Rozo... ja nie mam w sercu nieprzebaczenia, naprawde.... Tyle ze ciezar szkalowan, pomowien i szykan, jaki mi przyszlo zniesc za ostatnie dwa lata, jest tak wielki, ze ja juz nie moge tego udzwignac...
Nie bede opowiadala szczegolow, ale uwierz mi, ze to o czym mowie, wykracza poza ludzkie pojecie... co bys sobie nie pomyslala, rzeczywistosc i tak przekroczy nawet najbardziej smiala wyobraznie...
Co gorsza, do sporej czesci tego ciezaru dolozyli sie chrzescijanie i nadal to robia...
Jasna sprawa, ze nie jestem bez bledow, ani bez grzechu, ale jestem tak bardzo tym zmeczona, wrecz wykonczona psychicznie ze juz nie potrafie niczego ocenic...
Nie jestem jakims supermenem o nadludzkiej mocy, tylko zwykla slaba kobieta i naprawde nie rozumiem dlaczego Pan do tego wszystkiego dopuscil i kiedy to sie skonczy...
Nie wierze w zadne przyszle szczescie i jest mi naprawde bardzo ciezko postrzegac Boga jako opiekunczego, troskliwego i dobrotliwego Ojca - nie wzgledem siebie... Moze jakos strasznie nagrzeszylam i tego nie wiem, moze gorsza jestem z najgorszych i dlatego Bog jest wzgledem mnie tak surowy... juz nie wiem co o tym wszystkim myslec, ani o co sie modlic, ani czego pragnac... pogubilam sie...
Mam tylko zgorszenie, bol i zal i wiem, ze powinnam zniknac z internetu, ale poniewaz w tej chwili jest jedyny kontakt z wierzacymi, to i tego tez nie potrafie zrobic... i tak sie mecze bez konca, wlasnie z powodu nielicznych, podobnych do ciebie, zyczliwych chrzescijan, z ktorymi zamiana chocby pary zdan przynosi ulge... Dzieki, Rozo.
|