nowy napisał(a):
Ano, nie musi Smoku,ponieważ nie każde błędne pojmowanie wynika ze złej woli, czy też ma na celu nagięcie czegoś pod siebie. Ktoś po prostu, albo nie dojrzał, albo nie umie czegoś zrozumieć wystarczajaco jasno czy głęboko. Nie wolno takiego kogoś winić a już na pewno stawiać po stronie zła.
Po pierwsze, ja mówię o efektach nieposłuszeństwa Słowu Bożemu na dłuższą metę. Po drugie, zrozumienie prostego tekstu, o którym mówimy, nie jest żadnym problemem. Po trzecie, każdy z nas jest odpowiedzialny za to, czy jest posłuszny Słowu Bożemu, czy nie jest. Niech sobie każdy w swoim sercu rozważy, czy przypadkiem nie ucieka od zasad podanych w Piśmie i ewentualnie dlaczego to robi, jeśli ucieka. Przestrzeganie zasad nie daje poznania Boga i nie jest istotą życia z Bogiem, ale Bóg podał zasady i wypisał je na sercu tych, którzy Go poznali. I zrobił to w jakimś celu.
nowy napisał(a):
Nikt z nas nie może powiedzieć, że wszystko zawsze dobrze rozumie a więc jeżeli i ja i Ty nie rozumiemy wszystkiego wystarczająco głęboko to i nie wymagajmy tego od innych. To zaś co rozumiemy niech będzie w nas, niech wzrasta ku wspólnemu pożytkowi a nie ku wspólnym sporom. Choć nie jest to łatwe, ale przy odrobinie dobrej woli i zminimalizowania własnych ambicji nauczycielskich może się udać i udaje się.
A Ty znowu o własnych ambicjach nauczycielskich...

Dyskutujemy o prostym tekście biblijnym zawierającym proste zasady. Tutaj nie ma problemu "głębi zrozumienia" - dokładnie tak, jak w przypadku innych prostych przykazań typu "nie kradnij". Po prostu albo się stosujemy do prawidłowo interpretowanych zaleceń apostolskich, albo nie.
nowy napisał(a):
Powyższa dyskusja jest jednak bardziej akademicka i trochę jest dyskusją dla dyskusji bo nikt tutaj nie zgłaszał problemu, który omawiamy. To znaczy, nikt nie pisał że jest odpowiedzialny za ustanawianie starszych, nikt (chyba) nie pisał że w jego zborze starszy jest np. starym kawalerem. Tak więc problem jest chyba w tym wypadku czysto teoretyczny.
Fakt, że ktoś nie zgłasza problemu nie oznacza, że on nie istnieje. Gdyby nie istniał, to dyskusji by po prostu nie było. A jeśli chodzi o posty dotyczące istnienia kawalerów jako starszych, przeczytaj choćby wpis br. starszego.
nowy napisał(a):
Jeśli nawet istnieje gdzieś w praktyce to co teraz? Weźmiesz odpowiedzialność za brata, który nagle (teoretyzuję bo tu raczej są sami madrzy ludzie) w swoim zborze wyskoczy z hasłem że pastor nie może już być pastorem gdyż ma... małe dzieci? Ja bym się nie odważył brać na siebie odpowiedzialności za takie zamieszanie, tylko dlatego że uważałbym (może nawet i słusznie) iż taki pastorem być nie powinien.
Ja już napisałem, co uważam w tej kwestii i jak rozumiem intencje Pawła. Nie rozumiem Twojego stawiania sprawy. Gdyby postępować konsekwentnie według zasady "nie mówmy o tym lub owym, bo a nóż ktoś gdzieś popełnił już taki lub inny błąd i teraz będą problemy z jego odkręcaniem", to właściwie nie ma dyskusji na żaden temat oprócz pogody. Jeśli ktoś stwierdzi w sumieniu, że postępował dotąd wbrew Słowu Bożemu, to zawsze jest wyjście z sytuacji. Ja nie wiem, kto wybiera pastorów w społecznościach. O takich sprawach trzeba myśleć, zanim się pastora wybierze. A jeśli jest już "po fakcie", to moim zdaniem należy zrobić wszystko, żeby uniknąć skutków błędu i nie chować przed Bogiem niczego pod dywan.
Jeśli u pastora w domu rządzi jego żona, jeśli jego dzieci wydają anty-świadectwo, jeśli on sam jest antyśwuidectwem w swoim osobistym życiu, to po prostu jest preoblem. I nie mówię o pojedynczych upadkach człowieka, które zdarzają się każdemu, tylko o świadectwie życia na codzień. Jeśli pastor ma małe dzieci, to trzeba mu pomóc, a szczególnie jego żonie. Jeśli sobie przestaje radzić z godzeniem służby i zarządzania domem, to można mu dać urlop i wytchnienie w trosce o niego samego. Też o tym pisałem. Nie pisałem o żadnych rewolucjach i nie mogę brać odpowiedzialności za takie zachowanie, które jest sprzeczne z Ewangelią. Ale nie chowajmy głowy w piasek w imię uniknięcia "zamieszania". Mamy w Ewangelii podane zasady działania jeśli widzimy grzech albo problem. Chyba, że te zasady obchodzą nas równie nie bardzo, jak omawiane kryteria dla kandydatów na starszego i biskupa.
nowy napisał(a):
Jestem święcie przekonany,o czym pisałem nie raz, że w zborze prowdzonym przez Ducha Świetego wszystkie standardy będą zachwowane a Duch tak poprowadzi, by starszym został ten, kto się do tego nadaje. Sądzę że i Ty w to wierzysz.
Wierzę. I wierzę, że to Duch Święty natchnął Pawła do napisania Listów do Tymoteusza i Listu do Tytusa. Wierzę również, że Duch Święty sam sobie nie przeczy.
nowy napisał(a):
W innej sytuacji upieranie się przy czymś nie ma sensu. Wtedy ma jedynie sens głoszenie zmartwychwstałego Chrystusa, prowadzenie ludzi do Niego i modlitwa o to by Pan przejął władzę w zborze, by prowadził przez Ducha Świetego i wprowadzał we wszelką prawdę i napominał rzecz jasna kiedy trzeba.
Amen. Nie ma sensu upierać się bez sensu.
nowy napisał(a):
Dla czystych wszystko jest czyste nie do momentu tylko gdy są śmiertelnie poprawni, ale do momentu gdy piorą swoje szaty.
Ooo, przesadziłeś, bracie. Zastosowałeś Słowo Boże [Tyt. 1:15] w celu sprzecznym z jego intencją. Czystość i nieczystość, o którą chodzi w cytowanym przez Ciebie Piśmie, dotyczy żydowskich zwyczajów rytualnych oraz koszerności potraw - czyli spraw zewnętrznych, a nie posłuszeństwa nauce apostolskiej. Po drugie, nie wiem, czy jesteś tego świadomy, ale zastosowałeś chwyt stosowany przez wszystkich, którzy chcą za wszelką cenę uniknąć przyznania się do błędu (nie twierdzę, że to Ty się nie chcesz przyznać - żebyś znowu nie napisał, że Cię krzywdzę). Chwyt ten polega na tym, że wezwanie do posłuszeństwa Słowu Bożemu jest obracane przeciwko wzywającemu stwierdzeniem: "Zobaczymy, jaki będziesz mądry, kiedy Tobie się to przydarzy". Jedno z drugim nie ma wiele wspólnego. Bądźmy wszyscy gotowi na to, że kiedyś ktoś nas napomni. I tyle.
nowy napisał(a):
Pranie szat i uświęcanie się to proces wzrastania w łasce i poznaniu. Brak poznania nie ujmuje NICZEGO z ofiary Chrystusa ale poznanie bez usiwięcania nic nie daje. Dlatego od poprawnosci ważniejsze, moim zdaniem, jest byśmy trwali w Panu szczerym nieobłudnym sercem a poznanie będzie uzupełniane w miarę naszego wzrostu wiary i będzie ono na pewno poprawne na tyle byśmy znaleźli się w końcu tam, gdzie jest nasze miejsce dzięki Bożemu powołaniu, czyli przy stole weselnym w niebie.
Zastanawia mnie, dlaczego posłuszeństwo przykazaniom nazywasz "poprawnością". Przecież nauka apostolska obejmuje również teksty, o których rozmawiamy w tym wątku. A Paweł wyraźnie pisze, że to, co zaleca, jest wiążące dla zborów, do których pisze (z wyjątkiem tekstów, gdzie wyraźnie zaznacza wyjątki). Ja osobiście uważam, że chęć trwania w nauce apostolskiej jest wyrazem miłości do Boga, a nie "poprawności".
Kto nam dał prawo do oddzielenia "posłuszeństwa", które jest dobre, od "poprawności", która jest kojarzona z zakonem (dla czystych...)? To prawda, że brak poznania nie jest w stanie niczego ująć z ofiary Chrystusa. Ale lud ginie, gdy brak mu poznania - a z ofiary Chrystusowej wypływa moc do poznania. Uświęcenie jest dobre i konieczne. Dlatego jeśli ktoś pisze coś, co mnie poucza, to rozumiejąc pouczenie wzdrygał się nie będę. A jeśli rozumiem pouczenie, wiem, że jest dobre, ale uciekam przed jego przyjęciem, to jestem obłudnikiem - nawet wtedy, gdybym moją ucieczkę usprawiedliwiał w najbardziej duchowy sposób.