Świadomość tego, czym jest nowe narodzenie wg Pawsona dojrzewała we mnie powoli. Najpierw w ogóle nie widziałam zagrożenia.Nie chciałam widzieć, bo zbyt dużo nadziei miałam w związku ze zborem, w którym zaczęto te dziwne nauczania wygłaszać. Wreszcie znalazłam zbór, w którym głoszono uświęcenie, w którym nie chadzano na kompromisy z grzechem! Chciałam w to wierzyć.
Potem zastanawiałam się, jakie to może mieć konsekwencje i myślałam sobie "no, w końcu zabiegają o święte życie, czekają na Ducha Świętego, co w tym jest złego?". Mogę się modlić i być w jedności z chrześcijanami, którzy w to wierzą. Ja się pomodlę po prostu o wypełnienie Duchem...Wtedy byłam już świadoma odmienności tego nauczania, niepokoiło mnie to, ale "nie chciałam o to kruszyć kopii".
Aż w końcu dotarło do mnie-dość późno, jak bardzo ważne jest to, jak my pojmujemy kwestię nowego narodzenia! I jak przyjęcie punktu widzenia Pawsona wszystko zmienia- będziemy się modlić, ale nie o wypełnienie Duchem, ale o to, aby ludzie w ogóle Ducha otrzymali, bo Go...nie mają! Nie mieszka w nich! I ja będę na zgromadzeniu prosić o napełnienie Duchem, a reszta...o zbawienie? (bo nie można być zbawionym, jeśli Duch w nas nie mieszka). I jak mają się pojawić na nabożeństwie proroctwa czy nauczania Boże, skoro wypowiadający je ludzie nie mają Ducha? Zaczyna w tym wszystkim brakować konsekwencji. Zaczęłam czuć, że nie jestem w jedności z tymi ludźmi. Przy czym doskonale zdawałam sobie sprawę, że większość z nich nie ma pojęcia, czego się naucza w ich zborze- może nie chcą tego widzieć, a może widzą i uważają, że to wszystko jedno, a może nie mają na tyle poznania, żeby to zobaczyć. Dziwiło mnie to.
Nauczanie mówiące, że narodzenie z Boga jest czteroelementowym procesem zakończonym chrztem w Duchu rzutuje też na resztą tego, co się dzieje w zborze- na życie modlitewne, rodzaj przyjętej pobożności, sposób postępowania z ludźmi, ich ocenę- to ma wpływ, nie jest wcale obojętne dla tych rzeczy.
Były rzeczy, które mi się nie podobały(jakieś tam zachowania ludzkie, sposób uwielbienia muzycznego- używam terminu uwielbienie, bo wiadomo o co chodzi, anie dlatego, że uważam, że całe nasze życie nie powinno uwielbiać Boga), ale są to rzeczy do obgadania, modlitwy, temperowania siebie i własnego charakteru. Jeśli zniechęcają, to trzeba po prostu coś z tym zrobić, ale same w sobie nie są wystarczające do opuszczenia zboru czy podjęcia decyzji o zerwaniu z kimś kontaktów(zresztą wcale z nikim nie chciałam zrywać kontaktów ani "wypisywać" się oficjalnie ze zboru- to zostało po prostu źle zrozumiane). Zdarzają się wszędzie tam, gdzie ludzie tworzą jakąś grupę, jakąś wspólnotę. Zresztą- ja też nie jestem idealna, wiem, że i do mnie były jakieś zarzuty- zabrakło szczerości. Dałoby się to nadrobić i bardzo żałuję, że nie mogłam o tym pogadać. Że nie zdobyłam się na odwagę podjęcia rozmów w realu, a pisałam na forum- teraz też piszę tu(wybacz Adminie, ostatni to mój tak osobisty wpis) ale dlatego, że nie mam jak inaczej tego powiedzieć, a wiem, że to ludzie, których znam- czytają.
Za te wpisy na forum SERDECZNIE ZAINTERESOWANYCH PRZEPRASZAM, POWINNAM ROZMAWIAĆ OSOBIŚCIE i powiedzieć , co mi leży na sercu. BARDZO ŻAŁUJĘ, nie potrafiłam Wam zaufać, nie umiałam zdobyć się na szczerość, nie wierzyłam, ze to może coś dać. Bardzo chciałam rozmawiać, ale nie potrafiłam zainicjować takiej rozmowy. Forum na prostej było moim "zborem" od lat, i tu jakoś łatwiej było mi "wylać serce", nauczyłam się pisać, bo wiele lat nie mogłam z nikim rozmawiać "ustnie".Jakoś nie pomyślałam, ile osób może tu zaglądać. Moją głupotę i brak odpowiedzialności wyznałam Bogu i proszę o wybaczenie.
Nie mogę już liczyć na rozmowę w realu, stąd -teraz już świadomie- wykorzystuję forum.
Ale z interpretacją Pawsonowską pogodzić się nie mogę. Ani z tym, że można sobie wierzyć, jak się chce, i nie ma to znaczenia. Nie widzę jedności między kimś, kto uważa, że dany chrześcijanin nie ma Ducha a kimś, kto uważa, ze ma. Nie wiem, jak można mówić, że wystarczy żyć świętym życiem i to ma nas zjednać. Doktryna jest ważna. I o tym pisać będę, bo to jest temat do rozważań, do badania sprawy w świetle Słowa, czy tak się rzeczy mają.
I będę przestrzegać przed przyjęciem tej- niebiblijnej wg mnie( i wielu innych) interpretacji nowego narodzenia. Nie jest to podważanie niczyjego autorytetu. Bo jeśli to byłaby prawda, to się w świetle Słowa obroni.
|