A co tu oceniać? Przecież to ludzie, którym należałoby głosić ewangelię. Pomimo, że ktoś tam pewnie się kiedyś naprawdę narodził na nowo - ale to było kiedyś. Czytamy w Ewangelii o powierzchownym nawróceniu i jakie są potem skutki tego. Szcześniak, TGD, Niemenka od lat wyśpiewują papieżowi i obracają się w klimatach ekumeniczno katolickich. Więc w ich przypadku pojęcie "rozeznania duchowego" jest kategorią całkowicie abstrakcyjną. Tkwią w swoim naturalnym środowisku, zresztą od bardzo dawna.
Ci artyści zawsze lubili religijną fasadę. W latach 90-tych wyglądało to znacznie lepiej; coś przeżyli z Bogiem i to może dobrze rokowało, ale dla mnie osobiście te ich teksty były zawsze mało zakorzenione w Biblii. Bardziej duszewne niż duchowe. Dużo tam było emocji, przeżyć, dużo o miłości (nie bardzo wiadomo jak zdefiniowanej - chyba zorientowanej na ego); no właśnie, dużo tego "ja". Słuchając tego, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Pan jest dla nich dobrym pretekstem i motywem do rozwijania swojej kariery w inny, oryginalny sposób, dzięki któremu znajdą swoją publiczność i fanów. Inaczej słuchało mi się ludzi, którzy śpiewali odwrotnie - oni byli narzędziem (muzycznym) do oddawania Bogu chwały w pokorze. Przykład - Janusz Bigda - ten brat mnie zawsze budował. Niekoniecznie dlatego, że wszystkie jego utwory były mi szczególnie bliskie muzycznie ale rezonowały w moim duchu. Kiedy słuchałam jego piosenek, mój duch podnosił się ku Bogu i wiedziałam, że ten człowiek przeżył to, o czym śpiewa. Słyszałam, że ten brat śpiewa w cieniu Jezusa. To było wspaniałe doświadczenie i takie czyste!
Pamiętam, jak będąc młodą wierzącą , słyszałam, gdy wyrażano zachwyty nad tymi artystami z "kręgów bliżej nieokreślonych". Brakowało mi wtedy u nich konkretnej tożsamości wierzących osób - ich wypowiedzi były niejakie, pozbawione konkretnego wyznania Jezusa przed światem - tym światem, który ich obserwował, naciskał kompromisami i kusił. Brakowało mi odcięcia się od KRK poprzez stanowcze i znaczące gesty - chrzest wodny, świadectwo ewangelicznej wiary (publikowano nieraz wywiady z nimi), nie mówiąc już o członkostwie w jakimś żywym zborze (wtedy takie były). Niektórzy ich tłumaczyli: a, przecież to wszystko świeże i oni muszą sami zobaczyć, muszą przejrzeć na oczy. Że trzeba czasu, aby owoc dojrzał. No i minęły lata, a owoców ani widu
. A nawet to, co było, dawno zgniło.
"Baczcie więc, jak słuchacie; albowiem temu, który ma, będzie dodane,
a temu, który nie ma, i to, co sądzi, że ma, zostanie odebrane." Łk 8:18.