Owieczka napisał(a):
A ja chciałam zapytać o co innego - czy kobieta, której nie wypada przekonywać i nauczać, ma pozostać w danym zborze, chociaż zauważa błędy w nauczaniu? Chodzi mi o to, że jeśli nie ma poparcia u jakiegoś brata, to znaczy, że pozostaje się jej modlić i tyle. Jednak ciężko wytrwać w zborze i szanować braci starszych, jeśli widać, że popełniają ewidentne błędy w interpretacji Pisma. Co ma robić taka kobieta? Milczeć, słuchać się starszych, nie rozmawiać o tym (bo to na ogół jest uznawane za podważanie autorytetu braci starszych)?
Przede wszystkim dużo zależy od kalibru tych błędów. Błędy w sprawach drugorzędnych zdarzają się wszystkim i z tego nie trzeba robić dramatu. Ale o tym na pewno wiesz, więc skupmy się na tym, co robić w sprawie poważniejszych błędów. Moim zdaniem, i myślę, że jest to zgodne z linią zaprezentowaną przez Pawła w I Kor. 14:34-35, nie należy robić publicznego zamieszania. Więc pierwszą "instancją" jest własny mąż. Niech założy spodnie i idzie do braci, żeby z nimi poważnie porozmawiać. Z mężem można w domu wiele spraw przedyskutować, pokazać mu swój punkt widzenia (byle go nie pouczać ani nie "kosać mu ciołków" na głowie - na to reagujemy alergicznie). Jeśli mąż nadal nie widzi, to się trzeba o niego modlić. Jeśli mąż nie nadaje się do takiej misji, to trzeba szukać jakiegoś brata, który mógłby się jej podjąć i wie, o co chodzi.
Co do "słuchania się starszych". Uważam, że jeśli sprawa dotyczy lub ma bezpośredni wpływ na zbawienie, to trzeba się trzymać zasady "lepiej słuchać Boga niż ludzi". W ostateczności można porozmawiać ze starszymi na osobności i poprosić ich o odpowiedzi na przygotowane przez siebie pytania, albo wytłumaczenie Owieczce pewnych kwestii, których ona nie rozumie. I trzymać się tej linii, aż oni stwierdzą, że może to oni nie rozumieją. Najlepiej z mężem być, bo presje bywają bardzo duże. Jeśli to nie pomoże, a sprawa może zaważyć na zbawieniu, to "ostateczną ostatecznością" jest odejście ze zboru. Po wyczerpaniu powyższych możliwości.
Owieczka napisał(a):
Szczerze mówiąc popełniłam ten błąd, usiłując przekonać braci do innego stanowiska w pewnych kwestiach (które zresztą poruszałam tu na forum). Fakt - to bez sensu, od kobiety mężczyźni niczego nie przyjmą, szczególnie tacy "na urzędzie". Nie sądziłam, że to rodzaj wywyższania się nad kimś. Skoro mogę rozmawiać na forum dyskusyjnym, argumentować - to czemu nie wolno "w realu"? A może chodzi o stopień "podległości"? Hm...a może nawet na forum mi, jako kobiecie nie wypada dyskutować z bratem na tematy wiary, podawać argumenty? Troszkę się gubię w tym wszystkim.
Z tego, co pisze Paweł w I Tym. 2:11-12 wynika, że chodzi o egzekwowanie autorytetu nad mężczyznami. Tego kobiety robić nie powinny. A niestety mają czasem skłonności. Różnica między "realem" a forum jest taka, że w realu mamy ludzi, którzy patrzą na nas i na nasze reakcje, a przed monitorem każdy jest sam, a ponadto można się ukryć za nickiem, przeczytać i mieć czas na przetrawienie tego, co przeczytał.
Dyskusja na forum i podawanie argumentów też może przybrać formę nauczania lub pouczania. I tutaj szczególnie niewiasty powinny zachowywać powściągliwość, bo mają szczególne tendencje do reakcji emocjonalnych i takiego rodzaju argumentacji - byliśmy już świadkami "szarpania się za włosy", więc wszyscy wiedzą, jak to może wyglądać. Nawet, jeśli nie mają takich tendencji, to i tak uważam, że nie powinny nauczać, bo nie zostały powołane ani do wykładania Słowa Bożego, ani do przywództwa. Jeśli chodzi o dyskusje na forum, to każdy może przedstawiać swoje poglądy, ale głównie chodzi o sposób, w jaki się to robi. Dlatego myślę, że młodsze i bardziej "zawzięte" siostry powinny w tej kwestii brać przykład ze starszych i bardziej powściągliwych.
Owieczka napisał(a):
Bo jeśli mi, kobiecie nie wolno rozmawiać, to powinnam zostać w tamtym zborze, gdzie zauważyłam niebiblijne nauczania, nie iść do braci starszych i nie mówić o tym, nie czytać i nie analizować książek, do których mnie zachęcano... Czyli mieli rację, mówiąc, że powinnam piec serniki i dać sobie spokój...?
Odpowiedzialność za sernik jest sprawą poważną, bo wszystko powinniśmy robić jak dla Pana. Smoczyca moja robi świetne serniki i ma poznanie Słowa Bożego jakiego wielu braci mogłoby jej pozazdrościć. I nie "daje sobie spokoju", gdy widzi coś, co rażąco odbiega od Słowa Bożego. Zawsze mieliśmy w takich sytuacjach rozmowy w domu, a na zewnątrz występowałem ja. Ona mnie wspierała. I bywały sytuacje, że presja była zbyt duża jak na barki kobiety. Ale kiedy Bóg ją pierwszą przekonał do chrztu, to modliła się za mnie przez 4 lata zamiast mi robić w domu wykłady ze Słowa Bożego. W kilku innych sprawach było podobnie - wymodliła wiele rzeczy, a teraz możemy służyć razem, choć wielokrotnie widziała więcej ode mnie. Nie dotyczyło to nauczania, ale raczej wprowadzania Słowa Bożego w życie.
Owieczka napisał(a):
Przy czym to zawsze ja byłam tą stroną w małżeństwie, która wcześniej zauważała pewne rzeczy, interesowała się prawdą, Słowem, mąż jakoś... mniej (jest wierzący, ale gdyby nie ja, to może nawet by nie zauważył wtedy akurat pewnych rzeczy)... Gdybym nie "ruszyła" tych kwestii, siedzielibyśmy w tym zborze, gdzie doszło do nadużyć w nauczaniu (moim zdaniem, i to poważnych). Zgrzeszyłam... wychodząc "przed szereg"?
Pytam poważnie, bo nie chcę na przyszłość popełniać tych samych błędów. Trochę trudno mi polegać na mężu, który nie podejmuje inicjatywy i jakby mu mniej zależy, ale skoro nie mam innego wyjścia, to zacisnę zęby i będę uległa... Choć naprawdę jest trudno takiej osobie jak ja, której nie brakuje ani odwagi ani chęci przyjąć bierną postawę i nie robić nic, kiedy widzę, że nie jest tak, jak być powinno! Jak sobie poradzić?
Może brakło Ci cierpliwości i zaufania Bogu, że On jest w stanie zmienić Twego męża? Na pewno należy mieć własne zdanie, żeby po prostu nie zginąć. Trudno polegać na mężu, jeśli nie można na nim (przynajmniej teraz) polegać. Czasem trzeba się udać na tzw. "emigrację wewnętrzną" i nie zgadzając się na to, na co zgodzić się nie można, modlić się o kogoś, kto będzie w stanie działać skutecznie dla dobra społeczności na forum społeczności.
Można być pomocą i pomagać mądrze, zamiast stawać do walki, narażając się na zbyt mocne ciśnienie i ciosy. Czasem więcej można osiągnąć stawiając mądre pytania w uległym tonie niż wykazując braciom, że się nie nadają do nauczania. Może nie wyrzekaj się celów, tylko pomyśl nad metodologią?