SW napisał(a):
Indi, to są wyrecytowane biblijne prawdy, których nauczyłaś się i o których wiesz. Nie wiem, na czy polega Twoja miłość do Boga. Czytam w Piśmie, czym ona się objawia i na czym polega. Ty również czytasz. Porównaj to, co czytasz w Piśmie z tym, co jest w Twoim życiu.
Smok Wawelski napisał(a):
Nie osądzam Cię. Wyciągam wnioski z tego, co piszesz. O ile dobrze zauważyłem, nie ja jeden uważam, że pewne prawdy recytujesz bardzo poprawnie.
Nie wiedziałam czy coś mam jeszcze pisać, czy skończyć ten temat i dać sobie spokój, myślałam cały dzień i nic wymyślić nie mogłam, ale wzięłam sobie długą, relaksującą gorącą kąpiel w mojej wielkiej wannie i po przemyśleniu twojego posta Smoku, wyciągnęłam takie o to wnioski:
Mam wrażenie, że raczej nie wywnioskowałeś tego z tego co napisałam, z tego co napisałam wywnioskowałeś, że jestem nienarodzona na nowo (czemu nie przeczę), natomiast z tego twojego przekonania o tym, że jestem nienarodzona na nowo wyciągasz kolejne wnioski. Ponieważ gdyby to co tu napisałam:
Indi napisał(a):
ok, więc ja chcę oddać Bogu życie bo Go kocham, bo chcę żyć na Jego chwałę, służyć mu a potem żyć z nim wiecznie w niebie, ale poza tym chcę żeby mnie uwolnił od mojej grzesznej natury, przemieniał mnie na swój obraz, pomagał mi, dawał poczucie bezpieczeństwa i nadzieję, prowadził mnie, zmieniał, oczyszczał, doświadczał i wszystko co z tym związane, czy to jest złe?
było prawdą i naprawdę bym tak myślała, to całe twoje zrozumienie nowego narodzenia i postrzeganie Boga mogło by ledz w gruzach, i musiałbyś przyznać że się myliłeś, no a że tak być nie może, to trzeba negować wszystko co napiszę, a co by choć trochę nie zgadzało się z tym co uważasz. No bo przecież mając taką postawę, nie ma opcji, żeby nie narodzić się na nowo, więc albo kłamię, albo jestem obłudna, albo oszukuję samą siebie. Choć zakładam, że mogę się mylić, co do ciebie i że jestem zupełnie nieświadoma tego, dlaczego chcę oddać Bogu życie, a Bóg nie uświadamiając mnie o tym w żaden sposób, kara mnie za nieświadomość. Nie ma chyba trzeciej opcji.
Zastanawiałam się też nad tym, jak to było ze Scarlett, czy ty kiedy myślałaś, że jesteś narodzona na nowo, wiedziałaś, że sposób w jaki oddałaś Bogu życie stał w jawnej sprzeczności ze Słowem Bożym, i zawsze miałaś przeczucie, że to wszystko było nie tak, czy byłaś tego zupełnie nieświadoma? Bo jeśli wiedziałaś o tym cały czas, i w pewnym momencie stwierdziłaś, że trzeba by się nawrócić jak należy, to nasze przypadki bardzo różnią się od siebie. Natomiast jeśli nie byłaś świadoma tego zupełnie, to Bóg musiał ci to uświadomić, tak jak ja potrzebuję, żeby mi to uświadomił.
Jest jeszcze jedna rzecz, tak się zastanawiałam, że jeśli problem jest we mnie, w tym jaka jestem, moim podejściu do Boga, a sama nie potrafię tego dostrzec i Bóg mi tego nie pokazuje, to może przydałaby mi się rozmowa z kimś, kto ma umiejętność wyciągania takich rzeczy na światło dzienne. Myślałam o psychologu, ale to może być trudne z takim zwykłym psychologiem, a psychologów chrześcijańskich nie uznaję, bo to jest sprzeczność, więc może psycholog, który jest chrześcijaninem, ale nie nazywa siebie psychologiem chrześcijańskim, taki człowiek który ma jakieś pojęcie o psychologi i ma do tego pewien dystans i ma na tyle mądrości Bożej, żeby komuś pomóc(o ile w ogóle tacy istnieją).