www.ulicaprosta.net

Owieczko i ja taką płytkę zamawiam

Wiecie co? To faktycznie nie jest wazne, na czym i jak sie gra...o ile wklada sie w to serce i napelnia Duchem...Tesknilam wlasnie za takim spiewem i gra, gdzie czulabym sie wolna i mogla w sposob nieskrepowany wyspiewywac Bogu chwale. To niesamowite, ale Bog dal mi taka mozliwosc tam- gdzie tego nie oczekiwalam...I wtedy, stojac posrod ludzi, ktorzy w taki pelen swobody sposob modlili sie i spiewali po prostu cieszylam sie, ze jestem z Nim, w Nim...no, nie sposob tego wyrazic. Tak po prostu. I pojawily sie tez emocje, bylam wzruszona- ale czy to cos zlego? Mysle, ze nie, o ile nie bede "jechac jedynie na tych emocjach". Jestem wdzieczna Bogu za ten prezent
Nie chodzilo wcale o festiwale...ani o prezentowanie jakichs umiejetnosci (zreszta bylam wsrod ludzi, ktorzy grali i spiewali o niebo lepiej ode mnie, ale to tez bylo super przezycie ), a o te wolnosc i radosc, ktora poczulam Bog odpowiedzial na moja potrzebe- w taki niesamowity sposob, przypomnial mi dni pierwszej milosci. Az mi wstyd za poprzednie wpisy.

Ps Sorry za czcionke, cos mi sie stalo z klawiatura, maz ciagle pisze cos po angielsku

Po przeczytaniu tego:
http://bezscian.pl/?page_id=783

przestałam się właściwie dziwić tym chrześcijanom, którzy mają takie złe skojarzenia, jeśli chodzi o muzykę uwielbieniową...Z tego, co tu napisane wynika, że muzyka będzie miała swój szczególny udział w ogólnoświatowym...zwiedzeniu. Z drugiej strony: czy poddanie śpiewu, muzyki kontroli określonej formy( np. ustalamy sobie, że nikt nie śpiewa drugim głosem, nie dośpiewuje, refreny- tylko raz lub dwa razy, instrumenty- jak najmniej, niewskazane itp.) ma sens i jest biblijne? Przecież nie istnieje "biblijna forma muzykowania". Czy ma sens nadawanie "duchowego" znaczenia muzyce? Bo ci, którzy twierdzą, że "namaszczeni muzycy poprowadzą ogólnoświatowe przebudzenie" nadają muzyce sens, jakiego Pismo nigdzie jej nie daje, i ci, którzy twierdzą, że bardziej duchowo jest np. bez instrumentów nadają muzyce pewien sens, którego ona nie ma!
W moim odczuciu muzyka to tylko forma oddania chwały Bogu. Bóg daje ludziom jakiś talent, talent ten wykorzystywany jest do oddania chwały Jemu, dla Niego- i tyle. Nie ma ta muzyka jakiejś "mocy" sama w sobie, jakiegoś "namaszczenia", które sprawi, że ludzie będą się nawracać. Ale też nie czyni się nabożeństwa bardziej duchowym, jeśli pozbawia się muzyki całej spontaniczności...Muzyka może zawierać jakiś duchowy przekaz, z pewnością, ale akurat problem nie w spontaniczności. Uważam, że w spontaniczności, w tym, że ktoś w trakcie śpiewu/gry sobie poimprowizuje( bo akurat ma takie zdolności)- nie ma nic szczególnie złego, ani nic szczególnie...dobrego i "wyzwalającego moc Ducha"...


No, ale takie rewelacje( wracając do owego proroctwa-snu) rzeczywiście mogą skutecznie zniechęcić do muzyki w ogóle( muzyki na nabożeństwach). Przyznaję.

Ten zalinkowany tekst to przypomina mi jakiś fragment z książki fantasy z czasów, kiedy czytywałem różne badziewia. Naprawdę ktoś wierzy takim głupotom? (pytanie retoryczne)


Chyba z muzyki robi się zbyt wielkie halo po prostu w którąbądź stronę. Np. Jakub pisze prosto, lakonicznie: Jak ktoś ma powód do radości, to niech sobie śpiewa pieśni [Jak. 5:13]. I już. A nie jakieś kurczę namaszczone albo nienamaszczone uwielbienia, natchnienia, służby wojownicze, duchowe znaczenia, skomplikowane instrumentaria, koncerty itd. To tak jak z głoszenia ewangelii robi się "akcje", "służby", wielkie eventy, przygotowuje się to jak akcję handlową, rozmyśla nad właściwą techniką albo z nauczania robi się wykład, w którym liczy się wszystko: od ubioru przemawiającego do zapachu jaki panuje na sali. Rzeczy stają się ważniejsze od Jezusa i wtedy przyjmują nowotworowe rozmiary.
A teologia talentów jest dla mnie przereklamowana tak, że wielu ludziom przydałoby się powiedzieć: jeśli twój talent przywodzi cię do upadku, to go sobie wyłup.

Mnie zniechęcają do wchodzenia na kolejne podobne linki, bo od muzyki na nabożeństwach tak czy siak jestem wolny

James Ryle to jest gość, który twierdził, że Beatelsi dostali od Boga namaszczenie do wykreowania wielkiego światowego przebudzenia, które zostało cofnięte w roku 1970, bo go nie wykorzystali:

http://www.cephasministry.com/pk_fax_sc ... atles.html
http://www.letusreason.org/Latrain31.htm

Otóż to...a najgorzej w tym galimatiasie ma muzyk, który próbuje coś tam czasem zagrać lub zaśpiewać. Albo oczekuje się od niego wielkiego namaszczenia i niecodziennej usługi, albo posądza o pychę, chęć popisywania się ( bo muzyk z definicji niektórym się tak źle kojarzy). Ciągła ocena, krytyka, wymagania, masz to robić tak, albo tak...i forma, która urasta do rangi "bożka".

Beatlesi mieli powołanie od Boga i je zmarnowali? Ciekawe...Czyli przeoczyliśmy przebudzenie planowane w latach 60-tych.
Właściwie skąd w ogóle pomysł na nadawanie muzyce takiej rangi i takiej ogromnej roli? Ani tego w Piśmie nie ma, ani wcześniej nikt muzyki specjalnie nie gloryfikował...Wymysł naszych czasów?

ś

Fajny artykuł o muzyce chrześcijańskiej

http://www.protestanci.org/artykuly/art117.php