Szczerze mówiąc, zastanawiam się nad Twoją zdolnością do czytania tego, co nie jest napisane i nie czytania tego, co jest napisane - a wszystko po to, żeby treść Pisma jasną i wyraźną dostosować to teologii nieutracalności zbawienia.
Paweł pisze, że adresaci Listu do Galacjan otrzymali już wcześniej Ducha Świętego przez słuchanie z wiarą [Gal. 3:2] - nie ja piszę, tylko Paweł.
Paweł pisze (nie ja), że niektórym adresatom Listu do Galacjan grozi wypadnięcie z łaski i odłączenie się od Chrystusa. O tym już pisaliśmy. Zdumiewa mnie tak dziwne rozumowanie, które prowadzi do wniosku, że osoby posiadające Ducha Świętego, którym grozi odłączenie od Chrystusa i wypadnięcie z łaski, mogą nie być zbawione. To jest dla mnie tajemnica i tajemnica pozostanie.
jj napisał(a):
Ty – twierdzisz, ze dziecko Boze musi zabiegac wlasnym wysilkiem o utrzymanie się przy zyciu (wiecznym).
Ja – twierdze, ze dziecko Boze musi zabiegac wlasnym wysilkiem o utrzymanie się „na nogach”.
NIE TWIERDZĘ, że dziecko Boże musi zabiegać własnym wysiłkiem o utrzymanie się przy życiu. Własnym wysiłkiem nie bylibyśmy w stanie zrobić niczego, bo bez Chrystusa nic uczynić nie możemy [Jan 15:5]. TWIERDZĘ natomiast, że dziecko Boże jest w stanie zatwardzić swoje serce żyjąc w grzechu do tego stopnia, że nie będzie w stanie się upamiętać [Hebr. 6:4-6; 10:26-31] i/lub jest w stanie uwierzyć innej ewangelii i odrzucić tę pradziwą, wypadając z łaski [Gal. 5:1-4] i/lub przyjąć innego Jezusa w innym duchu, co kończy się zerwaniem relacji z Bogiem, jak w przypadku Ewy [II Kor. 11:2-4]. Dlatego apostołowie ostrzegają przed tym ludzi zbawionych, którzy sa adresatami ich listów.
jj napisał(a):
Kwestia „nieutracalnosci zbawienia” jest z tym scisle zwiazana, ale nie musimy o tym mowic tutaj. Mnie chodzi o odparcie twojego „zarzutu”, czy watpliwosci, ze ja, wyznajacy nieutracalnosc zbawienia, nie dokladam wysilku, o którym pisza Apostolowie. Dokladam, ale celem tego wysilku nie jest utrzymanie się przy zyciu, a uswiecenie. Czynie to (zabiegam) także z innego powodu, nie z drzeniem i bojaznia przed utrata zbawienia, ale z drzeniem i bojazniom Boza, bo (Albowiem) On jest sprawca chcenia i wykonania we mnie, a wiec nawet chcenie nie jest ze mnie!
Ja również uważam, że celem tego wysiłku jest uświęcenie. Bóg jest sprawcą chcenia i wykonania, ale to MY mamy sprawować własne zbawienie - czyli podejmować odpowiednie decyzje w mocy Bożej. Nikt ich za nas nie podejmie. To my mamy nieść własny krzyż, to my mamy wziąc i nieść jarzmo (które jest słodkie) oraz brzemię (które jest lekkie). Myślę, że "nieutracalni" mają wyrobiony stereotyp myślenia o poglądach "utracalnych" - stąd błędne rozumienie i przedstawienie przez Ciebie moich poglądów. Ja widzę, że uznajesz konieczność naszego udziału w procesie naszego uświęcenia - tylko niepotrzebnie kojarzysz to z "samozbawieniem".
Jak już pisałem na forum, określenia "utracalność" lub "nieutracalność" są bardzo nieprecyzyjne i nie oddają istoty sporu teologicznego. Zbawienia nie można nagle utracić z dnia na dzień, ani nie można własnym ludzkim wysiłkiem zapracować na to, żeby go nie utracić. Tutaj chodzi raczej o to, czy można posiadane już zbawienie porzucić, przymierze zawarte już z Bogiem złamać, krew przymierza zbezcześcić, Syna Bożego podeptać, a obietnice wynikające z przymierza sprzedać za "soczewicę" tego świata. Ja uważam, że można i tak rozumiem ostrzeżenia apostolskie.
"
Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana, bacząc, żeby nikt nie pozostał z dala od łaski Bożej, żeby jakiś gorzki korzeń rosnący w górę, nie wyrządził szkody i żeby przezeń nie pokalało się wielu,
żeby nikt nie był rozpustny lub lekkomyślny jak Ezaw, który za jedną potrawę sprzedał pierworodztwo swoje. A wiecie, że potem, gdy chciał otrzymać błogosławieństwo, został odrzucony, nie uzyskał bowiem zmiany swego położenia, chociaż o nią ze łzami zabiegał.
Wy nie podeszliście bowiem do góry, której można dotknąć, do płonącego ognia, mroku, ciemności i burzy ani do dźwięku trąby i głośnych słów, na których odgłos ci, którzy je słyszeli, prosili, aby już do nich nie przemawiano; nie mogli bowiem znieść nakazu: Gdyby nawet zwierzę dotknęło się góry, ukamienowane będzie. A tak straszne było to zjawisko, iż Mojżesz powiedział: Jestem przerażony i drżący.
Lecz wy
podeszliście do góry Syjon i do miasta Boga żywego, do Jeruzalem niebieskiego i do niezliczonej rzeszy aniołów, do uroczystego zgromadzenia i zebrania pierworodnych, którzy są zapisani w niebie, i do Boga, sędziego wszystkich, i do duchów ludzi sprawiedliwych, którzy osiągnęli doskonałość, i do pośrednika nowego przymierza, Jezusa, i do krwi, którą się kropi, a która przemawia lepiej niż krew Abla.
Baczcie, abyście nie odtrącili tego, który mówi; jeśli bowiem tamci, odtrąciwszy tego, który na ziemi przemawiał, nie uszli kary, to tym bardziej my, jeżeli się odwrócimy od tego, który przemawia z nieba." [Hebr. 12:14-25]
Cały ten tekst mówi o przymierzu, które można złamać i obietnicy, której można się wyrzec. Jest rówież ostrzeżeniem dla tych, którzy podeszli do pośrednika Nowego Przymierza tak jak Izrael podszedł do pośrednika Starego Przymierza. Tamci odtrącili już po zawarciu Starego Przymierza Tego, który do nich przemawiał w czasie pielgrzymowania i ostrzegał, żeby nie zatwardzali serc - teraz autor ostrzega, żeby adresaci Listu nie zachowali sie tak samo wobec Tego, który przemawia dziś w czasie pielgrzymowania i dziś ostrzega, żeby nie zatwardzali serc. Dlatego jeśli ktoś zawarł Nowe Przymierze, ale nie chce sie uświęcać, to nie ujrzy Pana podczas Jego przyjścia po Kościół.
Właściwie to nie ja zacząłem robić jakiekolwiek zarzuty Tobie. Zaczęło się od Twojego tekstu na temat niesienie krzyża, o ile pamiętam. Ale zostawmy ten temat na inny wątek. Jedno chce powiedzieć: Nie uważam, żeby "nieutracalność zbawienia" była przejawem braku zbawienia i teoria ta nie musi (choć może) być niebezpieczna. Moim zdaniem jest niebiblijna i jej umotywowanie wymaga ucieczki od tekstu Pisma, a także manipulacji tożsamościa adresatów.
Ale wracajmy do uzdrowienia wewnętrznego.