Cytuj:
(akurat tylko Ty odpisujesz). Potrzebuję pomocy.
Mi się wydaje, że nie ma tu lasu rąk z odpowiedziami, bo tak naprawdę ciężko jest w tym temacie doradzić. Dlaczego? Ano pewnie dlatego, że większość z nas ma podobne pytania co Ty, tylko w innych tematach. Bądź mądry i coś doradź.
Nie jesteś sama w tym wszystkim. To taki kraj i takie warunki. Niestety.
Czy to jest grzech, że pracuje się na czarno? To, że bierze się pieniądze, a nikt nie odprowadza podatków. Czy to jest grzech, gdy na umowie ma się np. 1700zł, a bierze się drugie tyle jeszcze do ręki? Czy to jest grzech gdy widzi się jak szef oszukuje inwestora, a ten przepłaca za coś?
Ja bym odpowiedział, że tak, bo: pracuje się na czarno w szarej strefie i nikt nie odprowadza z tego tytułu podatków - okrada się państwo, a biblia mówi nie kradnij - tak? Wypadałoby nie podejmować takiej pracy, żeby być uczciwym. Proste. To samo dotyczy się umów śmieciowych i wszystkiego co z tym związane. Grzech, bo...bo dalej się okrada swoje państwo. Czyż nie? Przecież na lewo zgarniam następne 1700 do ręki - jestem oszustem. Kłamać musisz, bo jeżeli ktoś gdzieś się spyta o zarobki, to wiadomo, mus powiedzieć prawdę. Prawdę

Zarabiam 1700

Ten co zadał pytanie jest usatysfakcjonowany i zadowolony, bo prawda ma się z prawdą na papierze. Nikt nie jest debilem i nie trzeba kończyć wielu szkół by wiedzieć, że wykwalifikowany monter np. wentylacji i klimatyzacji zarabia 1700 zł. To jest właśnie taki kraj, że jeden robi z siebie głupa zadając pytania, np. ktoś kontrolujący firmę, a inny rżnie głupa odpowiadając na pytania. Wszyscy wiedzą o co chodzi i wszyscy są zadowoleni, bo na papierze wszystko gra. Ale czy na pewno wszyscy? O nie! Ja nie jestem i nigdy nie byłem. Zwłaszcza jak byłem człowiekiem wierzącym. Tu robiły się we mnie poważne problemy i dylematy. No bo jak żyć? Jak funkcjonować w tym wszystkim? Ja się Tobie Owieczko nie dziwię. Nie dziwią mnie Twoje pytania i dylematy. Sam przez nie przechodzę, przechodziłem i przechodzić będę. Sam ledwo dyszałem i źle się czułem z przepracowania i wiem co to znaczy, być tak zmęczonym, że zaczyna się mówić o tym, że się potrzebuje pomocy. I to nie dlatego, że goniło się za kasą. Trzeba było robić, bo kazali i wyjścia nie było. Nie. Może i było. Można było odejść. Nie znalazłem mądrego, kto by umiał mi doradzić co i jak. Jak ten cały bałagan ogarnąć z życiem chrześcijańskim. Owszem. Byli tacy ludzie, co siedzieli na pensji w kościółku i się wymądrzali, że to należy tak, a siak i to i tamto. Raz się posłuchałem. No to miałem. Zęby na półkę i hulaj wiatr w lodówce, bo się grzecznie postawiłem tu i tam. To, że ja nie miałem co jeść, to jeszcze ścierpię ale, że moja córka chodziła do szkoły w czyiś rzeczach czy butach, to już miłe nie było. Był taki okres w naszym kraju (pamiętam jak dziś - około 2002 r.), że marzeniem było pracować na czarno za normalne pieniądze, bo o umowie to nawet nie można było wspominać. I co wtedy można było robić? Ja wybrałem życie takie jakie miałem. Miałem rodzinę i nie zastanawiałem się przez chwilę co mam robić. Robiłem wszędzie gdzie się dało i za tyle ile dawali, bo? Bo trzeba było żyć i żywić rodzinę. Wybór był prosty. Żyj lub giń.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Ci co tak dobrze doradzali, to później się nie pytali nawet czy mam na chleb.
Ja nie mam skrupułów i żyję w naszym pięknym kraju tak jak się żyje. Na niektóre sprawy naprawdę nie mam wpływu. O! Chociaż nie. Mogę nie pracować i być bezdomnym. Mogę opuścić rodzinę i mogę powiedzieć swojej córce: radź sobie sama, bo wiara moja nie pozwala mi funkcjonować w tym kraju. O tak, to chyba można. To nie o to chyba chodzi. Prawda?
Myślę, że nasz Pan wie o naszych dylematach i wie o naszych problemach. Wie o tym jak jest i wie również o tym, że aby tu żyć, to trzeba żyć w wielu przypadkach tak jak daje nam los.
Ja nie wiem jak to jest w oczach Pana to wszystko. Wiem jedno. To nie jest wszystko takie proste jakby mogło się wydawać. Proste to jest dla braci, którzy mają pełne brzuszki, i postawione rodziny i takie tam. Ja tam byłem człowiekiem z ulicy i wiem jak wygląda życie bez Boga. Wiem również jak wygląda życie z Nim. Chyba wiem, bo jeśli się okaże, że grzech to pobieranie większych pieniędzy za pracę niż są w dokumentach, to na pewno zawsze żyłem w grzechu. Marny mój los, bo nawet za ten grzech nie przepraszałem, a jeśli nie przepraszałem, to....to cały czas żyłem, żyję w grzechu i raczej mało prawdopodobne jest abym wtedy mógł przebywać w Jego obecności, bo przecież wszystkim wiadomo jak jest.
Myślałem kiedyś nad tym poważnie. Zastanawiałem się jak to ugryźć. Zawsze na myśl przychodził mi jeden wyraz: sumienie. Gdy grzeszyłem świadomie ( będąc wierzącym człowiekiem) zawsze miałem wyrzuty sumienia i bardzo szybko padałem na kolana i błagałem Boga o wybaczenie. Tak było i jest z grzechami. Do grzechów przykładałem rękę. Robiłem to świadomie, bez naciskania z zewnątrz, bez przymusu. Sam. Sam za siebie podejmowałem decyzje, a tu w tych sprawach nie podejmuję decyzji sam. Jestem w pewnym sensie postawiony pod mur. Nie dość, że stoi się często pod murem, to jeszcze żeby było mało, to ktoś potrafi złapać za szyję. Niestety. Taka jest smutna prawda. Takie są realia w naszym kraju.
Wiecie co? Ja nie wiem jak to jest ale wiem jedno. Nigdy nie miałem wyrzutów sumienia z takich powodów. Mówię jak jest. I nie wiem czy to jest dobrze czy źle. Szczerze powiedziawszy, to mało mnie to obchodzi, bo ja innego życia i innych realiów nie znam. Odkąd pamiętam, to zawsze takie wałki przechodziły w naszym kraju i zawsze była taka sama gadka: Jak Ci coś chłopie nie pasuje, to.....to wyjazd. Na Twoje miejsce jest czterech innych.
Takie jest życie po prostu.
Przykro mówić ale gdy się dowiedziałem, że moja córka nie długo wyjeżdża do pracy w Irlandii, to co mogłem Jej powiedzieć? Zostań? A po co? Nawet nie miałem argumentów by coś powiedzieć. Błogosławie Jej i życzę wszystkiego najlepszego na obcej ziemi. Tyle mogę
Kończąc ten post dodam na koniec tylko tyle. Takie życie znam i takie wiodę. Nie dane mi było mieć "lżej". Dziękuję Bogu codziennie za to, ze mogę iść do pracy, że mam jeszcze zdrowie, że mogę przyczynić się do tego, że córka nie musi pożyczać butów na zimę. Śmieszne może niektórym. Mi do śmiechu nie jest, bo każdy dzień, to tak naprawdę jedna wielka niewiadoma. Żyję z rodziną dzięki łasce Bożej, a jeżeli mi się to wszystko tylko wydaje, to wiecie co? To nawet nie będę miał pretensji do Boga, że mnie nie zechce kiedyś u siebie. Ja wyrok potępienia na siebie dawno wydałem. I tak żyję chociaż już dawno żyć nie powinienem.
Kiedyś czas pokaże jak to jest z tym sumieniem. Przekonam się na własnej skórze czy ktoś mnie tam zechce.
Owieczko moja droga. Wiem, że Ci tym postem w niczym nie pomogłem. Napisałem to po to, abyś wiedziała, że nie tylko Ty przechodzisz przez podobne dylematy. Czy podejmujemy w życiu słuszne decyzje? Nie wiem. Wiem, że innego życia nie znam, to żyję i dziękuję Bogu za to co mam.
Trzymaj się.