Przede wszystkim proponuje jednak całość artykułu:
http://serwisy.gazeta.pl/nauka/1,34148,3352184.html
Obliczenia są dobre , opieraja się tylko zawsze na jednym hipotetycznym założeniu : ewolucja zachodziła.
Wtedy bierze się różnicę genetyczną i oblicza przy ustaleniu sredniego tempa zmian kiedy nastąpiło rozdzielenie. To oczywiscie uproszczenie. Ale widać spekulatywność obliczeń i wniosków. Spekulatywności tej ewolucjonisci nie chcą uznać bo wszyscy 'wiemy" że ewolucja zachodziła. Jest to najpopularniejszy współczesnie mit o pochodzeniu. <złosliwy usmieszek>
Jako ciekawostkę(
http://www.jodkowski.pl/rodzina_html/teksty/watpliwosci.html) poglądy Lee Spetner'a:
"G. Ledyard Stebbins, jeden z architektów neodarwinizmu, oszacował, że wyewoluowanie nowego gatunku wymaga około 500 kolejnych kroków. Dla każdego z tych kroków musi pojawić się mutant posiadający pozytywną wartość selekcyjną i musi mieć on wystarczające szczęście, by przetrwać i w końcu zdominować populację.
Zakładając, że dla każdego kroku istnieje tylko jedna mutacja punktowa (jednej konkretnej bazy jednego konkretnego nukleotydu), która ma pozytywną wartość selekcyjną, prawdopodobieństwo, iż ta konkretna baza nukleotydu pojawi się przypadkowo, zależy od reprodukcji na każdym z wymaganych etapów. Opierając się na obliczeniach George'a Gaylorda Simpsona, dotyczących dobrze znanej ewolucji konia, można wyliczyć, że na każdy ewolucyjny etap przypada około 50 milionów urodzeń.
Wiadomo, że szansa, by konkretny nukleotyd mutował przy jednym urodzeniu, wynosi 1 do 1010. (Spetner sam wykonał część oryginalnej pracy na ten temat.) Tak więc prawdopodobieństwo, że taka mutacja nastąpi w trakcie 50 milionów urodzeń (50 000 000 x 10-10) wynosi 1/200. Ale ponieważ istnieje z grubsze równe prawdopodobieństwo, że baza nukleotydu zmieni się na każdy z pozostałych trzech baz (cztery bazy nukleotydu to adenina, guanina, tymina i cytozyna), to prawdopodobieństwo otrzymania konkretnej zmiany konkretnego nukleotydu wynosi 1/200 x 1/3 = 1/600.
Ponieważ każda mutacja (punktowa) jest najmniejszą możliwą mutacją, to ich wartość selekcyjna musi także być niewielka. Simpson powiedział, że selekcyjna wartość mutacji ewolucyjnych wynosi około 0,1%, co znaczy, że średnia liczba przeżywającego potomstwa mutanta jest o 0,1% wyższa niż reszty populacji. Sir Ronald Fisher, jeden ze światowych ekspertów matematycznych aspektów ewolucji, wykazał, że prawdopodobieństwo, iż jakaś pojedyncza mutacja, posiadająca selekcyjną wartość 0,1%, przetrwa, wynosi 500 do 1 przeciwko jej przetrwaniu (ponieważ większość mutantów, jak większość innych członków populacji, jest usuwana przez przypadkowe wydarzenia).
Tak wiec prawdopodobieństwo, iż jakaś konkretne zmiana (bazowa) konkretnego nukleotydu zarówno pojawi się w trakcie jednego etapu (1/600) jak i przetrwa doprowadzając do dominacji w populacji (1/500) wynosi 1/300 000. Aby to nastąpiło 500 razy z rzędu, liczba kroków wyliczonych jako konieczne, by otrzymać nowy gatunek, ma prawdopodobieństwo 1/300 000 wymnożona przez siebie 500 razy. Prawdopodobieństwo, iż tak się nie zdarzy, wynosi ok. 3,6x102738 do jednego. Albo, inaczej mówiąc,
prawdopodobieństwo, że tak się zdarzy, wynosi ok. 2,7x10-2739 . W praktyce jest to niemożliwość.
Ewolucjoniści, oczywiście, kontrują te wyliczenia wskazując, że nierozsądne jest zakładanie, iż tylko jedna punktowa mutacja, posiadająca pozytywną wartość selekcyjną, występuje na każdym etapie. Jeśli na każdym z etapów tego procesu występuje więcej niż jedna potencjalnie adaptacyjna mutacja, to prawdopodobieństwo na rzecz ewolucji odpowiednio rośnie. Spetner zbadał więc, jak wiele możliwych mutacji adaptacyjnych musi występować na każdym etapie, by ewolucja gatunku miała jakąś "rozsądną" szansę zajścia.
Aby ewolucja miała jedną milionową szansę wytworzenia nowego gatunku na drodze 500 kroków, prawdopodobieństwo, że jakaś konkretna zmiana konkretnego nukleotydu zarówno wystąpi na danym etapie, jak i przetrwa doprowadzając do dominacji nad populacją, musi wynosić 0,9727 dla każdego etapu, czyli ok. 36/37 (prawdopodobieństwo każdego etapu musi być wymnożone przez siebie 500 razy, by otrzymać prawdopodobieństwo wystąpienia wszystkich 500 etapów). Aby to było prawdziwe, dla każdego etapu musi istnieć 1 080 000 potencjalnych błędów kopiujących, posiadających pozytywną wartość selekcyjna.
Innymi słowy, tylko przy tak wielu możliwych adaptacyjnych mutacjach otrzymuje się wymagane prawdopodobieństwo (0,9727 lub 36/37), że przynajmniej jedna z potencjalnych adaptacyjnych mutacji zarówno wystąpi, jak i przetrwa prowadząc do dominacji w populacji.
Ale jednak na tej drodze nie ma ratunku dla neodarwinizmu. Jeśli na każdym z 500 etapów przechodzenia od jednego gatunku do następnego istnieje ponad milion potencjalnych adaptacyjnych mutacji, to byłoby niemożliwe, by ta sama cecha wyewoluowała u dwu różnych gatunków. Jest tu po prostu zbyt wiele możliwości. A jednak ewolucjoniści twierdzą, że zdarzało się to stale w tzw. konwergentnej czy równoległej ewolucji. Istnieją tysiące przykładów, ale najbardziej uderzające to układy ultradźwiękowej echolokacji, układy elektrostatycznego obrazowania, generatory elektryczności, systemy wzrokowe oraz mózg ssaków. "