Magda napisał(a):
Pamiętam, że przychodziła wtedy do mnie i wypłakiwała się. Bała się, że może on tak gorąco będzie się o nią modlił, że w końcu Bóg ją jakoś złamie i zakocha się w nim.
Wtedy śmiać mi się chciało z jej obaw (dopóki mnie to samo nie spotkało parę lat później

)..
A co Cię spotkało parę lat później?
Ktoś gorąco się modlił i Ty się w tym kimś zakochałaś?
Magda napisał(a):
Dlatego rozumiem, Ezdraszu, jak możesz teraz się czuć, jeżeli nie masz żony- a chciałbyś mieć, poznajesz różne dziewczyny- a żadna tak do końca Ci nie pasuje. Oczami wyobraźni widzisz siebie: raz jako starego zgorzkniałego kawalera, a raz jako nieszczęśliwego małżonka, pocieszającego się, że trzeba dziękować Bogu za to co się ma...
O ja Cię!!
Skąd wiesz, że tak właśnie myślę??!!
Magda napisał(a):
Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę rychłego spotkania tej, która rozwieje Twoje wątpliwości.
Bardzo dziękuję za słowa otuchy!
Spotkanie wspomniane wyżej mile widziane i długo oczekiwane..
Sam już nie wiem, jak to jest z tymi kobietami/siostrami.
Ja znam taki przypadek, że brat przyszedł do siostry i mówi (a jakże!) że ma być jego żoną, że Pan pokazał itd. No i ona w ryk bo jej się nie podobał.. Modliła się, modliła i w końcu się zgodziła..
No ale teraz niestety nie wiem czy są udanym małżeństwem bo mieszkaja w innym mieście..
A innym razem przyszła do mnie siostra ( nooo.. do mnie, bo nawracała się do Pana przy mnie i miała do mnie zaufanie). No i z nią to samo - jest brat, przekonanie, do ołtarza, ale to już!
No i niestety, postawiłem się i powiedziałem, że jak się modli i tego nie czuje i go nie kocha to niech odpuści i nawet niech nie da się wciągnąć w chodzenie i "poznawanie się".
No i tak zrobiła. Teraz jest szczęśliwą mężatką z innym chłopakiem, a ja miałem przywilej wieźć ich do ślubu..
Już wielu wiozłem do ślubu, nawet wesela prowadziłem, ale u mnie samego to jest jakby ściana z betonu.. nieee, z żelazobetonu, z granitu!!!
Dlatego tak sobie pomyślałem, że może nie mogę się zakochać i jestem tu lekko przetrącony..
Znałem wtedy taką bardzo fajną siostrę (dalej ją znam) ale w sercu miałem zamieszanie. Poszedłem do pastora, a on na to że nie widzi przeciwskazań, ale jak mam taki problem to może pójdę do psychologa.
No to poszedłem, choć to nie honor, do tego psychologa.
A on na to, że ze mną jest OK i że problem jest duchowy !!!!
No to podziękowałem obu panom i poszedłem do domu się załamać..
A z tą fajną siostrą się rozstałem, raniąc przez to ją okrutnie..
I wtedy postanowiłem, żeby nikogo nie ranić i tak oto nie ranię nikogo i jestem sam jak palec.
Tylko Jezus jest ze mną, tylko On i aż ON..