Owieczka napisał(a):
Erneście- oczywiście, że każdy jakoś tam interpretuje Pismo, nie może być jednak tak, że wszystkie tak różne interpretacje wynikają z prawidłowego rozumienia Pisma.
Racja. Jeśli są dwie sprzeczne interpretacje, to jedna na pewno jest fałszywa (a może obie

?)
Owieczka napisał(a):
Oczywistym jest, że ta interpretacja , którą ja przyjęłam, mam za tę właściwą- wiem, w co wierzę i mam swoje przekonania. Rozumiem, że ktoś ma swoje.
Oczywistym jest, że interpretacja, którą przyjmują bracia niecharyzmatyczni, jest tą dla nich właściwą. Wiedzą, w co wierzą i mają swoje przekonania. Według nich to Ty jesteś w błędzie. Według Ciebie - oni. I tak w kółko macieju! Kto ma rację?
Oczywiście da się dojść w merytorycznej rozmowie do wspólnej i właściwej interpretacji (stosując te same i z góry określone zasady tejże). Ale do tego potrzeba pokornie odrzucić własne przekonania i uprzedzenia, spróbować zrozumieć drugą stronę, rozważyć i zbadać jej argumenty, a przede wszystkim uczciwie podejść do Bożego Słowa. I tu niestety zaczyna się problem. Któż z nas bowiem gotowy jest odrzucić własne przekonania? Przecież wiemy, w co wierzymy, mamy swoje przekonania. Ilu zadaje sobie trud rzetelnego zapoznania się z argumentacją drugiej strony? Może gdyby przyjąć postawę: "może mój adwersarz ma rację, sprawdzę to, rzetelnie zbadam", byłoby łatwiej?
Z drugiej strony czasem po prostu nie da się dojść do porozumienia. Po prostu. Nawet przy najszczerszych chęciach, w którymś momencie dochodzimy do muru, bariery do nieprzebycia. I co wtedy? Przekonywać na siłę, że ktoś nie ma racji? A może to ja nie mam racji?
Kiedyś byłem wojującym przekonywaczem innych. Dzisiaj, mam nadzieję, ozdrowiałem w wierze

Już nie przekonuję, raczej - gdy ktoś sobie tego życzy - mogę powiedzieć w co wierzę i wyjaśnić dlaczego właśnie tak wierzę. A jeśli ktoś próbuje mi udowodnić, że się mylę - wysłucham, czasem się zastanowię (a nuż ma rację?), ale nie wdaję się w dyskusję. Dlaczego? Bo zauważyłem, że do niczego to nie prowadzi. Ani ktoś nie przekona mnie, ani ja jego. Widać to nawet na Ulicy Prostej. Ilu adwersarzy zostało przekonanych przez np. Smoka i zmieniło swoje poglądy?
Dla wyjaśnienia: powyższą postawę przyjmuję w sprawach drugorzędnych. W pierwszorzędnych, dotyczących zbawienia z łaski, "tak oto stoję i stać będę".
Owieczka napisał(a):
Pisałam w oparciu o moje doświadczenia- a akurat ja trafiałam do zborów, w którym narzucano mi przekonania i usiłowano wmówić, że skoro nie wierzę w interpretację Pisma podawaną w zborze, to coś ze mnę jednak jest nie tak. Nie zadowalano się faktem, że nie próbuję burzyć porządku na nabożeństwie i podporządkowuję się zaleceniom- oczekiwania były jasne- zaufać będzie mi można jedynie wtedy, kiedy przekonania "zborowe" przyjmę za własne. Widoczne też były uprzedzenia wobec charyzmatyków,
Oj, Owieczko. To samo mógłbym powiedzieć o zborach charyzmatyczny. To charyzmatycy nie narzucają przekonań, nie usiłują wmówić, że ich interpretacja Pisma jest właściwa

Powiedz, gdzie takich znalazłaś, jeszcze dziś się spakuje i przeprowadzę

No więc... NIE GENERALIZUJMY. Taka to już nasza spaczona ludzka natura, że wszystkich wszyscy chcemy przekonywać i naginać do naszej jedynie słusznej, a jakże biblijnej, interpretacji.
Wychowałem się w zborze niecharyzmatycznym (takim pośrednim - dary w teorii, w praktyce ich brak). Jak myślisz, co się stało, gdy trafiłem swego czasu do charyzmatyków? Jak mnie traktowano, gdy uważałem, że nie każdy językami mówić musi? Jeśli nie chciałem, by na mnie ręce nakładano (rzekomo ku otrzymaniu Ducha), nie chciałem powtarzać "szmerebere" (by Ducha do mówienia pobudzić), rąk nie podnosiłem, krzyczeć nie krzyczałem, a i z klaskaniem kiepsko było? Hmm?
Owieczka napisał(a):
A co to znaczy "mówić w zborze, abym i drugich nauczył"? Rozumiem to jako nauczanie. Nie modlitwę- nauczanie.
A dlaczego akurat nauczanie? Paweł powiedział to zdanie w kontekście mówienia językami. Wcześniejsze zdanie: "będę się modlił Duchem, będę się modlił i rozumem". Czy tu mówi o nauczaniu? Dlaczego zatem dwa zdania później, pisząc wciąż na ten sam temat, miałby nagle mówić o nauczaniu? To tylko pytania do rozważenia...
Owieczka napisał(a):
Kiedy czytam Dzieje to widzę, że modlitwa językami była udziałem gromadzeń, a nie pojedynczych ludzi zamkniętych w komorach. Duch Święty zstępował i wszyscy to widzieli. Nie tylko w Dniu Zielonych Świąt.
Świetnie. W takim razie, proszę, pokaż mi te fragmenty Dziejów Apostolskich, gdzie występuje modlitwa w innych językach podczas wspólnych zgromadzeń chrześcijan. Trzy fragmenty, w których mowa jest o darze języków to:
Dz. Ap. 2 - zstąpienie Ducha Świętego w dzień Pięćdziesiątnicy, apostołowie mówią językami,
które inni zgromadzeni (niewierzący Żydzi przybyli na święto)
rozumiejąDz.Ap. 10 - Piotr głosi Ewangelię w domu Korneliusza, zgromadzeni poganie zaczynają mówić innymi językami, jak później wyjaśnia Piotr (Dz.11) to było znakiem, że otrzymali Ducha Świętego podobnie jak apostołowie, i że zostali przyjęci przez Pana
Dz.Ap. 19 - uczniowie Jana, którzy nie słyszeli o tym, że przyszedł Duch Święty - trudny fragment, różnie interpretowany, ci uczniowie nawet nie byli ochrzczeni, możliwe więc, że mogli być nienawróceni
Gdzie w tych fragmentach mowa o zgromadzeniu chrześcijan? O modlitwie w zgromadzeniu mówi Paweł w 1Koryntian. Czy nie wyciągasz czasem za daleko idących wniosków z Dziejów? Wniosków, których tam nie ma? Chociaż w jednym masz rację - modlitwa w innych językach ma miejsce - według Pawła - ma miejsce podczas zgromadzeń. Tylko... gdy jest tłumaczenie...
Owieczka napisał(a):
Problem właśnie w tym, że chrześcijanie odrzucają Dzieje, ponieważ "to było, minęło i dary przeminęły". Czasem też mówią mi "ty masz Dzieje, a my mamy naukę apostolską".
Nie wiem, czy odrzucają Dzieje. Raczej nie. Raczej traktują je tak, jak ta księga powinna być traktowana. Jako Słowo Boże - zapis tego, co się wydarzyło w określonym czasie rozwoju kościoła (oczywiście nie wszyscy). To co opisują Dzieje wydarzyło się w pierwszym wieku. Czy na tej podstawie mogę założyć, że skoro wydarzyło się wtedy, musi i dzisiaj? Czy dzisiaj każdy poganin będzie nawracał się tak jak Korneliusz? Czy dzisiaj mamy rozdawać swoje mienie i przynosić do stóp apostołów (a którzy to?)? Tak, to prawda. Niecharyzmatycy mają problem, bo często ignorują Dzieje i traktuję je tylko jako historyczny zapis. Z drugiej strony, charyzmatycy czasem zbyt wielką do nich wagę przywiązują i na podstawie wydarzenia historycznego budują - zupełnie nieuprawnienie - doktryny.
Owieczka napisał(a):
Podałeś banalny przykład, takie proroctwo można przyjąć zawsze, bo to oczywista prawda, że Bóg nas kocha i się ona troszczy.
Może i banalny. Ale czy dzisiejsze "proroctwa" w większości właśnie tak nie brzmią?
Owieczka napisał(a):
Bo czy proroctwo które brzmi "nie kupujcie tego mieszkania" da się wyrazić dosłownym cytatem z Pisma( na tyle, żeby było zrozumiałe dla odbiorcy)? I czemu trzeba koniecznie taką "gimnastykę" uprawiać? Czy jest na takie coś uzasadnienie z Pisma? Że prorokować można jedynie cytując Pismo?
A dlaczego "nie kupujcie tego mieszkania" to od razu proroctwo? Skąd o tym wiesz? Może to tylko Twoje przeczucie? Jak mam osądzić takie zdanie? Jak je sprawdzić? A przecież, według Słowa, mam to czynić.
Przywołałaś przykład Agabusa, więc mu się bliżej przyjrzyjmy. Dwa fragmenty o nim traktują:
Dz. 11,27-28
W tym czasie również przybyli z Jerozolimy do Antiochii prorocy,(28) z których jeden, imieniem Agabos, pozostając pod natchnieniem Ducha Świętego, przepowiedział, że wielki głód nawiedzi wkrótce całą ziemię. Głód ten rzeczywiście nastał za panowania cesarza Klaudiusza.Dz.21,10-11
A gdy przez dłuższy czas tam pozostawaliśmy, nadszedł z Judei pewien prorok, imieniem Agabus, i przyszedłszy do nas, wziął pas Pawła, związał sobie nogi i ręce i rzekł: To mówi Duch Święty: Męża, do którego ten pas należy, tak oto zwiążą Żydzi w Jerozolimie i wydadzą w ręce pogan.Każde proroctwo Agabusa było możliwe do sprawdzenia, aczkolwiek z upływem czasu. Głód rzeczywiście nastał, Paweł rzeczywiście został pojmany. Zresztą w drugim przypadku, Agabus nie powiedział nic nowego - akurat prześladowań i więzienia to się Paweł spodziewał zawsze i wszędzie
Jest jeszcze inna, bardzo ciekawa sprawa. Zauważ, że w proroctwie Agabusa nie było nakazu - prorok informował jedynie o tym, co się stanie. Zresztą Paweł jakby za bardzo się tym nie przejął. Jak to się ma do dzisiejszych proroctw typu "nie kupujcie tego mieszkania"? Czy gdy je kupię to zgrzeszę, bo przecież nie posłuchałem Pana? Nie sądzisz, że trochę to naciągane proroctwo? Po co przekonaniem o przysłowiowym nie kupowaniu mieszkania obarczać Boga? Nie lepiej tego wziąć na siebie - ja ma takie obawy, przekonania, przemyślenia?