Sceptyk napisał(a):
Jestem prawie pewny że rozpoznanie duchowe było równoznaczne z rozpoznaniem gitary elektrycznej..
No i pudło, Sceptyku. Nie napisałem niczego o żadnym konkretnym instrumencie. Nie istnieje "demon gitary elektrycznej".
Robson wyjaśnił Ci już, dlaczego nie chodzi o gitarę elektryczną ani żaden konkretny istrument. Jako człowiek odrodzony pojął bez pudła, o czym napisałem.
Ale jest jeszcze jedna, interesująca kwestia. Otóż chrześcijańscy rockmani z upodobaniem cytują błędnie przetłumaczony fragment Psalmu 150:
"Chwalcie go bębnem i pląsaniem, Chwalcie go na strunach i na flecie!" [Ps. 150:4 BW].
Wyobrażają sobie przy tym, że "bęben" to jest coś takiego, jak oni używają w zestawach perkusyjnych. Otóż nic bardziej mylącego:
"Praise (8761) him with the
timbrel and dance: praise (8761) him with stringed instruments and organs."
Timbrel:
(Heb. toph), a small drum or tambourine; a tabret (q.v.). The antiquity of this musical instrument appears from the scriptural allusions to it (Gen. 31:27; Ex. 15:20; Judg. 11:34, etc.)
Po naszemu "timbrel" to jest rodzaj małego tamburynu (ręcznego). Tymczasem zestaw bębnów służących do wywoływania rytmicznego łomotu ma zupełnie inny charakter i jego oryginalne przeznaczenie pochodzi z pogaństwa. Nie jestem muzykiem, ale jeśli się mylę, niech mnie ktoś poprawi. Określony rytm bębnów służył i służy w religiach pogańskich do wchodzenia w odmienne stany świadomości oraz przywoływania duchów. Może również służyć do mniej lub bardziej świadomego wprowadzania publiczności w rodzaj transu lub innych reakcji psychofizycznych, bardzo przyjemnych i czasem działających jak rodzaj łagodnego narkotyku. W sytuacjach takich "duchowych zapożyczeń" trzeba mieć duchowe rozeznanie, żeby ustalić w każdym przypadku granicę między tym, co dopuszczalne, a tym, co jest duchowo niebezpieczne.
Ciekawy cytat z Roberta Palmera (niewierzącego muzykologa):
"The idea that certain RHYTHM patterns or sequences serve as conduits for spiritual energies, linking individual human consciousness with the gods, is basic to traditional African religions, and to African-derived religions throughout the Americas. And whether we’re speaking historically or musicologically, the fundamental riffs, licks, bass figures, and drum rhythms that make rock and roll can ultimately be traced back to African music of a primarily spiritual or ritual nature. In a sense, rock and roll is a kind of 'voodoo’ . . . '" (Palmer, Rock & Roll, An Unruly History, Harmony Books, New York, 1995, p. 53)
Tłumaczenie:
"Sama idea, że określone wzorce lub sekwencje RYTMU służą jako kanały do przepływu energii duchowych, łączące ludzką świadomość z bogami, stanowi podstawę religii afrykańskich i ich pochodnych w obydwu Amerykach. Zarówno z historycznego, jak i muzykologicznego punktu widzenia, podstawowe riffy, uderzenia, chwyty basowe i rytmy bębnów, które tworzą muzykę rock and rollową mają swoje pierwotne źródło w muzyce afrykańskiej, posiadającej przede wszystkim naturę duchową lub rytualną. W pewnym sensie, rock and roll jest rodzajem 'voodoo' (...)"
Piszę o tym dlatego, że wielu młodych ludzi niestety wpada w pułapkę, myląc jedną prawdę (że instrumenty same w sobie nie są niczym złym - podobnie jak np. pieniądze) z zupełnie inną prawdą (rock and roll sam w sobie wraz z jego podstawowymi elementami składowymi jest zapożyczeniem "gotowców" z religii pogańskich, co
nie jest duchowo obojętne). Ponieważ rozróżnienie tych dwóch kwestii nie jest oczywiste dla ciała (w sensie cielesności), chrześcijańscy rockmani niedojrzali i cieleśni próbują "uświęcić rocka", traktując go jako narzędzie do ewangelizacji. Niektórzy uważają, że jest ono
niezbędne do ewangelizacji. Ale Bóg uważa, że jedynym czynnikiem niezbędnym do ewangelizacji jest moc Ducha Świętego. O ile dobrze czytam, zostaliśmy zrodzeni z nieskazitelnego nasienia przez Słowo [I Piotra 1:23], a nie przez muzykę i to Słowo (a nie muzyka) zostało wszczepione w odrodzonych ludzi [Jak. 1:21]. Docieranie do słuchaczy językiem zrozumiałym dla ich kultury jest rzeczą oczywistą - ale jeśli to docieranie ma się odbywać za cenę mieszania duchowej światłości z duchową ciemnością (taki rodzaj niekompatybilności - żeby Ci to bardziej przybliżyć), to może być problem. Ten problem próbuję pokazać i nie oznacza to, że mamy się wystrzelić na księżyc. Rozwiązanie wybrane przez Amiszów wcale nie jest dobre, ale w duchowym oddzieleniu od duchowej ciemności mamy przykazane żyć [I Jana 2:15-17].
Znającym język angielski polecam rozsądny i wyważony (2- częściowy) artykuł byłego muzyka rockowego Paula Proctora:
http://www.newswithviews.com/PaulProctor/proctor31.htm
http://www.newswithviews.com/PaulProctor/proctor32.htm
Gdyby ktoś miał czas i ochotę przetłumaczyć, to można będzie zrobić z niego jakiś publiczny użytek. Ewentualne zgłoszenia prześlijcie mi na priva.
P.S.
Sceptyku, czy Twoim zdaniem np. fizyk, który nie byłby fundamentalistą w rozumieniu praw fizyki i matematyki, miałby szansę na Nobla?
P.S. 2
Sceptyku, czy skoro Ty nazywasz mnie "fundamentalistą", to ja będę mógł nazywać Ciebie "relatywistą" i będzie to tak samo odpowiadało obiektywnej prawdzie o Twoim światopoglądzie?