Rafał napisał(a):
Rafał napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
Rafał napisał(a): Smoku, czy dobrze zrozumiałem, że wg ciebie w pewnych szczególnych sytuacjach nie pójście na wybory jest grzechem?
Uważam, że tak. Podobnie jak brak jakiejkolwiek reakcji, kiedy ktoś bije staruszka na ulicy. Tylko tutaj skala może być większa. Na szczęście, sytuacje takie jak za Hitlera często się nie zdarzają.
Nie podzielam bracie twojego zdania. Uważam, że w każdym przypadku pójście na wybory będzie kwestią własnego sumienia, gdyż Pismo nie nakazuje, ani nie zakazuje niczego w tej materii. Nie bardzo też wiem, na podstawie jakich kryteriów mielibyśmy ustalać, kiedy sytuacja w danym kraju już nakazuje uczniom Jezusa pójście na wybory i zagłosowanie na "mniej złego kandydata", a kiedy jeszcze nie ma takiej sytuacji. Nawet mieszkając w hitlerowskich Niemczech reagować na antysemityzm można było w bardzo prosty sposób - stanąć własną osobą na ulicy w obronie bitych Żydów. Można to było zrobić nie uczestnicząc w wyborach i nie głosując na "mniej złego kandydata" niż Hitler.
Przede wszystkim, masz prawo nie podzielać mojego zdania. Po drugie, nikt nie każe nam ustalać sztywnych kryteriów sytuacji, w której zareagujemy. Nie róbmy z Biblii Talmudu z przepisami na każdą sytuację. Wiele rzeczy zależy od naszego indywidualnego rozeznania w ramach, które określa Pismo. Dlatego uważam, że obaj możemy tę samą sytuację w kwestii wyborów ocenić inaczej, każdy może pozostać przy swoim zdaniu i mieć czyste sumienie.
Rafał napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
Powiem, jak ja to widzę. Otóż ja osobiście (i tego Boże nikomu nie narzucam) im bardziej ekstremalna byłaby sytuacja, tym bardziej byłbym skłonny oddać głos na kandydata A, żeby do władzy nie doszedł kandydat B a la Hitler. Im mniej ekstremalna sytuacja, tym bardziej byłbym skłonny zostać w domu.
Jak to się ma bracie do twojego stwierdzenia z początku:
Smok Wawelski napisał(a):
Mogę również wytłumaczyć się, dlaczego nie głosuję. Otóż jestem monarchistą i czekam na Króla, którego królestwo nie jest z tego świata.
Co się zmienia, w kwestii bycia przez Smoka monarchistą
i czekania na Króla, gdy o np. urząd prezydenta będzie się ubiegać "bardzo zły kandydat"?
To, że monarchista również może uznać sytuację za na tyle krytyczną, żeby pójść i zagłosować na kogoś innego niż Hitler, po to żeby mieć czyste sumienie, że cokolwiek zrobił w tej sprawie. Nie przestaje być monarchistą, ponieważ nie musi zmieniać poglądów po to, żeby przynajmniej cokolwiek zrobić dla powstrzymania łobuza. To nie przeszkadza czekać na Króla. Stanięcie w obronie bitych Żydów to jest działanie wskazane, ale na tak małą skalę, że nie ma nic wspólnego z przejęciem lub nieprzejęciem przez kogoś władzy.
Rafał napisał(a):
Na koniec dodam, iż stykam się ze stwierdzeniem "tak naprawdę nie głosowałem za kandydatem A, lecz przeciwko B". Jednak nijak się to ma do rzeczywistości, gdyż podkreślę to jeszcze raz, w takich wyborach prezydenckich można głosować tylko za kandydatem A lub B. Nie ma głosowania przeciw A lub B. Kreowanie po swojemu rzeczywistości nie jest dobre, moim zdaniem.
Niestety, równie słuszne byłoby twierdzenie, że chowanie głowy w piasek w sytuacji, gdy brak wyboru niestety jest de facto wyborem, również jest kreowaniem rzeczywistości po swojemu. Uważam, że w większości przypadków możemy sobie pozwolić na luksus nie pójścia do wyborów, ponieważ obniżenie frekwencji wyborczej nie powoduje wtedy potencjalnej katastrofy, w której moglibyśmy mieć jakikolwiek udział - czy to przez działanie, czy przez zaniechanie. Są jednak wyjątki.
Oto fragment listu od siostry w Chrystusie z UK w związku z niedawnymi wyborami:
"W czwartek prowadziłam lokalna stację wyborcza i jeszcze nigdy nie było takich tłoków. Cieszymy się z wyników ponieważ mogło być dużo gorzej. Gdyby Labour wygrali, to obiecali muzułmanom, że będą pod ochroną do tego stopnia, że gdyby ktoś powiedział coś negatywnego o Sharia Law to byłoby uważane jako “punishable crime”."
Znam tę siostrę i nigdy nie mówiła, że angażuje się w politykę - ten temat po prostu nas nie interesował. Ale tym razem najwyraźniej nie pójście do wyborów byłoby brakiem reakcji na wprowadzenie zakazu samej krytyki islamskiego prawa szariatu.
szelka napisał(a):
Koniec końców: zagłosowałbyś na Hindenburga z całym dobrodziejstwem inwentarza, nawet nie identyfikując się z nim duchowo w fundamentalny sposób jak napisałeś powyżej? Czyli nasz stosunek do np.ekumenizmu itp powinien ewoluować w zależności od ekstremalności sytuacji?
O ile pamiętam, stosunek do ekumenii omawialiśmy w kontekście innych wyborów niż te w Niemczech. Na temat Hindenburga i jego "dobrodziejstwa inwentarza" trudno mi się wypowiadać, ale nie mieszajmy kontekstów. Dzisiejsza sytuacja w Polsce nie przystaje do tego, co się działo podczas dochodzenia Hitlera do władzy. Hindenburg został wybrany na prezydenta w 1932 roku właśnie dlatego, że ludzie poszli do wyborów głosując przeciwko ekstremistom:
"Sukces Hindenburga przypisać należy solidarności partii popierających system demokratyczny i obawiających się rządów ekstremistów z NSDAP i partii komunistycznej"
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/jak_ ... 40700.htmlDyskusja o tym, co bym wybrał, gdyby w Polsce dzisiaj była podobna sytuacja, jest czysto akademicka, bo nawet nie wiemy, kogo lub co mielibyśmy do wyboru. Dlatego kwestia ceny jest również uzależniona od konkretnej sytuacji moim zdaniem. Czyli od "towaru", za który trzeba płacić w konkretnych okolicznościach. Oczywiście mówię o zakresie cenowym, na który można sobie pozwolić, a nie o sprawach, za które warto zapłacić nawet cenę życia.
Szelko, oczywiście że koniec końców kierujemy się własnym sumieniem i moim zdaniem dużo zależy od indywidualnej oceny sytuacji. Piszę tak, jak to widzę. I również jestem skłonny zmienić zdanie, gdyby ktoś mnie do tego przekonał.
Nie napisałem również, żeby kończyć temat. Poprosiłem, żeby poruszać się na takim poziomie ogólności, który pozwoli wyciągać sensowne wnioski co do zasad, a nie będzie prowadził do agitacji w tę czy w tamtą stronę. I bardzo dziękuję za pozytywną reakcję.