Dzisiaj nowonarodzeni mają do wyboru wiele wygodnych sformalizowanych "kaplicznych" odłamów protestantyzmu, albo powrót do wciąż jeszcze podejrzanej opcji pierwotnej "kościoła domowego". Więc generalnie nie jest przecież tragicznie.
Ja widzę tragizm w innym miejscu, bez względu na wybrane dla siebie miejsce pobytu. Na ile każdy osobiście ma odwagę i wolę? Żeby podobać się Bogu, a nie ludziom [nawet tym w zborze], powiedzieć prawdę bratu, a nawet pastorowi, skonfrontować nauczanie i praktyki kapliczne ze Słowem Bożym, podporządkować się Słowu Bożemu w swoim osobistym życiu [a nie odwrotnie]? Albo wyjść stamtąd?
Bóg sam pomnaża liczbę tych którzy mają być zbawieni

Ale co dalej, z czym się to wiąże? Ze zmianą myślenia, z osobistym sprawowaniem zbawienia w bojaźni, zachowywaniem siebie nieskażonym przez świat, nie szukaniem swego [Flp. 2:12-21]. A co my dzisiaj
musimy tak naprawdę "poświęcić" dla Boga? Życia za wiarę nikt nie każe nam przecież kłaść pod miecz.
Jeśli ktoś dziś ewangelizację traktuje jak marketing, to "nałowionym rybom" potem ciągle musi dostarczać wrażeń i dać gdzie pływać [w kontrolowanych warunkach], przekonać trwale do siebie, żeby je utrzymać jak najdłużej. Nie jest wskazane trwanie we wspólnocie ze sobą nawzajem, tylko bycie aktywnym [widocznym w działaniu] członkiem danej wspólnoty. W tak spreparowanych warunkach nie widać osobistego życia, wystarczy nie odstawać od większości, zdobyć się na jedną z preferowanych przez wspólnotę form aktywności zborowych, a w innych siedzieć w ławce z tyłu, żeby mieć spokój i płynąć z prądem danej wspólnoty. To nawet fajne, jak tak widać osobiste zaangażowanie w czynności pod którymi musi podpisać się Królestwo Boże [
"Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: jak złodzieje, nieuczciwi, cudzołożnicy, jak na przykład ten...Poszczę dwa razy w tygodniu, oddaję dziesięcinę ze wszystkiego, co mam" ]

A jak mają uwierzyć w tego, o którym nie słyszeli? A jak usłyszeć, jeśli nie ma tego, który zwiastuje?
A jak mają zwiastować, jeżeli nie zostali posłani? Nie ma utrapień osobistych, to ludzie nie szukają Boga [chociaż zawsze można coś niezbędnego do otrzymania podsunąć ewangelizowanym: a to chleb, a to odzież, a to pomnożenie tego ile dajesz, a to uzdrowienie]. Nie są uczeni nauki apostolskiej opartej o Boże prawa, to nie maja potem do czego odnieść nauki słyszanej i nie mają z czym zidentyfikować pojęcia "grzechu" więc i nie mają dyskomfortu.
"A gdy to usłyszeli [EWANGELIĘ], byli poruszeni do głębi i rzekli do Piotra i pozostałych apostołów: Co mamy czynić, mężowie bracia?(38 ) A Piotr do nich: Upamiętajcie się i niechaj się każdy z was da ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Świętego.[...](40) Wielu też innymi słowy składał świadectwo i napominał ich, mówiąc: Ratujcie się spośród tego pokolenia przewrotnego.(41) Ci więc, którzy przyjęli słowo jego, zostali ochrzczeni [...] (42) I trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach.(43) A dusze wszystkich ogarnięte były bojaźnią, albowiem za sprawą apostołów działo się wiele cudów i znaków.(44) Wszyscy zaś, którzy uwierzyli, byli razem i mieli wszystko wspólne,(45) i sprzedawali posiadłości i mienie, i rozdzielali je wszystkim, jak komu było potrzeba.(46) Codziennie też jednomyślnie uczęszczali do świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca,(47) chwaląc Boga i ciesząc się przychylnością całego ludu. Pan zaś codziennie pomnażał liczbę tych, którzy mieli być zbawieni." [Dz 2:37-47]
"Kiedy przechodzili [APOSTOŁOWIE] przez miasta, nakazywali im przestrzegać postanowień powziętych w Jerozolimie przez Apostołów i starszych. Tak więc utwierdzały się Kościoły w wierze i z dnia na dzień rosły w liczbę." [Dz 16:4-5]
Czegoś dzisiaj już nie ma? Każdy zauważy pewnie co innego. Dziewica ma być czysta, bez zmazy i skazy dla Oblubieńca.