www.ulicaprosta.net

Forum przy Ulicy Prostej
Teraz jest N kwi 28, 2024 6:30 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 82 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna strona
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 10, 2008 7:59 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz mar 31, 2005 5:14 pm
Posty: 910
Lokalizacja: Świnoujście
Nieee... lista niepotrzebna. Swoja odpowiedz na te pytania wlasciwie zawarles w tym, co napisales wyzej. Fenkju :)
A jesli maz nie przejawia inicjatywy w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji? Jest bierny. Moze leniwy... Albo sie boi... No sa tacy i zony wtedy wszystkim w domu kreca, nawet jak nie chca. Ale musza...


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 10, 2008 10:07 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 04, 2007 1:25 pm
Posty: 1505
Lokalizacja: Silesia
itur napisał(a):
A jesli maz nie przejawia inicjatywy w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji?

Jeżeli jest narodzony na nowo to znaczy, że...grzeszy taką postawą :?:

Ja jeszcze o "ministerstwie finansów" w małżeństwie gdzie obydwoje są narodzeni na nowo. Wydaje mi się, że jest inną rzeczą, gdy jest ono w rękach męża, a obowiązki dot. opłat są podzielone i wykonywanie ustalonych zakupów też można przecież dostosować do możliwości i preferencji wykonawczych : ) Inaczej jednak jest, gdy ląduje ono w rękach żony. Na zasadzie: "masz tutaj całą wypłatę i rządź tym dobrze". To nie jest zaufanie do żony, to jest uciekanie od odpowiedzialności i przywodztwa w swojej rodzinie.

Nawet na tak złym przykładzie małżeństwa Ananiasza i Safiry widać [Dz.Ap. 5:1-4] że "ciałem decyzyjnym i wykonawczym" w zakresie "robienia interesów" i zarządzania kasą byli mężczyźni. Chociaż ustalili i sprzedali razem, razem nawet umówili się co do kłamstwa, ale to mąż przyniósł pieniądze Piotrowi.
A już zupełnie inną rzeczą jest, gdy to żona sugeruje, że ona zajmie się lepiej tą dziedziną "wspólnej zagrody" i wciela to w życie.
Do jakiego poziomu ograniczona jest wtedy mężowska "funkcja"? Do "public relations" np. w urzędzie skarbowym, w urzędzie stanu cywilnego, w zaklasyfikowaniu w zborze do grupy małżeństw? To takie trochę papierowe przywództwo?

Jak uważacie z tym "decydowaniem" o ostatecznym kształcie rozchodów w budżecie domowym?
Bo moim zdaniem to niestety kluczowe zadanie w rodzinie [nie ze względu na miłość do pieniędzy oczywiście].


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 10, 2008 11:34 pm 
Offline

Dołączył(a): N maja 08, 2005 5:17 pm
Posty: 595
Lokalizacja: Katowice
Ja nie widzę problemu w tym,kto w rodzinie rozporządza pieniędzmi,ale w tym,jak to robi.
Umiejętność gospodarowania nie ma nic wspólnego z płcią,wiarą,wychowaniem,czy czym tam jeszcze.To się ma,albo się nie ma.Owszem,po nawróceniu możliwe są zmiany w tym zakresie i często one następują.Jeśli jednak nie,to wypadało by się przyjrzeć takiej rodzinie,czy one są naprawdę konieczne,zanim zacznie się majstrować przy tym,co działa dobrze.
Oczywiście,nie jest to zasada,którą trzeba stosować wszędzie,bo np. prawo decydowania i ostatni głos powinien należeć do męża.Ale to wynika wprost z Biblii,natomiast to,kto powinien trzymać w domu kasę już nie koniecznie.
I nie mówcie,że dysponowanie kasą jest jednoznaczne z prawem do ostatniego zdania.
Wg. mnie decyzje o dużych wydatkach powinno się i tak podejmować wspólnie,ale jak często podejmuje się takie decyzje?Raz na kwartał?Zwykle rzadziej.
Problemem nie są duże wydatki.Problemem jest takie rozdysponowanie miesięcznym budżetem,by wystarczyło.
Np. moja żona kompletnie gubi się w kolejności płacenia rachunków,rat ubezpieczeń,podatków.Nie ma pojęcia,co jest priorytetem,a co może poczekać nawet dwa miesiące.Gdyby sprawy finansowe były na jej głowie,już dawno wyłączyli by nam prąd i telefony.
A jak wielu facetów ma identyczne problemy z ogarnięciem tego chaosu?Czy wtedy trzeba wydzierać tą dziedzinę z rąk radzącej sobie z tym żoniy i na siłę wciskać ją mężowi,bo ktoś twierdzi,że tak mówi Biblia?
Protestuję.Bom protestant. :wink:
Widziałem na przykładzie kilku rodzin opłakane skutki takiej kampanii mającej w założeniu przywrócić biblijne układy w rodzinach.Kłótnie,depresje,gorycz a nawet pretensje do starszych i Boga.Że o bałaganie finansowym nie wspomnę.
Znam wielu braci,którzy nie potrafią wykazać się w tej dziedzinie.Znam też wiele takich sióstr.
Niestety,znam też wiele takich osób (pci obojga),które rwą się do kasy,ale pojęcia ani talentu do tego nie mają.I tu zaczynają się problemy.
Problemy zaczynają się również tam,gdzie poprzez nie właściwe zrozumienie tej sprawy i nauczanie w zborze wywiera się presję na małżeństwa,zmuszając nie nadających się do tego braci,by brali finanse w swoje ręce,często psując funkcjonujący doskonale od lat układ,tylko po to,by stało się zadość jakiemuś ''prawu''?
Czy z Biblii nie wynika wprost,że to żona powinna zajmować się w domu gotowaniem,albo szyciem?Czy wobec tego należało by z równą gorliwością,co przy finansach przeganiać doskonałych nieraz kucharzy,z kuchni i instalować tam średnio sobie radzące z patelnią żony?
Mój tato uczył mamę krawiectwa,i do tej pory jest sporo lepszy w tej dziedzinie od mamy.I co w tym nie biblijnego?
Nie jest problemem,kiedy w wierzącej (i nie tylko) rodzinie pewne role są zamienione.Problemem jest,kiedy te role są narzucone,albo wydarte drugiej stronie siłą,czy innym terrorem.
Iluż to wierzących mężów-utracjuszy (a jakże,są tacy) mogło w końcu,po nawróceniu dorwać się do kasy,bo nareszcie mieli ku temu mocne,bo przecież biblijne argumenty.I jeszcze wsparcie starszych.
Znam taką rodzinę,która kilkadziesiąt lat żyła w potwornym stresie,wstydzie i długach tylko dlatego,że wierząca żona musiała,by być ''biblijną'',oddać finanse takiemu mężowi.I nie był to ani pijak,ani hazardzista.Nic tych rzeczy.To przekochany brat,ale kompletnie nie potrafiący utrzymać przy sobie pieniędzy.
Tak więc nie mylmy biblijnego wzorca męskiego autorytetu i pozycji w rodzinie z gospodarnością w dziedzinie finansów,bo są to czasem bardzo odległe dziedziny.

_________________
adam


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Wt lis 11, 2008 10:50 am 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Toteż przywództwo w domu wcale nie polega na sztywnym nadaniu określonych ról. Podział obowiązków w domu ma wynikać z umowy między małżonakmi, umowy opartej na zdrowym rozsądku. Mąz powinien mieć ostatnie zdanie, podejmować -jak to fajnie powiedział Smok- decyzje "strategiczne" i ważne dla "polityki zagranicznej" rodziny. Płacenie racuchunków to chyba nie "polityka zagraniczna"...może to robić mąż czy żona, jak tam się umówią, jak i wygodniej czy kto sobie z tym lepiej radzi.
Nie rozumiem pojęcia "trzymania kasy". Sprawę chyba rozwiązuje wspólne konto...? Zarówno mąż, jak i zona powinni mieć rowny dostęp do pieniędzy, powinno to być chyba oparte na wzajemnym zaufaniu...? A większe wydatki- jak pisze Adam- ustalamy wspólnie( z zastrzezeniem, że ostatnie zdanie należy do męża).
Przywództwo męża rozumiem nie jako przydział obowiązków czy granie jakiejś roli w domu. Mąż- przywódca to mąż przede wszystkim odpowiedzialny za duchowy i każdy inny rozwój swojej rodziny. Taki, który zauważa potrzeby żony, dzieci i stara sie w miarę swoich mozliwości i z pomocą Boga je zaspokoić. Taki, który rozumie, że jest wzorem postępowania dla dzieci, zatem sam dba o uświęcenie i uczy dzieci modlitwy i miłości do Boga. Nie musi być idealny( bo takich nie ma). Ale wie, co do niego należy i nie ucieka przed tym( w pracę, służbę czy co tam, bo tak łatwiej i jeszcze można sobie trochę chwały i zasług przypisać- "przeciez robię to dla rodziny"). A do tego trzeba umieć kochać. Chyba przede wszystkim.
Oczywiście żona też ma swoje zadania i swoją odpowiedzialność.

Słaby mąż, tchórzliwy nie będzie dbał o swoją rodzinę. Nie zareaguje, kiedy teściowa będze rzucała gromy na żonę, będzie się głupio śmiał z dowcipów na temat swojej rodziny, jeśli będzie je rzucał jego szef. Leniwy mąż nie będzie się troszczył o potrzeby duchowe dzieci i żony, bo to wymaga konsekwencji, wysiłku i wytrwałości. Mąż- egoista nie będzie zauważał potrzeb swoich bliskich, bo największym zmartwieniem dla niego zawsze będzie głównie on sam...itd..

Dużo zależy od tego, jacy jeste śmy, jacy chcemy być, ile widzimy, ze trzeba zmienić( a czego nie widzimy). Można sobie nawet ustalić grafik zmywania naczyń, wynoszenia śmeić, robienia zakupów i płacenia rachunków- i dalej może być źle.

Rozmowy z dojrzałymi braćmi, innymi małzeństwami sprawdzają się jedynie wtedy, gdy mąż i żona- obydwoje- tego chcą. Jeśli jedna ze stron tego nie chce i reaguje agresją albo złością na samą propozycję takiej rozmowy, niewiele da się dalej zrobić. Pozostaje modlitwa i wołanie do Pana- i nigdzie nie napisałam, ze należy w tym "ustawać".


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Wt lis 11, 2008 12:15 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
:D Ależ się temat rozkręcił... I dobrze! Jadę po kolei, od ostatniego postu itur do końca:

itur napisał(a):
A jesli maz nie przejawia inicjatywy w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji? Jest bierny. Moze leniwy... Albo sie boi... No sa tacy i zony wtedy wszystkim w domu kreca, nawet jak nie chca. Ale musza...

Ja uważam, że trzeba otwarcie rozmawiać na takie tematy i zachęcać męża do przejęcia przywództwa, zamiast je przejmować z konieczności. Powiedzieć mu po prostu, że tak dalej być nie może i że to nie jest ani po Bożemu, ani nie jest do wytrzymania na dłuższą metę po ludzku. Żony, pamiętajcie o tym, że bierność i/lub lenistwo Waszych mężów często jest "wyniesione" z domów, gdzie matki rządziły - albo dlatego, że musiały, albo dlatego, że chciały, albo jedno i drugie (nauczone przez własne matki i utwierdzone przez telewizję w przekonaniu o "równouprawnieniu" w wydaniu światowym i nakarmione feministycznymi bzdurami o tym, jak to kobiety muszą we wszystkim dorównywać mężczyznom i bez przerwy im coś udowadniać).

Wziąwszy pod uwagę te "uwarunkowania" i poskramiając własne chęci "kręcenia głową" wyuczone od własnych nieodrodzonych matek, należy moim zdaniem przygotować męża do przejęcia sterów, zachęcić do podejmowania strategicznych decyzji, obdarzyć kredytem zaufania i zaproponować, że będziecie się wspólnie modlić w najważniejszych sprawach, ale to on będzie podejmował ostateczną decyzję i zacząć gryźć się w język, kiedy przyjdzie żonie do głowy wyprzedzać męża w tych sprawach.

Uległość nie polega na tym, że zgadzamy się we wszystkim i wtedy "ulegamy". Ulegać to znaczy zgadzać się na coś wtedy, gdy się NIE ZGADZAMY. Już odpowiadam na kolejne pytanie zaniepokojonych żon: :wink:

"A co się stanie, gdy mąż wymyśli jakieś głupstwo, które zagrozi naszej rodzinie?" - Po pierwsze, takich sytuacji nie jest wiele. Na przykład w przypadku braku jednomyślności można pojechać na wycieczkę albo na wakacje tam, gdzie zdecyduje mąż itd. Chodzi mi o sytuacje, w których od tego, że mąż zdecyduje inaczej niż żona by chciała (albo teściowa, hehe), nic się nie zawali - nawet, gdy jego decyzja będzie obiektywnie błędna. Wolność w podejmowaniu decyzji buduje w nim pewność przywódcy i przekonanie o tym, że przewodzi rzeczywiście, a nie na niby. Kolejne trafne decyzje przekonują go o tym, że jest w stanie przewodzić. Z czasem uwalnia się od "decyzyjnej niemocy" (a żona patrzy z boku, modli się i się cieszy, chwaląc go za to, jak się zmienia :D ). Smoczyca mówi, że kiedy ma inne zdanie, a widzi moje głębokie przekonanie w konkretnej sprawie, to w ogóle nie protestuje i daje mi kredyt zaufania nawet jeśli się pomylę. Ja wiem, że nie muszę się za każdym razem martwić o swoją nieomylność - bo ona NIE JEST warunkiem mojego przywództwa.

Uważam, że weto żony jest dozwolone w sytuacji, w której decyzja męża moża zagrażać płynności finansowe, zdrowiu lub nawet życiu rodziny. Wtedy moim zdaniem należy użyć spokojnej perswazji (bez "ciosania kołków") i nie używać argumentów typu "bo Ty zawsze" albo "bo Ty nigdy". Jeśli to nie pomoże, należy się zwrócić o pomoc do braci - najpierw do jednego, potem do dwóch, a potem do zboru [Mat. 18:15-18]. Sprawy mogą być zbyt poważne, żeby zamiatać pod dywan coś, co się nazywa grzechem [I Mojż. 2:23-24; IV Mojż. 7:17; Ef. 5:28; Kol. 3:19].

Ani_Isza napisał(a):
A już zupełnie inną rzeczą jest, gdy to żona sugeruje, że ona zajmie się lepiej tą dziedziną "wspólnej zagrody" i wciela to w życie.
Do jakiego poziomu ograniczona jest wtedy mężowska "funkcja"? Do "public relations" np. w urzędzie skarbowym, w urzędzie stanu cywilnego, w zaklasyfikowaniu w zborze do grupy małżeństw? To takie trochę papierowe przywództwo?

Jak uważacie z tym "decydowaniem" o ostatecznym kształcie rozchodów w budżecie domowym?
Bo moim zdaniem to niestety kluczowe zadanie w rodzinie [nie ze względu na miłość do pieniędzy oczywiście].

To jest kwestia "decyzji strategicznych". Papierowe przywództwo odpada. Jeśli żona lepiej orientuje się w szczegółach wydawania pieniędzy na konkretne codzienne sprawy, a nawet na rachunki, to jeszcze nie są strategiczne decyzje. Zgadzam się z Adamem i sam napisałem poprzednio, że nie ma sztywnego modelu w zakresie podziału obowiązków. Chodzi o inicjatywę i kierowanie w sprawach rzeczywiście ważnych i kierunkowych.

Owieczka napisał(a):
Rozmowy z dojrzałymi braćmi, innymi małzeństwami sprawdzają się jedynie wtedy, gdy mąż i żona - obydwoje - tego chcą. Jeśli jedna ze stron tego nie chce i reaguje agresją albo złością na samą propozycję takiej rozmowy, niewiele da się dalej zrobić. Pozostaje modlitwa i wołanie do Pana - i nigdzie nie napisałam, ze należy w tym "ustawać".

Moim zdaniem należy przestać myśleć o tych sprawach wyłącznie w kategoriach "naszych rodzinnych spraw" i "nie prania rodzinnych brudów" - są sytuacje, w których należy traktować pewne postawy w kategorii grzechu. Albo dajemy świadectwo naszym życiem w małżeństwach i rodzinach, albo nie dajemy. Albo udajemy, że dajemy. Oczywiście, że nie da się męża/żonę zmusić do czegokolwiek. Ale brak reakcji za strony braci i zboru jest grzechem zaniechania i świadomym hodowaniem kwasu w kościele "żeby nie zadrażniać". Tak, bracia moi (i siostry), być nie powinno.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Wt lis 11, 2008 1:24 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 04, 2007 1:25 pm
Posty: 1505
Lokalizacja: Silesia
Smok Wawelski napisał(a):
Ani_Isza napisał(a):
Jak uważacie z tym "decydowaniem" o ostatecznym kształcie rozchodów w budżecie domowym?
Bo moim zdaniem to niestety kluczowe zadanie w rodzinie [nie ze względu na miłość do pieniędzy oczywiście].

To jest kwestia "decyzji strategicznych". Papierowe przywództwo odpada. Jeśli żona lepiej orientuje się w szczegółach wydawania pieniędzy na konkretne codzienne sprawy, a nawet na rachunki, to jeszcze nie są strategiczne decyzje. Zgadzam się z Adamem i sam napisałem poprzednio, że nie ma sztywnego modelu w zakresie podziału obowiązków. Chodzi o inicjatywę i kierowanie w sprawach rzeczywiście ważnych i kierunkowych.

No to może sprecyzuję to, co mnie osobiście niepokoi w temacie finansów rodzinnych:
-jak mąż nie interesuje się na co są wydawane pieniądze, nie wie jakie są potrzeby rodziny i w ogóle się tym nie interesuje poza przynoszeniem do domu wypłaty.

U nas akurat też sprawdza się to o czym pisze Adam i Smok. A "trzyma kasę mąż" w sensie świadomości na co ile jest wydawane, ile jeszcze jest na koncie i czy można jeszcze coś nadprogramowo kupić bo jest okazja, czy trzeba wstrzymać się z wydatkiem. Wie i on ostatecznie decyduje ile i gdzie dzielimy się tym co posiadamy. Ale u nas tak było od początku małżeństwa i tak się sprawdza, a teraz i tak tylko mąż pracuje [i z powodów logistycznych najczęściej on robi większe zakupy].

Decyzjami strategicznymi w dziedzinie zarządzania finansami nie nazywam kupna domu, ani nawet lodówki. Może np. być to konieczność kupna nowych butów, albo zaciągnięcie kredytu, żeby starczyło na jedzenie.

Chodzi mi o tą swiadomość u męża. To uważacie, że nie musi jej wykazywać w sprawie budżetu domowego i ostatecznego kierunku w jakim rozchodzą się pieniądze nawet jak to żona na co dzień dysponuje portfelem, bo to jej mąż powierzył?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Wt lis 11, 2008 2:44 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
Chodzi mi o tą swiadomość u męża. To uważacie, że nie musi jej wykazywać w sprawie budżetu domowego i ostatecznego kierunku w jakim rozchodzą się pieniądze nawet jak to żona na co dzień dysponuje portfelem, bo to jej mąż powierzył?


Fakt dyponowania pieniędzmi przez żonę nie musi automatycznie oznaczać całkowitej bierności męża w tych sprawach...Mąż powinien być zorientowany w zarządzaniu domowymi finansami i aktywnie włączać się w sprawach większej wagi( jak dla kogo: kupno domu, lodówki czy spodni...). Jeśli jednak nie ma głowy do płacenia rachunków za prąd i gaz czy tel., może się tym zająć żona. Powinien jednak wiedzieć, jaka suma (ogólnie) jest potrzebna, aby to wszystko opłacić. No i mieć w głowie jakąś "wizję finansową" dla rodziny, choćby po to, żeby móc zaplanować urlop. Moim zdaniem.

Smoku - poruszyłeś bardzo trudną kwestię "wyciągania" problemów rodzinnych na swiatło dzienne. Tylko kto to ma wyciągać? Żona? Mąż? Przy zdecydowanym sprzeciwie drugiej strony i ze świadomością konsekwencji?( ciche dni, kłótnia itp.). Oczywiście- są pewne grzechy, które są widoczne "gołym okiem" i prędzej czy później wyjdą na jaw
( pijaństwo, nikotynizm, narkomania, bicie żony/męża- bo i w drugą stronę sie zdarza, zaniedbywanie dzieci itp.). A jeśli problemy są natury delikatnej? Mąż ma "donieść" radzie zborowej na żonę, która nie zaspokaja jego potrzeb seksualnych, żona ma donieść na męża, bo jej nie przytula?

Chciałam uświadomić , że są takie sytuacje,o których mówić jest bardzo trudno.
Udawanie, że jest wszystko O.K., kiedy nie jest jest...grzechem. Jak to zwykłe oszustwo. Można nie udawać i nie mówić nic, można udawać, jeśli chce się bardzo w coś wierzyć albo ukryć- są takie małżeństwa. Moje znajome ze świata trwające w bolesnych związkach uwielbiają czytać Harlekiny( bajeczki o miłości dla dorosłych z happy endem-) to jest coś chyba takiego. Ucieczka w nierealny świat. Oczywiście oszustwa jako takiego nic nie usprawiedliwia i tu masz rację. Udawać nie wolno.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Wt lis 11, 2008 2:59 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz mar 31, 2005 5:14 pm
Posty: 910
Lokalizacja: Świnoujście
A moge jeszcze ja? :D
No bo zalozmy, ze obie strony malzenstwa nie sa w porzadku wobec siebie. Zona ma jakies tam fochy i boczy sie na meza, bo ten wg niej nie spelnia podstawowych funkcji jako maz i dlatego nie chce byc mu ulegla. Maz widzi to i zacina sie w sobie jeszcze bardziej i twierdzi, ze skoro tak, to on nie bedzie taki jak zyczy sobe zona dopoki ona nie bedzie mu ulegla. A ona, ze nie bedzie dopoki on nie zacznie jakos normalnie funkcjonowac w domu zarowno praktycznie, jak i duchowo. Jesli obie strony zacinaja sie w ten sposob, to co wtedy? Czy ktos musi odpuscic? Idealnie byloby, gdyby obie strony spuscily z tonu, ale jesli sa tak okropnie uparte i czekaja tylko jedno na drugie, to jak do tego podejsc??


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Śr lis 12, 2008 12:37 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 01, 2005 3:24 pm
Posty: 308
Najlepiej pokutować i poszukać najpierw u siebie przyczyny braku zmiany serca najprościej widzieć wady czyjeś i je wytykać najtrudniej porzucić własna sprawiedliwość i mądrość i przyjść pod krzyż...

no właśnie jak to jest z tą uległością, komu najbardziej okazanie jej jest potrzebne, może najpierw żonie a potem mężowi..?

_________________
"Teologia bez przeżycia, jest jak wiara bez uczynków"


Ostatnio edytowano Śr lis 12, 2008 9:37 pm przez jartur, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Śr lis 12, 2008 1:11 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Ani_Isza napisał(a):
To uważacie, że nie musi jej wykazywać w sprawie budżetu domowego i ostatecznego kierunku w jakim rozchodzą się pieniądze nawet jak to żona na co dzień dysponuje portfelem, bo to jej mąż powierzył?

Istnieją wydatki codzienne i one są "wkalkulowane" w rozchody. Ja nie muszę mówić Smoczycy, co jest potrzebne do domu w sprawach bieżących. Ale wszekie wydatki, które mogłyby być luksusem ponad to, co rzeczywiście jest nam niezbędne i stanowi stały element rozchodów, są ze mna konsultowane. Ja mam świadomość odpowiedzialności za ostateczny kształt budżetu i płynność finansową państwa [Smoków]. Wiem, że dla jednych luksusem jest zakup nowej sukienki, garnituru czy butów, a dla innych może nim być zakup nowego samochodu. Poprzestawanie na tym, co niezbędne [I Tym. 6:6-10] to osobny temat, którego nie chcę tutaj rozwijać, bo wykracza poza wątek.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Śr lis 12, 2008 1:13 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Owieczka napisał(a):
Smoku - poruszyłeś bardzo trudną kwestię "wyciągania" problemów rodzinnych na swiatło dzienne. Tylko kto to ma wyciągać? Żona? Mąż? Przy zdecydowanym sprzeciwie drugiej strony i ze świadomością konsekwencji? (ciche dni, kłótnia itp.). (...) Mąż ma "donieść" radzie zborowej na żonę, która nie zaspokaja jego potrzeb seksualnych, żona ma donieść na męża, bo jej nie przytula?

Pomijam sprawy widoczne i grzechy, które prędzej czy później widać gołym okiem. Dlatego nie zacytowałem tej części Twojej wypowiedzi. Co do wyciągania problemów rodzinnych na światło dzienne: Tutaj najpierw jest potrzebna rozmowa "wewnętrzna" oczywiście. Często jest tak, że małżonkowie nie wypowiadają swoich oczekiwań, nie potrafią rozmawiać o problemach, ponieważ W OGÓLE NIE ROZMAWIAJĄ. Wymieniają tylko niezbędne uwagi na niezbędne tematy. A to za mało. Może by tak zacząć od wspólnej modlitwy, wspólnego przedstawienia problemów w modlitwie i przedstawienia sobie nawzajem oczekiwań, o które będzie można się modlić osobno i razem? To może być odkrywcze. :idea:

Teraz o "wyciąganiu na zewnątrz". Nie wiem, czy zauważyłaś, ale piszę o pewnym stopniowaniu takiego działania. Najpierw rozmowa z zaufanym bratem/siostrą. Niech się modli, niech poprosi Pana o jakieś poznanie i mądrość i niech porozmawia z współmałżonkiem. Mam nadzieję, że to nie jest zaskoczenie, ale oba podane przez Ciebie przykłady, czyli brak zaspokajania potrzeb seksualnych męża przez żonę (i na odwrót) oraz brak czułości ze strony męża stanowią nieposłuszeństwo Słowu Bożemu, które wyraźnie na ten temat mówi - i nie przypadkiem [I Mojż. 26:8-9; Przyp. Sal. 5:15-21; I Kor. 7:3-4; Ef. 5:28-29; Kol. 3:19 i inne]. Nieposłuszeństwo Słowu Bożemu jest grzechem - najwyraźniej te sfery małżeństwa są na tyle ważne zdaniem Boga, że postanowił się na ten temat wypowiedzieć w sposób wiążący. Czasem dobrze jest sobie to uświadomić. Szczera rozmowa na takie tematy z kimś zaufanym może zakończyć problem (albo przynajmniej pomóc go zakończyć) na tym etapie.

Małżeństwo jest fundamentem rodziny, a kościół składa się przeważnie z rodzin. Jak będzie wyglądał kościół składającyc się z nieudanych małżeństw, które nie chcą lub nie mogą nic zrobić w tych sprawach? Czy wtedy małżeństwo rzeczywiście będzie "we czci u wszystkich" [Hebr. 13:4]? Jak długo można udawać, że wszystko jest w porządku, przychodząc na nabożeństwo i stając przed Świętym Bogiem w stanie grzechu? Przyjmować Wieczerzę Pańską trwając w nieposłuszeństwie Słowu Bożemu? Czyż On nie widzi?

Ze strony starszych można zająć się przede wszystkim załatwieniem tych spraw we własnych małżeństwach (jeśli to jest konieczne, oczywiście), a potem konkretnym nauczaniem, żeby uświadomić problem trzodzie - wtedy problemy mogą zostać rozwiązane już bezpośrednio między małżonkami.

Problem "donoszenia" radzie zborowej na żonę lub na męża to jest kwestia zaufania lub braku zaufania oraz wzajemnych relacji w kościele. Jeśli starsi są dla nas po prostu urzędnikami, a relacje z nimi ograniczają się do nabożeństw w niedzielę i spotkań modlitewnych we wtorek, to opatrywanie owcy zranionej w jej osobistym problemie staje się niemożliwe, bo nie ma wzajemnego zaufania. A jeśli nie ma wzajemnego zaufania, to gdzie my jesteśmy, ja się pytam? :?:

Owieczka napisał(a):
Chciałam uświadomić, że są takie sytuacje, o których mówić jest bardzo trudno.

Zgadza się. Dlatego właśnie potrzebne jest stopniowanie i zaufanie. Poza tym, niekoniecznie trzeba wdawać się w szczegóły, bo to nie jest potrzebne, zwłaszcza w takich sprawach, o jakich napisałaś. Tutaj niestety wraca problem wielkości zboru, niestety.

Owieczka napisał(a):
Udawanie, że jest wszystko O.K., kiedy nie jest jest... grzechem. Jak to zwykłe oszustwo. Można nie udawać i nie mówić nic, można udawać, jeśli chce się bardzo w coś wierzyć albo ukryć - są takie małżeństwa.

Tylko jak długo można kłamać? I do czego to prowadzi?

Owieczka napisał(a):
Moje znajome ze świata trwające w bolesnych związkach uwielbiają czytać Harlekiny (bajeczki o miłości dla dorosłych z happy endem-) to jest coś chyba takiego. Ucieczka w nierealny świat. Oczywiście oszustwa jako takiego nic nie usprawiedliwia i tu masz rację. Udawać nie wolno.

Znajomy nazwał kiedyś Harlequiny "damską pornografią" i myślę, że coś w tym jest. Niestety, braki w dziedzinie emocjonalnej są wyrównywane przez "wygłodzone" kobiety właśnie w ten sposób - ucieczką w nierealny świat i za przeproszeniem diabli wiedzą, czy cudzołóstwo w sercu nie zachodzi również na zasadzie "zdrady emocjonalnej" (choć to jest oczywiście bardziej wysublimowana forma grzechu niż proste "wygłodzone" męskie spojrzenia na kobiety, aby ich pożądać.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Śr lis 12, 2008 1:16 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
itur napisał(a):
zalozmy, ze obie strony malzenstwa nie sa w porzadku wobec siebie. Zona ma jakies tam fochy i boczy sie na meza, bo ten wg niej nie spelnia podstawowych funkcji jako maz i dlatego nie chce byc mu ulegla. Maz widzi to i zacina sie w sobie jeszcze bardziej i twierdzi, ze skoro tak, to on nie bedzie taki jak zyczy sobe zona dopoki ona nie bedzie mu ulegla. A ona, ze nie bedzie dopoki on nie zacznie jakos normalnie funkcjonowac w domu zarowno praktycznie, jak i duchowo. Jesli obie strony zacinaja sie w ten sposob, to co wtedy? Czy ktos musi odpuscic? Idealnie byloby, gdyby obie strony spuscily z tonu, ale jesli sa tak okropnie uparte i czekaja tylko jedno na drugie, to jak do tego podejsc??

Czy ktoś musi odpuścić? Oczywiście ten, który jest odpowiedzialny "za całość" - czyli mąż. Miarą wielkości jest zdolność do uniżenia się i przyjęcia postawy sługi wobec kogoś, kto jest słabszym rodzajem [niewieścim] podległym emocjom i kogo się kocha, aby przynieść rozwiązanie i pokój. Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy kąpielą wodną przez słowo - podobno tak mężowie mają miłować swoje żony i to jest napisane JAK BYK w Ef. 5:25-26. Co to znaczy w praktyce? Chrystus nie upierał się zachłannie przy tym, aby zatrzymać swoją pozycję i chwałę, jaką miał w niebie zanim przyszedł na ziemię [Flp. 2:6-7]. Uniżył się i poświęcił, choć nie musiał i "miał rację". Mógł oczekiwać, aż ludzkość się pierwsza uniży i zrobi to, co jest napisane, a wtedy dopiero On "odpuści". Ale widział, że nie jesteśmy w stanie, więc sam wydał siebie, żeby nam pomóc. Uniżył się, a potem został wywyższony. I tak jest z mężowskim autorytetem, który jest nadany, ale którym trzeba się odpowiednio posługiwać.

Od kiedy to zrozumiałem, widzę moją odpowiedzialność w tym, żeby pomóc mojej żonie i dać jej poczucie bezpieczeństwa, aby nie bała się być mi uległą. Przywództwo to nie tylko przywileje. To również trudne sytuacje, kiedy trzeba "odpuścić", pójść i przeprosić żonę nawet wiedząc, że się ma rację - w imię pokoju i ze świadomością jej słabości. Krótko mówiąc, uległość naszych żon jest nie tylko zapisana jako przykazanie w Biblii (na co chętnie się powołujemy), ale jest również wpisana w relacje między mężem a żoną i jest odpowiedzią na nasze przywództwo zapisane w Biblii jako przykazanie.

To oczywiście nie zwalnia żony od posłuszeństwa Słowu Bożemu i modlitwy za męża. Po prostu mąż powinien zrozumieć, że biblijne przywództwo zaczyna się od uniżenia - jeśli Bóg nadaje autorytet, to nie musimy się martwić o jego utratę. Moja żona bardzo ceni fakt, że potrafię wyjść do niej w sytuacji kryzysowej jako silniejszy i bardziej stabilny emocjonalnie - to jej daje poczucie bezpieczeństwa, jej szacunek do mnie rośnie, mój autorytet absolutnie nie jest zagrożony (wręcz przeciwnie) i wszystko zaczyna działać. No i nie tracimy czasu na wzajemne "fochy". Jej rozdrażnienie czasem wynika z biologii i wtedy zdecydowanie należy odpuścić - ale to chyba jest dla wszyskich mężów oczywiste (mam nadzieję).

Oczywiście to wszystko przy założeniu, że brak uległości ze strony żony jest spowodowany brakiem rzetelnego przywództwa ze strony męża, a nie jakimiś dodatkowymi czynnikami, jak pragnienie władzy, manipulacji, feministyczne bzdury wyczytane w kolorowych pisemkach czy podjudzanie nieodrodzonej (a czasem - o zgrozo - odrodzonej) mamuśki. :D


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Śr lis 12, 2008 7:09 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 04, 2007 1:25 pm
Posty: 1505
Lokalizacja: Silesia
Smok Wawelski napisał(a):
Istnieją wydatki codzienne i one są "wkalkulowane" w rozchody. Ja nie muszę mówić Smoczycy, co jest potrzebne do domu w sprawach bieżących. Ale wszekie wydatki, które mogłyby być luksusem ponad to, co rzeczywiście jest nam niezbędne i stanowi stały element rozchodów, są ze mna konsultowane. Ja mam świadomość odpowiedzialności za ostateczny kształt budżetu i płynność finansową państwa [Smoków]. Wiem, że dla jednych luksusem jest zakup nowej sukienki, garnituru czy butów, a dla innych może nim być zakup nowego samochodu. Poprzestawanie na tym, co niezbędne [I Tym. 6:6-10] to osobny temat, którego nie chcę tutaj rozwijać, bo wykracza poza wątek.

Dzięki Smoku : ) Tak się zwyczajnie zastanawiam nad realnymi obszarami reprezentowania i doglądania przez męża "całości zagrody" w której stoi na czele 8) A ten fragment o "poprzestawaniu na tym co niezbędne" to chyba jednak wiąże się z umiejętnością zarządzania powierzonym wspólnym portfelem. I nie wiem, co o tym myślicie, ale tak się zastanawiam, że tutaj każdy odrodzony musi być trzeźwy w tym względzie, a nie tylko zarządzający kasą w rodzinie? Bo są osoby jeszcze i/lub już samotne, które to też dotyczy. Ale to na inny wątek.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pt lis 28, 2008 9:22 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 01, 2005 3:24 pm
Posty: 308
Ciekawy przykładem w zarządzaniu finansami byli tez Ananiasz i Safira gdy zgrzeszyli przeciwko Duchowi Świętemu

Dz.Ap. 5:1-3
1. A pewien mąż, imieniem Ananiasz, ze swoją żoną Safirą, sprzedał posiadłość
2. I za wiedzą żony zachował dla siebie część pieniędzy, a resztę przyniósł i złożył u stóp apostołów.
3. I rzekł Piotr: Ananiaszu, czym to omotał szatan serce twoje, że okłamałeś Ducha Świętego i zachowałeś dla siebie część pieniędzy za rolę?
(BW)

chodziło tylko o część pieniędzy, a jednak to wystarczyło aby paść trupem
zmówili się razem z żona ...ciekawe na co chcieli tą sumę przeznaczyć..?

posiadłość była ich .. może nie byli pośrednikami tak jak Judasz, który tez nieźle musiał na handlu i złodziejstwie się wzbogacić.
Okłamywać i okradać Boga nie warto.. nie na darmo jest Ogniem trawiącym, może gdyby chrześcijanie mieli więcej bojaźni także w sferze finansowej, to nie byłoby tyle zwiedzeń i nadużyć, swoja droga jak to ktoś powiedział, gdyby w niektórych zborach nastąpiło przebudzenie i przyszedł by Bóg, to niejednego by może wyniesiono jak Ananiasza i Safirę...wprost do kostnicy
:shock:

_________________
"Teologia bez przeżycia, jest jak wiara bez uczynków"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 30, 2008 10:11 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 04, 2007 1:25 pm
Posty: 1505
Lokalizacja: Silesia
Przepraszam, że jeszcze o coś zapytam w tym temacie. Ale, jak myślicie, czy WYPADA obdarowywać żonę takim samym zainteresowaniem [i czułością, zaangażowaniem, tłumaczeniem, spędzaniem czasu, wspólną modlitwą i wspólnym czytaniem Słowa] z jakim usługujący mąż poświęca się "potrzebującym" podczas jego służby?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 82 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 29 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL