Kristino, Pan Jezus zapytal czy chce byc zdrowy, a, ze tamten wiazal nadzieje uzdrowienia z kims kto wsadzilby go do tej sadzawki, to dlatego tak odpowiedzial, ale jesli w swoim zgorzknieniu odpowiedzialby zejdz mi z oczu, nie chce zadnej pomocy. To czy Pan Jezus uzdrowilby go na sile ?, a dlaczego innym nie pomogl, tylko temu ? Tam chyba bylo wiecej chorych !? ale to takie moje przemyslenia na marginesie.
Kristino, chcialam nam cos jeszcze pokazac;
Ty piszesz; "Piszemy o osobach w depresji,kiedy wszystko jest inne,"dziecinne".koszmarne."
Scarlett, tez gdzies tam pisze, ze depresja sie wlasnie wtedy pojawia, gdy wszystko jest dobrze,
a wiec depresja to egocentryzm, a egocentryzm to grzech balwochwalstwa.
nastepnie czytamy takie cos;
Cytuj:
Depresja może pojawić się "bez powodu"- tzn. bez powodu, które otoczenie akceptuje i rozumie. Nikt nie ma pretensji do kogoś, że przeżywa trudny czas związany z utratą bliskiej osoby czy innymi ważnymi problemami( zachorowanie na raka, bezrobocie i bieda...). Wtedy łatwiej nam zrozumieć czasowe obniżenie nastroju u danego człowieka. Oczywiście, można mu też powiedzieć, żeby nie koncentrował się na sobie i całą łaskę położył w Bogu, następnie skrytykować jego grzeszny styl życia i zostawić samemu- bo po co nam zajmować się takimi grzesznikami. Jednakże tacy mają jeszcze szansę na jakiś odruch ludzkiego współczucia.
O wiele gorzej mają ci, którzy na depresję zapadają "bez powodu"- bez powodu, które otoczenie mogłoby jakoś zrozumieć. Ktoś ma pracę, jest zdrowy, ma rodzinę- a mimo to jest w depresji. I tak jak Gabi uważam, że nie wolno od razu stawiać takich wyroków "źródłem jego depresji jest grzech". Owszem, to może być grzech. Ale może być też zwykłe, ludzkie zmęczenie czymś, czego my nie widzimy. Można mieć rodzinę, i czuć się w niej bardzo samotnym. Można mieć pracę, i przeżywać w niej horror. Mamy swoje potrzeby- i to nie jest związane z naszym "wybujałym ego, że kiedy nie są długo zaspokajane możemy wpaść w ...depresję. Czy żyjąc z Bogiem można to przezwyciężyć? Obyć się bez leków, zawierzyć łasce Bożej, modlić się cierpliwie i wytrwale, karmić się Słowem, uczyć się dawać- niewiele lub nic otrzymując w zamian? Można. Ale trzeba się tego uczyć, wymaga to czasu i dojścia do pewnej dojrzałości. Nie można komuś, kto jest w depresji stawiać diagnozy "grzech", a potem polecić "pokutę" i skrytykować. Nie na tym polegać ma pomoc takiej osobie.
W takiej postawie widzę..brak miłości. Poleciłabym pokutę z zatwardziałego, niemiłosiernego serca...
To dopiero zatwardzialosc.
p.s. Dzisiaj bylam z dziecmi w domach centrum, bo mnie corka o to prosila od dawna, chciala sobie tam pochodzic i popatrzec - powiedziala ( pewnie i naciagnac mnie na cos, bo sama miala tylko jakies drobne-ale tego nie mowila) a ja to odwlekalam, ale wczoraj obiecalam jej , ze dzis pojedziemy, wiec dotrzymalam obietnicy, co nie czesto mi sie zdarza. Pojechalam tam dla niej, bo jej obiecalam, zeby sie cieszyla, sama ze swiadomoscia , ze w tym czasie moglabym zrobic wiele w domu, a tak bede chodzic po sklepie. W drodze do sklepu caly czas dzieci madrzyly sie o tym co bylo na szkolce niedzielnej, ze za wszystko trzeba Bogu dziekowac, no ona mowila, ze 24 godziny dziekuje Bogu za wszystko
Depresja i brak dziekczynienia dopadla ja wtedy, gdy nie poszlo po jej mysli, ja nie dalam sie naciagnac, a jej pieniazkow nie starczylo, a wlasciwie to sama nie wiedziala czego chciala.
Pomimo tego, ze nie kupilismy zadnych glupotek niepotrzebnych, to zjedlismy dobre drogie lody, dzieci zjadly przepyszne hamburgery, ktore nawet kupilam na wynos gdy wracalismy, by jeszcze raz zjesc w domu, ale to wszystko juz bylo nie wazne, bo widzimisie sie nie spelnilo.
Jakie nieszczescie i lzy, no po prostu depresja. Mozna miec to co sie pragnelo zawsze i tak byc niezadowolonym, albo widziec to widzimisie, ktore sie nie spelnia. I syn tlumaczyl i ja i przytulalam, nic nie podzialalo tak jak ostre slowa nagany.
p.s.2 zdaje sobie sprawe, ze pisze ostro i ze moge tu urazic innych, ale ja pisze przede wszystkim do siebie.