Witam wszystkich,
Dzis napisze o czymś bardzo ważnym o czymś co było sensem mojego życia przez ostatnie 7 i pół roku... w głowie kłębia sie mysli,
aż sam niewiem od czego zaczac, wiec moze zaczne od poczatku.
Wszystko zaczęło sie 6 czerwca 2006 roku. To był wtorek. Bez zagladania w kalendarz pamietam to jak dzis.
Pamiętam siebie jak siedze na lekcji jezyka francuskiego ( w sali od fizyki) w liceum ogólnokształcącym i przeżywam ekscytacje
na mysl o tym co stanie sie gdy wróce do domu. Słowa nauczycielki w ogóle do mnie nie docierały tak bardzo byłem przejęty tym
co miało sie wydarzyc po powrocie ze szkoły. Jednak wtedy jeszcze nie wiedziałem , ze tego dnia oddam pokłon bożkowi którego stworzyłem
we własnych myślach i ze poswiece mu 7 i pół roku swojego życia obrazajac w ten sposób Jedynego Boga.
Za nim po raz piewrwszy zdradze czym tak bardzo sie pasjonowałem tamtego dnia musze nakreślic jedna bardzo istotną rzecz,
ja przez te 7 i pół roku nigdy ale to nigdy nie miałem swiadomosci tego że to jest złe i bardzo obraza Boga,
dlatego jeśli ktos chciałby we mnie rzucic kamieniem , ze: " jak to, przeciez to jest oczywiste , ze to było złe w oczach Boga"
To ja naprawde zarzekam sie , ze nie wiedziałem nie miałem śwadomosci tego, klapki na oczach które dopiero około 2 miesiace temu
Bóg zdjał z mych oczu i ujrzałem cała obrzydliwosc mojego postepowania.
A wiec Wracajac 6 czerwiec 2006 rok był moim pierwszym dniem na siłowni.
Miałem ogromne pragnienie aby rozbudowac swoje ciało, wyrzeźbic je aby było piekne i kuszące.
Tak wiec z ogromna pasja ropocząłem treningi.na początku robiłem to bez zadnej wiedzy, poźniej zaczałem czytac, interesowac sie tym coraz bardziej
jak w szybkim tempie stac sie cielesnym bogiem. Chciałem to osiagnac jak najszybciej poniewaz piekne ciało uznawałem za klucz do
super życia, pełnego uciech i rozpusty. Tak zgadza sie to był jeden z powodów dla którego zacząłem te przeklęte cwiczenia,
chciałem prowadzic zycie rozwiazłe, im wiecej kobiet tym lepiej. Całe życie przeżyc z jedną kobieta to była fikcja, cos nie realnego.
Drugim zas powodem było to , ze chciałem aby ludzie sie mnie bali. Aby osiagnac swoje cele jak najszybciej poświecałem coraz to wiecej czasu na cwiczenia.
Skończyłem liceum gdy miałem juz rok stazu na siłowni i pewna wiedze na te tematy. Wiedziałem juz , ze aby móc efektywnie rozbudowac miesnie ja potrzebuje odpowiedniej diety
czyli jedzenia a wiadomo , ze to kosztuje wiec wniosek był jeden: musze isc do pracy.
I tu chciałbym zaznaczyc , ze do pracy poszedłem tylko i wyłącznie ze wzgledu na siłownie i przyspieszenie osiagniecia swoich celów.
To była zwykła praca magazyniera na trzy zmiany. Mijały miesiace, pracowałem i cwiczyłem, jednak nie byłem zadowolony z sylwetki, chociaz juz pojawiały sie komentarze , ze nieźle wygladam
to jednak ja tego nie mogłem dostrzec. Wiec cwiczyłem coraz intensywniej, całe pensje wydawałem na odżywki dla sportowców, jak sobie teraz przypominam ile pieniedzy wydałem na te głupstwa to głowa boli
i strasznie mi wstyd, że ktos gdzies tam był głodny a ja swoją próznosc zaspokajałem. Wiec dałem sie omamic reklamom firm produkujacych odżywki ze pomoga mi one szybko
rozbudowac miesnie. gdy przeglądałem gazete , widziałem reklame odżywki którą reklamował napakowany meżczyzna a przy nim 2 piekne kobiety to przekaz dla mnie był jasny...
Tysiace złotych wyrzucone na te niby cudowne specyfiki i przyznam szczerze , że za to należała mi sie kara mam też nadzieje , ze kiedys będe mógł to wszystko zadoscuczynic.
Wydawane pieniadze motywowały mnie aby cwiczyc mocniej , zeby nic sie nie zmarnowało. Mój organizam zaczynał sie buntowac, gdyz cieżko pracowałem a do tego cieżkie treningi
mało snu... ale ja na to nie zważałem, bywało tak , ze przed nocna zmiana cwiczyłem a potem na noc do pracy gdzie byłem juz nie przytomny.
Przeciażenia były ogromne, po 8 godzinach snu ja wstawałem jakbym nie spał ani chwili, po prostu zadnej regeneracji i znów do pracy potem trening.
Ale ilez ciało ludzkie moze wytrzymywac takie obciazenia? nie ma sznas życ na takich obrotach zbyt długo i na konsekwencje nie trzeba było długo czekac.
Właśnie wtedy nastapił wybuch mojej choroby... tak właśnie wtedy zaatakowało mnie łzs, jestem pewien , ze bezposrednia przyczyna mojej choroby było moje prowadzenie sie,
natomiast pósrednia ręka Boga, to wszystko musiało sie stac abym sie opamiętał chociaż wtedy mimo wybuchu choroby nie miałem zamiaru sie opamietywac. Jeszcze nie...
Co ciekawe moja choroba wybuchła na miesiac przed odejsciem z pracy ponieważ kończyła mi sie umowa i całe szczescie bo to była praca z ludźmi
a ja wygladajac jak potwór nie dałbym rady obcowac z ludźmi i Bóg to wiedział dlatego chorobe dopuscił pod sam koniec umowy.
moja nastepna praca to ta cudem znaleziona ( czyt. przez Boga dana) o której pisałem w przedostanim poscie. Lepszej pracy na ten okres nie mogłem znaleźc.
Co wazne posune sie do tak smiałego twierdzenia , ze Bóg chciał abym ja dalej cwiczył, dlaczego? o tym napisze nieco później.
Mniej wiecej w tamtym czasie gdy podjałem ta druga prace rozpoczał sie proces karania, skończyło sie beztroskie życie a zaczeły problemy
z przerastajacą mnie chorobą oraz zaczynały sie dziac stany psychiczne o których pisałem juz wcześniej dlatego teraz pomine ten aspekt.
Bóg zaczał mnie uczyc chociaż ja dalej pasjonowałem sie cwiczeniami z jednej strony On zasiewał we mnie ziarna które powoli kiełkowały ale z drugiej strony ja wciaż byłem własnoscia swiata.
Nabawiłem sie kompletnej obsesji na punkcie własnego ciała, ja ważyłem sie 2 razy dziennie i wystarczyło że waga pokazała sto gram mniej niż dnia poprzedniego i juz byłem załamany,
wiec później zaczałem oszukiwac, przed ważeniem piłem wiecej wody aby waga tylko wykazała odrobine wiecej niz wczoraj ponieważ to oznaczało dla mnie jedno, większa waga= ja jestem większy. A gdy wykazała chocby 100 gram wiecej to byłem przeszczęśliwy
i czego wtedy nie wiedziałem całkowicie zaplatany w sidła sztana.Całkowicie sie odizolowałem od społeczeństwa. Straszliwie sie objadałem , aby byc coraz wiekszym, aż brzuch pękał, autentycznie jadłem za 3 dorosłe osoby.
Po kilku latach tej mordęgi wreszcie osiagnałem zadowalajace efekty chociaz nie do końca bo wciaz chciałem byc wiekszy i wiekszy ale już tam pewien wyglad miałem,
jednak Bóg w swej madrosci zesłał wtedy na mnie kolejną chorobe.
Obrzucił mnie wstrętnymi krostami, masakrycznie to wygladało , piekne wyrzeźbione ciało obsypane wielkimi krostami.
Tak teraz wiem , ze Bóg nasz zabezpieczył mnie w ten sposób ponieważ w tamtym czasie ja juz byłem niemal gotowy do rozpoczecia łowów i pewnie moje zycie stałoby sie bardzo nieczyste, a tu niestety pojawił sie problem
którego nie brałem nigdy pod uwage. Przecież miało byc tak , ze najpierw buduje ciało a później korzystam z życia.
A tymczasem jest to nie mozliwe poniewaz sam siebie sie brzydziłem a co tu mówic o kobietach. To mnie załamało tyle lat poswieceń i to wszystko na marne.
świat zaczął mi sie walic, jedyny sens mojego życia nie przyniósł oczekiwanch rezultatów.To wszytsko mnie tak przytłaczało , ze chciałem popełnic samobójstwo
jednak bałem sie tego straszliwie. Bałem sie przeciac zyły lub w inny drastyczne sposób odebrac sobie życie. Nie bałem sie zabic tylko w jeden jedyny sposób, wiecie jaki?
Śmierc głodowa, chciałem sie położyc i w ramach buntu nie jesc i nie pic ale zaczeła mnie przerazac myśl , ze ja nie moge tego zrobic bo jeśli nie zjem na czas posiłku to... schudne...
tak wtedy sobie uświadomiłem , ze to juz nie jest pasja to jest nałóg i nawet gdbym chciał to nie moge z tego wyjsc. Przeraźliwie bałem sie utraty tak cieżko wypracowanych miesni, prosiłem Boga o smierc, wolałem umierac niz znów byc szczupłym
małym chłopcem. Wtedy juz Bóg nieco naprostował moje mysli odnosnie kobiet, wiec zaczałem czuc sie samotny i prosic o chociażby jedna kobiete... przepraszam ja nie prosiłem tylko błagałem.
Jednak Bóg powiedział "chciałeś miec wiele kobiet to nie będziesz miec zadnej". Tak sobie myślałem , ze On tak myśli...
Przestałem sie pasjonowac ciałem , zacząłem nie nawidziec tego ale musiałem dalej cwiczyc ponieważ panicznie bałem sie wyszczuplec.
Wciaz słyszałem głos " jak przestaniesz cwiczyc bedziesz nikim , jaka kobieta spojrzy na takiego chudzielca"
Swoja wartosc jako człowieka widziałem w mieśniach, stałęm sie niewolnikiem, utraciłem wolnosc...
gdy wracałem z pracy cwiczyłem o 23, potem juz nie miałem siły i modlitwy sobie odpuszczałem.
Naprawde wiele razy cwiczyłem kosztem modlitwy i relacji z Bogiem. ze strachu przed strata miesni przez 7 i pół roku trening odpusciłem moze ze 3 razy, chociaż odpuszczeniem to cieżko nazwac ponieważ robiłem go w innym terminie.
Natomiast modlitwe odpuscic nie było dla mnie zadnym problemem. I ciagle ten głos we mnie wołajacy " Twoja wartosc to Twoje miesnie- tracisz miesnie, tracisz wartosc".
Zaczynałem załowac , ze kiedykolwiek zacząłem te przeklete cwiczenie ale na nic sie to zdawało bo siedziałem w tym po uszy.
Miałem wyznaczona ilosc posiłków w ciagu dnia które musiałem zjeśc, odczuwanie głodu nie miało tu zadnego znaczenia
ponieważ na siłe nabijałem kalorie. Często bywało tak , ze ostatni posiłek wypadał o północy po zjedzeniu którego niemal odrazu szedłem spac aby cokolwiek zaznac snu poniewaz rano musiałem isc do pracy, pobudka o 5.
W najgorszych momentach ostatni posiłek zjadałem nawet o 3 w nocy... z przejedzenie nie mogłem spac... dno dna...
W tym czasie byłem juz dosc mocno zżyty z Bogiem, gdy sie nie modliłem to sie nie modliłem ale gdy to robiłem to poświecałem całe dnie.
Poświecałem mu coraz wiecej mojego zycia, przyznawałem sie do kolejnych grzechów. Cały ten okres był naznaczony tym potwornym cierpieniem o którym pisałem.
Przyjmowałem coraz wiecej Bożych nauk.Aż do momentu kiedy Bogu oddałem wszystko co było we mnie z tego swiata... prawie wszystko...
I wtedy mówiłem :Boze przecież oddałęm Ci wszystko, dlaczego nie chcesz mnie uzdrowic , dlaczego nie chcesz zaradzic mojej samotnosci( juz wtedy miałem całkowicie wybita z głowy poligamie) tylko jedna jedyna kobiete pragne.
I wtedy nasze mysli zbiegały sie na tym jednym aspekcie mojego zycia- cwiczenie , kult ciała jednak bez żadnych sugestii ze strony Boga wiec ja pospiesznie dodawałem: " oddałem ci wszystko co MOGŁEM oddac
nic wiecej nie mam. I na tym sie kończyło. Oj wiele razy tak było gdy wypominałem Bogu , ze wszystko mu oddałem a On nie chce mi pomóc i za każdym razem nasze mysli zbiegały sie na cwiczeniach wiec ja
znów pospiesznie dodawałem:" oddałem wszystko co mogłem oddac, wiecej nie mam" Dajac Bogu do zrozumienia , ze ten dział mojego zycia jest nie tykalny i ze dla niego nie zrezygnuje z cwiczen.
To były czasy przeogromnego cierpienia i nigdzie nie mogłem uciec, nie jadł bym i nie pił ale tak bardzo bałem sie , ze bede szczuplutki i ten głos" ze bede zupełnie bez wartosci.
Poddałbym sie juz dawno gdyby nie te cwiczenia wiec czy chciałem czy nie musiałem rano zciagac sie z łóżka i do pracy. Po prostu musiałem, byłem zmuszany do zycia.
Chociaż nienawidziłem już cwiczyc to musiałem pracowac aby dalej to robic. Wtedy zarzucałem Bogu , ze On zmusza mnie do życia. I wiem , ze On sie tym posłuzył poniewaz ja nie mogłem Mu uciec,
watpie czy ktoś z was pojmie jak poteżny był mój strach przed strata miesni. Ja wiedziałem , ze nie bede jesc ani pic po to aby umrzec ale nie do przeskoczenia były dla mnie te dni zanim to by sie stało , gdyz najpierw musiałbym patrzec jak
chudne a pewnie i tak rodzina nie pozowliła by mi umrzec z głodu wzywajac karetke wiec wychudł bym tylko przez ten czas. Kompletna porazka , nałóg całkowity , zaplątałem sie bez wyjscia.
Co wazne nigdy nie poprosiłem" Boze pomóz , zabierz to ode mnie", nigdy nie dałem przyzwolenia na ingerencje Boga w ten rejon, On nie miał tam wstepu i bardzo tego przestrzegał.
Przez 7 i pół roku ja nie miałem swiadomosci , ze to jest złe, ze moje cwiczenia stały sie moim bożkiem. Błagałem Boga o pomoc i ratunek, przede wszystkim uzdrowienie ale swoje modlitwy przede wszystkim zanosiłem do swojego bożka czyli sztangi.
Ją błagałem : znajdź mi żone, zaradź mojej smotności... a sztanga odpowiadała " cwicz wiecej gdyz żadna kobieta nie zechce takiego wychudzonego chłoptasia, badź meżczyzna, prawdziwym
silnym brutalem a wnet Ci znajde zone". Domyslam sie kto mi podsuwał takie mysli...
Ja oślepłem całkowicie, juz nic nie widziałem , cierpieniem sie stałem, psychiczne udręki były nie do zniesienia i nie było ucieczki.
Zupełnie nie wiedziałem co sie ze mna dzieje, zaczynałem podejrzewac jakieś zniewolenia a nawet opętania. Nadzieje umarła całkowicie ze kiedykolwiek zaznam szcześcia,
nawet w nocy byłem dreczony, ciągłe zrywanie sie z łóżka z sercem tak bijacym jakbym poniósł straszny wysiłek. Jakbym biegał przed chwilą albo cwiczył.
Przedsionek piekła chcociaz dla mnie był to sam środek piekła.To wszystko trwało przez długie lata. To prawie 1/3 mojego zycia.
Gdy około 2 miesiace temu poszedłem jak zwykle z ogromna niechecia na swój trening nie przeczuwałem co takiego sie wydarzy na jego końcu.
Zacząłem cwiczyc z każdą kolejna seria narastał we mnie nie pokój, złosc, frustracja, wszystkie negatywne emocje zaczęły mnie uderzac, myslałem , ze zwariuję
gdy kończyłem trening to było juz absolutnie nie do utrzymania i wtedy w gaszczu tych wszystkich emocji pojawiła sie mysl " nadszedł czas"
uderzyło mnie to ponieważ wiedziałem o co chodzi... ze łzami w oczach,nagle przyparty do muru, bez mozliwości ucieczki, zupełnie nie przygotowany, zdruzgotany całym swoim życiem, powiedziałem : "tak" wrecz wykrzyczałem " zgadzam sie !!!! "
" zgadzam sie !!! nie bede juz cwiczyc, zabierz to ode mnie, nie chce juz tego robic, pozwalam, całym sercem pozwalam, Boże"
Musze powiedziec , ze Bóg siła wyrwał ze mnie zgode dopuszczajac te psychiczne stany , udreczenie , tak naprawde moje kruche ciałko i psychika nie były w stanie juz funkcjonowac
i On o tym wiedział, ale nie mógł interweniowac bez mojej zgody, przed udzielenie której tak bardzo sie wzbraniałem, chwile przed tymi wydarzeniami ja juz zaczynałem uciekac w alkohol gdy przez 5 lat byłem całkowitym abstynentem i wrogiem alkoholu.
I tak po raz pierwszy od 7 i pół roku , zapragnałem szczerze zaprzestac cwiczen, zapragnałem uwolnienia od nałogu. Na początku to była pasja a gdy sie zorientowałem
ze juz mnie to nie kreci( Bóg mi to wybił z głowy) to okazało sie , ze nie umiem z tego wyjśc. Ja pusciłem ale to teraz trzymało mnie.
Gdy wykrzyczałem , ze zgadzam sie na interwencje Boga, że juz nie chce cwiczyc mój stan psychiczny błyskawicznie sie odmienił , dosłownie trwało to chwile i juz nie czułem sie
źle a wrecz przeciwnie, spadły ze mnie cieżary...
Kolejne dni były super, powoli , nawet bardzo powoli zaczęło do mnie dochodzic co ja tak naprawde robiłem,
pojawiały mi sie myśli" prosiłem Boga o pomoc a bozkowi biłem pokłony i na każdej modlitwie( treningu) sie u niego stawiałem, jemu ufałem , ze on mi znajdzie żone poprzez mój piekny wyglad.
Nie mozna dwóm panom służyc. Wiec zaczynałem nie śmiało prosic Jezusa o uwolnienie od cwiczeń i kultu ciała. Powoli tez zacząłem odejmowac sobie ilosc spedzanego czasu na siłowni, ponieważ nie rzuciłem tego całkowicie,
chciałem stopniowo zmniejszczac ilosc cwiczeń aby nie doznac szoku, z bardzo umieśnionego człowieka do szczupłej postury. I tak powoli powoli odejmowałem, jednak patrząc w lustro zacząłem zauważac , ze chudne i to dosyc szybko, mieśnie zaczynaja zanikac nie cwiczone intensywnie.
I ciągle ten głos w głowie "stajesz sie nikim, teraz to juz zapomnij o żonie, zadna kobieta na Ciebie nie spojrzy pij alkohol, wygladaj jak meżczyzna, lepiej Ci umrzec niz sie poddac a umrzesz w chwale ,ze byłeś twardy aż do końca"
ja sie przestraszyłem i troche zapomniałem , ze to jest złe w oczach Boga i znów zacząłem sobie dodawac cwiczeń, nie mogłem patrzec jak szczupleje. Wojna w głowie trwała...
Odpowiedź Boga była natychmiastowa, znów dopuscił dreczenie psychiczne na mnie ale ja w ogóle nie wiazałem tego z tym ze znów zacząłem brnac w cwiczenia, kompletnie nie wiedziałem
o co znowu chodzi...Mój stan psychiczny był coraz gorszy, sięgnąłem po alkohol nie wiedziałem co sie dzieje, efektem czego był m.in. 6 grudzień który opisałem w swoim pierwszym poscie.
Upiłęm sie trasznie i na własna reke szukałem przyjaźni wsród ludzi z druzgocącym skutkiem. To było 5 razy gdy strasznie sie upiłem , jednak wiem , ze i to były dopustem Boga ponieważ dzieki tym alkoholowym wojażom zrozumiałem pewną rzecz o czym napisze za chwile.
Po powrocie do domu 6 grudnia jescze bedąc pod wpływem zacząłem czytac forum ulica prosta, robiłem to takze przez kolejne dni az wreszcie trafiłem na pewien wątek
a właściwie post pewnej uzytkowniczki który poraził mnie straszliwie, niczym strzała, przeszedł i ugodził w samo serce.
Post tej użytkowiniczki potraktowałem jakby Bóg do mnie przemówił jej ustami. użytkowniczka ta to Mama Muminka i pozwole sobie teraz zacytowac jej post:
Cytuj:
Tak, pasje są w naszym życiu "bożkami". Samo słowo "pasja" jest bliskoznaczne z pojęciem "namiętność". W pasję wkładasz serce, środki,
inwestujesz marzenia. Musisz jej się oddać, jeżeli ma coś z tego wyjść. Musisz poświęcić inne rzeczy, żeby móc ją rozwijać. Nie mówię,
że każde hobby tak działa - nie. Ale pasja, to coś więcej niż zwykłe hobby. To drugie jest czymś, co szczególnie lubisz ale nie poświęcasz się
temu. Co do priorytetów, to pasje są z definicji pierwsze, albo przynajmniej "obok" Boga. Tu się kłania pierwsze przykazanie. Mogę jeszcze poprzeć moim świadectwem.
Tez miałam pasje i nie byłam w stanie się do nich zdystansować - pochłaniały mój talent, cały wolny czas (nieraz) i dawały mi ogromną twórczą satysfakcję.
Uszczęśliwiały mnie. Uciekałam do nich. nie muszą mówić, że był to fatalny czas dla mojego życia duchowego. Modliłam się: "Boże, czemu tak głucho, tak bym chciała,
żebyś coś zmienił". A wiesz, co Bóg mi na to powiedział? Że spalam kadzidła nicościom. Dosłownie tak. Kiedy pokutowałam i po jakimś czasie zrozumiałam te mechanizmy,
nie mam żadnych tęsknot i nie chcę, żeby coś mnie "spełniało".
Te słowa uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba i owszem ja juz wcześniej przy pierwszej mojej zgodzie aby Bóg zabrał ten nałóg mój, wiedziałem
że pasja stała sie moim bozkiem ale to były tylko mysli a tu nagle miałem wypisane wszystko litera po literze...
W mojej głowie dudniło zdanie "palenie kadzideł nicosciom" zdałem sobie sprawe , ze przez 7 i pół roku z pasja paliłem kadzidła nicościom.
To zdanie które napisała Mama Muminka szczególnie odbijało sie we mnie echem. Tak bardzo mnie to uderzyło , ze powiedziałem sobie: " o, nie tym razem juz nie odpuscze"
zaczeło do mnie dochodzic coraz bardziej jak obrazałem Boga kultywujac swoje ciało przed duchem, oddawałem cześc bozkowi który nic nie może i jest nicoscia.
Załuje strasznie i przepraszam Boga. Po przeczytaniu postu Mamy Muminka i przyjęciu tego co napisała za prawde oraz ostatecznej decyzji o zerwaniu z tym przekleństwem natychmiast zaznałem spokoju.
Prosze Boga aby mi pomógł zwalczyc te cwiczenie poniewaz wiem , ze sam nie dam rady tego zrobic. Ja zepsułem a Ty Boze napraw.
I wiecie co dzieje sie cud, ja tego nie pojmuje, ale zmniejszyłem ilosc cwiczeń o połowe i... nic, czuje spokój, widze , ze moje ciało szczupleje i... nic czuje spokój.
Jednak wiem , ze potrzebuje dalszej modlitwy aby całkowicie wyzbyc sie nałogu. Czuje jak Bóg mnie leczy, cos co nie było mozliwe przez 7 i pół roku teraz staje sie faktem.
I tak to sobie tłumacze jak Bóg mówi do mnie:" widzisz tak bardzo chciałeś podobac sie światu a gdy jesteś w potrzebie nikt Cie nie widzi i nikt nie słyszy, przyjdź do mnie"
I teraz dzieki temu gdy słysze chociaz juz bardzo słabo głos" jesteś nikim, kompletne zero, bez miesni nic nie znaczysz" to odpowiadam sobie trudno, czas rozwijac "duchowe miesnie"
aby Bogu sie podobac, dosc juz nagrzeszyłem przeciw Niemu... i głos ten zaraz milknie... chociaz czasami miewam jeszcze takie mysli...
Nie wierze , ze ja kończe cos co myslałęm , ze juz nigdy nie da mi spokoju, dla mnie jest to absolutny cud ponieważ wiem jak przeraźliwie bałem sie straty mieśni.
Ja umieram... ja po prostu umieram... to była ostatnia rzecz której nie chciałem oddac Bogu i ostatnia rzecz która trzymała mnie przy życiu, zaczynam odczuwac wolnosc,
moje kajdany zaczynaja pękac, nie wierze , ze to sie dzieje , czuje , ze w moim życiu coś sie kończy ... ja całkowicie umieram dla swiata właśnie teraz , grudzień rok 2013
Jednak wszystko to zasługa jest Boga Najwyzszego, przez śmierc pana Jezusa który oczyscił mnie z grzechu.
Niewiem czy ta wiadomosc zmieści sie jako jeden post a jeśli nie to wkleje ja w dwóch wiadomościach poniewaz jest dosyc długa
chociaż to przeogromny skrót tych wszystkich wydarzeń.
wszystko to dzieje sie teraz wiec bede mógł pisac tu na forum o tym na bieżąco.