mateuszek napisał(a):
Jednak zastanawiam się ciągle jak odnosić się do sytuacji, kiedy widzimy, że ktoś nie robi czegoś, co jest jednoznacznie zakazane, ale grzeszy, bo utwierdza słabych w wierze w ich złym przekonaniu, jak opisał to Paweł w Rzym.14:1-23 i 1.Kor.8:1-13. W końcu jak ja się przypadkowo o tym dowiedziałem, to inni też mogą się dowiedzieć. Mi się często zdarzały takie sytuacje, że niby coś działo się w ukryciu, a tak na prawdę wszyscy o tym wiedzieli i "prywatnie" uważali, że tak nie powinno być, a nikt nic nie zrobił i każdy był oburzony jak się publicznie wspomniało o tej sprawie, nawet mówiąc ogólnie o grzechu, a nie konkretnie o osobie. Paweł pisze, żeby nie potępiać, ale przypominać o tym, że trzeba uważać, żeby nie być zgorszeniem dla innych. Tylko, że często takie "przypominanie" jest już uważane za "potępienie" i chyba stąd cały problem...
No, jeśli sprawa jest tzw. "tajemnicą Poliszynela" czyli wszyscy wiedzą, o co chodzi, to uważam, że można, a nawet trzeba nazwać po imieniu grzech - niekoniecznie konkretną osobę - i coś z tym zrobić. Czyli grzech należy potępić, a osoba powinna się upamiętać. Jestem zdania, że grzechy zamiecione pod dywan i tak zakwaszają cały zaczyn i właśnie o tym pisze Paweł w I Kor. 5:1-13, nie pozostawiając żadnej wątpliwości, co należy zrobić.
mateuszek napisał(a):
Na przykład ostatnio byłem przy rozmowie, gdzie jedni "liderzy" młodzieżowi napominali innych, którzy chodzili w nocy do różnych klubów, usprawiedliwiając się, że tylko nawiązują kontakty z ludźmi, aby łatwiej w przyszłości głosić im ewangelię... Nie uważali to za nic złego i nawet chwalili się zdjęciami z imprez.
Proszę Cię, powiedz, że robisz sobie tylko żarty albo że to jest jakaś teoretyczna ilustracja...
Kto tych "liderów" wybrał na liderów? Czy oni nie umieją czytać?
"Ponieważ więc Chrystus cierpiał w ciele, uzbrójcie się też i wy tą myślą, gdyż kto cieleśnie cierpiał, zaniechał grzechu, aby pozostały czas doczesnego życia poświęcić już nie ludzkim pożądliwościom, lecz woli Bożej. Dość bowiem, że w czasie minionym spełnialiście zachcianki pogańskie oddając się rozpuście, pożądliwości, pijaństwu, biesiadom, pijatykom i bezecnemu bałwochwalstwu. Przy tym dziwią się temu, że wy nie schodzicie się razem z nimi na takie lekkomyślne rozpusty, i oczerniają was. Zdadzą oni sprawę temu, który gotów jest sądzić żywych i umarłych" [I Piotra 4:1-5]mateuszek napisał(a):
Oczywiście nikt nie znał ich motywacji i wielu młodych wierzących było tym zgorszonych, szczególnie tych, co mieli kiedyś problemy z piciem alkoholu i całonocnymi zabawami. Całe "napominanie" odbyło się "publicznie", na spotkaniu modlitewnym, bo w końcu o problemie wiedzieli wszyscy. Wszyscy obecni przyznali rację napominającym (nawet jedna z osób, która wcześniej uczestniczyła w tym "gorszącym procederze"), a ci, którzy byli napominani oburzyli się strasznie, "bo przecież nie osądza się cudzego sługi w takich sprawach" - mówili powołując się na Rzym.14:4, nie dając sobie wytłumaczyć, że nam nie chodzi o konkretny czyn, tylko o gorszenie słabych. W końcu wyszło takie zamieszanie, że nawet ci, co napominali przepraszali tych winnych, że się do nich w ogóle odezwali. Po tym całym dziwnym wydarzeniu już sam nie wiem jak z takimi ludźmi, w takiej sytuacji rozmawiać.
To brzmi jak jakaś paranoja. W jakich sprawach nie osądza się cudzego sługi? W sprawach dotyczących wolności w spożywaniu mięsa oraz święceniu konkretnych dni zamiast szabatu i świąt żydowskich. W sprawach gorszenia maluczkich trzeba reagować. Czasem Rzym. 14 jest nadużywany przez grzeszników po to, żeby mieli wolność w czynieniu zła lub pozorów zła. Niestety, stosują oni często zasadę "najlepszą obroną jest atak" i uciszają słuszną krytykę, która powinna na nich spaść. Uważam, że źle się dzieje, gdy słusznie napominający muszą przepraszać grzeszników, że podnieśli problem. To daje legitymację do coraz większego rozpasania i ci sami ludzie mogą niedługo zacząć chodzić do domów publicznych zasłaniając się Rzym.14:1-23 i 1 Kor.8:1-13. To jest jakieś nieporozumienie.
mateuszek napisał(a):
A druga ciekawa sytuacja, to spotkałem się z takimi, którzy publicznie nauczali dziwnych nauk i byli oburzeni, że ktoś ich publicznie napomniał, prostował ich błędy i ostrzegał innych wierzących. Podobnie usprawiedliwiali się dobrymi intencjami (których przecież inni nie znają), powoływali się błędnie na "nie osądzanie cudzego sługi" i nazywali wszystkich napominających i ostrzegających przed ich nauczaniem "plotkarzami", "oszczercami", "odszczepieńcami", "faryzeuszami" itp. Oczywiście nie przyznawali się do błędu... i oskarżali napominających, że czepiają się szczegółów, tak bardzo, że "Pawła oskarżyli by o głoszenie taniej łaski, a Jakuba o legalizm". Tutaj niby sytuacja jest jasna, ale czasem winni tak sprytnie się tłumaczą, że ostatecznie ci, co napominali zostają uznani przez większość w kościele za grzeszników.
Niestety, wilki w owczych skórach potrafią odwrócić kota ogonem i zręcznie manipulować Pismem. Dlatego Pismo trzeba CZYTAĆ. Publicznie głoszone fałszywe nauki powinny być publicznie prostowane - tak, żeby najsłabsza owieczka w trzodzie nie wyszła w przekonaniu, że kłamstwo jest prawdą. Biada tym, którzy obracają prawdę w fałsz i jeszcze żądają przeprosin od tych, którzy słusznie reagują. Problemem nie jest fakt reakcji, tylko czasem jej sposób. Ale jak rozumiem tu chodziło o sam fakt.
mateuszek napisał(a):
W tych dwóch różnych sytuacjach ludzie byli podobnie oburzeni, że ich grzech nie został przemilczany, czyli "zakryty" w ich rozumieniu.
Zakrycie grzechu nie oznacza jego przemilczenie, tylko odpuszczenie. Co pokazaliśmy powyżej. Kościół, który "zakrywanie grzechów" rozumie jako zamiatanie ich pod dywan, sam sobie szkodzi, wpuszczając kwas do zaczynu w ilościach hurtowych.
mateuszek napisał(a):
Więc mamy taki problem, że ktoś z dobrymi motywacjami napomina, ale inni są zgorszeni, bo uznają to za coś złego, np. za plotkowanie. Z jednej strony to ci słabsi w wierze mogą nie rozumieć co to jest Biblijne napominanie z miłością, więc trzeba im to tłumaczyć, a z drugiej ci napominający są zgorszeniem dla tych słabych, którzy tego nie rozumieją, czasami nawet większym niż napominani grzesznicy. Czy może wtedy lepiej byłoby sprawę przemilczeć i napominać tylko na osobności?
Myślę, że przemilczanie sprawy jest właściwe wtedy, gdy nie szkodzi sprawie. Przy czym "sprawa" nie powinna być "moją racją" lecz dobrem kościoła, a szczególnie maluczkich. Dlatego nie powinniśmy chodzić za ludźmi i napominać ich dla własnego samopoczucia, że przyznają nam rację. A słabsi też mają Ewangelię i tam jest napisane o gorszeniu maluczkich. Zanim napominany nazwie napominającego "faryzeuszem", powinien przemyśleć konkretne zarzuty postawione w odpowiednim duchu.
mateuszek napisał(a):
Dzisiaj często tak bardzo idzie się z "duchem czasów", że "toleruje się wszystko z wyjątkiem nietolerancji" i uważa się wszelkie napomnienie za coś szczególnie nagannego, więc ludzie w kościołach mają gorszą opinię o napominających niż o grzesznikach. Nie mówiąc już o tym, że napominający też są niedoskonali i czasem napominają w niewłaściwy sposób, co jest używane jako wymówka, żeby ich nie słuchać, nawet jeśli się przyznają do swoich błędów (albo tym bardziej się nie słucha, bo wtedy... oskarża się ich o "obłudę" cytując Ew.Mat.7:1-5.
).
Niestety, mamy takie czasy, że nawet w Kościele wszystko zaczyna stać na głowie. "Nie ostoi się grzesznik w zgromadzeniu sprawiedliwych" [Ps. 1:5] - ale też "szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą bezbożnych, ani nie stoi na drodze grzeszników, ani nie zasiada w gronie szyderców" [Ps. 1:1].