Kiedyś pewien komentator sportowy powiedział, że Zbigniew Boniek wkłada głowę tam, gdzie inni boją się włożyć nogę. Śmiem twierdzić, że PROTEKTOR mówi rzeczy, o jakich inni boją się nawet pomyśleć.
Adam napisał(a):
Smok napisał(a):
Adamie, zanim ja odpowiem na to pytanie, odpowiedz mi wreszcie wyczerpująco na proste pytanie, które zadaję po raz trzeci: "Po co pastorowi mój podpis na liście członkowskiej i czy można służyć w Twoim kościele bez złożenia takiego podpisu?"
To zależy od tego, czy prowadzący dany zbor chce zajmować się budowaniem swoich owieczek i nie planuje jakichś zewnętrznych działań, czy też nastawiony jest na aktywność na wszelkie sposoby, jakie tylko się pojawią.
Bywają takie okresy w życiu Kościoła, że władze danego kraju zakazują Kościołowi dosłownie wszystkiego, z samym istnieniem włącznie. I właśnie wtedy Kościół zazwyczaj najbardziej wzrasta oraz staje się aktywny. Myślę sobie, że w pewnych sprawach PROTEKTOR ma rację, choć ta racja wydaje nam się już nawet nie radykalna, ale wręcz "kosmiczna". A wiecie dlaczego? Ponieważ Kościół boi się już nie tylko działać, ale nawet myśleć inaczej niż świat. Dlatego kościół, który sam składa się z członków myślących w kategoriach systemowych, będzie siłą rzeczy ciążył ku tworzeniu systemu, będzie się najlepiej czuł wewnątrz systemu, a nawet bez istnienia systemu nie będzie już niedługo umiał żyć. No bo jak tu żyć w Ciele Chrystusa, jeśli nie ma komu zanieść dokumentu do podbicia na nim urzędowej pieczątki? Czy nie uważacie, że zaczynamy oddawać cesarzowi to co jest boskie, a Bogu to, co jest cesarskie? I że jesteśmy coraz bardziej z tego świata w sensie przejmowania jego sposobu myślenia?
Najłatwiej jest takiego PROTEKTORA wykpić i skończyć z nim rozmowę zbywając kilkoma złośliwościami. Ale moim zdaniem to byłby błąd. Oczywiście nie ze wszystkimi jego poglądami się tutaj zgadzam, ale uważam, że niektóre po prostu przerażają niektórych, zamiast skłonić do refleksji.
Są sprawy, które powinny być regulowane prawnie, jak na przykład małżeństwo. W żadnej cywilizacji nie ma tak, żeby bez oficjalnej ceremonii zaślubin ktoś brał kobietę do namiotu. Wybacz, PROTEKTORZE, ale małżeństwo w każdej społeczności jest w pewien sposób prawnie chronione i regulowane. Dlatego chrześcijanie idą do US i nie ma w tym niczego "niebiblijnego". Chodzi o majątek, podatki, prawa dzieci, spadki, darowizny i inne sprawy.
Jeśli Kościół chce posiadać nieruchomości, majątek, korzystać z ulg podatkowych dla duchowieństwa, pisać statuty, prowadzić działalność gospodarcza, tworzyć organizacje pozarządowe, uzyskiwać urzędowe pozwolenia do pójścia tu czy tam, występować jako strona w świeckich sprawach sądowych, to rzeczywiście powinien się zarejestrować. Osobną sprawą jest to, czy wszystkie wyżej wymienione są Kościołowi AUTENTYCZNIE NIEZBĘDNE do funkcjonowania na tej Ziemi. "Warto rozmawiać", jak by powiedział red. Pospieszalski z TV.

Byle kulturalnie, cierpliwie i z szacunkiem.
Adam napisał(a):
A ze spraw duchowych... Czytamy nieraz w listach o tym, by wyłączyć kogoś tam spośród zboru. Jak można kogoś wyłączyć,jeśli się go wcześniej nie włączyło. I naprawdę nie ważne jest to, w jaki sposób się to odbyło. Wątpię, by wypełniał jakieś ankiety i składał podpisy.
No właśnie. Ja też wątpię.
Adam napisał(a):
Istniała jednak już wtedy jakaś forma organizacyjnego członkostwa nie tyle w Kościele Jezusa (bo tam to niepotrzebne), ile w strukturach danej lokalnej społeczności.
No dobrze, ale gdyby sprawa członkostwa w formie zapisania się na listę i wypełnienia deklaracji była taka istotna, zapewne czytalibyśmy o niej. Być może list czlonkowskich nie było z bardzo prostego powodu - gdyby taka lista wpadła w ręce Sanhedrynu lub władz rzymskich, kościół zostałby błyskawicznie zdziesiątkowany. W Chinach mamy dzisiaj taką sytuację, że bezpieczny jest tylko ten kościół, który jest zarejestrowany. Czy w Polsce każda grupa przyjaciół musi być zarejestrowana? Nie, ponieważ nie jest osobą prawną. Czy Kościoł Powszechny lub kościół lokalny jako wspólnota wierzących według definicji biblijnej jest "osobą prawną"? Mnie sie wydaje, że nie. Chyba, że pragnie działać w taki sposób. Oczywiście, poszczególni członkowie kościoła są obywatelami państwa, więc powinni oddawać cesarzowi, co cesarskie.
Jarek napisał(a):
co zrobiłbyś, gdyby państwo wymagało rejestrowania kościoła i zabroniło zgromadzeń nie zarejestrowanych?
Jeśli państwo zabrania zgromadzeń nie zarejestrowanych, to mamy państwo policyjne, które godzi w podstawowe wolności obywatelskie. A bardziej trzeba Boga słuchać niż ludzi, skoro Slowo Boże mówi, żeby nie zapominać wspólnych zebrań. Jeśli państwo zabrania zgromadzeń w ogóle, to mamy stan wojenny.
Adam napisał(a):
Czytamy też o publicznym napomnieniu niekarnych braci, by inni się bali. Takie napomnienie skierowane do kogoś, kto jest gościem (choćby od 3 lat) byłoby śmieszne i żenujące. Taki zawsze może odpowiedzieć - ''A co wy macie do mnie?'' Słyszałem już takich.
Zgadza się. I dlatego jakaś forma oficjalnego przyłączenia do kościoła powinna istnieć, żeby każdy miał świadomość, że się przyłączył. Ale tego nie osiągnie się podpisem na liście i o tym już mówiliśmy.
Adam napisał(a):
Smoku, a co to znaczy ''służyć w kościele''? Masz na myśli kazalnicę, wieczerzę, sprzątanie, budowę? W tych dwóch pierwszych porzypadkach - raczej nie. W tych dwóch drugich - raczej tak. Jak widzisz i tu jest ''raczej'' i tu. Bo zależy od wielu czynników a brak członkostwa nie jest ostatecznym kryterium. O ile nie jest to zdecydowana i stała postawa na ''nie''.
Myślę o stałej służbie w danej wspólnocie. I uważam, że wszystkie wymienione są rodzajem służby, choć jedne bardziej widoczne od drugich. Ale rozumiem Twoją odpowiedź, przyjmuję i zgadzam się z Tobą.
Adam napisał(a):
Chciałbym jeszcze raz mocno podkreślić, że nie bronię deklaracji członkowskich, podpisów czy ankiet. Bronię członkostwa w zborze, gdzie jest się wpisanym na listę członków. Czy dostało się tam poprzez podpis, ankietę, deklarację czy ustną prośbę, czy inny ludzki wynalazek nie ma tu żadnego znaczenia. Chodzi o sam fakt członkostwa w zborze.
Rozumiem, z tym że dla mnie rodzaj formalności akurat ma znaczenie. Ale prawdą jest, że wszystko w nas powinno być jawne, żeby słowo nasze nie było jednocześnie "tak" i "nie" - tak mówi Słowo Boże. Jawność przystąpienia do danej społeczności jest konieczna po to, by jawnie nabyć biblijne prawa przysługujące członkowi wspólnoty, a jednocześnie jawnie wziąć na siebie odpowiedzialność wynikającą z bycia członkiem Ciała, ponieważ jesteśmy członkami jedni drugich. Odróżniam natomiast jawność przyłączenia się do określonej wspólnoty od złożenia formalnego podpisu na liście członków. I nie jest to z mojej strony "nadużycie semantyczne", tylko rzeczywistość stojąca za jednym i za drugim.