szelka napisał(a):
Myślę, że każdy z nas chodząc z Bogiem uczy się języka, którym Bóg mówi do niego i jest to bardzo osobiste. Doświadczenia wiary, okoliczności życia, odpowiedzi na modlitwę kształtują nas w określony sposób.
Oj, tak. Święta prawda. I choć z jednej strony jest to cudowne, bo wiara jest przeżywana a Bóg taki konkretny, to z drugiej jest w tym dla nas pułapka. Nie wolno nam z naszego doświadczenia uczynić kanonu dla innych, a niestety tak ludzie robią. I to również nauczyciele, prorocy itp. Potem głoszą to jako obowiązującą doktrynę albo piszą książkę i tworzy się nowa księga Biblii.

. Dlatego myślę, że jest niezbędne poddawanie tego naszego doświadczenia po osąd Słowa. Czy to, że ja jestem za każdym razem uzdrawiana, kiedy proszę, jest potwierdzeniem biblijnej normy, czy raczej to jest moje indywidualne prowadzenie, którego Biblia nie obala, bo wiemy z niej, że Bóg często uzdrawiał? Czy daje mi to prawo obiecywać innym, że ich Bóg też za każdym razem uzdrowi? Na pewno nie!
Też wyznaję charyzmatyzm nieodlotowy (piękny termin)

. Bo cuda i znaki nie są celem Bożego działania. Jego celem jest przede wszystkim nasze uświęcenie. Bóg jest najbardziej zainteresowany tym, w jakim stopniu jesteśmy podobni do Jego Syna, oddzieleni od brudów świata i prawdziwie wolni. Jeśli będzie trzeba, odbierze nam wszelkie błogosławieństwo i zdrowie i nawet urwie rękę, żeby nas ratować od nas samych i będzie dochodził na nas swojej świętości. A jednocześnie będzie okazywał miłosierdzie, jak w każdym sądzie, póki się nie poddamy (mam na myśli postawę uporu i tępego trwania we własnym egoizmie).
szelka napisał(a):
... Bóg czyni cuda i dzisiaj, czynił je dla mnie i moich braci i sióstr, ale nie są to cuda tej rangi, co w czasach, kiedy Jezus chodził po ziemi i miały one autoryzować Jego osobę i poselstwo. A zatem czyni je w taki sposób, aby pozostać Bogiem ukrytym dla niewierzących, jednak w sposób zrozumiały i jednoznaczny dla wierzących, tak aby mógł zostać uwielbiony przez patrzących oczyma wiary.
Też mi się tak wydaje, choć z drugiej strony brak mocy w kościele, jaki oglądamy dookoła. Dodałabym zatem może jedno "ale". Znaki i cuda miały towarzyszyć głoszeniu ewangelii - taka jest obietnica samego Jezusa. Wiem, że takie rzeczy dzieją się czasem w Afryce, Azji czy innych "zapadłych" miejscach, gdzie światło ewangelii jeszcze nie dotarło. Są wskrzeszenia z martwych, cuda uzdrowień (ponoć w Indonezji ludzie doświadczyli chodzenia po wodzie, kiedy szli gdzieś z Bożym poselstwem - ale to było na wyraźny Boży głos). Myślę, że Europa nie jest miarodajnym wyznacznikiem bo to miejsce, gdzie ludzie już dawno wyrzekli się świadomie Boga. Myślę o kulturze, moralności obyczajowej i filozofii. My byśmy chcieli, żeby Bóg z wielka mocą "powalił" tych pogan przez znaki i cuda, a to dziecinne jest. Jakby takie fajerwerki miały ludzi do Jezusa ciągnąć, to szybko by się ten ogień wypalił.
szelka napisał(a):
Ale nie mogę się zgodzić na odwodzenie ludzi od leczenia tradycyjnego, po to żeby "wymusić" na Bogu cud uzdrowienia.
I słusznie, godzić się nie wolno, bo to zwiedzenie jest i swoista arogancja. Nie wiem, czy ludzie sobie zdają z tego sprawę, że w naszej naturze jest taka bezczelność wobec Stwórcy - takie właśnie próby manipulacji - niby za pomocą wiary. Ja nie mówię o prawdziwej ufności w obliczu bezradności i naprawdę ciężkich problemów. Mam taką znajoma siostrę, której całe życie przebiega w cieniu nawracających naprawdę ciężkich nieraz chorób i komplikacji zdrowotnych. Przeszła kilka operacji, ma powycinanie różne rzeczy (nie powinna normalnie żyć) a funkcjonuje w miarę normalnie. I ona ma takie swoje cuda z Jezusem ale to jest własnie w takim poddaniu i pokorze wobec Jego woli. I nie ma żadnego unikania szpitali czy leków, choć w niektórych przypadkach ona porzuciła leki, bo jej szkodziły a Pan jej dał ufność, że ją podtrzyma. I tak się dzieje. Choć wyniki ma ta siostra złe, to samopoczucie dobre w miarę. Doświadczyła kiedyś uzdrowienia w przeciągu jednej nocy - jej mąż miał prowadzenie, jak się modlić i Bóg przyszedł z cudem do nich. A dodam, że to był rak i ona umierała.
szelka napisał(a):
Trochę boli fakt, że dla ludzi, którzy wierzą inaczej i nieustannie proklamują cuda, moje poglądy będą zawsze głosem niewiary, nawet jeśli obiecywany cud się nie wydarzył. Oni nadal mają rację...i tego nie mogę zrozumieć.
Mnie to kompletnie nie rusza, ponieważ nie biorę osądu takich ludzi pod uwagę.

Przeraża mnie bardziej to, że idą po równi pochyłej.