Owieczka napisał(a):
Nigdy nie słyszałam. Oszukiwałam się. Nie słyszałam wtedy, kiedy rzucałam dom rodzinny przez wiarę.Ani wtedy, kiedy jechałam przez pół Polski (bo wydawało się nam z mężem, że tak kazał nam Bóg- gotowi byliśmy poświęcić wszystko). Ani wtedy, kiedy rozpaczliwie szukałam zborów i dołączałam do kolejnych (za każdym razem się modliłam, i za każdym razem trafiałam do jakichś sekt). Ani wtedy,kiedy walczyłam za córkę, poszcząc i wołając w niebo o jej zbawienie (walka przegrana).
Byłam odważna i zdeterminowana. Szukałam prawdy i walczyłam o nią. Zostałam sama (i z Internetem, bo jedyna opcja to pisanie na tym forum albo skypowe nabożeństwa na odległość).
Ale dobrze. Nie prosimy o usługę proroczą, bo chociaż dary nie przeminęły,to nam ma wystarczyć osobiste prowadzenie przez Ducha Świętego. A jeśli nie odbieramy woli Bożej ani wskazówek od Boga, to najwyraźniej to...nasza wina. Widocznie nie słyszymy (jesteśmy w grzechach, mamy złą postawę, nie słuchamy dobrych rad).
Jestem zmęczona.
No cóż, ja na Twoim miejscu bym się cieszył, że nigdy nie usłyszałem głosu Boga. Bo problem jest wtedy,. kiedy usłyszysz a jednak nie posłuchasz.
Wielu Polaków, wielu moich znajomych usłyszało głos Boga - czy to w swoim sercu czy przez usługę prorocką. I niestety nie posłuchało.
Mógłbym podać osobiście wiele przykładów z tego co widziałem u innych i u mnie.
Np. pewna siostra była w desperacji bo zakochała się w jakimś bracie który wkrótce potem oświadczył się innej siostrze i z nią się wkrótce ożenił. Postanowiła wyjść za mąż za niewierzącego, który pracował w Niemczech. Postanowiła sobie to w sercu, ale nikomu o tym nie powiedziała. I pewnej niedzieli na nabożeństwie poprosiła mnie i innego brata o modlitwę z nałożeniem rąk. Kiedy zaczęliśmy się o nią modlić, brat dostał słowo prorockie i powiedział do niej: Tak mówi Pan: Nie pójdziesz tu i tu i nie zrobisz tego, bo Ja jestem Pan. Objawienie to było tak potężne, że siostra upadła z wrażenia i tylko zdążyła zapytać: Bracie F..., skąd o tym wiesz? Przecież ja nikomu o tym nie mówiłam...\
I co dalej?
Niestety, siostra pomimo tego prorockiego ostrzeżenia wyszła za mąż za niewierzącego i odeszła od zboru. Po kilku latach powiedziała ze smutkiem: Powiedzcie siostrom w zborze, aby nigdy nie wychodziły za niewierzącego ...
I co dalej? Nic. Żyje bez Boga, jest po rozwodzie.
Inny, jeszcze gorszy przykład.
Mój brat miał słowo od Pana, że musi iść wieczorem (luty, około godziny 20) do pewnej siostry. Ponieważ był jeszcze uczniem w szkole średniej, matka go nie puściła bo czegoś tam nie zrobił. Z całą stanowczością zagroziła mu. Mając w pamięci przykazanie posłuszeństwa rodzicom pozostał w domu, ale czuł, że coś bardzo złego się stanie. Tak samo ja i moja żona poczuliśmy, że coś bardzo złego się stanie.
Jednak nie bardzo wiedzieliśmy co mamy robić. Słowo Pana nam się objawiło, ale my nie wiedzieliśmy jak należy postępować ze słowem Pana. Odczuliśmy więc tylko wielki smutek w sercach i mieliśmy świadomość bliżej nieokreślonej tragedii. Ale z tym poszliśmy spać sądząc, że może to nasze przewrażliwienie, etc.
Nad ranem okazało się, że ona zaczadziła się w łazience. mama zaniepokojona jej długą nieobecnością po północy weszła do łazienki by zobaczyć trupa swojej córki.
Mój brat miał przez trzy lata głębokie poczucie winy, które go paraliżowało. Został do niego uwolniony jedną modlitwą. Dosłownie.
Znam inne, gorsze przypadki nieposłuszeństwa i jawnej rebelii wobec słowa Pana. Niektórzy świadomie się zbuntowali i wybrali ten świat i jego przyjemności. Inni z kolei pozwolili, aby słowo zagłuszyły chwasty. Wielu ludzi którzy głosili kiedyś Słowo odeszło od Pana i żyje w świecie z drugą, albo trzecią żoną i kochanką, albo w więzieniu za ciężkie przestępstwa, albo wyjechali zagranicę etc.
I Bóg będzie się od nich domagał sprawozdania za to, że sprzeciwili się Jego słowom. Z pełną świadomością odrzucili Słowo Pana i odeszli do świata. mam tu na myśli głównie wieli zielonoświątkowców z ZKE z przebudzenia z lat 80tych, ale także z 90tych.
Z kolei niewielu znam takich, co trwają przy słowie Pana po 20 latach. Co ciekawe, wszyscy są kalwinistami. Żaden znany mi arminianin nie wytrwał w Słowie Pana po 20 latach. Być może nacisk kalwiński na "rozkoszuj się Panem" ma tu coś do rzeczy.
I najważniejsze: Nigdy nie pogardzaj Biblią i spisanym słowem. To jest podstawa. Zawsze i wszędzie.