Marcin napisał(a):
Trochę odgrzeję temat: powyższe to racja (ciekawe w ogóle, że to zauważasz). To, że obchodzienie katolicko- (tak, tak, moi drodzy: katolickiego i nie ma tu ani słowa nienawiści) - pogańskiego obrządku przez chrześcijanina tak dziwnie argumentujesz, czyni z Ciebie osobę mało wiarygodną (także w innych kwestiach, w których się wypowiadasz)...
Na szczęście nie jestem papieżem, Marcinie. Mogę zmienić zdanie bez uszczerbku dla mojego urzędu, bo go nie posiadam. Tylko przekonaj mnie, że powinienem je zmienić.

Marcin napisał(a):
Smoku, naprawdę nie masz z tym problemu..? Tłumaczysz, że Boże narodzenie - tak, za to andrzejki - już nie, bo to drugie to pogaństwo przecież... A symbolika? Drzewko świąteczne? Tradycja? Korzenie? W innych wypadkach odcinasz się od czegoś tylko na podstawie tego, że ma złe pochodzenie (np. ostrzejsze gatunki muzyki "chrześcijańskiej", o ile dobrze pamiętam) a tutaj... Wyjaśniasz swoje postępowanie tym, że nie chcesz za bardzo obciążać swoich dzieci czymś, czego nie potrafiłyby udźwignąć. A może to właśnie Twój "krzyż" - być konsekwentnym do końca, a nie (..."bo to taka wspaniała okazja do głoszenia ludziom Ewangelii!") robić uniki i wpasowywać się w istniejące realia i obrzędy w nich panujące.
Marcinie, moim zdaniem problem jest natury duchowej, a nie tradycyjnej. Nie przypominam sobie, żebyśmy podczas świąt bili pokłony drzewku i dokonywali pogańskich obrzędów czy uprawiali okultyzm. Traktuję drzewko jak element dekoracyjny, a dzieci mają dobrą zabawę. Nasza rodzina dobrze wie, że opłatek nie jest i nie będzie "poświęcony", natomiast łamanie się chlebem nigdy nie było niczym złym. Czytamy Słowo Boże, modlimy się do Jezusa i życzymy rodzicom, żeby przyjęli Jezusa i doświadczyli nowego narodzenia. Nie ma w tym poczucia wyższości w stosunku do "tych okropnych, nieczystych pogan", tylko miłość i pragnienie pociągnięcia ich do Jezusa. Uważam, że tutaj jest potrzebna mądrość i duchowe rozeznanie - nie miałbym serca zostawić rodziców samych w wigilijny wieczór tylko po to, żeby im pokazać, jak bardzo są nieczyści. Bez względu na to, co myślimy o tym momencie w roku, jest on wyjątkowy i trzeba zaprosić samotnych, ubogich, chromych zamiast się odgradzać murem religijnej (tak, religijnej!) poprawności.
Marcin napisał(a):
Co powiesz swoim dzieciom gdy dorosną i zapytają jak to jest z tymi świętami i czy Jezus by je obchodził, gdyby miał wybór? Powiesz im, że mogą przymykać oczy, bo mniejsza o to, że to nie Wasza tradycja i wywodzi się z "systemu", do którego Wy nie należycie, to wpasować się trzeba/można, choinka nikogo nie gorszy, przełamać się opłatkiem też fajnie bo to prawie jak wieczerza (co tam, że z niewierzącymi! co tam, że oni spożywają ją niegodnie!)... Naprawdę nie widzisz niż złego w takich kompromisach?
Marcinie, moje dzieci już dorosły. Córka ma 19 lat i w tym roku pójdzie do chrztu. W tym roku zaprosiła na wigilię swojego znajomego, który nie miał sie gdzie podziać i któremu głosiła Ewangelię. Po wigilii, gdy poszli już wszyscy, mogliśmy mu dokładniej objaśnić Drogę Pańską.
Chcę Ci powiedzieć, że Pan Jezus poszedł do świątyni w Święto Chanuka, czyli inaczej święto poświęcenia świątyni [Jan 10:22-30]. Nie jest to święto biblijne, lecz wywodzi się z tradycji. Najwyraźniej Jezus uznał, że nie ma w nim niczego złego, a przecież mógł zgromić tych ludzi. A jednak "wpasował się w tradycję". Ponieważ staram się Go naśladować, proszę o rozeznanie i mądrość, bo nie każada tradycja jest związana z uprawianiem okultyzmu lub czarów. Czasem można po to pójść na Wigilię, żeby porozmawiać z ludźmi o Jezusie, który raz przyszedł z powodu grzechu, i ukaże się jeszcze raz [Hebr. 9:28], ale nie leży teraz w stajence. Oczywiście, o ile zechcą słuchać. Ale pretekst mam. Oczywiście, mogę zamkąć się w domu i dziękowac Bogu, że nie jestem taki jak oni. Ale wolę inaczej. I mam w tym pokój.
Marcin napisał(a):
A co z innymi świętami? Obchodzisz Trzech Króli? Przecież to raczej nie okultyzm, pamiątka taka sympatyczna przecież...

Walentynki? Przecież to doskonała okazja do powiedzenia komuś o tym, że się go kocha (co z tego, że pojęcie "miłości" jest definitywnie zafałszowane we współczesnym świecie). Wielkanoc (pewnie tak)..?
Musisz zrozumieć, Marcinie, że ja nie obchodzę świąt dla siebie, bo mnie one nie są do niczego potrzebne. Ale sa ludzie, którzy w pewnych momentach potrzebują okazania im miłości, a nie wyższości - takim momentem jest wigilijny wieczór i o ten moment własnie chodzi. Nie chciałem, żeby moje dzieci cierpiały dlatego, że ja chcę włożyć na nie mój własny krzyż i obciążyć je moim własnym poznaniem. Teraz już wszystko rozumieją i wiedzą, że pewne rzeczy robi się dla innych zamiast dla siebie. Walentynki pomińmy, bo chyba nie mówisz do mnie poważnie, myląc "agape" i "eros". Co do Wielkanocy, to opowiem Ci dwie rzeczy. Od wielu lat odczuwaliśmy wraz z żoną narastający sprzeciw duchowy w związku z obchodzeniem Wielkanocy. W I Kor. 5:6-8 Paweł pisze do odrodzonych pogan [czyli nie-Żydów]:
"Oczyśćcie więc stary zaczyn, abyście byli młodym ciastem, jak jesteście przaśni. Bo jako
NASZA PASCHA został zabity na ofiarę Pomazaniec; tak że
świętujmy nie w zaczynie starym ani w zaczynie złości i niegodziwości, ale
w przaśnikach nieskażoności i prawdy" [interlinia]
Nasza Pascha. Świętujmy. W przaśnikach nieskażoności i prawdy. My, czyli Paweł [Żyd według ciała] i Koryntianie [poganie według ciała]. Wnioski pozostawiam Tobie i wszystkim Czytelnikom.
Druga rzecz: Powiedzieliśmy rodzicom, że zamiast jajeczek wolimy porozmawiać o Panu Jezusie, bo to jest podobno Jego święto. Udało się i mieliśmy wspaniałą, szczerą rozmowę o Ewangelii i o płaceniu ceny za inność. Mogliśmy ich w ogóle nie odwiedzić tego dnia i tej rozmowy nie odbyć. Bylibysmy inni, ale czy o taką inność chodzi Panu Jezusowi?
Marcin napisał(a):
NAPRAWDĘ czytasz dzieciom bajki o wróżkach?! Piszesz: "Przecież gdyby chcieć podejść do wszystkiego w sposób absolutnie poważny..." - jestem zdumiony, że własnie Ty, świadomy swojego autorytetu na forum, mający poczucie powołania do nauczania, wypisujesz takie rzeczy. Jezus wymaga od Ciebie "całkowitej powagi" czy "powagi na pół gwizdka" Smoku..? Oraz: "Bóg nas w tej sprawie nie karcił, widząc nasze motywacje." - zagwarantujesz to, że reprezentując postawę kompromisu i "wpasowywania się" dasz właściwy przykład swoim dzieciom?
Były już na tym forum pełne troski wypowiedzi totalnych, hard core'owych ultra-ortodoksów na temat mojego nicka. Na szczęscie pojawiły się również głosy rozsądku. Smoka Wawelskiego ktoś próbował kojarzyć z szatanem. Tragedia! Istnieje coś takiego jak konwencja, którą trzeba brać pod uwagę i niekoniecznie się nią przejmować. Bajka nie jest rzeczywista i tym się różni od rzeczywistości. Gdy byłem dzieckiem, nie przychodziło mi do głowy ani wróżenie, ani uprawianie czarów pod wpływem bajek. Po prostu wiedziałem jako dziecko, że to jest czysta fikcja. Tak jak smoki, elfy, zaczarowane lustra czy baśniowe krainy. Moje dzieci też wiedziały. Ale gdy pani nauczycielka w szkole kazała im rysować na lekcji demony, złożyliśmy jej wizytę. Dzieci nie śpiewają żadnych "Bogurodzic" i nie klękają w trakcie śpiewania podobnych hymnów. Moja córka bajek słuchała, ale gdy przyszło do takich konkretów, wolała zaryzykować wyrzucenie niż uklęknąć podczas śpiewania "Bogurodzicy". Nie nauczyła sie jej również na pamięć, prosząc nauczyciela i inne zadanie i wyjaśniając, dlaczego sie nie nauczy akurat tego utworu i nie będzie go recytować. Marcinie, są rzeczy poważne i niepoważne, duchowe i nieduchowe i nie o wszystko warto kruszyć kopie.
Marcin napisał(a):
Mówisz, że lepiej nie "zamykać się w twierdzy słuszności"..? Czyli, że jeśli jestem całkowicie przekonany o słuszności nie_obchodzenia_świąt to jest to gorsze niż ich obchodzenie i szukanie wspólnego mianownika tam, gdzie go nie było i nie będzie..? Smoku, jak widać ciężko jest być konsekwentnym do końca i nawet najwięksi "twardziele" pójdą na kompromis gdy ceną za stanowczośc będą np. łzy naszych dzieci i bliskich...
Zastanów się, czym tak naprawdę jest powodowana bezkompromisowość, o jakiej mówisz. Bo czasem my myślimy, że jesteśmy bezkompromisowi, a tymczasem wykazujemy po prostu bezkompromisowy brak miłości. Jezus powiedział, że miłosierdzia chce, a nie ofiary. Czasem to, co my nazywamy ofiara i płaceniem ceny (a nawet męczeństwem) z naszej strony, jest tylko efektem pomylenia jednego z drugim.
Marcin napisał(a):
Chrześcijaństwo - to "nasze", polskie - nacechowane jest tym, że wychodząc z KK nie potrafimy wyzbyć się jego tradycji. I własnie wtedy kiedy jest okazja do tego, żeby zamanifestować swoją odrębność (nie z poczucia wyższości tylko tak, jak to robił Jezus Chrystus) - pewnie, że może stać się to mieczem rozdzielający nas i nasze rodziny! - my dalej tłuczemy się jajeczkiem, łamiemy opłatkiem, udajemy świętych Mikołajów, a nawet spotykamy się w wieczory sylwestrowe, nie zastanawiając się nad tym, że wciąż tkwimy w trybikach tej przeklętej maszyny, z której Bóg chciał nas wyrwać. Czasami próbujemy tłumaczyć sobie to kolejną okazją i takimi tam.., ale to nie zmienia faktu, że uczestniczymy w czymś, co nie jest z Boga i my nie jesteśmy do tego powołani...
Ta przeklęta maszyna jest w naszych twardych sercach, Marcinie. To tylko my, usprawiedliwiając nasz brak miłosierdzia, miłości i pokory usiłujemy wszystko zwalić na tradycję, odgrodzić się murem od ludzi błąkających się w ciemności i cieszyć sie, że nie jesteśmy tacy jak oni. I wtedy wmawiamy sobie, że właśnie taki miecz przyniósł Pan.
Marcin napisał(a):
Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości: jak sądzisz, czy Jezus - gdyby urodził sie w naszym kraju, w którym "religią panującą" są fałszywe nauki katolicyzmu i jego tradycja - obchodziłby święta? Łamałby się opłatkiem? Czytałby dzieciom (oczywiście nie swoim

) bajki o wróżkach..?

A dlaczego pytasz o to mnie, a nie Jezusa?