Smok Wawelski napisał(a):
Na razie ja wyczuwam u Ciebie brak argumentów i powoływanie się na subiektywne "prowadzenie Ducha", które mogłoby zaprzeczać treści Pisma.
Witaj Smoku
! Podsumowanie dyskusji przy temacie : „Boże poczucie humoru, a chrześcijańska przyzwoitość”.Zebrałam wszystkie najistotniejsze elementy naszej dyskusji dotyczące wyjaśnienia i rozdzielenia tego co przyzwoite od tego co nieprzyzwoite, z których następnie powyciągałam wnioski.
Smok Wawelski napisał(a):
Nie było między nami pierwotnych różnic w tej kwestii. Po prostu źle mnie zrozumiałaś, bo odeszłaś od kontekstu naszej rozmowy czyli przywzoitośli lub nieprzyzwoitości różnych zachowań (w tym prorockich).
O ile pamiętam cała nasza dyskusja o przyzwoitości, a raczej nieprzyzwoitości zaczęła się w zasadzie od następującego zdania:
Smok Wawelski napisał(a):
O ile dobrze rozumiem, Pismo zakazuje uczestniczenia w nieprzyzwoitych żartach i błazeńskiej mowie [Ef. 5:4]. Chodzi o nieczystość i niestosowność humoru, a nie o brak poczucia humoru.
Potem jak poprosiłam Cię o definicję tego co przyzwoite i nieprzyzwoite napisałeś :
Smok Wawelski napisał(a):
Pewne niestosowności zależą od sytuacji i nie da się ich wyznaczyć sztywną normą - Duch Święty nas prowadzi i pokazuje, jak sie zachować, żeby Go nie zasmucić. Natomiast ramy, w których to indydualne prowadzenie się zawiera, są zapisane w Słowie Bożym, któremu Duch nigdy nie przeczy.
Już tutaj kierujesz swoją uwagę na sytuacją zewnętrzną i uzależniasz od prowadzenia DŚ, który chce by Go nie zasmucać. Potem wskazujesz na ramy, które są określone w SB i w których Duch Święty wg Ciebie musi działać. Oczywiście nie można tych wskazówek potraktować jak obiektywnej definicji tego co przyzwoite i nieprzyzwoite. Pokazują one Twój kierunek myślenia :
• po pierwsze przyjmujesz i ogłaszasz współodpowiedzialność innych za ewentualne gorszenie Ciebie i tego przyszłe konsekwencje, która to współodpowiedzialność została już przez Ciebie wkalkulowana w ewentualny, czyli nieistniejący jeszcze, ale wyobrażalny dla Ciebie, grzech gorszenia,
• po drugie sprowadzasz SB do roli szablonu, który nie odzwierciedla stanu Twojego serca, a jedynie stan Twojego umysłu, jego sił poznawczych, stan Twoich przemyśleń,
• po trzecie nie szukasz w tej Twojej strategii postawy i stanu Twojego serca, jego prawdziwych intencji i motywacji, które niekoniecznie muszą być dobre, gdyż jesteś niedoskonały w swoich ocenach,
• Po czwarte brakuje jasnego określenia roli DŚ – na czym to prowadzenie i pokazywanie polega – chyba, że za prawdziwy przyjmiemy pogląd, że Duch Święty dostosowuje się do naszego umysłu, do naszego stanu poznania Słowa Bożego i nie próbuje tego stanu poznanie przekroczyć w nas.
Najpełniej nieprzyzwoitość zdefiniowałeś w następujących słowach :
Smok Wawelski napisał(a):
nieprzyzwoitość z chrześcijańskiego punktu widzenia to jest postępowanie sprzeczne z właściwie pojmowaną moralnością biblijną (która jest ponadczasowa) i/lub obyczajami otoczenia, które nie są z nią sprzeczne - np. misjonarka chrześcijańska nie powinna chodzić w stroju topless wśród indian, mimo że oni takie ubranko uważają za normę obyczajową. Przed siwą głową należy wstać i okazać jej szacunek, bo tak mówi Pismo [III Mojż. 19:32]. Kobietę należy przepuścić jako pierwszą w drzwiach, bo tak nakazuje obyczaj, choć w czasach biblijnych był inny. Ale nie ma tutaj sprzeczności.
Ja dostrzegam w Twoich słowach, pewną subiektywną zasadę, a nie obiektywne zrozumienie czym jest postępowanie nieprzyzwoite z Biblijnego punktu widzenia. Ta zasada sprowadza się do wyższości moralności biblijnej nad obyczajami otoczenia, jeśli te są z nią sprzeczne. Ta zasada jest dla mnie do przyjęcia, poza jednym wyjątkiem o którym piszę poniżej.
Smok Wawelski napisał(a):
Sam fakt napominania nie oznacza, że napominający mogą zachowywać się dzisiaj nieprzyzwoicie w ramach "aktów proroczych".
Samo napominanie nie daje im prawa do zachowań nieprzyzwoitych, mogą to jedynie uczynić z wyraźnego nakazu Bożego – jeżeli potrafią wziąć za swoje zachowanie pełną odpowiedzialność przed Bogiem i ludźmi (także za Twoje zgorszenie nimi) – są do swojego zachowania przygotowani przez Pana !
Następna informacja na temat tego co określasz jako nieprzyzwoite znajduje się w następującym fragmencie Twojej wypowiedzi :
Smok Wawelski napisał(a):
O samym tańcu w stroju topless Biblia nie wspomina, ale wspomina o tym, żeby nie dawać nikomu, a szczególnie maluczkim, powodu do zgorszenia czyli żeby nie przyprawiać ich o upadek - na przykład w wyniku spoglądania na ciało i cudzołożenia w sercu. A przecież o tym mówił Jezus w Mat. 5:28. I w tym miejscu mamy sprzeczność takich zachowań jak publiczne występy topless z ponadczasową moralnością biblijną. Tora również podaje szereg przykazań dotyczących przyzwoitości [III Mojż. 18:1-23; V Mojż. 25:11-25 i inne]. NT również [I Tym. 2:9; 3:2]. Chodzi tylko o to, żeby właściwie interpretować owe ponadczasowe przykazania czy wskazówki.
I wszystko mogłoby być w porządku z tym co pisałeś wcześniej, o współodpowiedzialności osób zachowujących się nieprzyzwoicie, wobec tych, którzy żyją przyzwoicie, gdyby nie pewne ograniczenie tej współodpowiedzialności tylko do maluczkich ! Nie dotyczy to zatem tych co za takich nie uchodzą, czyli mocnych i dojrzałych duchowo, bo ich stan duchowy nie daje im usprawiedliwienia w razie upadku ! Za maluczkich możemy uznać tylko tych co są na początku drogi zbawienia, są niedojrzali duchowo i dlatego pojmują wszystko w kategoriach czarno- białych, tych „młodych” duchem należy ochraniać i tę ochronę muszą im zatem dać osoby dojrzałe duchowo. Zaś ci, co żyją już długo w Panu powinni być dojrzali i winni dostrzegać niuanse i właściwie ocenić źródło, czyli ducha całej sytuacji i nie gorszyć się byle czym !
Przydałoby się zatem zrobić pewne rozgraniczenie odpowiedzialności do gorszących i będących gorszonymi, bo tutaj widzę kolejne powody do niezrozumienia !
Potem przyjrzeliśmy się rozumieniu samego pojęcia „zgorszenie”. Tutaj pojawiły się moim zdaniem bardzo cenne informacje, które trochę uderzają w przedstawiany przez Ciebie punkt widzenia.
Smok Wawelski napisał(a):
Zgorszenie to jest dosłownie "skandalon" - słowo to pochodzi od greckiego "skandalotron", oznaczającego pułapkę postawioną na czyjejś drodze. Pułapka i upadek są czymś obiektywnym z punktu widzenia Pisma, natomiast inne rozumienie słowa "zgorszenie" to jest "obruszenie" lub "bulwersacja" w sensie negatywnym, która może być obiektywna i słuszna (bo zgodna z właściwie interpretowanym Pismem) lub subiektywna i niesłuszna (bo niezgodna z właściwie interpretowanym Pismem).
W swoich słowach samą sytuację zewnętrzną nazywasz obiektywną, która jest pewnym stanem nie mającym bezpośredniego wpływu na odpowiedzialności za jej odbiór, co równocześnie przeczy Twojej zasadzie ponoszenia współodpowiedzialności osoby te sytuacje wywołującej, za odbiór przez innych. Z kolei owa sytuacja zewnętrzna (pułapka) może być odbierana dwojako: obiektywnie, czyli jest neutralną, ale będącą złem niejako z natury i skandalonem staje się w chwili jej oceny przez innych, i subiektywnie czyli jest niesłuszną.
Przedstawione przez Ciebie informacje pozwalają dokonać pewnego rozgraniczenia pomiędzy gorszącym a gorszonym, ale od tej pory nasza dalsza dyskusja skupiała swoją uwagę na gorszycielu, przypisując jemu cały ciężar odpowiedzialności, a pomijała odpowiedzialność odbiorcy. Z tego też powodu zostałam niejako zmuszona do obrony rzekomego gorszyciela, którym mógł się okazać mąż Boży – prorok !
Smok Wawelski napisał(a):
takie sytuacje, kiedy człowiek zachowuje się niezgodnie z ogólnie przyjętymi normami moralnymi, a będącymi wynikiem szczególnie bliskiej relacji człowieka z jego Stwórcą, mogą mieć miejsce dopiero w niebie po pochwyceniu kościoła ! Te o których czytamy w SB, były jawne, bo działy się publicznie, przy świadkach
Przedstawiłam, a właściwie to Ty sam je przedstawiłeś (Iz. 20:1-5 ) dowody w SB na usprawiedliwioną bulwersację , jednak Ty tej obrony nie przyjąłeś z tej racji, że dotyczyła ona czasów starotestamentowych i tylko do tego okresu odnosisz możliwość usprawiedliwionej bulwersacji.
Moja obrona usprawiedliwionej bulwersacji proroków dotyczyła w zasadzie dwóch kwestii : Bożego upoważnienia do takich działań w NT i samej formy tej bulwersacji. Twoje stanowisko w obu kwestiach jest negatywne – Bóg z góry określił zasady według których działa i nie będzie ich nigdy przekraczał , zatem należy być zbulwersowanym każdym odstępstwem od takich obiektywnych norm.
Oba te problemy znalazły swoją kontynuacje w tematach: „Kościół dzisiaj a proroctwo, znak proroczy, prorokujący.”, co do występowania objawień proroczych w NT – autor Bea i „Nagość, a uwodzenie” – poświęcony obronie samej formy bulwersacji.
Smok Wawelski napisał(a):
intymne relacje małżonków nie są przeznaczone dla oczu kogokolwiek innego oprócz nich. Dlatego ich publiczne pokazywanie byłoby nieprzyzwoite
Odkryłam, że bulwersacja ma aspekt kompetencyjny tzn , że niektóre sytuacje są zastrzeżone tylko dla pewnych oczu, jeśli przekracza się tę kompetencyjność, tak jak we wskazanym przez Ciebie przykładzie małżeństwa, to już przez ten fakt stają się one nieprzyzwoite ! Myślę Smoku, że to odkrycie może być pewnego rodzaju kompromisem między nami bynajmniej w tej jednej dziedzinie, przy której tak się upierasz, a dotyczącej odpowiedzialności gorszącego, choć ona też moim zdaniem może mieć wyjątek, którego niestety Ty nie przewidujesz !
To odkrycie może też być odpowiedzią na Twoje wątpliwości :
Cytuj:
Jeśli nie da się rozdzielić zewnętrznie tego, co przyzwoite, od tego, co nieprzyzwoite to…
Na to wygląda, że nie da się tego rozdzielić, ponieważ ta sama sytuacja choć wewnętrznie może być przyzwoita, to zewnętrznie będzie nieprzyzwoita.
A, że ta kompetencyjność zawarta jest w Twoich poglądach wynika z następującej wypowiedzi :
Smok Wawelski napisał(a):
Są zachowania całkowicie przyzwoite w jednych miejscach, ale zupełnie nieprzyzwoite w innych. Np. okazywanie sobie małżeńskiej czułości w sypialni jest przyzwoite, ale takie samo zachowanie na oczach osób trzecich przestaje być przyzwoite - i to nie ze względu na jakiś relatywizm, tylko ze względu na obiektywne biblijne standardy moralne (wszędzie) i/lub kulturowe (w danym miejscu).
--------------------------------------------------------------------------------------
Smok Wawelski napisał(a):
Standard Słowa Bożego nazywa pewne zachowania grzechem (np. nieprzyzwoitością) i nie da się ich tłumaczyć jakimś "wyższym poziomem duchowości" - takie próby prowadzą w bardzo niebezpieczne rejony.
Jeśli mówimy o ocenie zachowań przyzwoitych lub nieprzyzwoitych, to musi ona następować w wyniku porównania ich z ZEWNĘTRZNYM I OBIEKTYWNYM standardem dobra i zła. Jeśli standardem będzie to, co człowiek uważa lub przeżywa, to właściwie... standard nie istnieje, bo każdy człowiek może ocaniać różnie to samo zjawisko. Czyli mamy relatywizm. Bóg podał swoje Słowo jako standard obiektywny, niezmienny i zewnętrzny w stosunku do człowieka. On ocenia zewnętrzne zachowania, a także wewnętrzne myśli i intencje człowieka [Hebr. 4:12; Jak. 1:23-24]. Również te przyzwoite i nieprzyzwoite. Najważniejsze jest to, żeby prawidłowo interpretować standard.
Następnie zawęziliśmy nasze poszukiwania tego co przyzwoite i nieprzyzwoite do standardu SB i tutaj sytuacja z obiektywnych względów tj z powodów dużych różnic w interpretacji tegoż samego SB znacznie będzie się komplikuje, ponieważ dla jednych zgorszeniem będzie brak nakrycia głowy przez niewiasty podczas nabożeństw a dla drugich gorszący będzie widok właśnie takich nakryć. Przyjmując równocześnie, że obie społeczności chrześcijańskie mają na swoje zachowanie potwierdzenie w SB. Czyli nie da się tego zewnętrznie ocenić. Przekładając to na naszą kompetencyjność: to wewnątrz tej grupy religijnej, która z przekonania każe kobietom nakrywać głowy podczas nabożeństw, będzie to zachowanie przyzwoite, ale wtedy gdy kobieta z tej grupy będzie uczestniczył w nabożeństwie, gdzie takich nakryć się nie używa, to takie zachowanie tej osoby staje się nieprzyzwoite.
W gruncie rzeczy znaleźliśmy się w ślepej uliczce, bo jeśli odrzucimy ten zewnętrzny standard SB, to rzeczywiście mamy relatywizm moralny, ale w obrębie kościołów chrześcijańskich, bo o nich cały czas myślimy, gdyż sami uważamy się za chrześcijan, będzie on zawsze mocno osadzony na standardzie SB, choć bardzo różnie będzie się ten standard stosowało w zależności od interpretacji tego SB . A zatem tutaj jesteśmy prawie bezradni, a nasz wpływ na tę dziedzinę jest raczej minimalny. Zajmowanie się zatem oceną przyzwoitości chrześcijańskiej może być w tym zakresie jedynie bardzo ogólne i raczej może mieć charakter porównywania i pokazywania różnic. Bardziej celowe wydaje mi się sprowadzenie tej sprawy do indywidualnej postawy chrześcijanina .
A w tym indywidualnym aspekcie ; chrześcijańska przyzwoitość raczej będzie wciąż tylko dążeniem do poznania tego co czyste i święte w oczach Bożych, i podporządkowanie się temu standardowi, także w zakresie uznawania określonych norm społecznych, moralnych i kulturowych , którym raczej przypiszemy rolę wspierającą i uzupełniającą. Nieco trudniejszy wydaje mi się problem oceny zewnętrznej tego co w oczach chrześcijanina nie wydaje się ani czyste ani święte. I tutaj nasze drogi rozchodzą się
Smok Wawelski napisał(a):
Skoro owocem Ducha Świętego jest łagodność i wstrzemięźliwość (czyli samokontrola właśnie) [Gal. 5:23], to nie widzę powodu, żeby brak wstrzemięźliwości i brak kontroli swojego zachowania miał być jakoś specjalnie "duchowy". Człowiek ochrzczony Duchem Świętym i wydający owoc Ducha Świętego wcale nie musi, a nawet nie powinien zachowywać sie jak opętany i twierdzić, że to jest dowód przejścia na "wyższy poziom duchowości". Radość to nie jest błazenada, ale przeciwna skrajność zakazująca człowiekowi czerpania przyjemności z tego, co Bóg stworzył i pobłogosławił, również jest wypaczeniem przesłania Słowa Bożego moim zdaniem.
bo Ty już wyznaczyłeś normy, jak chrześcijaninowi wolno się zachować, a jak nie wolno i co w Twoich oczach uchodzi za przyzwoite lub nie i nie przewidujesz żadnego odstępstwa od tej normy.
Uważam, że Bóg przewiduje w szczególnych przypadkach pewne odstępstwa od tych norm, które jednakże same w sobie nie tworzą normy moralnej, a mnie nie wolno ich oceniać, co nie znaczy, że ja też mam prawo do przekraczania norm określonych w SB lub jestem zmuszona do podobnego zachowania ! Jednakże powinnam być ostrożna w osądzaniu innych w sytuacjach, które mnie bulwersują.
Na koniec jeszcze jedno odkrycie związane z indywidualną oceną tego co przyzwoite i nieprzyzwoite. Zauważyłam, że odbywa się ona na trzech różnych poziomach :
• Pierwszy poziom „Ja” . Tutaj oceniamy własne postępowanie.
• Poziom drogi „On, Ona …” Tutaj oceniamy postępowanie innych osób na tę ocenę ma dość istotny wpływ stosunek emocjonalny do konkretnej osoby.
• Poziom trzeci „Bóg” . Tutaj znajduje się obraz Boga jaki posiadamy do którego odwołujemy się podczas naszej oceny, który wcale nie jest równoznaczny z rzeczywistym obrazem Boga, a tylko będzie do niego w jakimś zakresie podobny.
Warto przy tym jeszcze zaznaczyć rolę DŚ, który raczej będzie działał w obrębie tego trzeciego poziomu i korygował błędy związane z różnicą pomiędzy naszym własnym obrazem Boga, a rzeczywistym, choć aby taką funkcję DŚ mógł spełniać, potrzebna jest nasza wola i odpowiednia postawa.
Przedstawione powyżej poziomy będą dotyczyły oceny wewnętrznej, której dokonujemy w naszym sercu, duchu i umyśle. Sami natomiast równocześnie podlegamy ocenie zewnętrznej, która jest niezależna od naszej oceny, dokonują jej inne osoby w oparciu o posiadane informacje na nasz temat, obserwację naszego zachowania i Bóg, w oparciu o nasze czyny i myśli.
Wiem, że materiał jest dość obszerny ale nie dało się zrobić tego krócej, bez pominięcia istotnych elementów, a tego robić nie chciałam. Zachęcam do podzielenia się swoimi wnioskami.
Pozdarawiam .