Mam kilka uwag do wypowiedzi nowego. Nie to, żebym się nie zgadzała, czy chciała zaprzeczyć, ale w pewnych momentach, to co mówi jest jakby niedoprecyzowane, mimo iż rzecz dotyczy spraw prostych i jednoznacznych. Nie wiem, czy się nowy z tym zgodzi, bowiem trudno cokolwiek wnioskować z jego, miejscami zatuszowanych jakby wypowiedzi.
nowy napisał(a):
Bratem moim jest każdy kto każdy kto z Nim(Panem) jest i ten co pragnie , bo przecież ktoś mógł pobłądzić, mógł dać się "nabrać" na coś zwodniczego i nawet w tym tkwi, ale nadal, niezmiennie pragnie żyć z Panem, a całe jego fałszywe na ten czas pojmowanie może wcale go nie przekreślać, on może z tego wyjść, więc jakże ja miałbym go osądzać już tylko po tym że w danej chwili błądzi? Mogę i powinienem go napomnieć, pomóc mu zrozumieć, ale na pewno nie speiszyć się z określaniem go mianem"heretyk".
Myślę, że jednak mianowanie bratem takiego, który dopiero "pragnie" jest zbyt pochopne. Zresztą nowy sam napisał wyżej, że bratem może być "tylko nowonarodzony", więc nie wystarczy pragnąć, lecz trzeba też wierzyć. Przeto należy jednak z rozwagą posługiwać się zwrotem "brat/siostra", a nie do każdego kto dopiero pragnie.
Po drugie, mam wątpliwości co do tego, czy można być narodzonym na nowo i żyć z Panem, a jednocześnie "dać się nabrać na coś zwodniczego" i jeszcze w tym tkwić. Wszak każdy, kto jest z Panem ma do pomocy Nauczyciela i Przewodnika i nie jest to jakąś abstrakcyjna bajka, tylko rzeczywiście. To nie wiem, jak komu, a mi sprzeczność wychodzi - chce słuchać Pana, a tkwię w zwiedzeniu - coś tu nie gra.
Ja rozumiem, że od błędów nikt nie jest wolny, ale nikt, kto chcę żyć z Panem i go miłuje - nie siebie miłuje, lecz Pana - nie będzie w błędzie tkwił (moim zdaniem, oczywiście), tylko z niego się wydostanie. Napisane jest, że sprawiedliwy choćby ileż tam razy upadł, to się podniesie.
Cytuj:
Można Owieczko pragnąć Chrystusa i jednocześnie nawet wygłaszać bzdury. Nikt z nas nie jest doskonały i każdemu się to zdarza. Oczywiście jeśli ktoś w tych bzdurach chce tkwić, jeśli ktoś uporczywie je wygłasza i jest głuchy na wszelkie próby wykazania mu że mówi coś daleko sprzecznego z przekazem zawartym w Słowie, to wtedy też dość szybko da się zauważyć że tak napradę chodzić mu może o wszystko, ale nie o to by innych do Chrystusa przyprowadzać i sam o społeczność z Nim nie zabiega, o ile w ogóle kiedykolwiek zabiegał.
Oczywiście, można
"pragnąć Chrystusa i jednocześnie nawet wygłaszać bzdury", tyle że Słowo Boże mówi wyraźnie, że :
J 8:47 Bw "Kto z Boga jest, słów Bożych słucha; wy dlatego nie słuchacie, bo z Boga nie jesteście."
1J 4:6 Bw "My jesteśmy z Boga; kto zna Boga, słucha nas, kto nie jest z Boga, nie słucha nas. Po tym poznajemy ducha prawdy i ducha fałszu."Jeżeli ktoś twierdzi, że chce żyć z Panem, a jednocześnie się upiera, że Chrystus, na przykład, jest w opłatku i inne takie, to nie trzeba dalej się zastanawiać, czy ten jest bratem, czy nie jest - wiadomo natychmiast. Bo nie rozmawiamy tylko i wyłącznie o tych, których
"trzeba przestać nazywać bratem", lecz i o tym, kogo tak można mianować w ogóle. Zanim "przestaniemy kogoś nazywać bratem", musimy być rozważnymi, gdy zaczynamy kogoś tak nazywać - to jest ważne.
Cytuj:
On jest najpewniejszym ratunkiem przed herezjami i gwarancją że postąpimy słusznie.
No i właśnie - zgadza się. I dlatego nie można być z Panem, a wygłaszać i tkwić w bzdurach - proste.
Cytuj:
A po co występować z KRK? Ano po to że tam nam właśnie nie pomagają w tym aby być w Panu, że z nimi(najczęściej) nie ma jedności.
Może i tak, ale głównym powodem wystąpienia stąd powinno być to, że cała nauka, wraz ze tymi mszami jest bluźniercza i ustawicznie nakierowana na ubliżenie Bogu, co dla dziecka Bożego, miłującego Chrystusa, jest nie do przyjęcia... to, moim zdaniem, powinno w pierwszą kolej pchnąć nowonarodzonego człowieka do wyjścia stamtąd jak najszybciej, a już dopiero na drugim miejscu jest szukanie dla siebie "jedności" itp.
Cytuj:
On ukazał mi wszystko w należytym świetle nie czyniąc ze mnie wcale krytykanta, jakiegoś sfrustrowanego antyheretyka, ale po prostu radosnego i spokojnego człowieka, który spokojnie umiał powiedzieć po prostu zwyczajnie"nie", nikogo przy tym nie uważając za wroga.
Oczywiście, ładnie to brzmi i tolerancyjnie - ostatnio bardzo modne, ale jednak Pan powiedział coś takiego, że "kto nie jest z nami, ten jest
przeciwko nam". I nie to, żebym chciała wszystkich wsadzać do jednego wora z napisem "wrogowie", jednak i za przyjaciół wszystkich uważać bym się nie spieszyła. Mamy w Biblii nakaz, żeby pewnych ludzi traktować jako pogan i celników i nie wydaje mi się, że chodziło o traktowanie, zbliżone do przyjacielskiego...
Owieczka napisał(a):
Niepojęte już zupełnie dla mnie jest, że dla niektórych ewangelicznych chrześcijan sprawy noszenia chustek, wkładania rąk przy modlitwie czy modlitwa językami jest tak istotna, że z ich powodów odłączają ludzi ze zborów, ale nie mają żadnych oporów, aby nazywać katolików braćmi i organizować z nimi wspólne akcje ewangelizacyjne...
Bardzo dobrze napisałaś, Owieczko. Prawda coraz bardziej jest zmieszana z fałszem, a granica co raz mniej widoczna. Wszystko sie rozmywa i już nie ma czarnego i białego, tylko takie szare staje się wszystko... półprawda, czy półkłamstwo - wszystko dobre, byleby całej prawdy nie mówiono.... bo gdy tylko sprobujesz - zawsze będzie sprzeciw, takie poruszenie, niepokój, zdziwione oczy, no i... ta reszta - "ty nie znasz serca, Bóg widzi serca, nie osądzaj, Bóg jest miłością..." - itd.itp.
