Cytuj:
Owieczka
Wiesz wpsółczuję ci ponieważ znam wielu takich jak ty. Jak się żyje w Duchu to jest pełno konfrontacji w swiecie duchowym. Diabeł i demony nie sa postaciami wyimaginowanymi, atakują. Ruch wiary w tych kwestiach jest bardzo dynamiczny. Diabłu własnie zalezy żeby chreześcijanie byli tacy, cisi, spokojni, ułożeni generalnie żeby ławki w kościołach grzali i myśleli że to jest ten spokój, ta powaga i wszystko jest ok.A generalnie to jest to uśpienie wierzącego.
Grzesiu- zaczynałam podobnie jak Ty. Też "gromiłam, łamałam, wyganiałam i związywałam". Znam te klimaty. Im dłużej żyję z Panem, tym bardziej widzę, że ataki demoniczne- owszem, istnieją; że opętanie rzeczywiście się zdarza, ale...nie tak często i nie w takim nasileniu. Odkryłam również, że większość tych "ataków" to po prostu grzeszny styl życia, z którego wierzący nie chce zrezygnować. A tłumaczenie jego stanu "atakiem demonicznym" jest po prostu wygodne i usprawiedliwia go.
Teraz zamiast "łamać i gromić" zajmuję się bardziej ludźmi i ich potrzebami. Wyszło mi to na zdrowie. Pomyśl, jak możesz pomóc drugiemu człowiekowi, za kogo masz się pomodlić itp.. Pracuj, żyj uczciwie, bo tego oczekuje od Ciebie Bóg. Nie musisz żyć jak w świecie fantasy.I przyjrzyj się temu uczciwie- ile z tego, co widzisz, czego doświadczasz, jest rzeczywiście przejawem Bożej mocy? Krzyczeć, mieć wizje, sny, prorokować...mój Boże. A ile z tego się sprawdziło? Jakie przyniosło owoce? Ale wiesz, takie realne, namacalne, a nie "czułem, że to przełom duchowy" ale tak naprawdę nic się nie zmieniło...A ile było kłamstw? Ile fałszywych lub nieweryfikowalnych świadectw?
Kiedy zadawałam takie pytania, moi byli przewodnicy grzmieli "w tobie nie ma wiary, pokutuj". A czy w nich była wiara? Jeśli nie chciałam wierzyć "na słowo", że komuś guz z kolana zniknął- to czemu bali się zaświadczenia od lekarza?
No i te "demony". Wszędzie demony, wszędzie "duchowa walka". Grzesiu- diabeł wcale nie musi nas tak "atakować"- ludzie wystarczająco kochają grzechy, wystarczy zwykła pokusa. Jeśli rozmawiam z wierzącym, który twierdzi, że oto pada ofiarą strasznych ataków demonicznych, a widzę, że pali papierosy, ogląda telewizję 5 godzin dziennie( same bzdury), ma problemy z językiem( klnie) to ja nie "walczę o niego duchowo" i nie gromię demonów, tylko mówię mu: "przestać grzeszyć! Przeciwstaw się diabłu a on sam od ciebie ucieknie! Rzuć nałóg papierosowy( a przynajmniej podejmij walkę), ogranicz telewizję, panuj nad językiem, pokutuj!" Jeśli zaś ktoś mi odpowiada, że "łaski mu wystarczy" i zamiast się za siebie wziąć dalej zwala winę na demony i błaga o kolejne modlitwy, to ja z takim wierzącym nie chcę mieć nic do czynienia.
Cytuj:
chreześcijanie byli tacy, cisi, spokojni, ułożeni generalnie żeby ławki w kościołach grzali i myśleli że to jest ten spokój, ta powaga i wszystko jest ok.
"Błogosławieni cisi". Chcę być "cicha", chcę mieć pokorne serce. To jest dopiero wyzwanie!
Błazeńska mowa chrześcijaninowi nie pasuje. A radować jak najbardziej się mamy- w Panu, z szacunkiem dla Niego!
Spokój...a Ty chcesz czego, bałaganu? Hałasu? Zamieszania? Ja tam wolę spokój. Spokój dookoła, spokój wewnątrz. Czasem bardzo mi go brakuje.
Wszystko jest O.K., jeśli serce przed Panem O.K.