Ida napisał(a):
Owieczka napisał(a):
Osoba zrodzona z Ducha może początkowo znajdować się w jakiejś społeczności, gdzie głosi się fałszywą ewangelię. Jeśli jednak to zrodzenie jest prawdziwe, to Duch Święty wyprowadza taką osobę z tej społeczności, objawia jej prawdę. Nie można przyjąć "fałszywego Jezusa" i narodzić się na nowo, to niemożliwe...
Na obecną chwilę, myślę podobnie. Jeśli prawdziwie narodzony zaplątał się w denominację, w której obraz Jezusa, fundamentalne nauki PŚ lub głoszona ewangelia odbiegają/ rozmijają się z prawdą ze Słowa Bożego, Duch Święty spowoduje we właściwym czasie wyprowadzenie chrześcijanina z tej społeczności.
Chcę się odnieść troszeczkę do tego tematu, w kontekście braci w wierze, czyli jedności w Ciele Chrystusa. Znam całą masę świadectw - jak pewnie my wszyscy - i w tych historiach wspólnym motywem jest prowadzenie nowych owieczek na Boże pastwisko. Choć nieraz bywa to kręta droga, to na pewno Bóg nie prowadzi nikogo do miejsc ewidentnie zwiedzionych. Natomiast diabeł - tak. Innym problemem jest to, że w kościołach, gdzie jest zdrowa ewangeliczna nauka, czasem się coś złego zaczyna dziać i trzeba nieraz je opuścić. Jednak miejsca, w których jest ciemność, trzeba ewidentnie jak najszybciej opuścić. Dam może przykład: wywodzę się z Odnowy w Duchu Św., jak wiele innych osób na tym Forum.
Od momentu nawrócenia, kiedy zaczęłam czytać Słowo Boże, Pan dawał mi coraz więcej wątpliwości, czy kościół, do którego należę jest w ogóle kościołem w biblijnym znaczeniu tego słowa. Mimo, że przestałam szybko chodzić na mszę i do komunii - zamiast tego uczestnicząc w spotkaniach modlitewnych, które były całkiem niekatolickie i kształtujące biblijną wiarę zgromadzonych - to jednak nadal byłam katoliczką formalnie i nie odcięłam się duchowo do tej rzeczywistości. Mimo, że nasza wspólnota w końcu całkiem uniezależniła się od KK, panowała w niej polityka wallenrodyzmu i udawania. Przywództwo zachęcało wszystkich, żeby nadal trwali tam, gdzie są, po to aby "być świadectwem dla rodziny i znajomych", bo wtedy możemy coś w tym kościele zmienić. Oczywiście jasne było dla większości z nas, czym jest KK i jaka jest historyczna prawda na temat jego działalności. Ale wiedzieć to jedno - a podjąć odpowiedzialność za poznanie - to drugie.
Pamiętam, jak Bóg stawiał ludzi wobec pewnych pytań i faktów, mówił przez sny i ostrzeżenia - pokazując im jedyny zdrowy kierunek dalszej drogi, ale oni słuchali swoich wątpliwości i lęków, które wzmacniał w nich nasz przywódca. (Tak to jest polegać na człowieku). Bardziej im "siadły" argumenty przeciwko wojnie w rodzinach i podziałach. Przecież mamy trwać z wszystkimi w pokoju, itd, itp. Ludzie po prostu poszli drogą kompromisu, bo przeczuwali, że będą musieli zapłacić cenę. A to boli. Cielesny człowiek chętnie szuka "duchowych" wymówek, żeby mieć "święty" spokój. Kto naprawdę chce nieść krzyż Jezusa? Bóg mi mówił przez słowa z Biblii, że oni "wrócą do Egiptu i tam ich pobiją". Wtedy wydawało mi się to niemożliwe. Myślała, Boże, jak to? Wrócą z powrotem do doktryny i praktyk katolickich? Wrócą do fałszywego Jezusa eucharystycznego? A Bóg mi mówił, że tak będzie i potwierdzał na wiele sposobów, pokazując, że będę musiała stamtąd wyjść. Było to bardzo ciężkie, bo przecież miałam z tymi ludźmi tyle więzi i takie wspaniałe przyjaźnie, wspomnienia. A jednak po moim chrzcie (chrzest wodny był uznawany za akt samowoli i jawnego buntu wobec polityki tej społeczności), zobaczyłam, że moje świadectwo i posłuszeństwo jest solą w oku dla wielu no a przecież o tym nie mogłam milczeć dla "świętego" spokoju.
Wkrótce po moim odejściu (a także różnych innych osób), ta społeczność zaczęła się kurczyć i dziczeć całkiem. Ja zerwałam całkiem z KK, a oni nie, i to ich zniszczyło. Wrócili z czasem do obrzędów i do świata - pochrzcili dzieci i powysyłali do komunii. Porażka.
Piszę o tym tak szczegółowo, bo wiem, że jest w naszym kraju sporo takich społeczności, gdzie ludzie idą za człowiekiem i człowiekowi powierzyli odpowiedzialność za swoje zbawienie. A Słowo Boże nas ostrzega w wielu miejscach: "Przeklęty kto na człowieku polega i z ciała czyni oparcie". Albo: "Nie stawajcie się niewolnikami ludzi - drogoście kupieni".
Chciałabym na koniec wszystkich takich ludzi ostrzec: jeżeli jesteście w takich miejscach i nie wychodzicie z nich (mając poznanie), to igracie ze Świętym Bogiem. Można się wspaniale okłamywać, ale na Bogu to nie robi wrażenia. On zna prawdę o naszym sercu. Jedna z wspaniałych moich sióstr z tamtej społeczności w czasie, kiedy jeszcze wszystko było na dobrej, biblijnej drodze, miała sen, w którym śniło jej się pochwycenie Kościoła, jednak ona nie została wpuszczona na ucztę Baranka. Usłyszała od Jezusa straszne słowa, na myśl których do dzisiaj ciarki mnie przechodzą. Myślałam wtedy, że to straszne - taka wspaniała wydająca świadectwo i pełna bojaźni Bożej kobieta ma takie ostrzeżenia, to co będzie ze mną. Dopiero po latach zrozumiałam sens tego snu. Obecnie kobieta ta żyje w bałwochwalstwie i kłamstwie, a o tym śnie już dawno zapomniała (pytałam ją kiedyś ale nie bardzo kojarzyła).