www.ulicaprosta.net

Forum przy Ulicy Prostej
Teraz jest Pt lis 01, 2024 12:28 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 134 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 9  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: N lis 08, 2009 10:43 am 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Zastanawiam się, jak mają funkcjonować chrześcijanie mi podobni...tzn. pozbawieni przez większość czasu społeczności z braćmi i siostrami.
Od poprzedniego zboru odeszliśmy z mężem ze względu na pobłażliwość na grzech oraz nauczanie, dla nas niebiblijne. Zaczęliśmy jeździć z rodziną do bardzo fajnego zboru, ale oddalonego od naszej miejscowości o 60 km. Mamy tam wielu dobrych znajomych, braci i siostry, ale spotykamy się z nimi rzadko, a nieczęste niedzielne wyjazdy nie zaspokajają bycia wśród wierzących.
Kalwiniści , z którymi na ten temat rozmawialiśmy przy okazji bycia na pewnym obozie w ogóle nie widzieli problemu: "Umrzyjcie dla chęci bycia w zborze, sami jesteście społecznością". A my jakoś- nie potrafimy dla tej "chęci" umrzeć...i nie chcemy.
Modliliśmy się o nowych wierzących w miejscowości, w której mieszkamy. Głosiliśmy, komu mogliśmy, zapraszaliśmy na modlitwy, do domu towarzysko...ale nikt nie chciał, albo zwiewał, kiedy zaczynaliśmy mówić o Bogu. Modliliśmy się o możliwość przeprowadzki, wysyłaliśmy cv gdzie mogliśmy, ale Pan jakby pozamykał wszystkie drzwi.
Wszystko w Bożych rękach, więc się zastanawiam, dlaczego Bóg nas zatrzymał tu, gdzie jesteśmy...I jak dalej sobie z tym radzić? Czuję się taka bezużyteczna w Kościele Bożym. Ewangelię głosiłam już chyba każdemu, tam, gdzie przebywam( w pracy, sąsiedzi itp..), ale już nikt nie chce słuchać. Pomagać za bardzo nikomu nie mogę, bo nawet nie wiem, jakie są potrzeby wierzących- za daleko, za rzadko się widujemy. Mogę się tylko modlić. Walczę z przygnębieniem, próbując się mu nie dawać. Co robię nie tak?
Czy ktoś przeżywa lub przeżył coś podobnego? Jak sobie radził w takich sytuacjach?
Niektórzy oskarżają nas o to, że unikamy "miejscowych wierzących".Owszem, jest tu mała grupka osób uważających się za wierzące...ale...tolerancję traktują bardzo szeeeeroko...pozwalając na grzech, nie wnikając na rodzaj nauczania, które im się serwuje, tworząc grupę osób całkiem biernych, w ogóle się nie rozwijają , nie idą do przodu...a na próby pomocy reagują wrogością. Obrazili się na nas...i raczej mają nas za "wilków". Nie potrafimy przedrzeć się przez ich uprzedzenia( każde nasze słowo interpretują jako zwrócone przeciwko sobie, posądzając nas o najgorsze intencje). Nie potrafię nawiązać z nimi relacji. Pewnie by się dało, gdybym przyjęła ich punkt widzenia na grzech, ich rozumienie tolerancji, ich sposób bycia chrześcijaninem...ale ja nie potrafię.
Czy można na to coś poradzić innego poza "bądźcie cierpliwi"?

No i w ogóle chciałam tu poruszyć problem chrześcijan, którzy poodchodzili od swoich społeczności z jakichś względów i teraz zmagają się z samotnością. Uzyskać próbę odpowiedzi na pytanie- dlaczego całymi latami ci chrześcijanie pozostają sami? Co mają robić? I czy może powinni jednak pozostać, gdzie byli...?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 08, 2009 11:31 am 
Offline

Dołączył(a): Pt lis 06, 2009 11:21 am
Posty: 123
Witaj!

Właściwie chętnie dołączę do postawionego przez Ciebie pytania, ponieważ mam ten sam problem :)
Podobnie, kilka lat temu przeprowadziłem się do innego miasta, opuściłem swój "macierzysty" zbór i od tej pory nie potrafię się odnaleźć...
Co prawda sympatyzuję z jedną społecznością, ale jakość tych relacji pozostawia duuużo do życzenia.
Problem polega na tym, że ta społeczność jest jakby zamknięta i podzielona na grupki wzajemnej adoracji ;)
Przez rok czasu uczestniczyłem czynnie w nabożeństwach i za każdym razem poza formalnym "witaj, dzień dobry", nikt się nie zainteresował kim jestem i co tu robię. To smutne.
Nie należę do osób, które same potrafią zaczepiać innych, poza tym uważam, że jeśli się przychodzi do kogoś, to kwestia "zapoznawania" leży po stronie gospodarza, a nie odwrotnie.
Od pewnego czasu doszedłem do wniosku, że samych kazań to równie dobrze mogę posłuchać sobie w necie i przestałem tam chodzić :(
Nie znam odpowiedzi jak zaradzić na podobne sytuacje.
Co prawda Pismo mówi, że tam gdzie spotyka się już dwóch w Jego imieniu to On jest pośród nich, to jednak przecież nie bez powodu czytamy w Biblii o zborach... Samemu, czy nawet we dwójkę jest ciężko i nie jest to też Biblijny model społeczności ludzi wierzących.

Pozdrawiam.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N lis 08, 2009 12:33 pm 
Offline

Dołączył(a): Cz lis 15, 2007 2:05 pm
Posty: 252
Lokalizacja: zagranica
Bardzo ciekawy artykul z innego forum:

Cytuj:
W Ciele Chrystusa jest dużo osób, które znajdują się w procesie przemiany stanu myślenia od "chodzenia" do kościoła do "bycia" Kościołem. Pan mówi do wielu naraz wzywając ich na bok tradycyjnych spotkań w budynkach kościelnych, aby gromadzili się w swych domach. Im lepiej jesteśmy nastrojeni do Pana tym bardziej jesteśmy niezadowoleni i tym bardziej niewygodne jest dla nas to, co się robi w Jego Imieniu. Tak, jest taka niewygodna przerwa między tym, gdzie zazwyczaj byliśmy do tej pory, a tym, do czego zostaliśmy powołani. Jest to samotny czas, w którym będziemy nierozumiani przez tych, którzy jeszcze nie zobaczyli tego, co my widzieliśmy.
To, co Bóg odciska na wielu znajdujących się w tym pośrednim stanie między kościołem jako budynkiem, a kościołem, jako stylem życia jest to, jak iść SAMOTNIE. Nie możemy opuszczać wzajemnych zgromadzeń, gdy możemy to robić, a jednak Bóg uczy nas społeczności z Chrystusem, nawet jeśli oznacza to drogę samotności.
Bardzo często pragnienie bycia wśród "podobnie myślących wierzących" nie jest duchowym pragnieniem. Bardziej wynika z naszych emocji, duszy tęskniącej do ludzi rozumiejących nas. Mamy nie kochać naszego życia (greckie: duszy życia) i być gotowi na przejście przez czas braku pociechy i społeczności braci i sióstr, jeśli Bóg powołuje nas do Siebie Samego. Jeśli koniecznie MUSIMY być w towarzystwie innych braci i sióstr, aby w jakikolwiek sposób czuć Chrystusa to znaczy, że nie przebywamy w Nim tak jak powinniśmy.
W wielu częściach świata bracia i siostry w Chrystusie nie są w stanie spotykać się razem z powodu prześladowań. Z pewnością pragną to robić, gdyby tylko mogli, lecz skoro nie można, jak będą utrzymywać społeczność i łączność z Ciałem, jeśli nie mogą się zbierać? Muszą znać Chrystusa, jako Społeczność. Trwając w Nim, w połączeniu z Głową, utrzymują jedność zresztą Ciała.
Ktoś może powiedzieć: "My nie jesteśmy prześladowani, mamy wolność gromadzenia się. Czy nie powinniśmy, jako chrześcijanie, korzystać z naszej wolności i mieć społeczność zawsze, gdy jest taka okazja?" Odpowiadam: tak, powinniśmy dziękować Bogu za naszą wolność i maksymalnie z niej korzystać, lecz pytam cię, jaki będzie twój duchowy stan, gdy ta wolność nagle zostanie odebrana? Czy masz w sobie samym na tyle zasobów, aby utrzymać się, trwając w Chrystusie, czy też twoja użyteczność dla Boga jest ograniczona do społeczności z innymi? Czy możesz utrzymać łączność z Ciałem, gdy będziesz odizolowany, czy gdy zasłabniesz i odpadniesz?
Niektórzy są w stanie utrzymywać słodkiego ducha tak długo, jak dług znajdują się w społeczności z innymi wierzącymi, lecz jak tylko Bóg dopuści do jakiegoś zakłócenia tej społeczności, widać jak szybko ten słodki duch kwaśnieje. Są w stanie nawet przyznać się do swego stanu, mówiąc: "Nastrój miałem straszliwy, a to dlatego, że byłem bez kościoła. Muszą wrócić w tą niedzielę". Wtedy wracają do kościoła, czują się podniesieni, słodki duch wraca. Niestety, przeżywa to większość ludzi, którzy nie nauczyli się traktować Chrystusa jako ich Życie. Czy to jest chodzenie w Duchu? Nie jest.

Prawdą jest, że "gdzie dwaj lub trzej zgromadzeni są w imieniu Moim, Ja jestem pośród nich". Chwała Bogu za taką prawdę. Równie prawdziwe jest to, że "Jestem zawsze w TOBĄ" (liczba pojedyncza). Nie chcemy być samotnymi chrześcijanami, którzy nie szukają społeczności z innymi członkami Ciała Chrystusa, a równocześnie nie możemy pozwolić sobie na to, aby brak takiej społeczności doprowadził nas do przygnębienia czy depresji, które nas ograbią. Gdyby miało to spowodować upadek, to być może właśnie dlatego Bóg dopuszcza do okresów samotności, abyśmy zostali zredukowani do CHRYSTUSA jako naszej Społeczności.
Jeśli znajdziemy się w takim miejscu, nie spieszymy się zbytnio z szukaniem innych, dopóki nie zbierzemy pełnego żniwa z bycia samotnie z Bogiem. Pamiętajmy o tym, że Ciało Chrystusa jest duchowym Ciałem. Znajdowanie się w fizycznej obecności innych członków nie sprawia, że jesteśmy jeszcze bardziej takim członkiem, a odcięcie od fizycznej obecności innych nie czyni nas ani trochę mniej członkiem Ciała. Oczywiście dokładnie coś przeciwnego ma miejsce, gdy te wspólne spotkania to tylko instytucja; bez fizycznej obecności i wsparcia, ludzie tracą swoje miejsce jako członki. Lecz nie jest tak w Ciele Chrystusa, Kościele. Nie jesteśmy bardziej czy mniej członkami Ciała przez sam nasz fizyczny kontakt z innymi lub jego brak.
Powtórzmy to: można pragnąć społeczności nie tyle po to, aby budować Ciało, lecz po to, aby być budowanym - postawa, pojawiająca się, gdy chodzi się do kościoła, aby "być karmionym" raz czy dwa razy na tydzień. Nic dziwnego, że w takim przypadku Bóg chce, abyśmy patrzyli tylko na Niego jedynie, jako nasze źródło Zbudowania i uczyli się czerpać z Niego, zanim umieści nas blisko innych. Jedną ze słabości instytucjonalnego kościoła jest to, że większość członków przychodzi po to, aby przyjmować, być budowana, być zachęcana, być nakarmiona. Wszystko kręci się wokół "brania", a niewiele wokół "dawania" i stąd niewiele Życia.
Gdy uczymy się czerpać z Chrystusa jako naszego Źródła, będziemy obficie zaopatrzeni, aby dawać. Społeczność z innymi nie może zastąpić naszego codziennego przebywania w Nim. Jeśli gromadzimy się razem w Imieniu Pańskim, a jednak poza Chrystusem, będziemy świadkami wielu religijnych działań, lecz niewiele Życia będzie udzielane uczestnikom. Bóg chce, abyśmy patrzyli na Jego Syna jako życie, a gdy tak robimy, nasze potrzeby zostaną zaspokojone. Wtedy gromadzimy się razem, jesteśmy dawcami, a nie biorcami i, przy całym dawaniu Chrystusa, otrzymamy błogosławieństwo, którego szukaliśmy.
Naciskajmy na Chrystusa z całego serca, lecz nie zniechęcajmy się, jeśli okaże się, że chwilowo znajdziemy się bez społeczności i pociechy ze strony naszych braci i sióstr.
Choć jesteśmy samotni, nigdy nie jesteśmy sami.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 08, 2009 12:37 pm 
Witajcie!
Może niewiele wniosę do samego tematu, ale mam propozycję, żebyście napisali gdzie mieszkacie [miasto albo okolicę]. Może jest na forum ktoś kto zna jakąś społeczność [albo sam w takiej jest] w waszej okolicy, która jest zdrowa i żywa, a wy o niej nie wiecie. Różnie bywa.

Może jeszcze dodam, ck, że mam podobne doświadczenia, co Ty. Niestety jest wiele społeczności, w których nowi ludzie są traktowani prawie jak powietrze :? Nie da się w ogóle zaznajomić z nikim, wszyscy się kiszą w swoim zamkniętym gronie. Nie piszę tego, żeby ponarzekać, ale po to, żebyśmy sami pamiętali o tym, kiedy w naszej społeczności pojawi się ktoś nowy.


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 08, 2009 1:34 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
Może niewiele wniosę do samego tematu, ale mam propozycję, żebyście napisali gdzie mieszkacie [miasto albo okolicę]

Nie trzeba( przynajmniej w moim przypadku). Sama wiem, co gdzie jest a czego nie ma...Poza tym jak kiedyś ujawniłam swoje miejsce pobytu, to pastor mojego byłego zboru oskarżył mnie o oczernianie. Teraz wolę anonimowo.
Cytuj:
można pragnąć społeczności nie tyle po to, aby budować Ciało, lecz po to, aby być budowanym - postawa, pojawiająca się, gdy chodzi się do kościoła, aby "być karmionym" raz czy dwa razy na tydzień.

Nie mam takiej postawy.
Cytuj:
większość członków przychodzi po to, aby przyjmować, być budowana, być zachęcana, być nakarmiona. Wszystko kręci się wokół "brania", a niewiele wokół "dawania" i stąd niewiele Życia.

Słuszna uwaga. Tylko jak ja mam coś komuś dawać, jak fizycznie jest to niemożliwe...żeby dawać, trzeba się znać, rozmawiać o swoich potrzebach...Nie wiem, jak wy, ale ja rzadko miewam objawienia typu "pomódl się o siostrę X, jest w szpitalu", albo "wyślij pieniądze bratu Y, nie ma z czego żyć"...
Cytuj:
Społeczność z innymi nie może zastąpić naszego codziennego przebywania w Nim. Jeśli gromadzimy się razem w Imieniu Pańskim, a jednak poza Chrystusem, będziemy świadkami wielu religijnych działań, lecz niewiele Życia będzie udzielane uczestnikom

Pewnie, że tak. Ale jak tu budować społeczność bez społeczności...

Cytuj:
lecz nie zniechęcajmy się, jeśli okaże się, że chwilowo znajdziemy się bez społeczności i pociechy ze strony naszych braci i sióstr.

Ależ wcale mi nie chodzi o to, że mnie biednej nikt nie pociesza( zresztą ludzie ze zboru mi pomogli..). Bardziej się gryzę tym, że ja niewiele im z siebie mogę dać...O wszystkim dowiaduję się po fakcie... :cry:


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N lis 08, 2009 2:52 pm 
jj napisał(a):
Bardzo ciekawy artykul z innego forum:

Cytuj:
(...) Tak, jest taka niewygodna przerwa między tym, gdzie zazwyczaj byliśmy do tej pory, a tym, do czego zostaliśmy powołani. Jest to samotny czas, w którym będziemy nierozumiani przez tych, którzy jeszcze nie zobaczyli tego, co my widzieliśmy. (...)
Niektórzy są w stanie utrzymywać słodkiego ducha tak długo, jak dług znajdują się w społeczności z innymi wierzącymi, lecz jak tylko Bóg dopuści do jakiegoś zakłócenia tej społeczności, widać jak szybko ten słodki duch kwaśnieje. Są w stanie nawet przyznać się do swego stanu, mówiąc: "Nastrój miałem straszliwy, a to dlatego, że byłem bez kościoła. Muszą wrócić w tą niedzielę". Wtedy wracają do kościoła, czują się podniesieni, słodki duch wraca. Niestety, przeżywa to większość ludzi, którzy nie nauczyli się traktować Chrystusa jako ich Życie. Czy to jest chodzenie w Duchu? Nie jest. (...)
Gdyby miało to spowodować upadek, to być może właśnie dlatego Bóg dopuszcza do okresów samotności, abyśmy zostali zredukowani do CHRYSTUSA jako naszej Społeczności.
Jeśli znajdziemy się w takim miejscu, nie spieszymy się zbytnio z szukaniem innych, dopóki nie zbierzemy pełnego żniwa z bycia samotnie z Bogiem. Pamiętajmy o tym, że Ciało Chrystusa jest duchowym Ciałem. (...)

"Artykul z innego forum" wydaje mi sie ciekawy i zawiera cenne mysli. Jednak miejscami zdaje sie sugerowac, jakoby Bóg zaplanowal dla niektórych wierzacych taki czas bez spolecznosci z innymi wierzacymi, by nauczyc ich czerpania sily, zachety itd. wylacznie z Chrystusa i jakby dyskomfort z powodu opuszczania zgromadzen byl czyms negatywnym. Rzeczywiscie powinnismy miec nastawienie, by przede wszystkim "dawac", a nie "brac" - równiez na zgromadzeniach. Zapewne Bóg chce w nas ksztaltowac taka postawe:

"Jedni drugich brzemiona noście, a tak wypełnicie zakon Chrystusowy." (List do Galacjan 6:2, Biblia Warszawska)


Jednak jest to raczej normalne, ze brakuje nam czegos, gdy opuszczamy zgromadzenia ludzi wierzacych, ze czujemy dyskomfort. Wszystko inne wskazywaloby raczej na to, ze cos jest nie tak - zazwyczaj z nami. Bóg skonstruowal Kosciól tak, ze nie wystarczy w normalnej sytuacji (poza przesladowaniami jak samotne pobyty w wiezieniach itp.) przywolywana przez artora artykulu "duchowa lacznosc". Ona jest wprawdzie podstawa, ale nie wystarczy, by trwac w jednosci z Kosciolem. Jesli np. mamy sie nawzajem pocieszac, napominac i budowac, jesli nie mamy ze soba kontaktu (na wspólnych zgromadzeniach na przyklad)?

"Przeto pocieszajcie się nawzajem tymi słowy." (1 List do Tesaloniczan 4:18, Biblia Warszawska)

"Dlatego napominajcie się nawzajem i budujcie jeden drugiego, co też czynicie." (1 List do Tesaloniczan 5:11, Biblia Warszawska)

Dodatkowo tez mamy pobudzac sie do milosci i dobrych uczynków, oraz dodawac sobie otuchy. Jak to jest jednak mozliwe, gdy mamy wylacznie "duchowa lacznosc" z Kosciolem?

"baczmy jedni na drugich w celu pobudzenia się do miłości i dobrych uczynków, nie opuszczając wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju, lecz dodając sobie otuchy, a to tym bardziej, im lepiej widzicie, że się ten dzień przybliża." (List do Hebrajczyków 10:24-25, Biblia Warszawska)



Dalej: gdzie mozna umiescic nastepujacy fragment? W "samotnosci", czy wylacznie w zgromadzeniu swietych (gdziekolwiek ono sie odbywa - po domach, czy w zborach, czy w lesie, czy gdzie indziej)?

"I On ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami, aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości, i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej, abyśmy już nie byli dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie i przez podstęp, prowadzący na bezdroża błędu, lecz abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa, z którego całe ciało spojone i związane przez wszystkie wzajemnie się zasilające stawy, według zgodnego z przeznaczeniem działania każdego poszczególnego członka, rośnie i buduje siebie samo w miłości." (List do Efezjan 4:11-16, Biblia Warszawska)

A jesli urzeczywistnienie tego fragmentu Pisma jest mozliwe tylko w ramach "fizycznych zgromadzen", czy mozemy powiedziec, ze Chrystus robi wierzacym "pauze" w dorastaniu "do wymiarów pelni Chrystusowej"?

Jesli jednak tylko ja miejscami zrozumialem tak ten artykul, jakby "masowo normalizowal samotnosc chrzescijan, których Chrystus uczy 'czegos wiecej'", to w porzadku - prosze zignorowac moje "prostowanie" :wink:



A tak poza tym: spotkalem sie z postawa chrzescijan, którzy rychlo zmieniaja zbór, bo nagle cos sie tam zmienia i juz nie zgadza: zaistnialy jakies konflikty, czesciowo niebiblijne nauczanie, ktos zyje w grzechu, brak dyscyplinowania. Oczywiscie sa to powazne sprawy, jednak puszczanie spolecznosci ot tak, jak goracego kartofla, jest conajmniej watpliwe. Bo inaczej, co robila w Sardes jeszcze ta czesc zboru, która nie skalala swoich szat? Dlaczego jeszcze wciaz tam byli?

"Bądź czujny i utwierdź, co jeszcze pozostało, a co bliskie jest śmierci; nie stwierdziłem bowiem, że uczynki twoje są doskonałe przed moim Bogiem. Pamiętaj więc, czego się nauczyłeś i co usłyszałeś, i strzeż tego, i upamiętaj się. Jeśli tedy nie będziesz czujny, przyjdę jak złodziej, a nie dowiesz się, o której godzinie cię zaskoczę. Lecz masz w Sardes kilka osób, które nie skalały swoich szat, więc chodzić będą ze mną w szatach białych, dlatego że są godni." (Objawienie 3:2-4, Biblia Warszawska)


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 08, 2009 3:33 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
A tak poza tym: spotkalem sie z postawa chrzescijan, którzy rychlo zmieniaja zbór, bo nagle cos sie tam zmienia i juz nie zgadza: zaistnialy jakies konflikty, czesciowo niebiblijne nauczanie, ktos zyje w grzechu, brak dyscyplinowania. Oczywiscie sa to powazne sprawy, jednak puszczanie spolecznosci ot tak, jak goracego kartofla, jest conajmniej watpliwe. Bo inaczej, co robila w Sardes jeszcze ta czesc zboru, która nie skalala swoich szat? Dlaczego jeszcze wciaz tam byli?


W każdym zborze znajdą się ludzie będący w jakimś grzechu- plotkarze, zawistni, palący itp.. Albo ludzie , którzy wierzą fałszywej nauce.Ale co w przypadku, kiedy pastor/starsi pozwalają na grzech i sami głoszą fałszywe nauki...? Jeśli nawet nie odejdziesz, prędzej czy później...wyrzucą cię stamtąd.
Co do Sardes- nie wiem, jak byli traktowani przez współwyznawców ci, którzy jeszcze nie skalali swoich szat...i czy byli , jakbyśmy to dziś ujęli- czynnymi członkami swego zboru, czy raczej napiętnowanymi przez pozostałych wyrzutkami...


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 08, 2009 3:48 pm 
Owieczka napisał(a):
Cytuj:
A tak poza tym: spotkalem sie z postawa chrzescijan, którzy rychlo zmieniaja zbór, bo nagle cos sie tam zmienia i juz nie zgadza: zaistnialy jakies konflikty, czesciowo niebiblijne nauczanie, ktos zyje w grzechu, brak dyscyplinowania. Oczywiscie sa to powazne sprawy, jednak puszczanie spolecznosci ot tak, jak goracego kartofla, jest conajmniej watpliwe. Bo inaczej, co robila w Sardes jeszcze ta czesc zboru, która nie skalala swoich szat? Dlaczego jeszcze wciaz tam byli?


W każdym zborze znajdą się ludzie będący w jakimś grzechu- plotkarze, zawistni, palący itp.. Albo ludzie , którzy wierzą fałszywej nauce.Ale co w przypadku, kiedy pastor/starsi pozwalają na grzech i sami głoszą fałszywe nauki...? Jeśli nawet nie odejdziesz, prędzej czy później...wyrzucą cię stamtąd.
Co do Sardes- nie wiem, jak byli traktowani przez współwyznawców ci, którzy jeszcze nie skalali swoich szat...i czy byli , jakbyśmy to dziś ujęli- czynnymi członkami swego zboru, czy raczej napiętnowanymi przez pozostałych wyrzutkami...

Nie zrozum mnie zle. Chodzilo mi tylko o to, ze nie nalezy nagle zwiewac i od razu szukac sobie innej spolecznosci. Moim zdaniem trzeba najpierw odczekac i sie modlic, a nie natychmiast wyrywac. Mysle, ze ludzie trwajacy w bledzie moga sie w najlepszym przypadku jeszcze upamietac. Niech wiec Pan wyznacza moment opuszczenia danej spolecznosci.


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 08, 2009 3:56 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Rozumiem. Masz rację- "co nagle to po diable" 8)
Jeśli chodzi o mnie- nie żałuję swojej decyzji. Zastanawiałam się długo, zrobiliśmy z mężem wszystko, żeby wyjaśnić do końca nasze stanowisko. Zresztą- ci ludzie nas nie chcieli z naszymi poglądami. Nie akceptowali nas.

Widzę tu następujące próby odpowiedzi na moje pytanie: dlaczego jestem bez społeczności:
* zbyt pochopnie opuściliśmy były zbór( opcja: trzeba było więcej cierpliwości)
* Bóg wysłał nas na "pustynię" celowo, ponieważ nie umieliśmy budować społeczności( chcieliśmy brać, nie umieliśmy dawać, nie rozumiemy pojęcia bycia ciałem Chrystusa)
* przez złą postawę siejemy wokół siebie pustkę

Wszystkie próby odpowiedzi na pytanie "dlaczego" sugerują , że "samotnicy" są winni ...sami sobie. Hm...rozważę to, ale gdzieś w środku na razie nie zgadzam się z tym...tzn. nie potrafię tego odnieść do siebie.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N lis 08, 2009 7:51 pm 
Offline

Dołączył(a): Pt maja 06, 2005 12:18 am
Posty: 1266
[[[


Ostatnio edytowano N mar 21, 2010 9:10 pm przez kristina, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 08, 2009 8:43 pm 
Owieczka napisał(a):
(...)
Widzę tu następujące próby odpowiedzi na moje pytanie: dlaczego jestem bez społeczności:
* zbyt pochopnie opuściliśmy były zbór( opcja: trzeba było więcej cierpliwości)
* Bóg wysłał nas na "pustynię" celowo, ponieważ nie umieliśmy budować społeczności( chcieliśmy brać, nie umieliśmy dawać, nie rozumiemy pojęcia bycia ciałem Chrystusa)
* przez złą postawę siejemy wokół siebie pustkę

Wszystkie próby odpowiedzi na pytanie "dlaczego" sugerują , że "samotnicy" są winni ...sami sobie. (...)

Owieczko, jesli dojrzalas któras z tych rzeczy w moich postach: ja nie znam Twojej/Waszej sytuacji i nie pozwalam sobie dlatego jej oceniac badz kogokolwiek osadzac. Moje posty byly wylacznie reakcja na mysli, które wywolal artykul zamieszczony przez jj. To, co pisalem, koncentrowalo sie raczej wokól postawy typu "nie chodze na zgromadzenia - Bóg tak chce, bo chce mnie nauczyc szukac Go w samotnosci" itp.


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N lis 08, 2009 9:44 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
To dość częsta reakcja. Jaką pomoc oferowałaś?

Oj, różną...od zapraszania do domu na obiady,podwożenie do różnych miejsc, po pożyczanie(dawanie w zasadzie) pieniędzy, po rozmowy
( dziewczyna wpadła w grzech cudzołóstwa z byłym pastorem, próbowałam pomagać, biegałam do domu, rozmawiałam, modliłam się...) itp..
Cytuj:
Może powiedz tym wierzącym,że TY ich potrzebujesz.Tak na co dzień.

Ależ mówiłam. Raz nawet się popłakałam...Ale nikt nigdy do mnie nie przyszedł.
Cytuj:
Jak wiesz ja też byłam długo poza zborem ale nigdy nie odeszłam zdecydowanie.

No, odeszłam z tego zboru, ale teraz jestem członkiem( oficjalnie) drugiego zboru, z dobrym nauczaniem i w ogóle idzie w dobrym kierunku. Tyle, że troszkę daleko są, to i trudno czuć się częścią wspólnoty tak na co dzień...
Cytuj:
Duch Święty przetrzymał mnie na pustyni dość długo.Chwała Mu za to.
Następnie to ja nawiązywałam kontakt z siostrami i braćmi.Mówiłam szczerze ,że są mi potrzebni.Nie ja im ale oni mnie.

Wiem, że potrzebujemy siebie nawzajem.
Cytuj:
To mnie nauczyło pokory.Uzdrowiło relacje.Kocham moje siostry ale jestem całkowicie wolna.Zero zależności emocjonalnej charakterystycznej dla niektórych zborów

Wiem, o czym piszesz. Tu nie chodzi o zależność emocjonalną. A lekcję pokory...odebrałam całkiem niedawno...i bardzo dobrze mi to zrobiło :oops:
----------
Cytuj:
Owieczko, jesli dojrzalas któras z tych rzeczy w moich postach: ja nie znam Twojej/Waszej sytuacji i nie pozwalam sobie dlatego jej oceniac badz kogokolwiek osadzac. Moje posty byly wylacznie reakcja na mysli, które wywolal artykul zamieszczony przez jj. To, co pisalem, koncentrowalo sie raczej wokól postawy typu "nie chodze na zgromadzenia - Bóg tak chce, bo chce mnie nauczyc szukac Go w samotnosci" itp.


Oj, tak to ogólnie sobie podsumowałam( nie tylko Twoje posty). Zresztą- mogliście nie pisać wcale o mojej sytuacji, tylko w ogóle o postawach ludzi , którzy są bez społeczności. Może niepotrzebnie tak napisałam.

Co do tego :
Cytuj:
jakoby Bóg zaplanowal dla niektórych wierzacych taki czas bez spolecznosci z innymi wierzacymi, by nauczyc ich czerpania sily, zachety itd. wylacznie z Chrystusa i jakby dyskomfort z powodu opuszczania zgromadzen byl czyms negatywnym. Rzeczywiscie powinnismy miec nastawienie, by przede wszystkim "dawac", a nie "brac" - równiez na zgromadzeniach. Zapewne Bóg chce w nas ksztaltowac taka postawe:

to się zgadzam. Dyskomfort z powodu braku społeczności z pewnością nie jest czymś negatywnym. Natomiast pustynia może być szkołą, w której trzeba się nauczyć pokory, polegania na Chrystusie i może też być czasem refleksji ( nad tym, ile dałem, ile wziąłem)...

Trudno mi pisać w oderwaniu od własnego doświadczenia, taką wadę mam...sorry.
A w ogóle chora jestem i trochę język mi się plącze... :oops:


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 09, 2009 12:14 am 
Offline

Dołączył(a): Pt sie 28, 2009 9:17 pm
Posty: 118
Lokalizacja: Polska środkowo-wschodnia
Witam Was. Ja mam podobną sytuację co owieczka z tym, że od 20 lat. Też odszedłem ze zboru z podobnych powodów , ale oprócz tego neguję współczesne podziały na zielonoświątkowców, ewangelicznych, wolnych itd.,więc na własne życzenie nie chcę należeć nigdzie, bo jestem już w Kościele i nie uznaję zorganizowanej [przez ludzi] formy oddawania czci Bogu [np.wyznaczone miejsce, godzina,napisane kazanie,teraz mówi ten,później tamten,teraz wstajemy, siadamy itp.
Poza tym uznałem zakon jako obowiązujący[oczywiście nie do osiągnięcia zbawienia] co 20 lat temu wszystkim wydało się jako odrzucenie łaski.
Żeby było jasne to nie chciałem rezygnować z relacji z braćmi, ale to oni mnie zdecydowanie odrzucili ,a najpierw zrobił to pastor i jeszcze dostałem proroctwo ,że zginę.
Potraktowano mnie jako '' wilka w owczej skórze'' aż do dziś [z małymi wyjątkami] . Przez ten czas przypisywano mi wiele wypowiedzi i rzeczy, których nie mówiłem i nie uczyniłem tak , że obecnie wielu ma o mnie złe zdanie.
Ale przez ten długi czas ja dla siebie otrzymałem świadectwo ,że jest ze mną Pan i przeszedłem i nadal przechodzę porządne oczyszczenie i dokładnie widzę taki ''logiczny'' ciąg dokąd to zmierza.
Zatem ciesz się owieczko bo może Pan chce dokładniej przeczesać Ci futerko tzn.runo.
Wierzę ,że Pan chce unieść swój Kościół na wyższy poziom, i po to trzeba wyjść poza struktury aby klatka nie uwierała.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 09, 2009 8:18 am 
iszq napisał(a):
(...) neguję współczesne podziały na zielonoświątkowców, ewangelicznych, wolnych itd.,więc na własne życzenie nie chcę należeć nigdzie, bo jestem już w Kościele i nie uznaję zorganizowanej [przez ludzi] formy oddawania czci Bogu [np.wyznaczone miejsce, godzina,napisane kazanie,teraz mówi ten,później tamten,teraz wstajemy, siadamy itp. (...) Wierzę ,że Pan chce unieść swój Kościół na wyższy poziom, i po to trzeba wyjść poza struktury aby klatka nie uwierała.

Te czesci twojego postu bardzo negatywnie mi sie kojarza. Podobne "tony" slyszalem juz ze strony "nowej reformacji apostolskiej". Co jest zle w "wyznaczonym miejscu" zgromadzen, umówieniu "godziny" spotkania, "napisanym kazaniu", kolejnosci przemawiania kaznodziei, wstawaniu i siadaniu na nabozenstwach? Jesli dobrze Cie zrozumialem, przeszkadza Ci jakby "ludzka tradycja", czy inaczej: ludzkie zwyczaje/przyzwyczajenia. Czy wlasciwie Cie zrozumialem?

Jezus równiez mial zwyczaje:

"I przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował, i wszedł według zwyczaju swego w dzień sabatu do synagogi, i powstał, aby czytać." (Ew. Łukasza 4:16, Biblia Warszawska)

"I wyszedłszy, udał się według zwyczaju na Górę Oliwną; poszli też z nim uczniowie." (Ew. Łukasza 22:39, Biblia Warszawska)


Jezus krytykowal zwyczaje/tradycje ustanowione przez ludzi wylacznie w przypadkach, gdy ludzie stawiali je na równi lub ponad Slowem Bozym, jak np. tutaj:

"zapytywali go tedy faryzeusze i uczeni w Piśmie: Dlaczego twoi uczniowie nie postępują według nauki starszych, ale jedzą chleb nie umytymi rękami? On zaś rzekł im: Dobrze Izajasz prorokował o was, obłudnikach, jak napisano: Lud ten czci mnie wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie. Daremnie mi jednak cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi. Przykazania Boże zaniedbujecie, a ludzkiej nauki się trzymacie. I mówił im: Chytrze uchylacie przykazanie Boże, aby naukę swoją zachować." (Ew. Marka 7:5-9, Biblia Warszawska)

Problemem nie bylo tradycyjne obmycie rak przed posilkiem, lecz fakt, jakie znaczenie ten zwyczaj mial dla faryzeuszów i uczonych w Pismie. Problemem bylo oddawanie czci jedynie wargami i zaniedbywanie przykazan Bozych oraz stawianie nauk ludzkich na równi, badz nawet nad Slowem Bozym.


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 09, 2009 11:02 am 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr maja 20, 2009 11:11 am
Posty: 527
Lokalizacja: Białystok
iszq napisał(a):
Wierzę ,że Pan chce unieść swój Kościół na wyższy poziom, i po to trzeba wyjść poza struktury aby klatka nie uwierała.


Hmmm... Zapewne iszq masz na takie twierdzenie potwierdzenie w Biblii. Proszę Cię, napisz. A jeśli nie, to skąd się bierze Twoja wiara w takie rzeczy. Chyba, że źle Cię zrozumiałem i chodzi Ci o pochwycenie Kościoła, w co i ja wierzę :D

Ja narodziłem się na nowo i też jestem w Kościele. Jednocześnie nie przeszkadza mi to być członkiem zboru baptystycznego. Jeśli jednak jutro Kościół Chrześcijan Baptystów zostanie rozwiązany, nic w mojej sytuacji się nie zmieni, nie będę płakał, bo mając Ducha Świętego jestem członkiem jedynego prawdziwego Kościoła, ciała Jezusa Chrystusa.

Mamy w tej chwili w Białymstoku "rozkwit" podobnych twierdzeń w ramach "local church", który też napiętnuje wszelkie denominacje (nazywając je wprost wielkim babilonem) i jakikolwiek porządek na nabożeństwie, i według którego ja jestem ich bratem, ale w Kościele nie jestem, bo jestem w zborze baptystycznym, a nie w jedynym właściwym kościele lokalnym... brrrrr.....

Rozumiem iszq, że Ty teraz nie jesteś w żadnej społeczności i że uważasz taki stan za dobry i biblijny?

A wracając do tematu "bez społeczności", to owieczka wyraźnie pisze o tym, że jest jej z tym źle, dlatego też jeździ 60 km, aby taką społeczność mieć.

Owieczko, trudno mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego znalazłaś się w takiej sytuacji. Bóg na pewno to wie. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy powinniście z mężem pomimo wszystko trwać w poprzednim zborze. Jednak na pewno powinniście trzymać się Słowa Bożego i nazywać rzeczy po imieniu. Zawsze i wszędzie, czy to w zborze, czy też poza nim. Jeżeli ktoś grzeszy, to mamy okazać mu miłość chcąc mu pomóc wyrwać się z grzechu. Czy zatem mamy mu przytakiwać, że dobrze robi, czy też starać się z miłością pokazać mu, gdzie jest. Tak, wiem. Łatwo się mówi, trudniej robi, ale próbować trzeba...

Pozdrawiam

_________________
"Albowiem nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej, jest ona bowiem mocą Bożą KU ZBAWIENIU każdego, kto wierzy" Rzym. 1:16; www.kuzbawieniu.pl


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 134 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 9  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL