Spokojnie, nie biorę takich rzeczy do siebie i rozumiem Twoje uwagi, Wujcio

Cytuj:
Zjawisko polega na opuszczaniu zboru ponieważ "towarzystwo" mi nie odpowiada. Osoba opuszczająca zbór nie zarzuci, iż w zborze osoby, z którymi przebywała nie były albo nie są jej braćmi/siostrami, ale po prostu ... . Motywy mogą być różne.
Towarzystwo jednych może odpowiadać bardziej, innych nie - zasadniczo nic w tym złego, to normalne wśród ludzi, a Kościół to nie komuna, że jest przymus unifikacji. Ja nie opuściłem zboru - po prostu jak się znalazłem tu gdzie jestem, to nigdzie nie przystąpiłem

Wiem natomiast, że ludzie przy wyborze zboru kierują się towarzystwem, rodzajem nabożeństwa, uwielbienia, charyzmatycznością zboru, średnią wieku, tym czy i jaka jest szkółka niedzielna [bo mają małe dzieci]. Ja stronię od zborów nie dlatego, że mi towarzystwo nie odpowiada - po prostu dla mnie to nie są kościoły i społeczności. Użycie jakiejś nazwy z Biblii nie stwarza rzeczywistości.
Cytuj:
I mnie bardziej interesuje kiedy, w jakiej sytuacji, po zaistnieniu jakich okolczności można zbór opuścić, czy wręcz należy.
Na to pytanie ja nie dam dobrej odpowiedzi, ponieważ nie wiem, po co w zborze być.
Cytuj:
Osoby pozostające w zborze mogą się czuć i czują się odrzucone, bo co ja zawiniłem, mogłem zawinić, że brat/siostra opuścił zbór, zaraz, zaraz nie zbór, mnie opuścili !!
Nie zauważyłem takich reakcji. Raczej jest: jesteś to jesteś, a jak Cię nie ma to tez nie wielki kram - cytując piosenkę.
Cytuj:
Mam dla lepszego samopoczucia stwiedzić, iż "odpadli od wiary, nie wytrzymali" ? Często się zastanawiałem, czy ludzie odchodzący od zboru zastanawiają się, iż porzucają innych zborowników, a nie organizację. Czy rozumieją jak się czują opuszczeni, nie mówiąc o pastorze ? Często robią to bez słowa wyjaśnienia. A pozostający nie wiedzą, a może jesteśmy w zwiedzeniu, może rzeczywiście należy " uciekać ". Czasmi może to gorszyć. Bo co to jest organizacja, czy organizm. Widział ktoś kiedyś organizm, któremu odcięto rękę, a on nie reagował ? A druga ręka mówi no to i ja sobie pójdę.
To tylko pokazuje, że zbory działają na jakichś dziwacznych zasadach zgodnie z którymi nikt nie wie co się dzieje, ale płyniemy dalej.
Żeby porzucić zborowników trzeba najpierw z nimi być. Z mojego doświadczenia wynika, ze nie da się ze zborownikami po prostu być. Problem nie ma korzeni w tym, że ktoś ze zboru odchodzi - po prostu jak jeszcze w nim jest to, odarłszy to z chrześcijańskawych pozorów, nic z tego nie wynika.
Cytuj:
Czy uciekinierzy mieli do tego podstawy, czy było to prowadzenie Pana, czy jak przychodzili do zboru to Pan ich przyprowadził ?
Znam takich, co jak przychodzili do zboru, no to oczywiście Pan ich tu postawił, tacy wiecie "duchowi", ale jak opusczali zbór to też im Pan polecił. Nie muszę mówić, iż pomiędzy tym przyjściem/opuszczeniem nic się takiego w zborze nie wydarzyło. Nie odeszli do nowej służby, nic się nie wydarzyło w ich życiu po opuszczeniu co potwierdzałoby, iż rzeczywiście to było potrzebne. Takich co to otrzymywali proroctwa i publicznie się nimi dzieli, iż mają pozostać w zborze, a za " 2 niedziele " już ich nie było

.
Obawiam się, że trochę nie mogę uchwycić tej kontrowersji - chodzi o to, że byli niewierni zborowi ["opuścili go"] czy jak?
Cytuj:
Czy opuszczenie zboru, pozostawanie poza zborem, nie jest po prostu wykrętem, pójściem na łatwizne, czasami po prostu lepiej "zrzucić" balast ludzi chorych, biednych, których trzeba nauczać, zrzucić odpowiedzialność za zmianę myślenia tych " obojętnych" o czym pisze Elendil itp. itd. Po co zajmować się ludzmi ( w rzeczywistości będącymi braćmi/siostrami ), którzy po prostu są biedni, słabi w biblijnym znaczeniu, przecież oni są tacy cieleśni. Gdzi indziej są "fajerwerki" lub po prostu domowe zacisze i dorabiania ideologii do " kościoła domowego".
Głową muru nie przebijesz, a ci biedni i słabi nadzwyczaj wierzgają, kiedy chce się im pomóc - po prostu lubią swój status quo. Co do widywania się z wierzącymi w domu to nie ma co dorabiać ideologii - tak było po prostu od początku. Za to ciągnięcie zorganizowanych zborów - czy to w budynku, sali czy domu - wymaga mnóstwo ideologii: czy to dotyczącej straszych, czy pastora, czy "ochrony" zboru, czy dot. "Ciała", manipulacji poczuciem winy, działaczostwa i miliona chrześcijańskich ozdobników, dzięki którym wszystko trzyma się kupy i udaje, że wszystko jest w porządku. Dopóki ktoś odchodząc nie da znać że jednak nie.
Jak to jest że zbór jest taką zbawienną organizacją bez której nie można się obejść, a pełno jest w zborach takich "chorych, biednych, słabych" ludzi - latami nic się nie zmienia? Ja tam widzę tylko mnóstwo ludzkiego ciężkiego balastu, który tych ludzi obciąża i jest nie do uniesienia [Bo wiążą ciężkie brzemiona i kładą na barki ludzkie, ale sami nawet palcem swoim nie chcą ich ruszyć. -Mat. 23:4] - ludzie lubią nakładać innym ciężary na barki, obowiązki, zobowiązania, deklaracje. Ale w Słowie jest jedna tożsamość, jedno źródło bezpieczeństwa, jedno źródło zbudowania, wzrostu, uświęcenia, wytrwania. Pozostaje zostawić ludzki porządek, zrzucić balast i drogą nową i żywą [Heb. 10:19-20] pójść do Boga - i tylko do Niego.
Cytuj:
Może być tak, że w zborze nie ma jedności, ale czy mamy o tę jedność " bojować " , a jeśli tak to jak długo, czy w przypadku braku jedności mogę sobie pójść ?
Jedność jest w Jezusie - można o nią bojować tylko wprowadzając w swoim życiu Jego słowa w czyn i zachęcając do tego innych. Jak inni nie chcą, nie ma jedności - i już. Król jest nagi.