miki napisał(a):
Szczęśliwie, przywódcy kościoła pierwszych wieków mieli więcej oleum niż dzisiejsi domorośli „nauczyciele słowa” i jedynie „prawdziwej prawdy”. Oni wiedzieli, (bo między innymi czytali Stary Testament), iż tożsamość ludzi kształtuje się m.in. poprzez powtarzanie (hebr. Zakar), stąd powtarzanie świąt, obrzędów, fragmentów ST itd. Sądzisz, że bez tego Izraelici ostali by się przez stulecia bez własnej państwowości (pomijam tu kwestie Bożej łaski i suwerenności, choć Bóg zna zasady dydaktyki i pedagogiki). A więc rzeczeni starożytni przywódcy zdając sobie sprawę z powyższych zasad i wiedząc, iż wielu ludzi ciągle czci pogańskich bogów (koniec IV w.) postanowili w dniu święta Mitry (bóstwa słońca) obchodzić czas narodzenia Chrystusa. I to chwyciło (dzięki Bogu). Dziś już nikt nie celebruje święta Mitry, a narodzenie naszego Pana Jezusa Chrystusa i owszem, a więc udało się!
Miki, szczerze mówiąc, czegoś tutaj nie rozumiem. Skoro już odwołujesz się do Izraelitów, to czy widzialeś kiedyś, żeby np. Jozjasz, Jehoszafat czy którykolwiek z prawdziwie miłujących Boga królów widząc kult Molocha czy Asztarte wśród rodaków zamienił po prostu imiona bogów czczonych w świętych gajach i świątynkach na JHWH i w ten sposób rozwiązał problem, bo "chwyciło"? Czy naprawdę uważasz, że taka powinna być motywacja ludzi odwracających się od kultu Molocha, Asztarte czy Mitry? Czy "chwyt marketingowy" w postaci zastąpienia jednego bohatera świąt innym naprawdę zbliżył tych ludzi do Jezusa? Pytanie retoryczne. Odpowiedź jest w podręcznikach historii.
Ja widzę w Biblii inny wzorzec. Paweł i inni apostołowie wzywali po prostu do odwrócenia się od bałwochwalstwa i nawrócenia całym sercem do Jezusa. Jeśli ktoś oddawał cześć Mitrze, to powinien był się upamiętać i porzucić ten grzech. Zamiana imion bogów i tworzenie sztucznych świąt, których ani a ST, ani w NT nikt nie ogłaszał ku chwale Boga (Jezus powiedział, żeby na Jego pamiątkę czynić tylko jedną rzecz) nie ma sensu i nie wchodzi w grę. Możesz to nazwać "fundamentalizmem", jeśli chesz.

Ale moim zdaniem to jest zdrowsze niż polityka religijna lub religijny marketing, którego przejaw zacytowałeś i popierasz, jak widzę. Obawiam się, że ten rodzaj "oleum" niewiele ma wspólnego z Duchem Świętym, choć zapewne z ludzkim rozsądkiem jak najbardziej. Co widać było po efektach.
Nie potępiam nikogo, kto obchodzi święta dla Pana i nie o to tutaj chodzi. Chodzi mi o ten tekst, który przytoczyłeś. Nie uważam się za "zombie", ale myślę, że takie rozwiązanie było poważnym błędem - można chyba powiedzieć, że to było "Pyrrusowe zwycięstwo" w walce narastającą poganizacją chrześcijaństwa.