Lechu napisał(a):
Witajcie, od jakiegoś czasu nurtuje mnie kwestia patriotyzmu. Czy człowiek nowonarodzony, który zmierza do swej prawdziwej ojczyzny w Niebie, powinien w jakikolwiek sposób angażować się w politykę/koleje losu/dzieje kraju, w którym dane mu jest żyć?
Hmm... Temat jest ciekawy, pytania też, choć w gruncie rzeczy w tych sprawach dużo będzie zależało od indywidualnego prowadzenia Bożego każdego z nas. Nie ma tutaj jakichś wyraźnych wskazówek Pisma, a to z prostego powodu: Żyjemy w państwie demokratycznym, a taki ustrój był zupełnie obcy zarówno teokratycznemu Izraelowi za czasów ST jak i imperialnemu Rzymowi za czasów NT. Dlatego uważam, że należy korzystać z pewnych wskazówek podanych w Piśmie i nieprzekraczalnych ram w Nim wyznaczonych, a resztę zostawić Bogu i prosić Go o bezpośrednie prowadzenie.
W państwie demokratycznym w politykę można angażować się, korzystając z czynnego i/lub biernego prawa wyborczego. Czyli dać się wybrać jako polityk [władza ustawodawcza] i/lub wybierać polityków [władzę ustawodawczą] jako wyborca. Nie ma w Biblii przykazania mówiącego bezpośrednio "Nie będziesz angażował się w politykę ani chodził do wyborów". Nie ma również przykazania "Będziesz angażował się w politykę i chodził do wyborów". Po prostu za czasów biblijnych nie było takich możliwości.
Nie można traktować jako normatywu dla współczesnych chrześcijan ani historii Daniela (który był ministrem), ani Estery (która miała wpływ na decyzje króla), ani sędziów (którzy byli powoływani bezpośrednio przez Boga). Inne czasy, inny ustrój. My żyjemy w kraju i narodzie nie będącym Bożą własnością (więc sędziowie odpadają), a Daniel czy Estera byli wyjątkami, a nie normą. Oczywiście, Bóg może powołać wierzącą osobę na prezydenta, nakazać jej, aby wystartowała w wyborach i doprowadzić do jej wybrania. Ale to byłby wyjątek, a nie reguła. Niestety, tzw. "chrześcijańscy politycy" są skazani na przyjęcie reguł świata polityki i na kompromis między prawdą a fałszem, między światłością a ciemnością. Dlatego uważam, że tzw. bierne prawo wyborcze (czyli startowanie w wyborach) jest raczej wyjątkiem niż regułą i powinno wynikac wyłącznie z bardzo wyraźnego, sprawdzonego po wielekroć powołania od Boga.
Czy są jakieś wskazówki "na tak"? Apostoł Paweł korzystał z praw obywatelskich, jakie mu przysługiwały w państwie rzymskim [Dz. Ap. 16:37; 21:39; 22:25-29; 23:27]. Zasada, że granicą posłuszeństwa władzy świeckiej i religijnej jest posłuszeństwo Bogu [Dz. Ap. 5:29] jest ponadczasowa. Modlitwa o rządzących powinna być stałym elementem w Kościele:
"Przede wszystkim więc napominam, aby zanosić błagania, modlitwy, prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi, za królów i za wszystkich przełożonych, abyśmy ciche i spokojne życie wiedli we wszelkiej pobożności i uczciwości. Jest to rzecz dobra i miła przed Bogiem, Zbawicielem naszym, który chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy" [I Tym. 2:1-2]
Posłuszeństwo władzy (w ramach określonych przez Boga) jest również nakazem apostolskim:
"Przypominaj im, aby zwierzchnościom i władzom poddani i posłuszni byli, gotowi do wszelkiego dobrego uczynku, aby o nikim źle nie mówili, nie byli kłótliwi, ale ustępliwi, okazujący wszelką łagodność wszystkim ludziom" [Tyt. 3:1-2]
Nasza ojczyzna jest w niebie [Flp. 3:20; Hebr. 11:14] - to prawda. Tam jest nasz skarb, gdzie nasze serce. Dlatego uważam, że umiłowanie ziemskiej ojczyzny musi siłą rzeczy pozostać na drugim planie wobec miłości do Boga i do niebiańskiej ojczyzny. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy się całkowicie odizolować od społeczeństwa, w którym żyjemy (i przestać kibicować naszym piłkarzom, hehe!). Patriotyzm może i powinien oznaczać uczciwą pracę dla Pana oraz dla dobra kraju, płacenie podatków, modlitwę o rządzących, wydawanie świadectwa w codziennym życiu. To jest lepsze niż wielkie słowa, pstre sztandary, Bogo-ojczyźniane hasła i wielkie awantury.
Lechu napisał(a):
Czy człowiek wierzący powinien charakteryzować się taką postawą? Czy w obliczu nadchodzących wyborów, gdzie ze wszystkiego złego powinno się coś wybrać, powinniśmy poświęcać czas by chociaż pobieżnie zainteresować się polityką, aby dokonać najwłaściwszej decyzji? Czy zanim zaczniemy głosić Ewangelię w naszym kraju, nie powinniśmy go najpierw pokochać i mieć nad nim współczucia? A jeśli je mamy, to czy ma się to wiązać z pragnieniem, by w naszym kraju działy się dobre rzeczy?
Miłość i współczucie dla zgubionych jest podstawą skutecznego głoszenia Ewangelii bez względu na to, z jakiego kraju pochodzą. Ale też Jezus posyła swoich do swoich, tak jak Gerazeńczyka, któremu kazał iść do jego ziomków mimo, że ci "wyprosili" Jezusa ze swojego kraju. Podobnie Paweł, który głosił Ewangelię z miłości do swoich braci według ciała.
W przeciwieństwie do chrześcijan pierwszych wieków, my mamy możliwość dokonania wyboru władz, czyli posiadamy czynne prawo wyborcze. Jest to prawo obywatelskie, z którego moim zdaniem możemy i powinniśmy korzystać. Nie po to, żeby rządy w naszym kraju czy na świecie objęli ludzie odrodzeni, bo z tym musimy poczekać do Ery Mesjańskiej. Nawet, jeśli można wybrać między mniejszym lub większym złem, to moim zdaniem należy wybrać. Ale prawem obywatelskim jest również brak wyboru, więc nikogo do niczego nie można nakłaniać. Jeśli zamierzamy wybrać, to powinniśmy przynajmniej powierzchownie wiedzieć, kogo i dlaczego chcemy wybrać. Jeśli nie zamierzamy wybierać, to po prostu nie musimy się interesować tzw. życiem publicznym. Nasz wybór. Myślę jednak, że osoby, które nie chcą korzystać z prawa wyborczego (do czego jak najbardziej mają prawo), nie powinny również narzekać, że inni źle wybrali - to jest kwestia elementarnej konsekwencji w działaniu.
Jolteon zacytował bardzo trafny fragment Pism:
"A starajcie się o pomyślność miasta, do którego skazałem was na wygnanie, i módlcie się za nie do Pana, bo od jego pomyślności zależy wasza pomyślność!" [Jer. 29:7]
Moim zdaniem staranie się o pomyślność naszego "miasta wygnania" może polegać między innymi na mądrym korzystaniu z praw obywatelskich, jakie nam przysługują. Nie ma w tym nic złego. Jesteśmy na świecie, ale nie ze świata [Jan 17:11-16]. Dlatego uważam, że ze względu na "bycie na świecie" nie należy się całkowicie izolować od życia publicznego, a ze względu na "bycie nie ze świata" nie należy dać się wciągnąć w działania na warunkach wyznaczanych przez system wartości tego świata, który jest wrogi Królestwu Bożemu i nie ma nic wspólnego ze światłością.