Grazyna napisał(a):
Uczę te dzieciaki czwart rok, większości głosiłam ewangelię, na j.polskim zawsze ?przemycę" jakiś fragemnt Biblii( do omówienia, że niby przykład literacki)- i nic...Żadnego odzewu...
No, chyba że jest coś o czym nie wiem.
Ale chciałabym choć raz na jakiś czas dostać taki "odzew", że to , co robię, nie dizie w próżnie, ot tak na zachętę...
Ludzi zapraszałam na nabożeństwo, nikt nie przyszedł. Na kncert ewangelizacyjny zaciągnęłam sąsiadkę i babcię, ale jakoś też...nic dalej...
Człowiek potrzebuje czasem coś, co go jakoś zachęci, wzmocni.
I cieszę się z powodu tego więźnia, niech mu Bóg błogosławi( i wam, abyście wytrwali w niesieniu ewangelii).
Znajomy odrabiał wojsko na Izbie Przyjęć i któregoś dnia w trakcie jak jechał na szmacie gdzieś na zapleczu, nagle wpadł gość i zaczął charczeć że jest Jezusem Chrystusem i że nosi grzechy świata na sobie. Makabra, gościem rzuca, piana idzie z pyska, ale znajomy dużo się nie zastanawiając zaczął gromić ducha antychrysta (takie miał rozeznanie). Nie mógł się tym gościem bardziej zająć bo był w pracy a to było zaplecze dyżurki w której było kilka osób, ocucił więc gościa i kazał wyjść z niego duchowi. Gościem zatrzęsło i uciekł charcząc. Później na grupie domowej się nam żalił że chciał pomóc temu człowiekowi wyganiając z niego demona, ale nie miał mocy aby to zrobić. Sytuacja go ogólnie mocno zdołowała i przez jakiś czas chodził przygaszony. Dwa lata później spotkał na mieście tego zdemonizowanego gościa a tamten mu mówi „nie wiem, co mi wtedy zrobiłeś, ale od tamtej pory nie mam już tych dziwnych stanów jakie miałem wcześniej”. Oczywiście kumpel miał okazję opowiedzieć mu o Jezusie. Okazuje się że gdy my robimy to co do nas należy, Bóg robi resztę.
