www.ulicaprosta.net

Forum przy Ulicy Prostej
Teraz jest N kwi 28, 2024 10:07 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 82 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna strona
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostNapisane: Pt lis 07, 2008 3:06 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz mar 31, 2005 5:14 pm
Posty: 910
Lokalizacja: Świnoujście
Smoku, spokojnie, rozmowy sa w toku od dluzszego czasu :) Idzie ku dobremu, Bogu dzieki! Fajnie, ze tak szczerze napisales. Dobry temat!!

Ja mam przy okazji pytanie... Gdzies wspomniales, ze nie wszystkiego sie domyslacie... Chodzi mi teraz bardziej o rzeczy praktyczne. Moja mama (nie jest nawrocona) powiedziala mi kiedys, ze chlopu to trzeba wszystko mowic, co ma zrobic i w czym pomoc, bo sie nigdy nie domysli. Jak to wyglada z chrzescijanskiego punktu widzenia? Czy my zony mamy nieustannie gderac "zrob to, zrob tamto" i pokazywac palcem, co niektorych mezow pewno niezle irytuje (chyba ze od razu grzecznie i szybko wykonuja polecenie/prosbe), czy czekac cierpliwie az sie maz domysli, co jest do zrobienia w domu (wbic gwozdzia, cos pomalowac, uprzatnac...), ale tak to mozna czasem do paruzji czekac i nic :? Jak to jest u was zony i mezowie chrzescijanie? Jak powinno byc?
I na czym tak konkretnie polega "zarzadzanie domem" w przypadku meza?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: So lis 08, 2008 7:21 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
itur napisał(a):
Smoku, spokojnie, rozmowy sa w toku od dluzszego czasu :) Idzie ku dobremu, Bogu dzieki! Fajnie, ze tak szczerze napisales. Dobry temat!!

To jest temat na całą konferencję chyba. Jeden z ważniejszych, jakie się ostatnio pojawiły i rozwijają na forum, moim zdaniem.

itur napisał(a):
Ja mam przy okazji pytanie... Gdzies wspomniales, ze nie wszystkiego sie domyslacie... Chodzi mi teraz bardziej o rzeczy praktyczne. Moja mama (nie jest nawrocona) powiedziala mi kiedys, ze chlopu to trzeba wszystko mowic, co ma zrobic i w czym pomoc, bo sie nigdy nie domysli. Jak to wyglada z chrzescijanskiego punktu widzenia? Czy my zony mamy nieustannie gderac "zrob to, zrob tamto" i pokazywac palcem, co niektorych mezow pewno niezle irytuje (chyba ze od razu grzecznie i szybko wykonuja polecenie/prosbe), czy czekac cierpliwie az sie maz domysli, co jest do zrobienia w domu (wbic gwozdzia, cos pomalowac, uprzatnac...), ale tak to mozna czasem do paruzji czekac i nic :? Jak to jest u was zony i mezowie chrzescijanie? Jak powinno byc?

Z chrześcijańskiego punktu widzenia żony mają mężów swoich POWAŻAĆ [Ef. 5:33], a mężowie mają żony swoje MIŁOWAĆ [Ef. 5:33] i PIELĘGNOWAĆ [Ef. 5:29] oraz OKAZYWAĆ IM CZEŚĆ należną współdziedziczkom żywota [I Piotra 3:7]. Okazywanie tego wszystkiego działa w obie strony POMIMO wad i słabości obydwóch płci.

Jeśli chodzi o Wasze praktyczne problemy z naszym brakiem domyślności, to jak mi powiedziała moja droga Smoczyca "więcej realizmu, mniej idealizmu". To znaczy, że nie należy oczekiwać od nas, że będziemy wykazywali kobiecą dbałość o szczegóły. Należy doprowadzić do takiego stanu, żebyśmy pewne rzeczy zauważyli i żebyśmy zauważyli, jak Wy się męczycie bez naszej pomocy. Ale do tego trzeba usiąść i porozmawiać - rzeczowo (na tyle, na ile umiecie) i spokojnie - zamiast się nabzdyczać, obrażać i dziwić, że my nie widzimy "tak oczywistych" problemów. Następnie poważając męża (nie traktując go jak "chłopa, któremu trzeba wszystko palcem pokazać" - bo to jest brak poważania) należy mu przypomnieć, że powinien przejąć przywództwo, skoro chciałby (i słusznie) Waszej uległości. Przejąć przywództwo to znaczy przejąć inicjatywę również w tych sprawach, których po prostu na codzień nie zauważamy i które niekoniecznie lubimy. Ale przecież mołować żonę jak Chrystus Kościół, to znaczy wydawać siebie w sensie poświęcenia.

Moja żona dobrze wie, że cieknąca rynna z jednej strony denerwuje, ale z drugiej strony można się do pewnych dźwięków tak przyzwyczaić, że po jakimś czasie w ogóle się ich już nie słyszy. Zatem zrzędzenie do jest najgorsze wyjście z sytuacji. Dlatego od czasu do czasu próbuje mi uświadomić swoje obciążenia, swoją irytację i przedstawić mi swoje oczekiwania, które umie już po 21 latach małżeństwa dopasować do moich możliwości i nie podchodzi do nich "maksymalistycznie" - czyli jest świadoma, że idealistyczne oczekiwania wobec mnie w pewnych sprawach są nierealne i w gruncie rzeczy nawet niepotrzebne.

Ja wiele rzeczy robię ze względu na moją żonę i po to, żeby jej ulżyć. Bo ją kocham i nie chcę, żeby moja nadaktywność w Królestwie Bożym kończyła się jej samotnością i udręką w sprawach codziennych, a wcale nie zaszczytnych. Istnieją dziedziny, w których wreszcie do mnie "dotarło", a Smoczyca jest zadowolona i nie stawia sobie za cel wyrobienia we mnie zamiłowania do drobiazgów. W ten sposób ja robię to, co trzeba i na co się umawiamy (a przynajmniej się staram), a ona ma lżej. Czyli podsumowując: Lepiej raz na jakiś czas ustalać (choćby ustaLANIE miało się przerodzić w ustaLENIE dopiero po jakimś czasie) niż gderać i zrzędzić non stop.

Czasem istnieje potrzeba wyjątkowego zaangażowania ze strony męża (żona w ciąży, w połogu, małe dziecko, nawał obowiązków żony w pracy). Jeśli mąż nie widzi takiej potrzeby, to w przypadku niechęci męża do poważnej rozmowy osobiście sugerowałbym odwołanie się do pomocy jakiegoś zaufanego brata, który wytłumaczyłby mężowi, o co chodzi. Czasem takie sytuacje po prostu kwalifikują się pod Mat. 18:15-18 i grzech należy nazwać grzechem. Bo jeśli możesz coś zrobić, a nie zrobisz, to grzeszysz [Jak. 4:17]. Tolerowanie takich sytuacji tylko dlatego, żeby wstydu nie robić, to jest nic innego jak hodowanie kwasu w kościele i zamiatanie go pod dywan.

No i najważniejsze, czyli modlitwa. Drogie siostry, jeśli macie mężów odrodzonych, to znaczy, że Bóg jest w stanie dotrzeć do nich i przekonać we właściwych sprawach. Wiem, że to wymaga czasu, ale to jest podstawa. Ja nawet nie wiem, ile czasu moja Smoczyca modliła się o mnie, ale sądząc po skutkach (o których sama mówi) musiała modlić się gorliwie. Modlitwa sprawiedliwego ma wielką moc.

itur napisał(a):
I na czym tak konkretnie polega "zarzadzanie domem" w przypadku meza?

"Zarządzanie domem" to jest dosłownie "piękne stawanie na czele". Czyli przywództwo. Ale przywództwo nie polega na wydawaniu rozkazów i zajmowaniu się wyłacznie sprawami wzniosłymi, zostawiając te pomniejsze na przykład żonie. Ostateczne decyzje w sprawach ważnych podejmuję ja, i tego się ode mnie słusznie oczekuje. Lubię się konsultować z żoną, bo i ona ma Ducha Świętego, a jednomyślność jest przywilejem małżeńskim i warto z niego korzystać. Sprawy dotyczące kasy - czyli monitorowanie stanu konta, płacenie rachunków i sprawy "polityki zagranicznej domu" - czyli wszelkie urzędy, załatwianie spraw na zewnątrz itd. również należą do mnie i nie wyobrażam sobie, żeby Smoczyca miała to wszystko na głowie. Ona z kolei nie musi "wkładać spodni" i robić rzeczy, które jej najzwyczajniej "nie leżą".

"Ministerstwo zdrowia i opieki społecznej" to domena Smoczycy, podobnie jak monitorowanie spraw żywnościowych (po duże zakupy jeździmy razem, ale tylko dlatego, że potrzebna jest pomoc w noszeniu i kierowca - w sprawie wydawania kasy ufam żonie bezgranicznie, a ona po prostu dzwoni i pyta, jeśli ma w rękach coś, co by chciała kupić, a może to mieć znaczenie dla "budżetu państwa [Smokow]". I jakoś nie czuje się z tego powodu dyskryminowana, bo wie, że jeśli nam się trafi jakaś grubsza kasa, to ja lubię nawet z nią pójść do sklepu (tylko NIE ZNOSZĘ wchodzić do sklepu tylko po to, żeby popatrzeć i pomacać, a potem do następnego i do następnego...), żeby pomóc jej wybrać i cieszyć się razem z nią (ponoć "mam oko").

Czyli mniej więcej tak - jak biorę na siebie to, co wymaga wzięcia odpowiedzialności, kierowania, decyzji i zarządzania w sprawach "grubych", a żona ma na głowie większość spraw domowych, w których ja się staram jej pomagać. Gotować nie cierpię, ale w sytuacjach krytycznych jestem w stanie coś odgrzać, a nawet zrobić jakieś nieskomplikowane danie. Niestety, w pewnych sprawach domowych Smoczyca musi czekać, aż ja dostanę "natchnienie" (czasem dość długo) i wtedy możemy zrobić cos razem albo ja robię to, czego ona po prostu nie zrobi, bo jest kobietą i nie jest stworzona ani do wbijania gwoździ, ani do innych napraw. Na szczęście dotyczy to spraw, z którymi od biedy można poczekać.

Dzieci mamy już dorosłe, ale w procesie wychowawczym staraliśmy się nie podważać sobie wzajemnie autorytetu, a Smoczyca zawsze kierowała dzieci do mnie, ile razy usiłowały wykorzystać "pośrednictwo kobiet". Czyli dzieci wiedziały od małego, kto stoi na czele. Na ile "pięknie" ja stoję na czele, wiedzą tylko Pan Bóg i Smoczyca. I oboje są dla mnie bardzo cierpliwi.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: So lis 08, 2008 9:49 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lis 10, 2007 5:43 pm
Posty: 5
Jeszcze będąc narzeczonymi wzięliśmy udział w spotkaniach dla małżeństw organizowanych w naszym byłym kościele. Wciągnięto nas "z wyprzedzeniem" bo mieliśmy już wyznaczoną datę ślubu. Małżeństwa starsze stażem dzieliły się swoimi doświadczeniami i mieliśmy też studium biblijne o rodzinach patriarchów.
Jeden z większych mitów jakie demaskowano, to powiedzenie:
"Jeśli kocha - to się domyśli".
Nie domyśli się ani ONA, ani tym bardziej ON . A najgorzej jak z różnych przyczyn ONA boi się powiedzieć czego oczekuje od męża (zaczynając od rozdzielenia obowiązków domowych, a na sypialni kończąc). Nam się to udało dość szybko - takie mówienie wprost. Ale do dzisiaj musimy sobie przypominać, że mówić trzeba w "odpowiednim" momencie (na spokojnie, a nie np. jak dzieci krzyczą za uchem, albo któreś się gdzieś śpieszy i wychodzi z domu).

W różnych okolicznościach trzeba też umieć zrezygnować z rzeczy, które nie są absolutnie niezbędne. U nas np. zrezygnowaliśmy z idealnego porządku zostawiając niezbędne minimum. Wymusiły to małe dzieci, bo ilość obowiązków przy nich jest taka, że niestarcza sił ani czasu.

U nas jest podobny podział "ministerstw" jak u Smoków.

Może to off-topic, ale małżeństwo MUSI być niezależne. Rad innych (zwłaszcza rodziców) można wysłuchać, ale nie mają prawa wpływać na decyzje. Ważna jest tutaj lojalność, żeby któreś z małżonków nie ulegało wpływom swoich rodziców. Tu trzeba też być bardzo ostrożnym, zwłaszcza gdy przyjmujemy pomoc (jakąkolwiek) od rodziców (czy to finansową, czy to przy opiece nad dziećmi).


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 09, 2008 9:41 am 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
Ja wiele rzeczy robię ze względu na moją żonę i po to, żeby jej ulżyć. Bo ją kocham[...]

Miłość daje takie "oczy" i umiejętność poświęcania się- bez późniejzego wyliczania "ile ja dla ciebie zrobiłem/zrobiłam".

Obserwuję taką rzecz- kiedy człowiek rodzi się na nowo, to wcale nie ma od razu( jakby niektórzy chcieli) odmienionego umysłu i serca. Wchodzi w to nowe życie z bagażem różnych doświadczeń i Duch zaczyna go uczyć. I jedni mają to szczęście, że zaczynają od klasy powiedzmy III gimnazjum( bo już dużo otrzymali w domu, choć nie mieli wierzących rodziców- ale nauczyli ich oni kochać i miłość okazywać), a inni zaczynają od zerówki...
W małżeństwie pojawiają się wtedy problemy, o których tu nie piszecie, bo piszecie o małżeństwach od "III gimnazjum".
Myślę, że najwięcej szczęścia mają ci, którzy są juz "po maturze"( np. osoby z rodzin wierzących, które miały okazję obserwować dobre małżeństwo sowich wierzących rodziców i sami są nowonarodzeni oczywiście)- i stopniowo dochodzą sobie do "magistra" :wink:
Wiele wierzących małżeństw nie dociera nawet do "matury", a śmierć (albo co gorsze rozwód)przerywa ich "naukę".


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 09, 2008 6:14 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Owieczka napisał(a):
Cytuj:
Ja wiele rzeczy robię ze względu na moją żonę i po to, żeby jej ulżyć. Bo ją kocham [...]

Miłość daje takie "oczy" i umiejętność poświęcania się - bez późniejzego wyliczania "ile ja dla ciebie zrobiłem/zrobiłam".

Bóg, który sam jest miłością, daje i nikomu nie wymawia, ile to On dla nas zrobił. Zastanawiam się, czy "miłość" wyliczająca własne zasługi nie jest aby miłością WŁASNĄ. Bo prawdziwa miłość nie szuka swego [I Kor. 13:5].

Owieczka napisał(a):
W małżeństwie pojawiają się wtedy problemy, o których tu nie piszecie, bo piszecie o małżeństwach od "III gimnazjum".
Myślę, że najwięcej szczęścia mają ci, którzy są juz "po maturze" (np. osoby z rodzin wierzących, które miały okazję obserwować dobre małżeństwo sowich wierzących rodziców i sami są nowonarodzeni oczywiście) - i stopniowo dochodzą sobie do "magistra"

Owieczko, mój ojciec NIGDY nie okazywał mamie czułości, bo nie umiał. NIGDY nie słyszałem, żeby mówił jej coś miłego. ANI RAZ nie słyszałem, żeby powiedział jej, że ją kocha. Smoczyca miała w domu rodzinnym jeszcze gorzej.

Nasze małżeństwo nie zaczęło się od "III gimnazjum" - byliśmy oboje z żoną nieodrodzeni w momencie ślubu i przez 2 lata doświadczyliśmy, co to jest klęska nieodrodzonego serca, które chciałoby kochać tak jak sobie wymarzyło, ale nie umie, bo nie ma do tego mocy.

Ale Bóg, któremu niech będzie chwała na wieki, zmienił to wszystko - nie z dnia na dzień, ale skutecznie. To tak, jakby mi dał nowe oczy do patrzenia na moją żonę, nowe uszy do jej słuchania, nową wrażliwość na jej potrzeby. Myślę, że jeśli mąż uświadomi sibie, jak dramatycznie tego wszystkiego potrzebuje, to będzie wołał do Boga z całej siły i dostanie, ponieważ jest to zgodne z wolą Bożą - więc modlitwa o te rzeczy z pewnością będzie wysłuchana. Pytanie, na ile mężowi zależy. Żonie zreszta też, tylko w innych sprawach.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 09, 2008 6:47 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 01, 2005 3:24 pm
Posty: 308
Smoku napisał:

Cytuj:
Ale Bóg, któremu niech będzie chwała na wieki, zmienił to wszystko - nie z dnia na dzień, ale skutecznie. To tak, jakby mi dał nowe oczy do patrzenia na moją żonę, nowe uszy do jej słuchania, nową wrażliwość na jej potrzeby
.

Dobrze to ująłeś Smoku Amen !

wierzący na tym forum mogą śmiało brać przykład ze sposobu w jaki piszesz dotykając wielu problemów wśród chrześcijan, jesteś dla mnie zachętą i zbudowaniem !

_________________
"Teologia bez przeżycia, jest jak wiara bez uczynków"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 09, 2008 7:29 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
To Bogu dzięki, Smoku.
Ale jak to w klasie- jest 30% uczniów zdolnych, 30% beznadziejnych, reszta to "przeciętniaki".
Uczę w rzeczywistej szkole i mam też uczniów, którzy mimo tego, że są z bardzo trudnego środowiska i nie mają żadnych warunków do nauki- dzięki wrodzonej inteligencji, wyczuciu i chęci zmiany swojego życia osiągają niespodziewane sukcesy. Ale to...wyjątki.
Czasem mam wrażenie, że na życie codzienne chrześćijan to się ...przekłada...


A tak w ogóle...
Cytuj:
Owieczko, mój ojciec NIGDY nie okazywał mamie czułości, bo nie umiał. NIGDY nie słyszałem, żeby mówił jej coś miłego. ANI RAZ nie słyszałem, żeby powiedział jej, że ją kocha. Smoczyca miała w domu rodzinnym jeszcze gorzej.

No, to byłeś czlonkiem typowej polskiej rodziny.

Cytuj:
Nasze małżeństwo nie zaczęło się od "III gimnazjum" - byliśmy oboje z żoną nieodrodzeni w momencie ślubu i przez 2 lata doświadczyliśmy, co to jest klęska nieodrodzonego serca, które chciałoby kochać tak jak sobie wymarzyło, ale nie umie, bo nie ma do tego mocy.

Z pewnością nie było łatwo. Cofam Was do I gimnazjum :wink:

Cytuj:
Ale Bóg, któremu niech będzie chwała na wieki, zmienił to wszystko - nie z dnia na dzień, ale skutecznie. To tak, jakby mi dał nowe oczy do patrzenia na moją żonę, nowe uszy do jej słuchania, nową wrażliwość na jej potrzeby.

Ile masz lat? Nieco więcej niż 40? No to na pewno nei startowałeś od zerówki. Inaczej byś mówił i pisał. No, chyba że należysz do 3o%-owych wyjątków :P

Cytuj:
Myślę, że jeśli mąż uświadomi sibie, jak dramatycznie tego wszystkiego potrzebuje
,
Do tego trzeba cudu- w przypadku "zerówki"

Cytuj:
to będzie wołał do Boga z całej siły i dostanie, ponieważ jest to zgodne z wolą Bożą - więc modlitwa o te rzeczy z pewnością będzie wysłuchana. Pytanie, na ile mężowi zależy. Żonie zreszta też, tylko w innych sprawach.

J e ś l i zobaczy( mąż i żona) to połowa sukcesu. Często n i e widzą i n i e rozumieją. Dlatego o to n i e proszą.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 10, 2008 1:50 am 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 04, 2007 1:25 pm
Posty: 1505
Lokalizacja: Silesia
Owieczka napisał(a):
Myślę, że najwięcej szczęścia mają ci, którzy są juz "po maturze"( np. osoby z rodzin wierzących, które miały okazję obserwować dobre małżeństwo sowich wierzących rodziców i sami są nowonarodzeni oczywiście)- i stopniowo dochodzą sobie do "magistra" :wink:

Myślę, że nikt, kto pierwszy raz zakłada rodzinę, nie ma doświadczeń własnych na tym polu. Wszystko czym dysponuje, to obserwacje innych małżeństw [także ewentualnie małżeństwa rodziców] i jakieś własne pomysły na swój związek.
Wydaje mi się, że to chyba raczej osobiste budowanie na właściwym fundamencie powinno być brane pod uwagę. Trwanie w winnym krzewie i osobista, żywa relacja z Mesjaszem przez Ducha Św. przynosi w nas samych takie zmiany, że owocujemy tak, jak powinniśmy.

Ja nie znam takich przykładów nawet w warunkach założonych przez Ciebie. Może to, że widziało się jak żyją z Bogiem rodzice popchnie w kierunku szukania osobistej relacji z JHWH te dzieci z rodzin wierzących. Ale nadal jest to osobista decyzja takich dzieci. I chyba zaczyna się w momencie, gdy indywidualnie pojawi się zrozumienie tego czym jest grzech...
Widziałam rodziny osób z tzw. "marginesu", które nigdy nie znały rodziców, a po nawróceniu o wiele bardziej troszczyły się o dobro swoich współmałżonków niż dzieci wierzących rodziców.
Może raczej nasze poznanie w życiu z Bogiem osiąga te "klasy", a maturą wtedy będzie harpazo [?]. Inaczej nie czytałabym w Liście do Hebrajczyków [a i w 1 do Koryntian Paweł wspominał], że na początku, a też długo po nawróceniu, wierzących trzeba było poić mlekiem nauki, chociaż sami powinni być już nauczycielami, biorąc pod uwagę czas życia z JHWH [to ostatnie do Hebrajczyków pisano].
Owieczka napisał(a):
mam też uczniów, którzy mimo tego, że są z bardzo trudnego środowiska i nie mają żadnych warunków do nauki- dzięki wrodzonej inteligencji, wyczuciu i chęci zmiany swojego życia osiągają niespodziewane sukcesy. Ale to...wyjątki.
Czasem mam wrażenie, że na życie codzienne chrześćijan to się ...przekłada...

W tych różnych "klasach" indywidualnego startu [w czymkolwiek] widzę próbę przenoszenia nauki o wpływie dysfunkcjonalności rodziny na indywidualne możliwości jednostki. Ja znam natomiast takiego JHWH, który ma moc to, co martwe ożywić. Który wie ile kogo obdarował [każdy dostał inne i różną ilość talentów]."Wrodzona inteligencja" startujących to taki determinizm? Bo "wrodzone" to każdy ma raczej sumienia i wrodzoną ma możliwość dokonania wyboru drogi jaką chce iść. Mi JHWH dał szansę gdy miałam 15 lat, a wychowywałam sie już wtedy bez ojca i w środowisku oklultystyczno-radiestetycznym. Gdzie, podobnie jak w mojej biologicznej rodzinie, związki były wolne od zobowiązań i nastawione na korzyści doraźne otrzymywane za seks.

A swój własny związek małżeński zawsze można zmieniać na lepsze - także taki który już trwał w momencie nawróćenia, jeśli są warunki. Najfajniej, gdy zawiera się małżeństwo już po nawróceniu, byle obydwoje byli w Panu. Inną rzeczą jest ponoszenie konsekwencji swoich złych decyzji albo konsekwencji braku decyzji. I inną rzeczą jest płacenie ceny za życie z Jezusem rozstaniem ze współmałżonkiem.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 10, 2008 9:44 am 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Ani Isza- napisałam, że warunkiem otrzymania "matury" jest nowe narodzenie". Tylko z Bogiem możliwe jest utworzenie dobrego związku małżeńskiego.
Cytuj:
widzę próbę przenoszenia nauki o wpływie dysfunkcjonalności rodziny na indywidualne możliwości jednostki. Ja znam natomiast takiego JHWH, który ma moc to, co martwe ożywić

No, oczywiście, Bóg "ożywia to co martwe". Ale proces tego ożywiania, czas jego trwania jest różny- i czasem zależy od tego, jakie doświadczenia wynieśliśmy z wlasnego domu.
Na moim przykładzie- wyrastałam w domu, gdzie moja matka miała ogromne sklonnosci do przesady i lęku( o wszystko- okradna cię, oszukają, wykorzystają, tylko czekają na okazję). Z powodu skłonności do histerii i przesady często posługiwała się kłamstwem( takie drobne kłamstewka , bajeczki). Wszystko to od niej wzięłam i- choć byłam już w Panu- łapałam się na powielaniu typowych dla niej zachowań. Kłamstewka, bajeczki, przesadny lęk- wszystko to stało się też moim udziałem. Wiesz, ile kosztowało mnie pracy( i do d z i s tak jest), żeby się tego wyzbyć? Ile razy płakałam w poduchę, bo znow rzuciłam barwne kłamstewko, żeby "wzmocnić" jakąś wypowiedź? Jak przez lata( będąc cały czas w Panu) żyłam w strachu, że ktos rzuci pod moim adresem "ty histeryczko"? Jak pinowałam kazdego wypowiedzinaego zdania? Analizowałam każde słowo?

Nie mów mi, że to, co wynosimy z domu nie ma wpływu na nasz duchowy rozwój w Panu. MA. I to ogromny.


Cytuj:
Wrodzona inteligencja" startujących to taki determinizm? Bo "wrodzone" to każdy ma raczej sumienia i wrodzoną ma możliwość dokonania wyboru drogi jaką chce iść.


Wiesz, z tą inteligencją...Może po prostu więcej się wymaga od tego, który więcej otrzymał?
wybór drogi życiowej...Hm...Jesli rozmawiam z kimś i pytam się go "A co zrozumiałęś z ostaniego kazania" a ten ktoś mi mówi "Głowa mnie bolała"( czyli nic nie zrozumiał i nawet nie wie, co ma powiedzieć), to jak ma wzrosnąć jego poznanie...? Skoro to dla niego za trudne i tylko naprostsze rzeczy jest w stanie "załapac"...? No i idzie jak w dym za zwiedzonymi nauczycielami, bo n i e jest w stanie pojąć, dlaczego te ich nauki są zwiedzone? Bóg mu to wybaczy? A może dokonał właśnie dobrego wyboru- bo innego nie mógł i Bóg wcale od niego nie oczekuje innej decyzji...?

Ty na przykład jesteś osobą bardzo inteligentną, w dodatku dysponujesz sporą wiedzę( zdecydowanie większą od mojej). Wzrastałaś w trudnym środowisku, ale też Bóg obdarował Cię czymś, co pozwala ci na racjonalną ocenę dawnego środowiska, wyciągasz wnioski, wykorzystujesz dane Ci talenty w dobrym kierunku, potrafisz nad sobą panować.
Wiem, ze równie dobrze mogłabyś wykorzystać swoje talenty w złym kierunku- na szczęście nie zrobiłaś tego. Ale ktoś , kto dostał o wiele mniej może byc jednak ograniczony w dokonaniu wyboru...

Znam takie osoby( kobiety głównie), które wyrosły w środowisku szalenie trudnym- o wiele gorszym, niż to, co tu pisaliście. Zapadły na choroby psychiczne, bonie wytrzymały tego. Depresje, leki, omamy, uciekanie w świat urojony. Żyją na granicy - trochę w świecie rzeczywistym, trochę w nierealnym. Ocjowie ich wykorzystywali seksualnie, pili, bili, matki nie kochały, nikt się nigdy o nie nie troszczył- trudno nawet wyrazić to słowami. Te kobiety nie były w stanie w ogole swtorzyć jakikolwiek związek uczuciowy z drugą osobą. A choroba sieroca? Na pewno znane Ci pojęcie. JAkiego wyboru może dokonać taka osoba? A jeśli wskutek jakichś okoliczności p o m i m i wszystko zawrze związek małżeński- czy fakt nowego narodzenia w Panu automatycznie niweluje jej problemy? Nie sądzę...


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 10, 2008 11:28 am 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lip 12, 2008 3:41 pm
Posty: 194
Owieczko,

Twoja wypowiedź przypomina mi inne, które toczyły się chyba w wątku o odrzuceniu?

Nie widzę w Biblii ograniczeń spowodowanych np inteligencją. Piotr i Jan byli prostymi rybakami, a to co mówili przed Sanhedrynem wprawiło w zdumienie jego uczonych członków. Szczerze mówiąc nie widzę wcale związku między sposobem funkcjonowania małżeństwa odrodzonych ludzi a ich domem rodzinnym.

Widzę za to wielki wpływ :
1. nauczania
2. własnego studium Biblii
3.indywidualnego posłuszeństwa Słowu

To ostatnie jest najtrudniejsze. Jest to więc kwestia indywidualnych wyborów.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 10, 2008 11:49 am 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Owieczka napisał(a):
Uczę w rzeczywistej szkole i mam też uczniów, którzy mimo tego, że są z bardzo trudnego środowiska i nie mają żadnych warunków do nauki - dzięki wrodzonej inteligencji, wyczuciu i chęci zmiany swojego życia osiągają niespodziewane sukcesy. Ale to... wyjątki.
Czasem mam wrażenie, że na życie codzienne chrześćijan to się ... przekłada...

Owieczko, to się nie przekłada na wyuczenie pewnych postaw. Ja jestem świadkiem autentycznego cudu w moim małżeństwie i wiem, że cuda są możliwe. Wiem również, że nasz Bóg, który wzbudza umarłych, jest w stanie, a nawet chce wzbudzać umarłe relacje. Do cudu potrzebna jest jednak wiara w Boga - czyli ufność w Jego możliwości i w to, co powiedział. Nie gniewaj się, ale mam wrażenie, że zamiast uwierzyć Bogu jak dziecko próbujesz usprawiedliwić jakoś intelektualnie brak cudu.

Oczywiście, że w domach rodzinnych nabieramy określonych przyzwyczajeń i sam mam jeszcze do dzisiaj problemy, które z nich wynikają. Oczywiście, że Bóg niekoniecznie wszystko zmienia od razu. Ale my po naszym nawróceniu zaczęliśmy patrzeć na to, że Bóg może, a nie na to, że my nie możemy. Jeśli punktem odniesienia będą nasze własne niemoce, a nie sam Bóg, to nigdy nie pozwolimy, żeby On nasze niemoce wziął na siebie - będziemy raczej "przyklejać" Boga na naszych niemocy i dziwić się, że "nie działa".

"Abraham wbrew nadziei, żywiąc nadzieję, uwierzył, aby się stać ojcem wielu narodów zgodnie z tym, co powiedziano: Takie będzie potomstwo twoje" [Rzym. 4:18]

"Przez wiarę Abraham przyniósł na ofiarę Izaaka, gdy był wystawiony na próbę, i ofiarował jednorodzonego, on, który otrzymał obietnicę, do którego powiedziano: Od Izaaka nazwane będzie potomstwo twoje. Sądził, że Bóg ma moc wskrzeszać nawet umarłych; toteż jakby z umarłych, mówiąc obrazowo, otrzymał go z powrotem" [Hebr. 11:17-19]

Abraham tak mocno uwierzył Bogu, że będzie ojcem wielu narodów przez Izaaka, że gdy Bóg kazał mu (próbując jego wiarę) ofiarować syna, po prostu stwierdził, że Bóg odda mu go z powrotem, skoro wcześniej obiecał, że Izaak będzie miał potomstwo.

Nie patrz do tyłu, nie analizuj własnych niemocy, powodów rodzinnych, dla których Bóg nie działa. Patrz na Jezusa. Czytaj Słowo. Jeśli nie możesz się porozumieć z mężem w cztery oczy, poproś jakiegoś brata, żeby wytłumaczyl, na czym polega grzech Twojego męża. Oboije poproście jakieś zaufane małżeństwo o rozmowę. I nade wszystko nie rezygnuj - jak ta wdowa, która prosiła sędziego, żeby ją wziął w obronę [Łuk. 18:1-8]. Bóg weźmie Cię w obronę, ale w swoim czasie i na swój sposób. Czyli "szybko, chociaż zwleka w Twojej sprawie". Ale czy znajdzie wiarę? (To taki midrasz malutki, ale chyba tutaj celny... :wink: )

Owieczka napisał(a):
Ile masz lat? Nieco więcej niż 40? No to na pewno nei startowałeś od zerówki. Inaczej byś mówił i pisał. No, chyba że należysz do 30% - owych wyjątków :P

Mam 45 lat, czyli nieco więcej niż 40. W moim domu rodzinnym nie było męskiego wzorca męża ani ojca. Cud w kategorii pierwszej już dokonał się w moim małżeństwie. Cud w kategorii drugiej nadal się dokonuje, choć jestem materiałem opornym.

Owieczka napisał(a):
Smok napisał(a):
Myślę, że jeśli mąż uświadomi sibie, jak dramatycznie tego wszystkiego potrzebuje

Do tego trzeba cudu - w przypadku "zerówki"

Ależ rozmawiamy wyłącznie o cudach, Owieczko. Nasza rola to jest wiara i wołanie. I posłuszeństwo Słowu Bożemu. Czasem nawet wiary nam brakuje, ale gdy wylewamy przed Bogiem swoje serce, to On nam wiary potrafi przydać, bo wiem, jakim jesteśmy prochem.

Owieczka napisał(a):
Smok napisał(a):
to będzie wołał do Boga z całej siły i dostanie, ponieważ jest to zgodne z wolą Bożą - więc modlitwa o te rzeczy z pewnością będzie wysłuchana. Pytanie, na ile mężowi zależy. Żonie zreszta też, tylko w innych sprawach.

J e ś l i zobaczy ( mąż i żona) to połowa sukcesu. Często n i e widzą i n i e rozumieją. Dlatego o to n i e proszą.

Zgadza się, niestety. Dlatego w Kościele DRAMATYCZNIE potrzeba świadectwa udanych Bożych małżeństw i nauczania na ten temat, które w Biblii jest jak najbardziej. A także napominania. "Małżeństwo będzie we czci u wszystkich" [Hebr. 13:4]. Mamy tutaj cały ogrom pracy dla pasterzy, doświadczonych małżeństw, starszych braci, starszych sióstr (które zamiast nauczać kościół zza kazalnicy, powinny pouczać młodsze siostry w sprawach dotyczących małżeństwa i nie tylko). Przecież wszyscy jestemy członkami jedni drugich...


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 10, 2008 1:29 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
Ależ rozmawiamy wyłącznie o cudach, Owieczko.

Czyli o czymś, co kompletnie od nas nie zależy... :roll:
Zresztą- wierzyć w cud i czekać na niego- oczywiście można. W przypadku, gdy długo nie dzieje sie nic, człowiek usiłuje sobie jakoś to zracjonalizować. To normalne.
Cytuj:
Nie gniewaj się, ale mam wrażenie, że zamiast uwierzyć Bogu jak dziecko próbujesz usprawiedliwić jakoś intelektualnie brak cudu.

A czy brak cudu w ogóle można jakoś "usprawiedliwić"? A czy to zależy od nas, czy cudu Bog dokona czy nie? Jeśli Bóg by chciał- to nawet nogi i rece by rosły w miejsce odciętych , czy z uposledzonych umysłowo zrobiłby geniusza. Pisałam o sytuacjach, w których cudu jakoś...nie było. Mimo wiary, modlitwy, wołania i czekania. Oczywiście nie znaczy to, że nie należy się modlić, zcekać , wołać itp.. Trzeba sobie po prostu jakoś radzić w tym "czekaniu".
Cytuj:
Jeśli punktem odniesienia będą nasze własne niemoce, a nie sam Bóg, to nigdy nie pozwolimy, żeby On nasze niemoce wziął na siebie - będziemy raczej "przyklejać" Boga na naszych niemocy i dziwić się, że "nie działa"

Nie bardzo wiem, co to znaczy w praktyce, żeby Bóg "wziął niemoce". Jeśli mam z czymś problem, a najcześciej są to jakieś grzeszne nawyki, to muszę coś z tym zrobić, walczyć z tym...Oddac Bogu? Powiedzieć "Boże oddaję Ci to"? Najczęsciej to nie wystarcza.
Na cuda nie mam wpływu. Mam wpływ na swoje zachowania i podejmowane decyzje.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 10, 2008 2:19 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Owieczka napisał(a):
Cytuj:
Ależ rozmawiamy wyłącznie o cudach, Owieczko.

Czyli o czymś, co kompletnie od nas nie zależy... :roll:
Zresztą - wierzyć w cud i czekać na niego- oczywiście można. W przypadku, gdy długo nie dzieje sie nic, człowiek usiłuje sobie jakoś to zracjonalizować. To normalne.

Cudów dokonuje Bóg. To fakt. Weź jednak pod uwagę, że modlitwa zgodna z wolą Bożą będzie wysłuchana. W pewnych sytuacjach możemy spokojnie założyć, że modlimy się zgodnie z wolą Bożą, która jasno i wyraźnie została zapisana w Biblii. Na przykład o błogosławieństwo małżeństwa, które Bóg stworzył i pobłogosławił. Jeśli mówimy o małżeństwie ludzi odrodzonych, to można Boga pytać, co stoi na przeszkodzie tego błogosławieństwa, które jest Bożą intencją. I otrzymamy odpowiedź. Wtedy będziemy dokładniej wiedzieć, jak się modlić.

Owieczka napisał(a):
Smok napisał(a):
Nie gniewaj się, ale mam wrażenie, że zamiast uwierzyć Bogu jak dziecko próbujesz usprawiedliwić jakoś intelektualnie brak cudu.

A czy brak cudu w ogóle można jakoś "usprawiedliwić"? A czy to zależy od nas, czy cudu Bog dokona czy nie? Jeśli Bóg by chciał - to nawet nogi i rece by rosły w miejsce odciętych , czy z uposledzonych umysłowo zrobiłby geniusza. Pisałam o sytuacjach, w których cudu jakoś... nie było. Mimo wiary, modlitwy, wołania i czekania. Oczywiście nie znaczy to, że nie należy się modlić, zcekać, wołać itp.. Trzeba sobie po prostu jakoś radzić w tym "czekaniu".

Gdybyśmy nie zawołali do Boga o ratunek i zbawienie, nie dokonałby w nas cudu nowego narodzenia z Ducha, który jest pierwszym i największym cudem w życiu dziecka Bożego. Pragnąc rzeczy dobrych i zgodnych z wolą Bożą nie można nie prosić, zrzucając wszystko ta Boga, który zechce albo nie zechce. Albo nam na czymś zależy, albo nie. Oczywiście, że Bóg dokonuje wielu cudów nawet poza naszą świadomością, ale nie widzę w Jego Słowie takiego postawienia sprawy, żeby zamiast gorliwej modlitwy patrzeć na to, co On zrobi albo nie zrobi. Wręcz przeciwnie - widzę zachętę do nieustawania w modlitwie. A nie do reacjonalizowania sobie tego, dlaczego nic się nie dzieje i ustawania w modlitwie.

Owieczka napisał(a):
Nie bardzo wiem, co to znaczy w praktyce, żeby Bóg "wziął niemoce". Jeśli mam z czymś problem, a najcześciej są to jakieś grzeszne nawyki, to muszę coś z tym zrobić, walczyć z tym... Oddac Bogu? Powiedzieć "Boże oddaję Ci to"? Najczęsciej to nie wystarcza.

Nie wszystkie nasze problemy są grzesznymi nawykami i nie ze wszystkimi jesteśmy w stanie coś zrobić - właściwie to nawet nic nie możemy zrobić. Możemy zdecydować, uwierzyć, odwrócić się - ale to Bóg działa w nas, o ile tego pragniemy. I na ile pragniemy. Powiedzenie "Boże oddaję Ci to" nie znaczy nic i nie działa, jeśli nie jest związane z rzeczywistym złożeniem problemu na barki Pana, który ma o nas staranie, co sam przez apostoła powiedział [I Piotra 5:7]. Jeśli nie umiemy czegoś złożyć, albo składamy i zaraz z powroterm bierzemy, to nasz problem polega na czymś innym i o to trzeba do Boga wołać, przyznając się "bez bicia", że nie umiemy Mu oddać konkretnej sprawy i prosząc, żeby nam pomógł. Jak dziecko.

Owieczko napisał(a):
Na cuda nie mam wpływu. Mam wpływ na swoje zachowania i podejmowane decyzje.

O to chodzi. A teraz skojarz to sobie z zachowaniami dotyczącymi relacji z Bogiem i decyzjami podejmowanymi przed Nim. Masz wpływ na to, żeby się modlić. Masz wpływ na to, żeby wołać i nie ustawać, a jeśli ustajesz, wołać do Boga o siłę i konsekwencję. Masz wpływ na to, żeby wierzyć lub prosić o przydanie Ci wiary, jeśli Ci jej brakuje. Masz wpływ na to, by prosić braci i siostry o modlitwę wstawienniczą. Masz wpływ na to, żeby poprosić dojrzalszych braci o rozmowę z Twoim mężem i/lub starsze siostry o rozmowę z Tobą. Masz wpływ na to, żeby przed Bogiem wylać serce, wyżalić się, a nawet mieć pretensje jak Job czy Dawid. Bóg Cię zrozumie. Nie musisz wcale zgrywać bohatera. Ale nie jest prawdą, że nic od Ciebie nie zależy.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 10, 2008 3:15 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz mar 31, 2005 5:14 pm
Posty: 910
Lokalizacja: Świnoujście
Smok Wawelski napisał(a):
"Zarządzanie domem" to jest dosłownie "piękne stawanie na czele". Czyli przywództwo.


Czyli konkretnie co? Kiedy maz "pieknie stoi na czele"? Kiedy pilnuje kasy? Zartuje teraz... Bo np. ja mam lepsza glowe do liczenia i ja u nas zarzadzam kasa. Za to nie lubie stac przy garach... brrr!!! wole wbic gwozdzia :) Co maz MUSI robic, zeby mozna bylo o nim powiedzic, ze stoi na czele i jest przywodca domu? Zarowno w sprawach praktycznych, jak i duchowych. Jak CZEGO maz nie robi, mozna powiedziec, ze nie stoi na czele domu? Moze to prostackie pytania, ale pewno duzo "duchowych" braci mezow to czyta i czasem trzeba prosto, jasno i dosadnie pewne rzeczy napisac, zeby dotarlo...


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 10, 2008 5:52 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
itur napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
"Zarządzanie domem" to jest dosłownie "piękne stawanie na czele". Czyli przywództwo.

Czyli konkretnie co? Kiedy maz "pieknie stoi na czele"? Kiedy pilnuje kasy? Zartuje teraz... Bo np. ja mam lepsza glowe do liczenia i ja u nas zarzadzam kasa. Za to nie lubie stac przy garach... brrr!!! wole wbic gwozdzia :)

To nie jest kwestia sztywnego podziału ról. Ja napisałem, jak jest u nas i to nie jest żaden obowiązujący model. Przywództwo polega na podejmowaniu DOMOWYCH decyzji o charakterze strategicznym, na inicjatywie w podejmowaniu tych decyzji, na wzięciu odpowiedzialności za podejmowane decyzje lub za ich niepodjęcie. Na stworzeniu atmosfery bezpieczeństwa i stabilności - a to wymaga podjęcia wyzwań, czyli wzięcia problemu "na klatę" zamiast uciekać w (nawet najbardziej duchowe) obszary, gdzie takich problemów nie ma. Na ZAINTERESOWANIU się problemami żony i dzieci. Na KOMUNIKACJI z żoną i dziećmi, żeby nadany przez Boga autorytet mógł funkcjonować w praktyce, a nie tylko w teorii.

Czasem jest tak, że mąż woli przejechać pół świata w szczytnym celu ewangelizacji pigmejów niż zadecydować o rozwiązaniu domowych problemów wiszących od dawna, albo myć gary i odkurzać, bo żona się słania na nogach (z różnych powodów). Duchowe, okrągłe słowa nie zastąpią jej ani pomocy, ani czułości, ani bliskości męża. Bożego męża.

Moja żona mówi, że czuje się bezpiecznie i stabilnie. Najbardziej wtedy, gdy:

1. Jestem
2. Modlę się

Małżeństwo jest oparte na skale, którą jest Bóg. Ale każde z małżonków ma swoją rolę i odpowiednie wyposażenie do jej wykonywania. Mąż jest przywódcą i podporą jako ten, który został do tego wyposażony w akcie stworzenia. Żona jest pomocą, dopełnieniem i radością oczu swego męża, ponieważ tak została stworzona. I tego nic nie zmieni, a przeduchawianie prostych rzeczy prowadzi do frustracji, ucieczki i mnożenia cierpień.

itur napisał(a):
Co maz MUSI robic, zeby mozna bylo o nim powiedzic, ze stoi na czele i jest przywodca domu? Zarowno w sprawach praktycznych, jak i duchowych. Jak CZEGO maz nie robi, mozna powiedziec, ze nie stoi na czele domu? Moze to prostackie pytania, ale pewno duzo "duchowych" braci mezow to czyta i czasem trzeba prosto, jasno i dosadnie pewne rzeczy napisac, zeby dotarlo...

Chodzi o listę? Naprawdę? :shock:


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 82 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 61 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL