"Kto żałuje swojej rózgi, nienawidzi swojego syna, lecz kto go kocha, karci go zawczasu" [Przyp. Sal. 13:24]
"Nie szczędź chłopcu karcenia; jeżeli go uderzysz rózgą, nie umrze. Ty go uderzysz rózgą, a jego duszę wyrwiesz z krainy umarłych" [Przyp. Sal. 23:13-14]
"Rózga i karcenie dają mądrość, lecz nieposłuszny chłopiec przynosi wstyd swojej matce" [Przym. Sal. 29:15]
Czasem rózga jest konieczna i zdrowa, o ile stosowana we właściwy sposób. Wcale nie musi być dowodem bezsilności, choć może - jeśli jest stosowana w gniewie. Pan Bóg natchnął Salomona do napisania powyższych słów i stworzył odpowiednie miejsce ciała do ich zastosowania. W pewnym wieku dziecko po prostu musi kojarzyć konkretne zachowania z konkretnymi konsekwencjami, które nie zrobią mu krzywdy, ani nie wywołaja "traumy" - powtarzam, o ile są odpowiednio zastosowane.
Efekty "bezstresowego wychowania" są często takie, że dziecko posiada WYŁĄCZNIE własne zdanie i nie kojarzy swojego zachowania z odpowiednimi konsekwencjami. Cegłówka mi na głowe nie spadła, kilka razy musiałem użyć paska w stosunku do dzieci i nikomu to nie zaszkodziło. Były to rzadkie przypadki i pod kontrolą. Nikt nie zrywa się z łańcucha, choć dzieci są już dorosłe i maja własne zdanie.
Konsekwencja, uczciwość, dotrzymywanie słowa i cierpliwość nie wykluczają wyraźnego postawienia granic i karcenia w przypadku ich przekroczenia. Psychologiczno-humanistyczne podejście do wychowania dzieci widać dzisiaj na ulicach, w szkołach i w całym społeczeństwie. Co prawda nie zgadzam się z twierdzeniem, że akurat kary cielesne miałyby przystosować do dorosłego życia (w życiu dorosłym raczej ich nie ma), ale jeśli chodzi o upór dzieci, to rodzice "bezstresowi" są po prostu bezradni - dziecko wyje, tłucze głową o podłogę, kopie, gryzie i w końcu osiąga to, co chce, bo przecież nie wolno go stresować. Ono za to może stresować nie tylko rodziców, ale całe otoczenie - w sklepie, w autobusie, w parku itd. Karcenie staje się dla takiego człowieka niedopuszczalnym nadużyciem, zamiast normalnym czynnikiem wychowawczym.
"Jeżeli więc jesteście pozbawieni karania, to właściwie nie możecie uchodzić za synów, lecz raczej za dzieci nieprawego łoża. A jeśli szanowaliśmy naszych ziemskich ojców, mimo że nas niejednokrotnie karcili, to czyż nie tym większy szacunek powinniśmy okazywać Ojcu dusz naszych, aby sobie przez to zasłużyć na życie? Tamci karcili nas według swego uznania, by nas wychować na czas krótkich dni doczesnego życia. Ten zaś czyni to dla waszego dobra, w trosce o to, abyśmy byli uczestnikami Jego świętości. Wszelkie karcenie z początku nie sprawia radości, przeciwnie – smutek, potem jednak tym, którzy go doświadczyli, przynosi błogi owoc sprawiedliwości." [Hebr. 12:9-11]
Ewa Maja napisał(a):
Zauwazylam ze milosc oddzialywuje na zachowanie mojej corki duzo lepiej niz przyslowiowa "rozga" dlatego ze "wycisza" jej negatywne emocje. Jak corka cos "przeskrobie" i nakrzycze na nia to mimo ze mialam racje zawsze ja przepraszam a ona odwzajemnia sie tym samym choc wczesniej i tak przewaznie od razu okazuje skruche. Ostatnio dzielilam sie tym z siostrami i uslyszalam od jednej z nich ze moge zrobic w ten sposob corce krzywde???
No, jeśli byś chciała wychowywać "bezstresowo", to i krzyczeć nie wypada...
Okazywanie skruchy jest ok, ale powinno prowadzić do zmiany postawy w podobnych sytuacjach na przyszłość. Dzieci często okazuja skruchę, a następnie robią to samo, i znów okazują skruchę uznając, że własnie o to chodzi. Nie wiem, w jakim wieku masz dziecko, ale wiem z doświadczenia jako dziecko i jako rodzic, że niestety zmiana konkretnych zachowań wymaga zapamiętania konsekwencji przekroczenia granic wyznaczonych i konsekwentnie utrzymywanych. Czasem takie konsekwencje wymagają "penalizacji" w różnej formie (niekoniecznie cielesnej) i jeśli chodzi i o przykre konsekwencje, to w życiu one się zdarzają. Przepraszanie za nieodpowiednie własne reakcje jest na miejscu. Natomiast przepraszanie za słusznie wymierzoną karę prowadzi do demoralizacji dziecka, a potem dorosłego człowieka.