pana i złóż w nim nadzieję" [Ps. 37:3-7]
Często traktujemy Boga jak poganie, którzy uważają, że Bóg jest po to, żeby im służyć. Tym czasem po "rozłożeniu wszystkiego na czynniki pierwsze" zawsze dochodzę to tej samej prawdy:
"Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane" [Mat. 6:33]
I łapię się na tym, że znowu robiłem odwrotnie. I znowu pokutuję. I wracam na drogi Pańskie.
"Poczucie, że się do niczego nie nadaje"? I słusznie! My się NAPRAWDĘ niczego się nie nadajemy. Dlatego potrzebujemy Bożej łaski, że bez Pana nic nie możemy. On nas umiłował mimo, że do niczego się nie nadajemy. I tylko On nadaje nam sens życia, wartość, a my nawet jeśli skończymy naszą służbę i bieg ukończymy, winniśmy powiedzieć:
"Sługami nieużytecznymi jesteśmy, bo co winniśmy byli uczynić, uczyniliśmy" [Łuk. 17:10]
Po prostu zbyt często koncentrujemy się na swoim "ja", zamiast dać je Bogu ukrzyżować i zamiast pytać Go, co może zrobić dla mnie, zapytać odwrotnie. Z tej perspektywy zaczynamy inaczej widzieć zarówno siebie jak potrzeby innych.
|