Zastanawiałam się nad tym, na czym ta "jedność poznania" ma polegać
( czy dążenie do jedności w poznaniu). Czytałam ostatnio artykuł
(Kajfosza), w którym autor stwierdził:
Cytuj:
Tak więc nie jest herezją i nie stwarza niebezpieczeństwa rozłamu samo posiadanie własnego przekonania, różnego od innych, lecz dopiero próba narzucenia tego przekonania innym, nawet za cenę zniszczenia jedności ciała. Wysiłki odszczepieńców sprowadzają się więc do tego, że domagają się oni od innych dzieci Bożych, by zrezygnowały one z własnego poszukiwania woli Bożej, z posłuszeństwa Duchowi i postępowania zgodnego z posiadanym zrozumieniem duchowym, a zamiast tego przyjęły zrozumienie ich własne i posłuszne były ich woli. Są oni oczywiście przekonani, że właściwie rozumieją wolę Bożą, nie biorą jednak pod uwagę tego, że nawet choćby tak było, to wola Boża względem innych ludzi może być inna. Choćby jednak nawet ktoś nie był skłonny do przyjęcia właściwego przekonania po prostu z braku zrozumienia lub dojrzałości, to i tak nie ma żadnych podstaw do narzucania mu prawdy przez naciski, środki dyscyplinarne czy sankcje, lecz ma sens dążyć do tego wyłącznie przez cierpliwe usługiwanie mu do lepszego zrozumienia. "Jedność" oparta na egzekwowaniu uchwał, dekretów i nakazów i pozbawiania się tych, którzy pozostają przy własnym zdaniu to godne pożałowania sekciarstwo. Wykluczenie ze społeczności ciała Chrystusowego wchodzi według Biblii pod uwagę jedynie w stosunku do tych, którzy wykluczyli się już z niego sami: przez powrót do rażących grzechów podeptali krew Chrystusową, znieważyli Ducha łaski i zajmują postawę absolutnie nie do pogodzenia z przynależnością do Chrystusa. Nie ma to nic wspólnego z różnicami interpretacyjnymi tekstów biblijnych
Mogę się z tym zgodzić, pod warunkiem jednak, że chodzi o rozumienie spraw drugorzędnych. Natomiast w sprawie zbawienia, uświęcenia to jednak powinniśmy faktycznie mieć jedno zdanie...
Np. jeśli jeden chrześcijani n uważa, że należy święcić wyłącznie sobotę, a drugi uważa, że wszystko jedno, który dzień, a jeszcze inny że niedzielę, to nie powinno to stanowić powodó do rozłamu.Zaden z tych chrześćijan nie powinine też zmuszać kogokolwiek do przestrzegania danego dnia wg własnego rozumienia Pisma ani nie powinien czynić rozłamów z tego powodu.
Jeśli jednak ktoś uważa, że można odnosić się pobłażliwie wobec grzechu, tolerować w zborze jawnogrzeszników- to ja bym dążyła do oddzielenia się od kogoś takiego.
Inna sprawa- jeśli ktoś narzuca swoje poglądy i uważa, że jeśli ten ktoś jego poglądów nie przyjmie, zasługuje na miano odszczepieńca.
Miałam takie doświadczenie w życiu- jeden z braci starszych stwierdził, że moej rozumienie chrztu w Duchu Świętym( że jest czymś oddzielnym od nowego narodzenia w Duchu) jest niebiblijne. Jego diagnoza brzmiała "nie masz nauki apostolskiej". Wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że będzie mnie traktował jak odszczepieńca tak długo, jak długo nie przyjmę j e g o poglądów w tej dziedzinie.
Kto tu był prawidzwym odszczepieńcem...? Ja, która odeszłam od jego zboru, czy on, próbując mi narzucić swoje rozumienie Pisma działając przez naciski i odrzucenie?
Czy tego typu kwestie( jak chhrzest w Duchu) to fundamentalna sprawa czy jeszcze drugorzędna?
Jak rozróżnić sprawy fundamentalne od drugorzędnych?