www.ulicaprosta.net

Forum przy Ulicy Prostej
Teraz jest Cz mar 28, 2024 10:14 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 52 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: Pt mar 29, 2013 8:10 am 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
Można jeszcze posługiwać (praktycznie), można umacniać, zachęcać, dzielić się z innymi, okazywać miłosierdzie [Rzym. 12:6-8 w zależności od przekładu], można się modlić z innymi, można zauważać ich potrzeby i jestem pewien, że można jeszcze robić 1000 innych rzeczy, które bardzo posłużą kościołowi, będą duchowe i nikt nie powinien mieć o to pretensji.


Można, ale raczej w małych społecznościach, wśród ludzi, których naprawdę dobrze się zna. W większych ( nawet takich ok.50 osób) się nie da- szczególnie jeśli spotykamy się raz w niedzielę i nic więcej. Jak mam okazywać miłosierdzie, skoro nie zam potrzeb tych ludzi? O trudnych sprawach nie mówi się osobie, która przyjeżdża w niedzielę a potem cały tydzień jej nie ma( odległość od zboru to uniemożliwia). Jest jeszcze coś- zauważyłam, że ludzie w zborach wytwarzają pewien dystans, wytaczają granicę, której nie wolno przekroczyć. Nie chcą pomocy, nie chcą bliższych relacji, chcą być samowystarczalni albo polegają jedynie na własnej rodzinie. Nie chcą zobowiązań- choć ja bym chętnie pomogła bezinteresownie, to jakoś czułam, że ktoś, komu pomóc chciałam czułby się zobowiązany, miałby wobec mnie dług wdzięczności- a tego nie chce. Właściwie to nie różniło się niczym od świata- pracuję wśród ludzi i tak to działa: ja tobie coś, potem ty mi, trzeba się odwdzięczyć i każdy tego oczekuje. Pamiętam, jak w świecie komuś pomogłam, a ten ktoś mnie zapytał : "a co za to chcesz?"- nie wiedziałam, co powiedzieć, bo nic za to nie chciałam. No ale to świat- myślałam, że w Bożym kościele powinno być inaczej. Ale niestety- nie jest.
Właściwie to nawet w bardzo małych grupach( kilkanaście osób) nie wytwarzały się bliskie relacje, oparte na wzajemnym zaufaniu -można było spotykać się wiele lat, a potem w potrzebie zostawało się samemu. Nikt też nie chciał przyjąć pomocy. Nikt nie rozmawiał o problemach...
W ostatniej społeczności, w której byłam wszyscy byli bardzo duchowi. Tak duchowi, że większość czasu modlili się językami, a rozmawiali tylko o Biblii. Jeździłam tam pół roku. Gdyby nie to, że sama zainteresowałam się dwiema siostrami( z braćmi tam siostrze nie wypadało gadać chyba, bo bracia wyraźnie ode mnie stronili,zresztą widziałam, że kobiety trzymają się razem, a bracia oddzielnie) nikogo bym nie poznała, nikt też nie wyrażał chęci, aby poznać mnie. W takich społecznościach( a innych nie poznałam) trudno o usługę, o której piszesz. Człowiek po pewnym czasie czuje się sfrustrowany i niepotrzebny. Nie ma poczucia, że jest się w rodzinie, a mówimy do siebie bracie, siostro- to po prostu sztuczne. Lepiej robią baptyści, że sobie "panują"( proszę pani, proszę pana)- przynajmniej są w tym uczciwi...
Niestety, za to, że wyraziłam swój żal z powodu tęsknoty za taką społecznością( w jednym ze zborów) za karę zostałam wykluczona ze zboru. Hm...albo z cmentarza. Nie ma tam już mojego nagrobka....
Za to wszędzie podkreślano mocno uległość kobiet, konieczność nakrywania głów w modlitwie- nie tylko w modlitwie, ale w zborze, podczas składania świadectwa, w obecności braci, nawet jak się nie modlili; i nakazywano pokutę z powodu pytań, które się starszym nie podobały. Wcale nie za publiczne napominanie( takie coś to w ogóle niemożliwe by było), ale właśnie za zadanie pytania. Np. w jednym zborze zadałam pytanie, jak się odnieść do "nietrafionego" kompletnie proroctwa( skierowanego do mnie, w odpowiedzi na zadane prorokowi pytanie, do czego byłam zachęcona) - siostra, której to pytanie zadałam nic nie powiedziała i uciekła jak poparzona, a brat nakazał mi pokutę właśnie. Jedyną odpowiedź, jaką poza tym usłyszałam, było " widocznie tego nie rozumiesz, odłóż proroctwo na półkę i poczekaj, aż dojrzejesz do tego, aby to zrozumieć i módl się o to, bo ta prorokini na pewno się nie myli".A myliła się. Całkowicie.

Nie potrafię być uległa komuś, kto naucza niebiblijnie -oczywiście wg poznania mi danego. Nie potrafię być uległa wobec ludzi, którzy są niemiłosierni, i choć wygłaszają piękne kazania, to potem postępują wbrew nim. I wcale nie widać w nich owoców Ducha- ani nawet starań, żeby nad sobą pracować( rozumiem, że nie ma ludzi idealnych i wszyscy grzeszymy, ale jeśli ktoś źle postępuje, ale twierdzi, że właśnie robi dobrze i idzie w tym w zaparte, to ja tego nie rozumiem. Wierzący...? Odrodzony człowiek..?). Nie umiem podporządkowywać się ludziom obłudnym. Czarne jest czarne, białe jest białe. Nie potrafię szanować kogoś, kto nie umie przyznać się do błędu i szczerze przeprosić( przepraszanie "pod publiczkę" to ja już widziałam. Ohyda). Jestem zarozumiała?

Cytuj:
to taki kościół jest martwy. Na cmentarzach z reguły nic się nie dzieje. Tylko po co tam wysiadywać?


Problem w tym, że...nic innego nie ma.
Przez jakiś czas żyłam nadzieją, że wydarzy się coś, co to zakończy, że będzie pochwycenie, ze tyle jest znaków. Ale widzę, że to było złudne, a świat może sobie potrwać wiele, wiele lat. Boję się dalej tak żyć...Boję się o córki. Wiem, może to dobrze dla innych, którzy się jeszcze nawrócą. Choć ja nie widzę w ludziach chęci szukania Boga- ale może żyję w takim środowisku( katolicka prowincja). Nie wiem.
Moja uległość wobec męża poprawiła nam jakość naszego małżeństwa, ale moje wycofanie się i "danie" pola mężowi wcale nie poprawiło innych rzeczy( np. odwagi w podejmowaniu inicjatywy, zaangażowania w sprawy Boże, w modlitwę). Za to ja "oklapłam", "osiadłam" i nie wiem, co z tym dalej. Czekanie boli. Czekam kilkanaście lat. Na nic się już chyba nie doczekam...za życia. Oby tylko gorzej nie było.

A tak na marginesie- bardzo, bardzo dziękuję, że się o mnie martwisz. Bo nie spotkałam jeszcze w realu wierzących, którzy by się o mnie martwili. Właściwie, to nikogo nie obchodziłam. To znaczy za wyjątkiem rodziny, rzecz jasna- bo mąż i córki to wiadomo...To miłe i "rozwiązuje" język( przepraszam- rzadko się zdarza, że ktoś chce mnie słuchać oprócz Smoków :wink: , no jeszcze miło mi było, jak jedna siostra na Skypie do mnie napisała z "z końca świata"). Dziękuję za cierpliwość. I za pamięć.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pt mar 29, 2013 11:44 am 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 08, 2010 2:20 pm
Posty: 344
Owieczka napisał(a):
W ostatniej społeczności, w której byłam wszyscy byli bardzo duchowi. Tak duchowi, że większość czasu modlili się językami, a rozmawiali tylko o Biblii. Jeździłam tam pół roku. Gdyby nie to, że sama zainteresowałam się dwiema siostrami( z braćmi tam siostrze nie wypadało gadać chyba, bo bracia wyraźnie ode mnie stronili,zresztą widziałam, że kobiety trzymają się razem, a bracia oddzielnie) nikogo bym nie poznała, nikt też nie wyrażał chęci, aby poznać mnie. W takich społecznościach( a innych nie poznałam) trudno o usługę, o której piszesz. Człowiek po pewnym czasie czuje się sfrustrowany i niepotrzebny. Nie ma poczucia, że jest się w rodzinie, a mówimy do siebie bracie, siostro- to po prostu sztuczne.

Teraz widzę jakie mam szczęście, że tylko w przelocie "zahaczyłam" o takie miejsca, a nigdy do nich nie trafiłam. Myślę, że byłabym okropnie pokiereszowana.

Chcę się podzielić krótkim świadectwem - powinno to być ku przestrodze dla wszystkich islamizujących. Otóż kiedy się nawróciłam, z jednej strony byłam zagorzałą feministką a z drugiej miałam poczucie gorszości i takie myśli o ciągłym uciemiężeniu. Myślę, że to było diabelskie. Wokół siebie widziałam zniszczenie, które siali mężczyźni; w rodzinie, wśród koleżanek w sąsiedztwie. Kobiety ciągnęły zaprzęg. Bóg się wiele natrudził, żeby mnie zmiękczyć i żeby słowo "Ojciec" (ten w niebie) nie wywoływało u mnie pogardy. Przyszło uwolnienie i odkrycie siebie, jako kobiety w Chrystusie. To było prawdziwe szczęście i wdzięczność Bogu, za to, że stworzył mnie kobietą. Potem jednak trafiłam do społeczności, w której musiałam się sprzeciwiać pomysłom naszego lidera (na ogół robiłam to w duchu albo w rozmowach z mężem). Nasz lider miał jakiś problem z kobietami; nauczał bardzo tendencyjnie o małżeństwie - to zawsze było do kobiet. Ani razu nie usłyszałam go, że napomniał jakiegoś męża; zawsze narzekał na żony. Był bardzo despotyczny i oczywiście popierał to Biblią, a jakże. Dziewczyny, które wychodziły za mąż, płakały przed ślubem, przeżywając lęki, że ich małżeństwo może być takie, jak tego człowieka. Mimo, że zwyczaje były u nas bardzo liberalne (bywało nauczanie kobiet) to jednak ten brat komunikował coś niewerbalnego w stosunku do wszystkich, którzy byli (choćby wewnętrznie) na "NIE", a już kobietom nie przyznawał takiego prawa wcale. Ja byłam pod specjalną lupą. Kiedy opuściliśmy z mężem tę społeczność, doświadczyłam takiej opresji, że nie mogłam się modlić. Miałam bez przerwy takie myśli, że jako kobieta jestem praktycznie bezużyteczna w Królestwie Bożym, że jestem dodatkiem, że Bóg mną pogardza i takie tam różne chore rzeczy. Przez kilka miesięcy przeżywałam stany rozrywania od środka i już myślałam, że zwariuję. W końcu poprosiłam pewną siostrę o modlitwę - to nie była całkiem wiarygodna osoba ale było mi wszystko jedno. I w czasie tej modlitwy wyznałam to i odpuściło. Ona miała zresztą taką wizję, że to odpadło. Wyszłam od niej z niesamowitym poczuciem wolności i to okropne poczucie odrzucenia i pogardy odeszło. Wiedziałam, że przyjęłam kłamstwo.

Dlaczego o tym piszę? Bo takie postawy mają ogromne znaczenie w duchowym wymiarze. Ludzie z autorytetem są w stanie przekazywać często bez słów postawy, wartości i nastawienia, które związują słabych. Ja nie byłam ugruntowana w Słowie i nie umiałam się bronić. Sama niezgoda umysłu nie zawsze wystarcza.

Czy tacy bracia, o których piszesz, zdają sobie sprawę, jakie zniszczenie sieją dookoła? To widać po kobietach - tak samo, jak w małżeństwie! Szczęście i przygnębienie emanują z człowieka.

Owieczka napisał(a):
Np. w jednym zborze zadałam pytanie, jak się odnieść do "nietrafionego" kompletnie proroctwa( skierowanego do mnie, w odpowiedzi na zadane prorokowi pytanie, do czego byłam zachęcona) - siostra, której to pytanie zadałam nic nie powiedziała i uciekła jak poparzona, a brat nakazał mi pokutę właśnie. Jedyną odpowiedź, jaką poza tym usłyszałam, było " widocznie tego nie rozumiesz, odłóż proroctwo na półkę i poczekaj, aż dojrzejesz do tego, aby to zrozumieć i módl się o to, bo ta prorokini na pewno się nie myli".A myliła się. Całkowicie.
To uciekać! Jak ktoś zamyka ludziom usta, kiedy mają potrzebę się odnieść do głoszonego Słowa, czy rozsądzać proroctwo (oczywiście zakładam odpowiednią postawę), to nie ma nic wspólnego w wolnością w Duchu św. Rozsądzanie proroctwa to obowiązek zboru (wszystkich!). Proroctw nie wolno kanonizować - to nie Biblia. Jeżeli masz niepokój i brak pewności, że słowo jest od Boga, to przyjmowanie tego byłoby chyba grzechem.
Owieczka napisał(a):
Za to ja "oklapłam", "osiadłam" i nie wiem, co z tym dalej. Czekanie boli. Czekam kilkanaście lat. Na nic się już chyba nie doczekam...za życia. Oby tylko gorzej nie było.
Nie klap :wink: To już blisko - no nie twierdzę, że kwestia miesięcy ale nawet świadomość, że za naszego życia, to oznacza tuż tuż. Znaki są i będą coraz bardziej oczywiste. A zresztą nasze osobiste "pochwycenie" może nastąpić każdego dnia, bo nikt nie wie, ile pożyje. Nie wolno nam za bardzo spoglądać w dół; nasza perspektywa jest w górze. A już oglądanie się wstecz naprawdę sprawia, że człowiek ciąży ku ziemi a nie podrywa się ku niebu. Jak masz wierzącego męża, wierzące dzieci - to masz skarb i radość wielką. Co może być wspanialszego, niż świadomość, że spotkacie się razem u Pana? Nie każdy może się pochwalić takim błogosławieństwem.

_________________
"(...) Siebie samego czystym zachowaj" [1 Tm 5,22]


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pt mar 29, 2013 4:00 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Czasem w wirze walki i pośród przeciwności człowiek bardziej czuje, że żyje niż nosząc brzemię nudnej codzienności bez celu.
Bardzo już bym chciała odejść z tego świata. Oczywiście, jeśli już nie będę potrzebna córkom. Jakoś trzeba wytrzymać. I żeby gorzej nie było.

Co do tych "chorych" rzeczy, które odczuwałaś( dzięki za świadectwo)- wiem, o czym piszesz. Co prawda nigdy nie byłam wojującą feministką, ale czułam się kiedyś podobnie. Chyba wiele kobiet ma podobne odczucia. Myślę, że wynika to właśnie z tego, co naoglądamy się w świecie. Mężczyźni rzadko kiedy stają na wysokości zadania. Wszędzie (jako nauczycielka chociażby) widzę kobiety- one dbają o dom, one pracują, one są bardziej ambitne, one mają lepsze wykształcenie, one biegają na wywiadowki...Mężczyźni często są leniwi i bierni. Oczywiście kobiety też niektore są okropne, żeby nie było, że ja tak jednostronnie...Ale trudno potem żyć według Słowa Bożego, skoro pół życia widziało się złe wzorce. A potem jeszcze trafia się do zboru, gdzie króluje "islamizacja"...Albo odwrotnie- feminizm. W moim pierwszym zborze ( ruch wiary) na czele stał pastro( "mały papież"), a zaraz potem...same kobiety. Liderki grup domowych, liderka grupy uwielbienia, kobiety usługujące, kobiety-prorokinie. Mężczyźni trzymali się z boku i rzadko kiedy któryś chciał się "poudzielać" w zborze.


Ostatnio edytowano Pt mar 29, 2013 6:34 pm przez Owieczka, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pt mar 29, 2013 6:33 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Owieczka napisał(a):
Jestem zarozumiała?
Nie. Masz normalne pragnienia w nienormalnych czasach. I wśród ludzi, którzy nie zachowują się normalnie w rozumieniu biblijnym, ale sami wyznaczają standardy i dlatego dobrze się w nich czują.

Jest wiele osób takich jak Ty. Szukają zdrowej społeczności, choćby miała liczyć kilka lub kilkanaście osób. Usychają. Wiem, że wiele osób czyta nasze forum. Więcej, niż myślimy. Może warto by było zrobić na Ulicy Prostej jakąś "skrzynkę kontaktową" dla takich, którzy szukają się nawzajem? Jakieś sugestie?

Owieczka napisał(a):
Moja uległość wobec męża poprawiła nam jakość naszego małżeństwa, ale moje wycofanie się i "danie" pola mężowi wcale nie poprawiło innych rzeczy (np. odwagi w podejmowaniu inicjatywy, zaangażowania w sprawy Boże, w modlitwę). Za to ja "oklapłam", "osiadłam" i nie wiem, co z tym dalej. Czekanie boli. Czekam kilkanaście lat. Na nic się już chyba nie doczekam... za życia. Oby tylko gorzej nie było.
Nie rezygnuj. Owoc cierpliwości jest błogosławiony. Módl się o męża. Nawet nie wiesz, ile może wytrwała modlitwa sprawiedliwej (żony). Sam jestem owocem takich modlitw Smoczycy w wielu sprawach. Poza tym, kto wie, może za rogiem mieszka ktoś, kto przeżywa to samo i szuka takiego drugiego "idealisty", których chciałby po prostu tego, co powinno być oczywiste?

My po wielu latach odbijania się od takiej "ściany" jak Ty musieliśmy zrozumieć, że a) sam Pan Jezus jest naszym życiem; b) żaden kościół nie jest Drogą do Ojca; c) Pan Jezus buduje Kościół swój, a ludzie budują tylko atrapy.

Odkąd zrozumieliśmy punkty a i b, Pan zaczął działać w punkcie c. Łatwo nie jest i trzeba cierpliwości, ale nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Spróbuj bardziej pomyśleć o tym, jak służyć Panu i zapytać Go, gdzie są ludzie, do których chciałby Cię posłać. Poświęcenie dla innych sprawia, że nie myślimy wiele o własnych niedostatkach i nie pogrążamy się w goryczy.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pt mar 29, 2013 6:42 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
Spróbuj bardziej pomyśleć o tym, jak służyć Panu i zapytać Go, gdzie są ludzie, do których chciałby Cię posłać. Poświęcenie dla innych sprawia, że nie myślimy wiele o własnych niedostatkach i nie pogrążamy się w goryczy.

Ale ja próbuję. I ewangelizuję, gdzie mogę. I piszę. Ale ...nikt nie chce...przynajmniej tu, gdzie mieszkam. Wierzący okoliczni są zrzeszeni w dwóch zborach i nie chcą mnie znać, a niewierzącym mówię o Bogu, ale nie chcą słuchać...Ostatnio młody ksiądz na rekolekcjach zainteresował się moją skromną osobą( robiłam za nadwornego muzyka- chór) ale nie będę przecież współpracować z księżmi katolickimi...( coś tam chce mi proponować, mówił , że zadzwoni, ale pewnie odmówię).

Co do skrzynki kontaktowej- Nie mam pojęcia, jakby to miało wyglądac od strony technicznej...jest tu opcja prive, i wiele osób w ten sposób już się kontaktuje( albo się poznało w ten sposób). Ja sama mam kontakt z dwiema siostrami- ale obydwie mieszkają kilkaset km ode mnie, troszkę daleko. Nie wiem...może jakoś pogrupować regionami...? Miastami i ich okolicami? No idea.

Hm...a może taką mapkę zrobić z punkcikami, gdzie są tacy wierzący "idealistyczni"? A info na temat kontaktu z nimi to już prive?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pt mar 29, 2013 7:02 pm 
Offline

Dołączył(a): Pt maja 06, 2005 12:18 am
Posty: 1266
Opcja priv działa i to działa skutecznie.Ja podobnie jak Mama Muminka uciekłam ze społeczności.No i podobne historie miałam.
Forum traktuje jako namiastke społeczności.Doznałam pomocy i mam nadzieję,że pomogłam.Świadomośc ,że są siostry i bracia gotowi do pomocy jest super.
Nie ma co tworzyć żadnych ram i przepisów - tak myśle.Ja oferuję swój czas , modlitwę i pomoc taką codzienną praktyczną.Na ile oczywiście potrafię i jak Pan Jezus poprowadzi.Jak potrzebny nr telefonu - priv.

_________________
Arkę Noego budowali amatorzy a Titanica profesjonaliści.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pt mar 29, 2013 7:38 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 08, 2010 2:20 pm
Posty: 344
kristina napisał(a):
Forum traktuje jako namiastke społeczności.Doznałam pomocy i mam nadzieję,że pomogłam. Świadomośc ,że są siostry i bracia gotowi do pomocy jest super. Nie ma co tworzyć żadnych ram i przepisów - tak myśle.Ja oferuję swój czas , modlitwę i pomoc taką codzienną praktyczną.Na ile oczywiście potrafię i jak Pan Jezus poprowadzi.Jak potrzebny nr telefonu - priv.

No zobacz Owieczko, przecież jest ta namiastka chociaż. Wiem, że to nie tak, jak miało być, ale zawsze. A pomyśl, gdyby nie było UP....? Nie jest takie pewne, że zawsze będzie, więc cieszmy się tym, co jeszcze mamy. Zawsze to jakieś koło ratunkowe i na pewno jest wiele osób pomagających w przeróżny sposób. Może nie jesteś aż taka sama ...

_________________
"(...) Siebie samego czystym zachowaj" [1 Tm 5,22]


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pt mar 29, 2013 10:13 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Oh Mamo Muminka...Gdyby nie UP...to nie wiem, gdzie ja bym teraz była. Chwała Bogu za UP!


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt kwi 02, 2013 11:00 am 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Miałam czas do przemyśleń i okazję do paru wartościowych rozmów...Pan Bóg jest niesamowity. Odezwała się też do mnie jedna siostra poznana na obozie- to, co do mnie napisała, było tak zachęcające i "na temat", że padłam z wrażenia przed komputerem prawie...Użalanie się nad sobą zostało "zduszone w zarodku" tak szybko, jak nigdy wcześniej! Chwała Bogu! Bóg mi pokazał, że jestem potrzebna w Jego Kościele chociaż oficjalnie nie jestem członkiem żadnego zboru, że On o mnie pamięta i pokazał mi, gdzie mogę służyć- i zrobił to w 3 dni! A ja jestem głupia jak but z lewej nogi!
Chwała Bogu za Smoków, za to forum i dziękuję za Jego łaskę. Biorę się do "roboty"- faktycznie, to jest prawda, że:a) sam Pan Jezus jest naszym życiem; b) żaden kościół nie jest Drogą do Ojca; c) Pan Jezus buduje Kościół swój, a ludzie budują tylko atrapy.
Teraz wiem to "inaczej"( wcześniej też wiedziałam, ale właśnie...inaczej) :D


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: So wrz 28, 2013 11:26 am 
A jak te wszystkie biblijne zasady mają się do sytuacji, w której wierząca żona ma niewierzącego męża?


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: So wrz 28, 2013 12:26 pm 
Offline

Dołączył(a): Cz kwi 15, 2010 9:13 pm
Posty: 132
czy moją głową jest mój niewierzący mąż?Czy Pan Jezus nie może być moją głową bez pośrednictwa mojego(niewierzącego)męża?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: So wrz 28, 2013 4:13 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Milenka napisał(a):
czy moją głową jest mój niewierzący mąż? Czy Pan Jezus nie może być moją głową bez pośrednictwa mojego (niewierzącego) męża?
Milenko, Pan Jezus jest Głową Kościoła jako całego Ciała Chrystusowego [Ef. 1:22-23]. Do świętych w Koryncie Paweł pisze, że w relacjach małżeńskich głową męża jest Chrystus, a mąż jest głową żony [I Kor. 11:3]. W stosunku do każdego z nas Pan Jezus jest Panem [I Kor. 12:3] i Pasterzem [Jan 10:4].

Traktuj Jezusa jako swego Pana i Pasterza. Męża poważaj i okazuj mu uległość tam, gdzie jego wola nie jest sprzeczna z wolą Twojego Pana. I bądź dla niego świadectwem. To może szybciej doprowadzić do sytuacji, gdy niewierzący mąż stanie się Twoją głową w taki sposób, że jego Głową będzie Chrystus. Myślę, że Panu Bogu to się będzie podobać.

Niech Ci sam Pan w tym błogosławi. :)


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: So wrz 28, 2013 4:39 pm 
Offline

Dołączył(a): Pt maja 06, 2005 12:18 am
Posty: 1266
Wysłałam Ci wiadomośc na priv :D

_________________
Arkę Noego budowali amatorzy a Titanica profesjonaliści.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn lis 21, 2016 9:07 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 04, 2016 12:57 pm
Posty: 66
Wiem, że znów wyciągam bardzo stary temat. Ale to nie moja wina, że tak późno mnie oświeciło i dopiero teraz zawitałam na Ulicę Prostą. :mrgreen:

Na pewno nie jestem przykładem doskonałości w uległości. Bardzo dużo rozmawiamy z mężem i on, jak sam twierdzi, ceni sobie bardzo moje zdanie. Wielokrotnie dziękował mi za to, że służyłam mu w czymś radą. Jednak było kilka takich punktów, w których za nic nie chciałam mu ulec. Jeden, który kosztował nas wiele kłótni i gorzkich słów, dotyczył wyprowadzki z naszego miasta, gdzie ja czuję się całkiem dobrze, a przede wszystkim mam pracę, i wyjazdu do innego kraju, gdzie on zarabiałby lepiej, a ja musiałabym uczyć się od początku języka i byłabym bez pracy. Zarzewie strasznych konfliktów i to przez wiele lat, uwierzcie mi.
Nie wiem jak to się stało, pewnego dnia, jakoś 2 lata temu, po prostu postanowiłam mu ulec. Powiedziałam, że zgadzam się na wszystko, co on postanowi. Razem zaczęliśmy planować przeprowadzkę, on strasznie się cieszył, ustalił już szczegóły ze swoim szefem, siedzieliśmy wieczorami razem przed komputerem i szukaliśmy mieszkania do wynajęcia, on myślał, planował, pytał, czy jestem pewna, ja na to, że nawet na koniec świata i jestem do jego pełnej dyspozycji.
I wiecie co? Nie doszło do przeprowadzki. Mąż, mając w tym całkowitą wolność, rozważył jeszcze raz wszystkie za i przeciw i powiedział mi, że przeprowadzka nie ma sensu, bo co mu po pieniądzach, gdyby przez to miał mnie unieszczęśliwić.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pt cze 02, 2017 10:36 am 
Offline

Dołączył(a): Pn maja 22, 2017 10:50 pm
Posty: 160
Psinko miła: Mój mąż też tak funkcjonuje. Identycznie. A im większy napór , tym silniejszy opór :roll:
Owieczko i Mamo Muminka: dlaczego nie mam takich osób jak Wy w swojej okolicy? Tak czytam te Wasze świadectwa i jestem poruszona.

Cieszę się, że trafiłam na UP :) i choć jestem tu krótko, to mam odczucie, że jesteście szczere i autentycznie. Chętnie bym Was poznała osobiście. Najpóźniej w Niebie... Ale poznam ;D Tylko przedstawcie się nickami hahaha :lol:

A tak poważniej.... Nie wiem gdzie zahaczyć tym pytaniem a to tu trochę pasuje toteż pytam...

Czy kobieta może kogoś ochrzcić? Pytam szczerze, bez prowokacji. Bo nie mam wyraźnego przekonania ani w jedną ani w drugą stronę. Będąc pod wpływem nauczania Torbena zanurzyłam już 4 osoby. Czy powinnam je przeprosić? W sumie to 3 kobiety i jeden mężczyzna (chrzcił się razem ze swoją świeżo upieczoną małżonką) Chcę się w tym oprzeć na Biblii aby nie błądzić. Bo osoby argumentujące za chrzczeniem i (niestety) nauczaniem przez kobiety oczywiście podają ten werset: List do Galacjan 3:27-29 (UBG)
Cytuj:
Bo wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyodzialiście się w Chrystusa.
Nie ma Żyda ani Greka, nie ma niewolnika ani wolnego, nie ma mężczyzny ani kobiety; wszyscy bowiem jedno jesteście w Chrystusie Jezusie.
A jeśli należycie do Chrystusa, to jesteście potomstwem Abrahama, a zgodnie z obietnicą – dziedzicami.
Przecież tu chodzi o kobiety jako dziedziczki łaski tak? I że również one mogą być zbawione. Ale czy mogą chrzcić? Dodam że proponowałam mężowi ale on nie chciał ochrzcić nikogo. Pewnie powinnam znaleźć kogoś.... Co w takiej sytuacji robić?? :(

_________________
Nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej :D


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 52 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 7 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL