szelka napisał(a):
Mnie się wydaje, że Królestwo Boże to rzeczywistość, w której żyje każdy chrześcijanin, rzeczywistość z inną optyką, inną sprawiedliwością, inną hierarchią wartości i w ogóle wszystkim innym, niż świat. Należymy do niej, czy mamy czas, czy nie, czy śpimy, czy czuwamy.
Podpisuję się obiema rękami! Przez wiele lat po nawróceniu myślałam, że szukać Królestwa Bożego to znaczy szukać służby. I że jak jestem z dziećmi w domu (jak były małe), to z perspektywy Królestwa Bożego jest to czas stracony, bo nie służę w żaden sposób. Teraz mi się chce z tego śmiać!

To dopiero jest budowanie Królestwa naszego Pana. Właśnie te zwyczajne codzienne rzeczy, przeżywane z Jego perspektywy, jak pięknie napisała Szelka.
Owieczko, też myślę, że po prostu rób to tam, gdzie jesteś na tyle, na ile masz siłę i możliwości. To są takie proste rzeczy. Może uśmiech współczucia dla kogoś przygnębionego; może pomoc dla koleżanki z pracy; może zrobienie ulubionego dania dla męża (jak jest czas); albo pożyczenie komuś chrześcijańskiej książki. To Bóg otwiera drogę do konkretnych rzeczy; widocznie Twój czas teraz, jest po prostu przeznaczony na pracę i tyle, ile zostaje poza nią. Dawniej było niewolnictwo i teraz też jest. Jeśli Pan tego nie zmieni, to czy człowiek sam może się wyzwolić i wszystko pozmieniać? Pamiętam, jak moja młoda znajoma zaczęła pracę w szkole i razem ze szkoleniami i jakimiś dodatkowymi studiami była poza domem od rana do wieczora. Opowiadała, że jak wracała, to kładła się od razu do łóżka i o żadnej modlitwie nie było mowy. Jedyną jej modlitwą była chwila, kiedy mogła przylgnąć do Pana całym sercem, wiedząc, że On ją przyjmuje i umacnia. Dzieliła się na podstawie psalmu 84: "Nawet wróbel znalazł domek, A jaskółka gniazdo dla siebie, Gdzie składa pisklęta swoje: Tym są ołtarze twoje, Panie Zastępów, Królu mój i Boże mój!". To słowo ja prowadziło. Czuła, że jest bezpieczna i ma swój dom, mimo tego szalonego biegu, który zresztą potem się skończył.
szelka napisał(a):
Też jestem w momencie kryzysowym- znowu stało się tak, że przyjaciele, z którymi myślałam, że stworzymy kościół domowy wrócili do kościoła systemowego... i wszystko do początku... Ale uważam, że pustynia jest lepsza niż Egipt i cóż, będę po prostu czekać na Boży kierunek dla mnie, zgodny z prawami Jego Królestwa.
Siostro, SZACUN! Pustynia JEST lepsza. Też coś o tym wiem. Na pustyni Bóg mówi i zaopatruje i niejedno zmienia się w naszym sercu i życiu. Nie ma tyle zamętu i szumu. Pan przysyła kruki z pokarmem (duchowym) i niejednokrotnie przygotowuje do służby (Eliasz, Jan Chrzciciel). Bogu miłe są czyste decyzje ale na pewno brzydzi się religijną obłudą. Jedno wiem na pewno: Bóg błogosławi decyzje! Znałam tylu ludzi i słyszę o niektórych, co to potrafili wyliczyć wszystkie złe rzeczy w swoim zborze, gorszyli się, jak nie wiem co i nawet może protestowali, jednak skoro nic ich protesty nie zmieniły, przyzwyczaili się już do tego. Potem protestowali coraz słabiej i rzadziej. I w ten oto sposób, osoby, które miały kiedyś czyste bezkompromisowe serce, deklarujące się iść tylko za Jezusem, teraz grzecznie biją pokłony w dziwnych miejscach przed baalami fałszywych nauk, tolerując nieprzyzwoitość, letniość i cielesne pomysły. Przebywanie w smrodzie prowadzi do tego, że smrodu się już nie czuje, a co gorsza samemu się zaczyna nim emanować. Dziwne jest też takie zjawisko z tym związane: takie osoby chyba czują, że mają nieczyste sumienia, bo nie będą się chciały z tobą spotykać, będziesz dla nich wyrzutem sumienia, brzydkim pęknięciem na gładkiej, religijnej fasadzie. Potem spotykasz ich jeszcze za jakiś czas a tu żaba już całkiem ugotowana ... Cóż, z tym też trzeba się pogodzić. Przypomina mi się piosenka Bigdy: "Pójdę razem z Tobą Panie, poza mury Jeruzalem, znosić Twoje pohańbienie pomóż mi - nieść Twój krzyż".
Powiem Ci, że znam miejsce, w który Ty teraz jesteś. Boli jak nie wiem co, ale właśnie ... czy lepszy jest powrót do Egiptu i "święty" (czytaj nieświęty) spokój?