Hardi napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
Ciekawe, że pierwsi chrześcijanie w ogóle nie znali pojęcia "budynek zborowy" i świetnie sobie radzili spotykając się po domach.
Pierwsi chrześcijanie spotykali się również w grotach itd. nie tylko w domach, i robili to głównie ze względu na prześladowania, zapewne dla nich miejsce nie było problemem, nie miało znaczenia gdzie itd. ważne, aby było się spotkać i nie dorabiali sobie teorii, że dom to jedyno-słuszne miejsce, tak jak dzisiaj sobie niektórzy to dorabiają, myśląc, że miejsce w którym na co dzień się gotuje, ogląda TV, odrabia lekcje itd. itd. jest w jakiś cudowny sposób lepsze.
Proszę o
biblijne uzasadnienie tezy, że pierwsi chrześcijanie spotykający się po domach robili to głównie ze względu na prześladowania. Fakty historyczne są takie, że prześladowania nie trwały non-stop, i jeśli akurat chrześcijanie mogli spotykać się w miejscach innych niż katakumby czy groty, to zawsze spotykali się w domach. Pierwsze budynki kościelne zaczęły powstawać dopiero w IV wieku.
Hardi napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
Miejsce spotkań można zawsze zmienić, bo to naprawdę nie jest żaden problem.
Jeśli zbór składa się z 6-8 osób, albo ma do dyspozycji sporo gotówki to tak.
Wczesnochrześcijańskie kościoły składały się średnio z kilkunastu do maksymalnie kilkudziesięciu osób. Wiedzieli, co robią - nie tylko dlatego, że większa liczba osób nie mieściła się w domu. Po prostu ilość nie przechodzi w jakość.
Hardi napisał(a):
A ile znasz przypadków gdy cały zbór odszedł od denominacji? Bo ja szczerze mówiąc to nie znam ani jednego, za to osobiście znam kilka przypadków, gdy zbór domowy z dnia na dzień utracił miejsce zgromadzeń bo właściciel miejsca np. stał się nagle antytrynitariuszem (mam nadzieje, że dobrze odmieniłem

), albo "poczuł moc" z Toronto czy odszedł do świata (tak np. było w przypadku zboru w którym ja byłem).
Podczas sławetnej "afery" ze Wstawiennikami w KZ kilka zborów odeszło od denominacji i były problemy związane z prawem własności do budynków, w których się spotykano. Bywa, że takie sytuacje kończą się w sądzie i są zgorszeniem nawet dla niewierzących. Utrata miejsca przez zbór domowy nie jest problemem, bo przeważnie jego członkowie nie mieszkają w grotach, tylko w domach - dlatego kościół może się spokojnie przenieść do innego domu. Po prostu nikt nie wymyślił w Biblii kościoła mającego 100 osób. Jeśli chodzi i o prawidłową odmianę rzeczownika "antytrynitarz", to powinno się odmienić "stał się antytrynitarzem", ewentualnie "antytrynitarianinem".
Hardi napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
dlatego posiadanie budynku nie jest żadną gwarancją stabilności
niby tak, tylko że jednak o wiele mniejsze ryzyko jest gdy sprawa nie leży na barkach jednej osoby (prywatny właściciel)
Uważam, że tworzysz sztuczny i raczej akademicki problem. Chyba, że tylko jedna osoba w kościele mieszka u siebie - ale to jest sytuacja dosyć rzadka. Utrzymanie budynku zborowego, opłaty za media i zależność od hierarchii denominacyjnej stanowią za to realne problemy, które skutkują np. nauczaniem o obowiązku dawania dziesięciny.
Hardi napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
Taką gwarancją jest tylko Skała czyli Pan.
z tym się zgadzam, ale Pan też daje mądrość w podejmowaniu decyzji i sprawia cuda i tak np. my (gdy byłem jeszcze w PL) dostaliśmy możliwość zgromadzania się w sali kinowej za "psie" pieniądze, a w Norwegii zbór poza denominacyjny dostał (do użytku w weekendy) za free sale konferencyjną w urzędzie miasta

To nie jest kwestia samej możliwości - zresztą wypowiedzenie można dostać w każdej chwili, a Pan nie jest autorem pomysłu, żeby się spotykać koniecznie w budynkach publicznych - nie na tym polega istota Kościoła. Spotykanie się w budynkach publicznych jest efektem pójścia na ilość zamiast na jakość i odejścia od biblijnego rozumienia kościoła lokalnego - w ten sposób do kościoła bardziej się chodzi, niż się nim jest. Niestety, w tym punkcie reformatorzy nie odeszli mentalnie od krk, co niesie za sobą inne konsekwencje, jak konieczność tworzenia ludzkiego systemu zarządzania, podziału na duchowieństwo i laikat oraz inne problemy.
Tu nie chodzi o "jedyno-słuszność" określonej formy, tylko o to, że ona ma swój cel i sens. Forma powinna wynikać z treści. Jeśli kościół jest bardziej organizacją niż organizmem, to w naturalny sposób będzie dążył do rozwiązań organizacyjnych na sposób ludzki. Mentalnie przekłada się to na pojmowanie istoty kościoła i ostatecznie na stan społeczności. Oczywiście, wszędzie są pozytywne i negatywne wyjątki. Myślę jednak, że skoro Pismo pokazuje, że spotykano się po domach zanim jeszcze zaczęły się jakiekolwiek prześladowania, to coś w tym musiało być. I jest.