zielona napisał(a):
Witam wszystkich,
[..]
Z tego , co zrozumiałam to główna myśl jest taka, że ci, którzy są zrodzeni z Ducha i umarli z Chrystusem nie są już targani emocjami, ale je kontrolują tak samo jak kontrolują ciało. Nie mamy już żyć według ciała i duszy/emocji(w języku rosyjskim jest słowo duszewny, które chyba nie istnieje w naszym języku :( ), ale według ducha. Czyli nasze życie nie ma być ani cielesne, ani duszewne tylko duchowe.
zielona
Tak sobie przeglądam niektóre wątki z forum i natrafiłem na temat o emocjach :-)
Myślę sobie, że człowiek jest człowiekiem i do momentu jego śmierci będzie podlegał prawom przyrody.
Tak jesteśmy skonstruowani, że pewne rzeczy nam się podobają, inne nie. W swoim postrzeganiu świata i wszelkich okoliczności zdarzeń z naszego codziennego życia, nasz subiektywny obraz wewnętrzny wszystkiego, co się wokół dzieje jest dalece zniekształcony poprzez to, co chcemy, czego oczekujemy, czego się spodziewamy, co nas w danej chwili interesuje.
Po prostu dostrzegamy akurat to, co w danej chwili zajmuje naszą uwagę.
Nie jest to nic zdrożnego - to naturalne, bo w końcu robotami nie jesteśmy. Jesteśmy żywymi ludźmi.
W związku z tym, że często nasze oczekiwania, czy zainteresowania nie są zgodne ze zdarzeniami, jakie dzieją się wokół nas, dochodzi do rozdźwięku, między tym, czego chcemy/oczekiwalibyśmy, a tym co się faktycznie dzieje i... powstaje emocja - nasz osobisty stosunek do zaistniałych zdarzeń.
Dlaczego to piszę? :-) Nie jestem psychologiem. Jednak jakoś tak mi się wydaje, że sama emocja jest po prostu czymś całkowicie naturalnym - to zwyczajne nastawienie wewnętrzne do czegoś - pozytywne [radość, miłość, zadowolenie...], albo negatywne [strach, gniew, nienawiść...]
Zwykło się mianem emocje określać tylko te negatywne, ale w końcu pozytywne też są emocjami.
Czy pozytywnymi emocjami nie mamy się kierować w swoim codziennym postępowaniu?
Kiedy sobie przeczytamy fragment z listu do Galatów z 5 rozdziału, to mamy jak na dłoni podział owoców życia na te 'dobre'- pożądane i te 'złe' - godne nagany:
19 A jawneć są uczynki ciała, które te są: Cudzołóstwo, wszeteczeństwo, nieczystość, rozpusta,
20 Bałwochwalstwo, czary, nieprzyjaźni, swary, nienawiści, gniewy, spory, niesnaski, kacerstwa,
21 Zazdrości, mężobójstwa, pijaństwa, biesiady, i tym podobne rzeczy, o których przepowiadam wam, jakom i przedtem powiedział, iż którzy takowe rzeczy czynią, królestwa Bożego nie odziedziczą.
22 Ale owoc Ducha jest miłość, wesele, pokój, nieskwapliwość, dobrotliwość, dobroć, wiara, cichość, wstrzemięźliwość.
23 Przeciwko takowym nie masz zakonu.
Są tu wymienione cechy postępowania i wśród nich padają pojęcia odnoszące się do samych emocji - nienawiści, gniewy, spory, zazdrości..., a także miłość, pokój, dobroć...
Które to będąc wykonywane rodzą pewne skutki dla naszego życia przed Bogiem.
Codziennością jest, że jeśli ktoś oczekiwał pewnej sytuacji, a okazuje się, że jest ona zupełnie inna - dużo mniej korzystna dla niego samego - to się zdenerwuje, może i pogniewa na osobę będącą sprawcą takiego obrotu spraw.
Kiedy znowu wszystko idzie gładko, to jest zadowolony, cieszy się - i tu jest pozytywna emocja.
Problem pojawia się, gdy zaszło niekorzystne zdarzenie, a my zaczynamy swoją frustrację wyładowywać na rzekomych winowajcach. Gniewamy się na nich, żądamy często niestworzonych zabiegów z ich strony, żeby... już nie tyle naprawili szkodę, co nas samych ułaskawili, bo przecież oni nam podpadli. ;-).
Ja zawsze sobie myślę, że często zdarza się, że ów 'winowajca' wcale nie musiał mieć złych intencji, on po prostu nie wiedział czego my oczekujemy, albo zwyczajnie nie brał tego pod uwagę. Zrobił po 'swojemu', bo wydawało mu się, że tak będzie dobrze. Nam to nie odpowiada i się denerwujemy.
Pewnie, że chwilowej irytacji nie da się uniknąć, ale warto zawsze z reakcją poczekać pewien czas i na chłodno jeszcze raz rozważyć wszystkie 'za' i 'przeciw'. Przeanalizować sytuację i samemu określić, czy faktycznie warto kruszyć kopię o jakiś tam detal.
Są szkoły proponujące rozpisanie sobie w punktach na kartce, całego problemu - wówczas okaże się często, że ten problem owszem istnieje, ale tylko w sferze naszych osobistych odczuć :-)
Apostoł Paweł mówi o uczynkach - czyli o dalszym ciągu zdarzeń, będących konsekwencją naszych złych emocji. Pogniewamy/rozgniewamy się, ale po krótkiej analizie zdarzenia okaże się, że tak naprawdę nie ma o co, może pozostanie jakaś drobna kwestia do wyjaśnienia z daną osobą niejako 'przy okazji', ale nie żeby od razu robić awanturę i ciągnąć tę atmosferę miesiącami, a może i latami. Mamy napisane:
(26) Gniewajcie się, a nie grzeszcie; słońce niech nie zachodzi na rozgniewanie wasze.
Efez 4 r.
Jak dla mnie stawianie sprawy w taki sposób, że człowiek odrodzony nie podlega emocjom jest daleko posuniętym nieporozumieniem. Nasze odrodzenie nie odwraca praw natury ! Ono stanowi o tym, że szukamy sposobów, jak sobie z tą nieokiełzaną naturą radzić.
Wiemy teraz co jest dobre, a co jest złe, bo Słowo Boże nas nauczyło i świadomie wybieramy dobre, a złego unikamy - to dla mnie oczywiste.
Nie da się sterować własnymi emocjami, ale da się kierować swoim postępowaniem będącym konsekwencją emocji.
Dlatego nie wpadałbym w kompleksy z powodu targających mną emocji. Zwyczajnie wiem co jest dobre, a co jest złe i mimo, że czasem chciałoby się 'trzasnąć pięścią w stół' :-), to nie robię tego. Wolę poczekać nieco z reakcją i sprawę jeszcze dogłębnie przemyśleć, może nie warto się aż tak buntować. Czasem też zdarzy się, że jednak zrobię coś, czego nie powinienem był zrobić - nakrzyczę na kogoś, posądzę go o złe zamiary, może o ciągłe szkodzenie itd...
Co wtedy?
Trzeba sprawę odkręcić... Wiecie, miałem takie sytuacje, kiedy to niefortunnie się odezwałem, podjąłem jakieś działanie, a ono było dla kogoś krzywdzące. Ot... ludźmi jesteśmy. Po niedługim czasie analizowałem zaistniałe zdarzenie i... szukałem okazji, żeby porozmawiać z zainteresowaną - pokrzywdzoną - osobą, wyjaśnić jej i posłuchać jej wyjaśnień, przeprosić...
Wtedy spada kamień z serca, a w oczach tej zainteresowanej osoby zyskujemy baaardzo wiele. Nie jesteśmy dla niej już bezmyślnymi pieniaczami, tylko osobami, które nie dość, że myślą, to jeszcze w swym myśleniu uwzględniają potrzeby innych. Nie są nastawione ksobnie, tylko dostrzegają, że istnieje oprócz nich samych jeszcze ktoś w ich otoczeniu, z kim się dobrowolnie liczą. Tak postępował Pan Jezus... Nie okazywał siły i przewagi, tylko nad słabymi się pochylał. To była i jest jego siła.
Myślę, że to dla nas doskonały przykład do naśladowania.
Nie grzmijmy, nie szukajmy winnych, nie doszukujmy się przyczyny niekorzystnych zdarzeń w kimś. Weźmy wszystko na siebie.
Jeszcze jedno mi się przypomina... Kiedy Dawid uciekał przed własnym synem:
(9) I rzekł Abisaj, syn Sarwii, do króla: Czemuż złorzeczy ten zdechły pies królowi, panu memu? Niech idę proszę, a utnę głowę jego. (10) Ale król rzekł: Cóż wam do tego, synowie Sarwii, że złorzeczy? Ponieważ mu Pan rzekł: Złorzecz Dawidowi, i któżby śmiał rzec: Czemu tak czynisz? (11) Nadto rzekł Dawid do Abisajego i do wszystkich sług swoich: Oto syn mój, który wyszedł z żywota mego, szuka duszy mojej, jakoż daleko więcej teraz syn Jemini? Zaniechajcie go, niech złorzeczy; boć mu Pan rozkazał. (12) Snać wejrzy Pan na utrapienie moje, a odda mi Pan dobrem za złorzeczenia jego dzisiejsze. (13) A tak szedł Dawid, i mężowie jego drogą, a Semej szedł stroną góry przeciwko niemu, a idąc złorzeczył, i ciskał kamieńmi przeciw niemu, i miotał prochem. (14) I przyszedł król ze wszystkim ludem, który był przy nim spracowany, i tamże odpoczął. (15) Lecz Absalom i wszystek lud mężów Izraelskich, przyszli do Jeruzalemu, także i Achitofel z nim.
(2 Ks. Samuela 16:9-15, Biblia Gdańska)
Tak mi się jakoś to jawi, że według słów Dawida: 'Snać wejrzy Pan na utrapienie moje, a odda mi Pan dobrem za złorzeczenia jego dzisiejsze.', warto nie doszukiwać się winnych, ale poruczyć sprawę Bogu.
Nie ma co się buntować, w sensie ciągnięcia gniewu w nieskończoność.
To taka luźna moja dywagacja :-)
pozdrawiam
Robert G.