www.ulicaprosta.net

Forum przy Ulicy Prostej
Teraz jest Pt mar 29, 2024 4:34 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 9 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: N wrz 20, 2015 4:17 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr wrz 17, 2014 5:38 pm
Posty: 43
Witajcie,
Potrzebuję Waszej pomocy w kwestii dokładnego zdefiniowania roli kobiety w małżeństwie. Wiem, że rolą kobiety jest bycie pomocą dla męża, ale jak nie popaść w niezdrowe skrajności, kiedy mąż jest niewierzący?

Czy mam bezwarunkowo skakać wokół niego i zgadzać się na wszystkie jego pomysły z przyzwalającym uśmiechem na ustach?

Czy jeśli mówię mu, że wolałabym żeby zamiast robić teraz "X", pobawił się z dziećmi (co rzadko robi sam z siebie), a on się zgadza (choć obserwując go mam podejrzenie, że godzi się dla świętego spokoju, a w duchu przeklina swoją słabość i uległość), to czy jest to przekraczaniem moich "uprawnień", skoro widzę jego zbolałą minę? Czy mam prawo prosić go o pomoc w kwestiach, w których wiem, że otrzymam jego zgodę "dla świętego spokoju"? W takich sytuacjach czuję się jak straszna jędza :(

Oddaję mu prawo do podejmowania ostatecznej decyzji we wszystkich sprawach i nie przewracam przy tym oczami mimo, że nie zawsze się z nim zgadzam. Nie odbieram sobie natomiast prawa do wyrażenia mojej opinii, kiedy jesteśmy jeszcze przed podjęciem decyzji. Czy głośne wyrażanie mojego zdania w sytuacjach, w których nie jestem o nie proszona, jest wykraczaniem poza moją pozycję?

Nie chcę być szmatą ani popychadłem, naprawdę potrzebuję Waszej rady, jak godnie sprawować moja funkcję, a jednocześnie podobać się Panu Jezusowi. Nie ukrywam, że nie jest mi łatwo koncentrować myśli wyłącznie na tym jak mogę uszczęśliwić męża, kiedy mam poczucie, że idziemy w dwie zupełnie różne strony, bo on nie kieruje się Bożymi wartościami.

Nie pracuję zawodowo, spędzam całe dni z dziećmi w domu, gotuję, sprzątam, do tego uczę starsze dziecko w ramach edukacji domowej, na dodatek mieszkamy na wsi, więc nie mam dokąd wyjść i trochę oderwać się od tego wszystkiego, odpocząć (poza tym brak ku temu dobrego pretekstu)... Nie ukrywam, że bywa, że brak mi sił, kiedy muszę toczyć wewnętrzną walkę między nakazem "pomagania mężowi", a moją potrzebą oderwania się (muszę prosić i nalegać żeby mąż zajął się dziećmi - i to nawet w sytuacji, kiedy chcę w spokoju przygotować kolację czy umyć podłogę :( ). Smutne jest to, że on zawsze ma milion spraw do załatwienia - owszem, są to zwykle sprawy służące naszemu wspólnemu dobru, ale mam wrażenie, że jestem spychana na dalszy plan, bo muszę się stanowczo dopraszać kiedy potrzebuję chwili spokoju (a on zwykle stoi wtedy nade mną z dzieckiem na rękach i dyszy mi nad głową, po czym oddaje mi dziecko w tej samej sekundzie, w której kończę to, co miałam zrobić :cry: ).

A może mam zacisnąć zęby i niczego nie oczekiwać? W końcu Pan Jezus nakazał nam służyć innym... Ciężka to perspektywa - każdy dzień taki sam, od świtu do nocy wypełniony obsługą męża i dzieci, często nawet brak okazji na lekturę PŚ w pełnym skupieniu i przez czas dłuższy niż 2 minuty :(

Załamuje mnie jeszcze jedna sprawa - w PŚ jest napisane, że Pan rozdzieli ludzi na owce i kozły (Mt 25:31-46), a ja mam poczucie, że tylko tkwię w domu i nie mam okazji wykazać się żadną z rzeczy, wymienionych w powyższym fragmencie, bo czy zaliczone mi na plus może być obsługiwanie członków rodziny?

Proszę, pomóżcie, bo kiepsko ze mną :cry:


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N wrz 20, 2015 8:51 pm 
Offline

Dołączył(a): Cz wrz 15, 2011 11:23 pm
Posty: 452
Witaj,
Cytuj:
Parabola: Załamuje mnie jeszcze jedna sprawa - w PŚ jest napisane, że Pan rozdzieli ludzi na owce i kozły (Mt 25:31-46), a ja mam poczucie, że tylko tkwię w domu i nie mam okazji wykazać się żadną z rzeczy, wymienionych w powyższym fragmencie, bo czy zaliczone mi na plus może być obsługiwanie członków rodziny?

Parabolo to czy twoje imię jest w księdze życia zależy od tego czy przyjęłaś Boży dar zbawienia rodząc się na nowo. Szatan często atakuje myśli ludzi wierzących starając się narzucić ponownie jarzmo uczynków, które w Jezusie zostało całkowicie zdjęte. Nie zapominaj, że zbawienie jest łaską czyli czymś na co nie zasłużyliśmy a nie z uczynków [Ef 2:8-10][Tyt 3:5].

„Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, dzięki któremu też mamy dostęp przez wiarę do tej łaski, w której stoimy, i chlubimy się nadzieją chwały Bożej.” [Rzym 5:1-2]

Co do owiec i kozłów z Mat 25, proszę przeczytaj choćby to co ostatnio było pisane tutaj: viewtopic.php?f=1&t=1735&start=75
Cytuj:
Parabola: A może mam zacisnąć zęby i niczego nie oczekiwać? W końcu Pan Jezus nakazał nam służyć innym... Ciężka to perspektywa - każdy dzień taki sam, od świtu do nocy wypełniony obsługą męża i dzieci, często nawet brak okazji na lekturę PŚ w pełnym skupieniu i przez czas dłuższy niż 2 minuty

Modlitwa oraz Słowo Boże jest bardzo ważne. Pan chce abyśmy służyli ale każdy robotnik, któremu odbiorą chleba nie będzie służył za długo bo padnie. Trzymaj się Bożych obietnic. Bóg słyszy nasze wołanie. Mamy powiedziane, że gdy się modlimy powierzając nasze troski Bogu to pokój Boży będzie strzec naszych myśli [Flp 4:6-7].

Prawidłowa kolejność to najpierw udać się do Boga w modlitwie i wołać o pomoc. Następnie, moim zdaniem powinnaś porozmawiać z mężem. Proś Boga aby poszedł przed tobą i otworzył drogę na taką rozmowę oraz obdarzył Cię pokojem. Będę pamiętał o tobie w modlitwie.
Cytuj:
Parabola: Czy głośne wyrażanie mojego zdania w sytuacjach, w których nie jestem o nie proszona, jest wykraczaniem poza moją pozycję?

Tu nie chodzi o pozycję lecz o szacunek i miłość. Oczywiście, że masz prawo wyrazić swoje zdanie lecz możesz to uczynić na dwa sposoby; z miłością lub bez. Proś Pana o mądrość i łagodność.
Cytuj:
Parabola: Czy jeśli mówię mu, że wolałabym żeby zamiast robić teraz "X", pobawił się z dziećmi (co rzadko robi sam z siebie), a on się zgadza (choć obserwując go mam podejrzenie, że godzi się dla świętego spokoju, a w duchu przeklina swoją słabość i uległość), to czy jest to przekraczaniem moich "uprawnień", skoro widzę jego zbolałą minę? Czy mam prawo prosić go o pomoc w kwestiach, w których wiem, że otrzymam jego zgodę "dla świętego spokoju"? W takich sytuacjach czuję się jak straszna jędza

To są wasze dzieci a nie tylko twoje. Oczywiście, że możesz poprosić męża o pomoc przy dzieciach.
Dzieci potrzebują kontaktu zarówno z mamą jak i tatą. Walcz o męża w modlitwach a gdy zwycięstwo przyjdzie będziesz wiedzieć komu oddać chwałę.

Niech Bóg Ci błogosławi.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn wrz 21, 2015 9:27 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt wrz 09, 2005 7:51 am
Posty: 527
Myśmy już sobie z Parabolą trochę pisały prywatnie, zatem Parabolo, znasz z grubsza moje zdanie w sprawach, które poruszasz i pewnie bardziej chodzi ci teraz o opinie osób innych niż znowu ja :)

Być może zatem jeszcze ktoś zechce się odezwać i rzucić trochę światła na problemy naszej siostry i ją zachęci do kochania męża takim jakim jest i czerpania siły na każdy dzień z Boga. Sama chętnie o tym poczytam.

Jest taka piękna pieśń, właśnie mi się przypomniała:
"Którzy oczekują Pana/nabierają nowych sił/podnoszą się w górę jak orły,/idą,a nie upadają/biegnąc nie utrudzą się/Naucz mnie oczekiwać Cię." (na podst.Iz 40, 31) Dedykuję ci ją na ten czas.

Czas pozostawania w domu z małymi dziećmi jest żmudny i trudny, ale Pan ma moc odnawiać twoje siły każdego dnia. A potem wspomina się te dni jako bardzo dobre, naprawdę.
W sytuacjach, których nie możemy zmienić można po prostu przestać się szarpać i poddać się Jemu. Pokój przychodzi, kiedy zrezygnujemy z wizji "jak to powinno być".

Na zachętę chciałabym napisać ci jeszcze małe świadectwo. Zdarzało się, że w sytuacjach, w których mój mąż nie był gotowy być dla mnie takim jak zamierzył dla mężów Bóg, sam Pan przejmował opiekę nade mną w sposób bezpośredni i to było zawsze niezwykłe.

Kiedyś na przykład - jakkolwiek zabawnie to zabrzmi w tej poważnej rozmowie- musiałam sobie sama poradzić z usunięciem ciężkiej kanapy z mieszkania po mamie. Miałam też małe dzieci, nie byłam za bardzo mobilna, nie miałam żadnych własnych pieniędzy, samochodu, i w ogóle problem mnie przerastał pod każdym względem. No i cóż, z tej bezradności po prostu przyszłam do Pana i poprosiłam Go, żeby jakoś... zabrał tę kanapę :)

Kolejnego dnia dostałam telefon, że w mieście powstaje coś w rodzaju klubu chrześcijańskiego i szukają do niego używanych mebli :) Czyż nie piękne?
Zaoferowałam natychmiast moją kanapę i błyskawicznie została wyniesiona na barkach nieznanych mi wcześniej braci jeszcze tego samego dnia :) (Kto wie zresztą, czy oni też się nie modlili wcześniej o jakieś meble do tego pomieszczenia...)
Tak to jest, tak też Bóg będzie cię ochraniał i pomagał, kiedy na męża nie będziesz mogła liczyć. Bardzo w to wierzę.

I słóweczko do Paxa. Budująco piszesz, bracie, jednak chciałabym zauważyć jedną małą rzecz. Otóż nie wszyscy mężowie są gotowi rozmawiać z żonami o problemach. Są mężczyźni, dla których pojęcie "rozmowa" jest synonimem kłopotów, nieprzyjemności, krytyki, więc od razu biorą nogi za pas na samo hasło "porozmawiajmy" i nie ma moim zdaniem sensu za nimi biegać i mówić do odchodzących pleców. Tak bywa. Nie da się nikogo zmusić ani do rozwiązywania problemów, ani do zmiany postawy, ani do okazywania uczuć. Można natomiast ufać Panu, że postawił nas w sytuacji, która choć ciężka, nie jest poza Jego kontrolą zatem nasze pole misyjne jest właśnie tu, gdzie dziś jesteśmy.
Zostań z Bogiem, Parabolo.

_________________
Wy do wolności powołani jesteście.
(Gal 5,13)


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt wrz 22, 2015 9:00 am 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
Otóż nie wszyscy mężowie są gotowi rozmawiać z żonami o problemach. Są mężczyźni, dla których pojęcie "rozmowa" jest synonimem kłopotów, nieprzyjemności, krytyki, więc od razu biorą nogi za pas na samo hasło "porozmawiajmy" i nie ma moim zdaniem sensu za nimi biegać i mówić do odchodzących pleców.


No niestety, bywa i tak...

Co może zrobić żona, która chce być Bogu posłuszna? Czasem pozostaje jedynie modlitwa i nie ma dobrej rady. Z perspektywy lat mogę powiedzieć, że Bóg po jakimś czasie albo zmienia nas (częściej), albo okoliczności (rzadziej)- jakkolwiek, ale sytuacja się rozwiązuje albo jest już do zniesienia. Trzeba być...cierpliwym. Ja nie jestem cierpliwa i to bardzo bolało- czekać na coś (nie tylko, jeśli chodzi o męża). Kiedy się poddawałam, kiedy przestawało mi zależeć, kiedy już mówiłam sobie i Bogu- "Dobrze, niech będzie, jak jest, wszystko w Twoich rękach i tak, Boże, ja nic nie mogę"- to niewiele się zmieniało, ale przychodziła jakaś ulga. I że z każdym dniem mi bliżej do Pana niż dalej, a w końcu z tego, że jesteśmy zbawieni, mamy się radować (o czym często w ferworze życia codziennego zapominałam i zapominam). Z jednej strony krzyczałam do Pana- zabierze mnie stąd, a z drugiej, kiedy myślałam, że może zachoruję błagałam "Boże, tylko nie to"...

Teraz skupiam się - a przynajmniej staram się skupiać- na tym, co tu i teraz. Nie wybiegać za bardzo w przyszłość. Robić, co do mnie należy. Nie wymagać za dużo- kimże ja w końcu jestem, pyłkiem. I jakoś wytrwać do końca. Staram się też wyrobić (bo jestem typowym narzekaczem) w sobie postawę dziękczynienia- w każdej modlitwie dziękować za to, co dostałam (rodzinę, dzieci, pracę, mieszkanie- to dużo).

Nie będę doradzać Paraboli, bo sytuacja każdego jest inna, mogę tylko napisać o sobie. Nie będę się mądrzyć, bo zdaję sobie sprawę z tego, jak czasem może być ciężko. Mogę się pomodlić.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt wrz 22, 2015 11:11 am 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Parabolo, serdecznie Ci współczuję, mimo że jestem mężem, a nie żoną. Mam nadzieję, że starsze i doświadczone siostry mężatki jeszcze coś dorzucą. Młodzi teoretycy małżeństwa niechaj pamiętają o tym, co napisała szelka.

Teraz konkrety:

Parabola napisał(a):
Czy mam bezwarunkowo skakać wokół niego i zgadzać się na wszystkie jego pomysły z przyzwalającym uśmiechem na ustach?
Nie wiem, czy dobrze Cię zrozumiałem, ale Twoja miłość do męża powinna być bezwarunkowa. Zgadzanie się na wszystko, to osobna sprawa. Są sytuacje, w których trzeba odmówić, bo "bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi" [Dz Ap 5:29]. Chodzi o to, żeby tej zasady nie naciągać pod własne definiowanie tego, co jest od Boga i o to, żeby wiedzieć, jak odmawiać. Czasem coś, co moglibyśmy zrobić właśnie z bezwarunkowej miłości, nazywamy dla własnej wygody "skakaniem wokół kogoś". Na Twoim miejscu zapytałbym Pana, co on sądzi o konkretnych sytuacjach. Jednym z podstawowych czynników prowadzących do zbawienia niewierzącego współmałżonka jest własne świadectwo. Mówię o życiu, a nie o słowach [I Piotra 3:1-6].

Parabola napisał(a):
Czy jeśli mówię mu, że wolałabym żeby zamiast robić teraz "X", pobawił się z dziećmi (co rzadko robi sam z siebie), a on się zgadza (choć obserwując go mam podejrzenie, że godzi się dla świętego spokoju, a w duchu przeklina swoją słabość i uległość), to czy jest to przekraczaniem moich "uprawnień", skoro widzę jego zbolałą minę? Czy mam prawo prosić go o pomoc w kwestiach, w których wiem, że otrzymam jego zgodę "dla świętego spokoju"? W takich sytuacjach czuję się jak straszna jędza
Jak najbardziej proś o pomoc. Pamiętaj, że jeśli Twój mąż jest nieodrodzony, to nie możesz spodziewać się po nim uśmiechu na ustach ani zapierania się siebie samego czy niesienia krzyża. Zabawa z dziećmi wymaga zapierania się siebie nawet u odrodzonych ojców. Być może problem między innymi polega na formie takiej prośby - i tu może kryć się jakaś "jędza"... :wink:

Parabola napisał(a):
Oddaję mu prawo do podejmowania ostatecznej decyzji we wszystkich sprawach i nie przewracam przy tym oczami mimo, że nie zawsze się z nim zgadzam. Nie odbieram sobie natomiast prawa do wyrażenia mojej opinii, kiedy jesteśmy jeszcze przed podjęciem decyzji. Czy głośne wyrażanie mojego zdania w sytuacjach, w których nie jestem o nie proszona, jest wykraczaniem poza moją pozycję?
Jak najbardziej masz prawo do wyrażania własnej opinii. Nie wiem, jak "głośno" to robisz i jak to wygląda, ale w każdym razie mąż dużo lepiej zareaguje, kiedy zrobisz to z szacunkiem jako doradca. Zastanów się, czy nie ma takich sytuacji, w których wyrażanie Twojego zdania jest po prostu zbędne. Jeśli nie masz do czynienia z jakąś mężowską patologią, to możesz się zdziwić, jak bardzo poważanie męża w takich sytuacjach przekłada się na jego reakcje i sposób słuchania.

Parabola napisał(a):
Nie chcę być szmatą ani popychadłem, naprawdę potrzebuję Waszej rady, jak godnie sprawować moja funkcję, a jednocześnie podobać się Panu Jezusowi. Nie ukrywam, że nie jest mi łatwo koncentrować myśli wyłącznie na tym jak mogę uszczęśliwić męża, kiedy mam poczucie, że idziemy w dwie zupełnie różne strony, bo on nie kieruje się Bożymi wartościami.
Nie jest sługa nad Mistrza, Parabolo. A Mistrz zrezygnował ze swojej chwały w niebie, żeby zstąpić na ziemię i przyjąć postać sługi, a następnie dać się ukrzyżować zaliczony między przestępców (tyle, jeśli chodzi o godność) [Flp. 2:6-8].

Koncentruj myśli na tym, jak podobać się Panu. Jemu nie podoba się uszczęśliwianie męża poprzez np. zaspokajanie jego niegodziwych zachcianek, ale zdobywanie męża dla Pana odbywa się pewnym kosztem (zresztą zdobywanie żony też). Moim zdaniem "szmata i popychadło" to nie są podpowiedzi od Pana, tylko zupełnie ktoś inny szepce Ci to do ucha. I to właśnie dlatego, że wie o tym, jaką potęgę ma wstępowanie w ślady Pana, który przyszedł, żeby służyć. Jeśli nie jesteś zmuszana do czegoś, co wykracza poza przykazania, to spróbuj przyjść do Pana z upamiętaniem za takie myślenie o sobie.

Będziemy się modlić, żeby sytuacja się zmieniła, żebyś mogła mieć więcej czasu na odpoczynek i modlitwę, a Ty zacznij na razie doceniać to, co mąż robi dla domu, skoro "owszem, są to zwykle sprawy służące naszemu wspólnemu dobru" - zacznij mu to wyrażać równie głośno jak swoje zdanie wtedy, gdy nie jesteś o nie pytana. Zainwestuj w działanie przeciwnym duchem i zobaczysz owoce.

Fragment z Mat. 25:31-34 w ogóle nie mówi o Tobie, więc nie traktuj go jako groźbę. Na teraz Twoją rolą w Królestwie Bożym jest wychowywanie dzieci dla Pana i uświęcanie niewierzącego męża. Jeśli uczysz dzieci w domu, to tym bardziej i masz wielki szacunek z mojej strony za to. Nie stracisz swojej nagrody, a Twoja sytuacja może zmienić się szybciej niż myślisz, jeśli Ty zmienisz trochę myślenie.

Pozdrawiam Cię serdecznie


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt wrz 22, 2015 8:08 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn lut 18, 2013 3:27 pm
Posty: 251
Parabola napisał(a):
Potrzebuję Waszej pomocy w kwestii dokładnego zdefiniowania roli kobiety w małżeństwie. Wiem, że rolą kobiety jest bycie pomocą dla męża, ale jak nie popaść w niezdrowe skrajności, kiedy mąż jest niewierzący?

"Potem rzekł Pan Bóg: Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam. Uczynię mu pomoc odpowiednią dla niego"
Z tą "odpowiednią pomocą" to trzeba pamiętać, że nie oznacza to wcale prywatnej niewolnicy. Słowo "pomoc" (link) często w Biblii opisuje np. Bożą pomoc/ratunek dla człowieka. Słowo "odpowiednią" (link) ma wiele znaczeń i oznacza często kogoś, kto występuje na przeciw, staje twarzą w twarz, itp. Być może bliższe myśli oryginału byłoby tłumaczenie mówiące, że Bóg uczynił kogoś odpowiadającego mężczyźnie, bo oryginał nie sugeruje tutaj jasno wyższości mężczyzny, a raczej nadaje kobiecie tytuł prawie honorowy. Dopiero późniejsze popadnięcie ludzi w grzech doprowadziło do tego, że "on zaś będzie panował nad tobą", czego efekty widzimy do dzisiaj i przestaniemy oglądać dopiero w wieczności.

Tutaj niestety zaczynają się schody. Nie zbiera się winogron z cierni, ani z ostu fig, więc na próżno jest oczekiwać świętego, chrześcijańskiego zachowania po kimś, kto nie chce się nawrócić. Każda zmiana na lepsze będzie tutaj prawdziwym cudem, przemianą wbrew ludzkiej naturze, tak jak winogrona na cierniach... i o tym należy pamiętać w codziennej dziękczynnej modlitwie.

Nie wiem jak było u ciebie (i nie odbieraj tego jako oskarżenia, ale zachętę do modlitwy i szukania Bożej mądrości), ale spotkałem się nie raz z tym, jak wierzące kobiety nieświadomie zniechęcały swoich niewierzących mężów do nawrócenia jakimiś z pozoru nieznaczącymi rzeczami. Czasem może się nam to wydawać głupie, ale przesada w jakiejś dobrej rzeczy, zaniechanie czegoś z pozoru nieznaczącego, danie przyzwolenia na robienie czegoś z pozoru niegroźnego, zbyt natarczywe ewangelizowanie, intensywna "chrześcijańska edukacja", nastawiająca dzieci w opozycji do niewierzącego taty, albo inne sugerowanie niedoceniania męża lub wchodzenia w jego dotychczasowe kompetencje (nawet w słusznej sprawie), może zniechęcać niewierzącego męża.

Podziwiam twoją wytrwałość w codziennej pracy. Sam mam tylko okazyjnie szansę zajmować się małymi dziećmi i nie wyobrażam sobie takiej pracy 24h/dobę. Twoja sytuacja jest niemożliwa do trwałej, wyraźnej zmiany (dla nas, ale nie dla Boga). I tak musisz tutaj modlić się o cud, więc chyba najprościej byłoby także dużą część modlitwy poświęcić proszeniu o nawrócenie męża i mądrość w rozmawianiu z nim. To, że niezwykle trudno się z nami, mężczyznami, dogadać, jak pisała Szelka, nie znaczy, że jest to niemożliwe. :wink: Pamiętaj, że oprócz ciebie Bóg też zna twojego męża lepiej, niż on sam siebie zna. :lol:

Co do praktyki, to jako młody i nieżonaty lepiej nie będę się wypowiadał. Z resztą przedmówcy już dużo mądrych rzeczy napisali.

_________________
"Tak mówi Pan Bóg: Nie z waszego powodu to czynię, domu Izraela, ale dla świętego imienia mojego, które bezcześciliście wśród ludów pogańskich, do których przyszliście." Ks. Ezechiela 36:22, BT.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt wrz 22, 2015 9:47 pm 
Offline

Dołączył(a): Pn gru 15, 2014 10:50 pm
Posty: 62
Witaj
Pozwól, że zacznę od wersetów z I Kor 13;4-7, które w moim małżeństwie odgrywały i odgrywają kluczową rolę. Jestem żonaty od 19 lat (minęło szybko i czasem w takich sprawach jak twoja nie jestem pewien, że jest to wystarczający staż, aby cokolwiek radzić). Pan postawił nas (mnie i moją żonę) w innej sytuacji niż twoja - jesteśmy oboje wierzący (nowonarodzeni, wywołani), ale i w takich małżeństwach czasami trudno się dogadać. Trudno wypełniać swoje role jak mówi Słowo, a nie tak jak nam wygodnie,czy w sposób wyniesiony z domu rodzinnego. I nam Pan nie oszczędził dylematów i prób.
Piszę z pozycji męża, który kocha swoją "trudną":) żonę i mogę powiedzieć, że to co zawsze kruszyło moje serce i pozwalało na wysłuchanie żony, a nie pokazanie jej pleców to po prostu jej miłość do mnie. Miłość, która nie szuka swego (I Kor 13;5). Ten werset zawsze pomagał mi i "zmuszał" do zatrzymania się, wysłuchania, często do zmiany zdania, przeczekania itp.
Wnioskuję z tego co napisałaś, że twój mąż cię kocha więc jeśli twoja postawa względem niego będzie taka jak Słowo mówi, to wiem, że Pan da rozwiązanie Twojego problemu.
Razem z wywołaną będziemy się o to usilnie modlić.
Ps. nie wiem czy czytujesz czasem "Ziarno prawdy", ale w nr z sierpnia 2015r jest artykuł "Kiedy uległość nie ma sensu" (tytuł trochę przekorny), myślę że autorka miała podobne przeżycia.

_________________
Gdyż Pan wodzi oczyma swymi po całej ziemi, aby wzmacniać tych, którzy szczerym sercem są przy nim. 2 Krn. 16:9.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Śr wrz 23, 2015 11:11 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr wrz 17, 2014 5:38 pm
Posty: 43
Witajcie,
Bardzo gorąco dziękuję Wam za odzew - wiele on dla mnie znaczy. Dziękuję także za pamięć o mnie w Waszych modlitwach!!!

Czuję Boże działanie w tym, że każdego dnia moje siły się odnawiają i nawet jeśli dziś jest słabo, to jutro z dużym prawdopodobieństwem moje nastawienie psychiczne będzie lepsze :) Boję się, że krzywdzę dzieci, kiedy jestem skwaszona i nie mam dla nich ciepłego słowa, a one przecież nie są winne temu, że czuję się zagubiona w relacjach małżeńskich...

Boży nakaz uległości udaje mi się zwykle przestrzegać i staram się podporządkowywać decyzjom męża bez dąsów czy wyrzutów, ale co z nakazem szacunku? Co to znaczy poważać kogoś? Ja naprawdę nie umiem tego przenieść na relacje małżeńskie, bo całkiem brak mi wzorców. Skąd się tego nauczyć w czasach, w których nauczycielowi zakłada się kosz na głowę, szefa obmawia się za jego plecami, a po domu chodzi się w niechlujnym, rozepchanym i poplamionym dresie? Po czym poznać, że jest się szczerze szanowanym przez kogoś i jak okazać komuś szacunek? Może to trywialny problem, ale ja naprawdę nie mam pojęcia jak wypełniać ten Boży nakaz w praktyce.

Jeszcze na koniec chciałabym trochę wybielić przed Wami mojego męża, bo nie chciałabym żeby ktoś wyrobił sobie o nim mylną opinię, mając tak naprawdę do dyspozycji jedynie obraz mocno jednostronny, do tego podsycony moim zmęczeniem i irytacją. Mój mąż jest szalenie inteligentnym mężczyzną i nie da się go nie lubić :)

Pozdrawiam Was serdecznie!


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Cz mar 17, 2016 3:06 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sty 15, 2016 4:30 pm
Posty: 449
parabola napisał(a):
Boży nakaz uległości udaje mi się zwykle przestrzegać i staram się podporządkowywać decyzjom męża bez dąsów czy wyrzutów, ale co z nakazem szacunku? Co to znaczy poważać kogoś? Ja naprawdę nie umiem tego przenieść na relacje małżeńskie, bo całkiem brak mi wzorców. Skąd się tego nauczyć w czasach, w których nauczycielowi zakłada się kosz na głowę, szefa obmawia się za jego plecami, a po domu chodzi się w niechlujnym, rozepchanym i poplamionym dresie? Po czym poznać, że jest się szczerze szanowanym przez kogoś i jak okazać komuś szacunek? Może to trywialny problem, ale ja naprawdę nie mam pojęcia jak wypełniać ten Boży nakaz w praktyce.

Droga Parabolo, szacunek znaczy liczenie sie z druga osoba, z jej zdaniem, powazanie jej, uznanie dla drugiej osoby. Bywa tak niejednokrotnie, ze nie mamy wlasciwych wzorców, zywego swiadectwa Bozej postawy w naszym otoczeniu. Napewno nie napisze nic dla nas wierzacych odkrywczego radzac, zeby prosic Pana w modlitwie o to, zeby nauczyl i pokazal, jak w tej kwestii powinna wygladac wlasna postawa. Jesli czegos naprawde nie wiemy i prosimy Ojca w niebie o pomoc - a nasza motywacja w tym jest szczere pragnienie, zeby wypelnic jego wole -, to mozemy liczyc na jego odpowiedz. Popros Pana, zeby przy czytaniu Pisma Swietego ozywil w twoim sercu przyklady, w których zony traktowaly mezów z szacunkiem. Jestem przekonany o tym, ze Pan odpowie i ze znajdziesz w Pismie Swietym wiele swietych niewiast, z których mozna wziasc przyklad (1.Pt.3:5-6).

O postawie, która byla w naszym Panu, Mesjaszu Jezusie, bylo tutaj juz wspominane (Flp. 2:6-8). Mysle, ze to jest najwazniejsze w calej sprawie. Dlatego chcialbym do tego jeszcze dodac i rozwinac jeden fragment Pisma:

"Bo tych, których przedtem znał, przeznaczył właśnie, aby się stali podobni do obrazu Syna jego, a On żeby był pierworodnym pośród wielu braci" (Rzym.8:29)

Glównym celem Boga w zyciu jego dzieci jest uksztaltowanie ich na podobienstwo jego umilowanego Syna. Do tego nas Bóg przeznaczyl. Co to znaczy konkretnie? Zyjac na tej ziemi jestesmy w Nim, a On w nas - czyli mówiac jezykiem Pisma "mieszkamy w Nim". Natomiast "kto mówi, że w nim mieszka, powinien sam tak postępować, jak On postępował" (1. Jana 2:6). Apostol Pawel mial za glówny cel, "żeby poznać go i doznać mocy zmartwychwstania jego, i uczestniczyć w cierpieniach jego, stając się podobnym do niego w jego śmierci" (List do Filipian 3:10, Biblia Warszawska).

Apostol Pawel zrozumial, ze tutaj na tej ziemi musi zyc jak Jezus i uczestniczyc w Jego cierpieniu. W jakim sensie? Oczywiscie nie w tym, jakoby Pawel mógl razem z Jezusem zaplacic swoim cierpieniem za grzechy swoich bliznich, poniewaz to jest dla czlowieka niemozliwe (Ps.49:8). Syn Bozy cierpial od samego poczatku oddajac wszystko, co ma: wpierw zlozyl swoja chwale zstepujac na ziemie w ludzkim ciele, dal soba gardzic, wyzywac od diablów, byl zdradzony, opuszczony przez wszystkich, ubiczowany, zbity, opluty i wzgardzony, zabity haniebnie smiercia przestepcy na krzyzu. Znaczy to, ze Jezus caly czas oddawal i skladal to, do czego mial prawo. Wyparl sie samego siebie i stal sie sluga. Inaczej jego pielgrzymka na ziemi w tej formie bylaby niemozliwa. Apostol Pawel najwyrazniej to rozumial, ze w ten sam sposób - rezygnujac ze swojego zycia, przywilejów, praw... - musi cierpiec wraz ze swoim Mesjaszem i w ten sposób upodobnic sie do niego. (Tak apropos: dziwne, ze skoro tak sie sprawy maja, rzesze wierzacych stawiaja znak równosci pomiedzy bogactwem i zdrowiem, a blogoslawienstwem Bozym.)

Jakie mozemy wyciagnac z tego wnioski dla zycia w malzenstwie? Celem zycia z Bozej perspektywy (która jest dla nas miarodajna) nie jest latwa codziennosc. Waska droga prowadzaca do zbawienia z definicji nie jest latwa. Dlatego tak niewielu nia kroczy. Swiadome zapieranie sie samego siebie, branie swojego krzyza i pójscie za Jezusem powinno byc naszym kierunkiem w szarej, trudnej codziennosci - tez w malzenstwie.

Osobiscie ucze sie tego: nie zawsze jest tak, jak byc powinno z moja postawa i postepowaniem. Wtedy trzeba pokutowac, isc dalej wiernie za Mistrzem i bój ze swoja cielesnoscia toczyc. Bardzo sie ciesze z tego, ze Bóg byl tak laskawy dla mnie i dal mi to zrozumiec.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 9 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 9 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL