www.ulicaprosta.net

Forum przy Ulicy Prostej
Teraz jest N maja 11, 2025 11:35 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 122 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5 ... 9  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: N sty 16, 2011 3:46 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt wrz 09, 2005 7:51 am
Posty: 527
Indi napisał(a):
Dlatego właśnie nie jestem przekonana o tym, że jestem nienarodzona na nowo, bo Bóg coś tam działa, mówi, zmienia, ale jakoś to topornie idzie, to może być jakiś problem inny, tylko że Bóg mi go nie chce pokazać i to jest największy problem, zwykle modliłam się żeby Bóg mi po prostu pokazał co jest ze mną nie tak, ale gdyby posłał człowieka, który by mi to powiedział, nie miałabym nic przeciwko.


I tu przyszedł moment, w którym chętnie postawiłabym pytanie bardziej osobiste: w jakich dziedzinach Bóg cię zmienia, a w jakiej sprawy stoją w miejscu?
Z jakiego powodu ktoś powiedział ci, że nie wydajesz owocu?
Jeżeli oczywiście nadal chcesz odpowiadać na forum.

_________________
Wy do wolności powołani jesteście.
(Gal 5,13)


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N sty 16, 2011 4:19 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sty 14, 2011 11:52 am
Posty: 41
Owieczka napisał(a):
Z rodziną chyba też masz nie najlepszy kontakt...

tymczasowo mieszkam z rodzicami, ale nie jest tak, że nie mam z nimi kontaktu, jakbym chciała pogadać, to byśmy pogadali, tylko że ja nie chcę, albo może nie potrafię, rozmowa to jest podstawowy problem moich relacji z ludźmi, ja po prostu jestem bardzo małomówna i ciężko mi się rozmawia, gdyby nie to, to wszytsko byłoby dużo lepiej.
Cytuj:
Jesteś młoda?

Tak, mam 24 lata
Cytuj:
Samotna?

Tak
Cytuj:
A co ze społecznością- masz takową z wierzącymi, czy też pozostaje to tylko w formie luźnych, niezobowiązujących towarzyskich spotkań? W jakim kościele się nawróciłaś? W jakim jesteś teraz

jestem teraz w nowym dla mnie kościele i nie mam tam zbyt wiele osób, z którymi się spotykam(choć kościół jest duży), właściwie to bym nie miała nikogo, gdyby nie to, że poznałam kilka osób z tego kościoła na pewnej kilkudniowej konferencji , raz na miesiąc czy dwa się spotykamy i to tyle, chodzę też na grupę domową, ale to też jest raz na miesiąc więc niewiele tego jest.
Nie wiem tylko co masz na myśli mówiąc "jakim kościele", chodzi ci o denominację czy co? To był niewielki kościół zielonoświątkowy do którego chodziła z rodzicami.

Cytuj:
w jakich dziedzinach Bóg cię zmienia, a w jakiej sprawy stoją w miejscu?

To jest chyba tak, że Bóg zmienił we mnie kilka rzeczy, które dotyczą relacji ja - Bóg, a nie zmienia tych które dotyczą relacji ja - inni ludzi i ja - ja, no i relacje ja - Bóg też pozostawiają wiele do życzenia, to się dzieje wszystko zbyt wolno zbyt mało tego jest jak na siedmioletni staż bycia dzieckiem Bożym. Cechy mojego charakteru głównie utknęły w miejscu, no i takie inne wewnętrzne sprawy, które kotłują się we mnie i nie potrafię sobie z nimi poradzić.

Cytuj:
Z jakiego powodu ktoś powiedział ci, że nie wydajesz owocu?

Chyba głównie dlatego, że nie potrafię okazywać miłości ludziom, więc stwierdził, że nie ma ma we mnie miłości Bożej. No i ja też nie wiem jak to jest, kocham ludzi, ale jestem introwertyczką, nie okazuję emocji i uczuć zwykle, no i jestem zamknięta w sobie i małomówna, więc ciężko mi przychodzi rozmowa z ludźmi, "a przecież jak się kogoś kocha, to powinno się nim interesować, rozmawiać" itd. itp. Z jednej strony ciężko jest wyjaśnić ekstrawertykowi jak to jest być introwertykiem, a z drugiej człowiek się zastanawia "dlaczego Bóg tego nie zmienia"? I dlatego nie wiem co jest grane, co jest ze mną nie tak, że Bóg tego wszystkiego nie zmienia, kiedy Go proszę. Nie jestem też zbyt radosna, właściwie to chyba niewiele rzeczy sprawia mi w życiu radość, szczególnie, że jakoś nie mogę zbliżyć się do Boga.

_________________
Moim szczęściem jest być blisko Boga


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N sty 16, 2011 5:35 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sty 12, 2011 6:21 pm
Posty: 137
Wiesz co Indi, cały dzień o Tobie myślałam. Nawet podczas kazania :oops: Tak jak pisała Owieczka (i inni) trudno coś komuś radzić, gdy się tak mało o nim wie. Wtedy najłatwiej jest strzelić kulą w płot. Ale jeśli nie masz nic przeciwko temu, to ja dalej będę próbowała strzelać. A nóż-widelec :wink: (co za głupi zwrot).
Najłatwiej mi porównać to, co przeżywasz z tym, co sama dobrze znam. Ja długo miałam problem z perfekcjonizmem. Albo wszystko, albo nic. Godziny Biblii i modlitwy(raczej odbębnianie niestety, ale wtedy tak tego nie widziałam), całe dnie w pracy. Od czasu do czasu spotkania w zborze. Nie było czasu na relacje. Ale nie brakowało mi ich. Może nawet specjalnie tak organizowałam sobie czas? Jako perfekcjonistka stawiałam sobie bardzo wysoką poprzeczkę. Nawet nie chciałam myśleć o tym, że ktoś, kto byłby bliżej mnie mógłby zauważyć, że nie jestem doskonała. Stąd napisałam, że może boisz się opinii ludzi(ale jak widać pomyliłam się). Jako perfekcjonistka coraz więcej od siebie wymagałam i nie byłam zadowolona ze swoich postępów w Panu. Ciągle musiałam działać, ciągle wiecej i lepiej. To mi z jednej strony dawało jakieś ukojenie, a z drugiej maksymalnie wykańczało. Może to jest Twój problem? (to tylko strzał :wink: )

Myślałam też o tym, że sprawiasz wrażenie osoby bardzo wrażliwej, która za wszelką cenę musi się chronić, bo łatwo ją zranić. Zgadzam się z poprzednimi uwagami, że chrześciajnie potrafią być wyjątkowow gruboskórni. Każde otwarcie się oznacza, że wystawiasz się na zranienia. A może już ktoś Cię tak zranił, że nie masz ochoty cierpieć drugi raz?(kolejny strzał).

Nastepna rzecz, która jest z tym związana to brak zaufania do ludzi i do Boga. Ja nie zdawałam sobie sprawy, że nie ufam Bogu. Wydawało mi się, że już Mu się we wszystkim poddałam, ale kontrolowałam(typowe dla perfekcjonistów) większą część mojego życia. Nigdy tak nawet nie pomyślałam(nie pozwoliłabym sobie na to), ale zachowywałam się tak jakbym ja lepiej wiedziała, co jest dla mnie lepsze niż (wie to) Bóg. Nie mówię, że już mam to całkowicie za sobą, ale robię coraz większe postępy i już z każdego z nich się cieszę i za każdy dziękuję Bogu. To, że zwolniłam uścisk, wyzwoliło Boże działanie. Wydaje mi się, że Bóg nie chce na siłę uszczęśliwiać nas wbrew nam samym. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Pozwolił mi się męczyć dopóki nie zrozumiałam, że muszę i chcę Mu się poddać, tak naprawdę. Wtedy zaczął działać. To był już ostatni strzał oddany w tej serii.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N sty 16, 2011 5:48 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sty 14, 2011 11:52 am
Posty: 41
zielona dziękuję ci, że się starasz, to wiele dla mnie znaczy. :oops:

1. nie jestem perfekcjonistką, właściwie to mam wrażenie, że nic mi w życiu nie wychodzi i jestem do niczego, i nie mam determinacji żeby to zmienić :(
2. faktycznie jestem wrażliwa i boję się, że ktoś mnie może zranić, bo już nie raz tego doświadczyłam, ale ja naprawdę chciałbym się otworzyć, dlatego się modlę, żeby Bóg to zrobił, bo ja sama nie potrafię.
3.barku zaufania też nie wykluczam, co prawda bardzo bym chciała, żeby Bóg zrobił zamiesznaie w moim życiu i wszytsko poprzestawiał, tak jak się Jemu podoba, ale może w praktyce wcale nie robię tak jak bym chciała, albo może jest coś co przeszkadza Bogu w działaniu.

_________________
Moim szczęściem jest być blisko Boga


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N sty 16, 2011 5:56 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt wrz 09, 2005 7:51 am
Posty: 527
Indi napisał(a):
To jest chyba tak, że Bóg zmienił we mnie kilka rzeczy, które dotyczą relacji ja - Bóg, a nie zmienia tych które dotyczą relacji ja - inni ludzi i ja - ja, no i relacje ja - Bóg też pozostawiają wiele do życzenia, to się dzieje wszystko zbyt wolno zbyt mało tego jest jak na siedmioletni staż bycia dzieckiem Bożym. Cechy mojego charakteru głównie utknęły w miejscu, no i takie inne wewnętrzne sprawy, które kotłują się we mnie i nie potrafię sobie z nimi poradzić.
(...)
No i ja też nie wiem jak to jest, kocham ludzi, ale jestem introwertyczką, nie okazuję emocji i uczuć zwykle, no i jestem zamknięta w sobie i małomówna, więc ciężko mi przychodzi rozmowa z ludźmi, "a przecież jak się kogoś kocha, to powinno się nim interesować, rozmawiać" itd. itp. Z jednej strony ciężko jest wyjaśnić ekstrawertykowi jak to jest być introwertykiem, a z drugiej człowiek się zastanawia "dlaczego Bóg tego nie zmienia"? I dlatego nie wiem co jest grane, co jest ze mną nie tak, że Bóg tego wszystkiego nie zmienia, kiedy Go proszę. Nie jestem też zbyt radosna, właściwie to chyba niewiele rzeczy sprawia mi w życiu radość, szczególnie, że jakoś nie mogę zbliżyć się do Boga.


Obstawiałam coś podobnego, Indi. Nie wiem, czy się moi bracia i siostry z UP ze mną zgodzą w tym co zaraz napiszę, to jest moja osobista opinia.

Wydaje mi się mianowicie, że szybciej rozprawiamy się w nowym życiu z Panem z tym wszystkim, co umownie nazwę zewnętrznym, wolniej z tym, co jest tak zrośnięte z naszym "ja", że oderwane krwawi...

Często najpierw widzimy bałwochwalstwo starego życia i z nim zrywamy, przestajemy czcić obcych bogów, chwilę potem nasze sumienie alarmuje przy każdym przejawie nieuczciwości, zaczynamy płacić podatki, przestajemy jeździć tramwajem na gapę, ściągać na egzaminie itp
Zyskujemy nowe pojęcie sprawiedliwości.

Wolniej- siedem lat może wystarczyć, może nie- trwa praca nad naszym charakterem.Jeżeli na przykład ktoś jest porywczy, to nie stanie się łagodny z dnia na dzień, powiem więcej, ta łagodność, która jest owocem Ducha może objawić się też tym, że po spontanicznym wybuchu ktoś natychmiast przeprasza i żałuje. Generalnie pozostajemy sobą choć uczymy się i pokonujemy różne nasze górki.

"Najgorzej" jest z obszarami bardzo głębokimi. Wierzę, że nie jest tak dlatego, że Bóg nie mógłby tego przyspieszyć, ale On sam tak chciał, żeby kształtowanie np. dębu trwało sto lat...
Wszystko, co trwałe, co solidne, co prawdziwe wymaga czasu.
Długo wychodzi się z kompleksów, z lęków, z traum dzieciństwa, z porażeń emocjonalnych albo z efektów prania mózgu- na pewno nie wyczerpałam listy.

Nie jest powiedziane, że chora owca nie jest owcą, tylko wilkiem. Chorą owcę Pan sam bierze na ramiona. I leczy. Jeżeli po siedmiu latach spojrzysz w tył i zobaczysz, że przecież coś drgnęło w temacie- jest dobrze.

A z tą radością to jest tak, że ona nie przychodzi, dopóki koncentrujemy się na tym,co jeszcze musimy zrobić i jak daleko niemożliwy cel jest przed nami. Uświadomienie sobie, że wszystko już zostało zrobione i zapłacone, zaprzestanie wysiłków- uruchamia jakąś nową sprężynkę.

Kochać ludzi można też na wiele sposobów.
Nie zawsze jest to tożsame ze spełnianiem ich oczekiwań.Kochaj ich sposobem Indi :)

_________________
Wy do wolności powołani jesteście.
(Gal 5,13)


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N sty 16, 2011 6:43 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sty 12, 2011 6:21 pm
Posty: 137
Indi napisał(a):
No i ja też nie wiem jak to jest, kocham ludzi, ale jestem introwertyczką, nie okazuję emocji i uczuć zwykle, no i jestem zamknięta w sobie i małomówna, więc ciężko mi przychodzi rozmowa z ludźmi, "a przecież jak się kogoś kocha, to powinno się nim interesować, rozmawiać" itd. itp. Z jednej strony ciężko jest wyjaśnić ekstrawertykowi jak to jest być introwertykiem, a z drugiej człowiek się zastanawia "dlaczego Bóg tego nie zmienia"? I dlatego nie wiem co jest grane, co jest ze mną nie tak, że Bóg tego wszystkiego nie zmienia, kiedy Go proszę. Nie jestem też zbyt radosna, właściwie to chyba niewiele rzeczy sprawia mi w życiu radość, szczególnie, że jakoś nie mogę zbliżyć się do Boga.


Jeśli można chciałabym dodać coś do tego, co napisała Szelka. Ja lubię introwertyków. Sama jestem ekstrawertyczką i nie wyobrażam sobie świata składającego się wyłącznie z ekstrawertyków. Kiedyś słyszałam świadectwo pewnej Amerykanki, że Bóg po jej nawróceniu zmienił jej temperament. Oczywiście trudno jest mi kwestionować czyjej świadectwo, ale zmiana temperamentu? Rozumiem zmianę charakteru, ale temperament? Przecież można kochać ludzi jako melancholik i jako sangwinik. Można kochać ludzi jako introwertyk(o czym pisze Szelka) i jako ekstrawertyk. Im większa różnorodność tym ciekawiej, lepiej. Zaczynam zastanawiać się, czy Twoje problemy nie wynikają z tego, że inni wierzący Cię ciągle krytykują i czegoś w Tobie nie akceptują.

A tak a propos introwertyków... Wiem z własnego doświadczenia , że można nawiązać świetne relacje z introwertykami robiąc rzeczy, podczas których nie koniecznie trzeba bez przerwy gadać. Np. świetnym sposobem jest chodzenie po górach. Robiłam to będąc jeszcze w grupie młodzieżowej w swoim kościele. Byliśmy zbyt zmęczeni, by za dużo gadać, a jaka się więź wtedy miedzy nami tworzyła...Ach, dawne czasy... Chyba sie trochę rozmarzyłam.

Indi napisał(a):

2. faktycznie jestem wrażliwa i boję się, że ktoś mnie może zranić, bo już nie raz tego doświadczyłam, ale ja naprawdę chciałbym się otworzyć, dlatego się modlę, żeby Bóg to zrobił, bo ja sama nie potrafię.


Już wcześniej ktoś napisał, że jak będziesz sie szczerze o to modlić, to Bóg na pewno Cię wysłucha. Ale warto pamiętać, by nie otwierać się przed pierwszą napotkaną osobą, ale upewnić się, że osoba przed którą się otwierasz potrafi dochować tajemnicy i kocha Cię na tyle, że świadomie nie będzie Cię ranić.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N sty 16, 2011 6:50 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
Chyba głównie dlatego, że nie potrafię okazywać miłości ludziom, więc stwierdził, że nie ma ma we mnie miłości Bożej. No i ja też nie wiem jak to jest, kocham ludzi, ale jestem introwertyczką, nie okazuję emocji i uczuć zwykle, no i jestem zamknięta w sobie i małomówna, więc ciężko mi przychodzi rozmowa z ludźmi, "a przecież jak się kogoś kocha, to powinno się nim interesować, rozmawiać" itd. itp
.

Miłość ludziom można okazywać na różne sposoby. Jesteśmy Ciałem Chrystusa- jeden ma cierpliwość kogoś wysłuchać, inny pomoże materialnie/finansowo...
Cytuj:
Z jednej strony ciężko jest wyjaśnić ekstrawertykowi jak to jest być introwertykiem, a z drugiej człowiek się zastanawia "dlaczego Bóg tego nie zmienia"? I dlatego nie wiem co jest grane, co jest ze mną nie tak, że Bóg tego wszystkiego nie zmienia, kiedy Go proszę
.

A czy bycie introwertykiem jest grzechem? Dlaczego miałabyś to zmieniać?

Cytuj:
Nie jestem też zbyt radosna, właściwie to chyba niewiele rzeczy sprawia mi w życiu radość, szczególnie, że jakoś nie mogę zbliżyć się do Boga.

I ten wpis daje mi dużo do myślenia- Indi, może ja też strzelam kulą w płot, wybacz- ale kiedy czytam Twoje posty, to nie widzę żadnej introwertyczki, a raczej młodą, a już nieco zgorzkniałą osobę. Nie masz zaufania do ludzi, nie umiesz się do nich zbliżyć, uciekasz przed bliskością...sama piszesz, że jesteś zraniona...Myślę, że powinnaś wybaczyć, oddać coś Bogu, uwolnić się od tych złych emocji, które w Tobie tkwią.

Nie musisz pisać na forum- ale przyjrzyj się temu, co Cię w życiu spotkało, do kogo czujesz niechęć, spróbuj sobie odpowiedzieć na pytanie: czemu boję się bliskości z ludźmi?
Byłam do Ciebie trochę podobna- małomówna( choć wiele osób mi nie uwierzy, he, he), a było to spowodowane tym, że dookoła mnie nie było osób, którym by autentycznie na mnie zależało, kto by zainteresował się tym, co przeżywam, kim jestem, jakie mam marzenia. Miałam rodzinę i koleżanki- a czułam się potwornie samotnie. Nie umiałam też zbliżyć się do innych. A bardzo chciałam, brakowało mi relacji. Nie wiem, czy tak jest w Twoim przypadku...Żeby się z tym uporać musiałam wybaczyć moim Rodzicom, musiałam wybaczyć tym, którzy mnie zranili. Najpierw musiałam przyznać, że mnie zraniono, bo jakoś bagatelizowałam to, albo obwiniałam jedynie siebie.

Wybacz, Indi, nie widzę w Tobie żadnej introwertyczki...Introwertyk to ktoś, kto w ogóle się nie otwiera- nawet anonimowo na forum. Introwertyk wybrałby rozmowę na pw, z wybraną osobą.

Jesteś bardzo młoda, zbór, w którym jesteś nie spełnia Bożych standardów z tego, co czytam. Bóg może wiele zmienić w naszym życiu- ale może podejmij decyzję, że Ty podejmiesz też wysiłek, aby coś zmienić. Spróbuj skonkretyzować swoje pragnienia- chcesz mieć przyjaciół? Zbliżyć się do ludzi? Próbuj, zwalcz swoją niechęć, strach czy cokolwiek to jest. Przygotuj się też na zranienia- ludzie będą cię ranić. Módl się o nich. Rozmawiaj z Bogiem. Czytaj Jego Słowo- zmuś się. Kiedy czytam Boże Słowo- naprawdę coś się zaczyna dziać w moim życiu, kiedy je zaniedbuję, stoję w martwym punkcie.
A 7 lat w Panu...mój Boże, jak to malutko...jeszcze wszystko przed Tobą :D

Aha- niezbyt dobrze jest się ciągle koncentrować na sobie. Mam taką tendencję, to wiem, o czym mówię. Mi dobrze robi, jak sobie czymś wypełnię czas. Brzmi banalnie, ale wtedy nie mam czasu na zbyt długie rozważania o swoim skomplikowanym jestestwie :mrgreen: Zapisałam się na angielski, organizuję sobie czas modlitwy wstawienniczej w ciągu dnia, czas modlitewny z dziećmi, cichy czas z Biblią, kącik forumowy( kiedy mam czas na net ew. jakiś ciekawy film), resztę wypełnia mi praca w domu i zawodowa. No i proszę Boga o możliwość dołączenia do wierzących, wierzę, że ten czas przyjdzie, ale już się nie rzucam ":w te i we w te" :D


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N sty 16, 2011 8:15 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sty 14, 2011 11:52 am
Posty: 41
zielona i szelka mam nadzieję, że macie rację, i że Bóg zacznie w końcu działać

owieczka:
Cytuj:
I ten wpis daje mi dużo do myślenia- Indi, może ja też strzelam kulą w płot, wybacz- ale kiedy czytam Twoje posty, to nie widzę żadnej introwertyczki, a raczej młodą, a już nieco zgorzkniałą osobę. Nie masz zaufania do ludzi, nie umiesz się do nich zbliżyć, uciekasz przed bliskością...sama piszesz, że jesteś zraniona...Myślę, że powinnaś wybaczyć, oddać coś Bogu, uwolnić się od tych złych emocji, które w Tobie tkwią.

chyba nie strzelasz kulą w płot, jest tak jak piszesz, mam tylko nadzieję, że potrafię się od tego uwolnić, ale introwertykiem jestem, może nie kompletnym introwertykiem, ale jednak, jestem zamknięta w sobie, a internet daje mi na tyle anonimowości, że jestem w stanie mówić tu o rzeczach, o których nie powiedziałabym komuś kogo znam.

Cytuj:
Byłam do Ciebie trochę podobna- małomówna( choć wiele osób mi nie uwierzy, he, he), a było to spowodowane tym, że dookoła mnie nie było osób, którym by autentycznie na mnie zależało, kto by zainteresował się tym, co przeżywam, kim jestem, jakie mam marzenia. Miałam rodzinę i koleżanki- a czułam się potwornie samotnie. Nie umiałam też zbliżyć się do innych. A bardzo chciałam, brakowało mi relacji. Nie wiem, czy tak jest w Twoim przypadku...Żeby się z tym uporać musiałam wybaczyć moim Rodzicom, musiałam wybaczyć tym, którzy mnie zranili. Najpierw musiałam przyznać, że mnie zraniono, bo jakoś bagatelizowałam to, albo obwiniałam jedynie siebie.

No to mamy sporo wspólnego, też mi brakuje kogoś, kto by się mną zainteresował i bardzo mi kogoś takiego brakuje, no ale rozumiem, że w końcu spotkałaś kogoś takiego, możesz mi powiedzieć coś więcej na ten temat?

Cytuj:
Bóg może wiele zmienić w naszym życiu- ale może podejmij decyzję, że Ty podejmiesz też wysiłek, aby coś zmienić. Spróbuj skonkretyzować swoje pragnienia- chcesz mieć przyjaciół? Zbliżyć się do ludzi? Próbuj, zwalcz swoją niechęć, strach czy cokolwiek to jest.

i to też jest duży problem, jestem z natury jakaś taka, że nie mam determinacji do robienia rzeczy, które mi nie wychodzą, nawet rzeczy które mnie interesują, kiedy wymagają już większego wysiłku, to daje sobie spokój, to się też wiąże z tym, że jestem leń straszny i też z tego powodu, nie potrafię sobie wypełnić czasu, po prostu nie chce mi się robić pewnych rzeczy i nie wiem co zrobić, żeby to zmienić.

Cytuj:
Rozmawiaj z Bogiem. Czytaj Jego Słowo- zmuś się.

i to jest kolejny problem, bardzo chciałabym spędzać więcej czasu na modlitwie, ale ze względu na to, że jestem małomówna, nie potrafię, zawsze jestem bardzo konkretna, nie owijam w bawełnę, jednym zdaniem mówię o co mi chodzi i nie potrafię więcej, i to też trochę mi przeszkadza, bo taka modlitwa trwa 10 minut i co ja mam dalej robić? A poza tym jest bardzo monotonna, tzn. modląc się codziennie o to samo i w taki sam sposób zaczyna mi się to nudzić, i modlitwa nie jest wtedy dla mnie takim wyjątkowym czasem spędzonym z Bogiem, poza tym mam problem z koncentracją, nie potrafię np. trwać w ciszy przed Panem i rozmyślać o Nim, bo zaraz jakieś myśli mi przeszkadzają i jest to czas walki z moimi myślami zamiast odpoczynek przed Panem, ze względu na to też mam problem z czytaniem Biblii, słuchaniem kazań, nawet czasami podczas rozmowy z kimś tracę koncentrację i mam problem typu "o czym my rozmawiamy?"

Może i jestem zgorzkniała, tak jak piszesz, chociaż ja zwykle patrzę na to, że jestem realistką, widzę, że wszystko jest nie tak i nie potrafię na to spojrzeć bardziej optymistycznie. Zastanawiam się tylko czy te wszystkie rzeczy powodują ten mój duchowy zastój, to naprawdę tak przeszkadza Bogu, że nie chciał mi tego pokazać, pomóc mi w tym i zmienić tego, czy może być coś jeszcze?

Miałam nadzieję, że chodzi o coś więcej niż:
"masz problem z brakiem przebaczenia(czy czymkolwiek innym) ale Ja ci tego nie pokażę, radź sobie sama.
Bóg"

Nie wiem czy mnie rozumiesz, ja chciałabym być pewna tego, co jest problemem, bo już wiele razy próbowałam takich: "a może to to", i nic mi to nie dawało, to takie uderzanie w próżnie po ciemku.

_________________
Moim szczęściem jest być blisko Boga


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N sty 16, 2011 9:37 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
no ale rozumiem, że w końcu spotkałaś kogoś takiego, możesz mi powiedzieć coś więcej na ten temat?


To nie tak. To ja byłam problemem, nie ludzie. Z góry zakładałam, że mnie zranią i odrzucą, więc "projektowałam" odrzucenie. Ludzie są różni- jedni mili, sympatyczni, empatyczni, inni mają swoje problemy, od których nie umieją się uwolnić, jeszcze inni są po prostu egoistyczni, oschli...Najlepszym przykładem będzie chyba mój mąż. Przez lata uważałam, że jest egoistą, który nie umie dbać o moje potrzeby. Zranił mnie parę razy na początku małżeństwa i potem strasznie trudno było to wybaczyć. Nie umiałam zaufać ani w niego uwierzyć. I kiedy po raz enty modliłam się "Panie zmień go" lejąc gorzkie łzy, zrozumiałam, że Bóg chce, abym umiała wybaczyć i miłować- zanim usłyszę słowo "przepraszam" czy odczuję jakąś poprawę w zachowaniu bliskiej mi osoby. Kiedy zaczęłam się mniej koncentrować na mojej krzywdzie, a bardziej na tym, żeby okazywać miłość, szacunek- wtedy zaczęły się dziać cuda. A może po prostu dostałam "oczy" żeby widzieć coś, czego nie umiałam dostrzec wcześniej? Generalnie- jeśli będziesz lubić ludzi, patrzeć na nich tak wiesz, po Bożemu- to wtedy i relacje się zmienią. A jak patrzy na nas Bóg? Osądza nas, potępia, odrzuca, krytykuje, nie wybacza,nie daje kolejnej szansy....? My tacy jesteśmy. On nie. A my mamy być podobni do Niego,a przynajmniej się starać. Nie jesteśmy lepsi od innych. Kiedyś pomodliłam się o takie "duchowe oczy" i...chyba Bóg mi je dał...w prezencie. Może spróbuj? Tyle, że nie oczekuj, że coś stanie się szybko. Mi to zajęło( i nadal zajmuje!) parę ładnych lat.

.
Cytuj:
i to też jest duży problem, jestem z natury jakaś taka, że nie mam determinacji do robienia rzeczy, które mi nie wychodzą, nawet rzeczy które mnie interesują, kiedy wymagają już większego wysiłku, to daje sobie spokój, to się też wiąże z tym, że jestem leń straszny i też z tego powodu, nie potrafię sobie wypełnić czasu, po prostu nie chce mi się robić pewnych rzeczy i nie wiem co zrobić, żeby to zmienić.


Narzucić sobie większą dyscplinę. Trudno, tu za Ciebie Pan Bóg tego nie zrobi. Wytyczyć sobie cel, i dążyć do niego konsekwentnie. Podzielić całość na mniejsze, a wykonalne zadania. Nie robić za dużo, ani za mało. Nie ma lepszej recepty. Dużo zależy od Ciebie. Podejmij decyzję.
Cytuj:

i to jest kolejny problem, bardzo chciałabym spędzać więcej czasu na modlitwie, ale ze względu na to, że jestem małomówna, nie potrafię


Zdarza mi się być tak zmęczoną i wypaloną, że nie mam siły ust otworzyć.. Można mówić mało- a treściwie i szczerze. Czas nie ma takiego znaczenia. A modlisz się językami? Może poproś o ten dar, jeśli go nie masz. Modlę się językami i buduje to mojego ducha. I bardzo dobrze wiem, o czym mówisz...Miewam taki czas, czas posuchy, kiedy modlitwa i Słowo jest nudne, kiedy wszystko wydaje się bez sensu... Trudno coś na to poradzić- proś Boga o wypełnienie Duchem, zaśpiewaj Mu jakąś pieśń albo jej posłuchaj, a nawet Mu wykrzycz parę rzeczy czy wypłacz. Nawet jeśli Go nie czujesz- On jest, żyje, słyszy Cię, zna i bardzo Cię kocha.
Cytuj:
"masz problem z brakiem przebaczenia(czy czymkolwiek innym) ale Ja ci tego nie pokażę, radź sobie sama.
Bóg"

Bóg nigdy nie zostawia Cię samej. Ale jeśli chodzi o wybaczenie- po prostu liczy się postawa Twojego serca. Sama toczę boje, aby wybaczać różne rzeczy różnym ludziom i dochodzę do wniosku, że Bóg honoruje moje decyzje. Jest decyzja, szczere serce- jest pomoc Ducha, leczenie ran, emocji, naprawdę. To, że mogę tak spokojnie modlić się o ludzi, którzy mnie skrzywdzili w przeszłości- to łaska Boża! Najpierw była decyzja- ale tak wiesz, z zaciśniętymi zębami, coś w stylu- nie wiem, czy dam radę. Ale Bóg naprawdę pomaga, czasem napomni, czasem też przez braci i siostry- trzeba mieć "uszy i oczy otwarte", żeby nie odrzucić upomnienia od wierzących. Jesteś Jego dzieckiem- ale kończy się czas "noszenia na rękach", musisz nauczyć się "chodzić". Czasem klapniesz na pupę albo będziesz chciała "wyrzucić zabawki" i iść "na inne podwórko".Ale to się zmieni, zobaczysz.

I może...to jest właśnie problem? Może czas na przejście próby wiary?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N sty 16, 2011 9:55 pm 
Drogie Siostry, z całym szacunkiem, ale uważam, że psychologizujecie. Introwertyzm, ekstrawertyzm, sangwinizm, melancholizm - co to ma być? Humanistyczny determinizm? Nie ulega wątpliwości, że ludzie różnią się charakterem, ale to Bóg jest Panem naszego charakteru i nie jesteśmy niczego niewolnikami, od kiedy nas Chrystus wyzwolił. Jeśli nasze wrodzone lub nabyte skłonności stają na drodze do sprawiedliwego życia w łasce Pana Jezusa objawiającego się w miłości ku Bogu i ludziom, to bezsprzecznie one muszą ustąpić i muszą zostać ukrzyżowane. Nie nawołuję do braku litości dla człowieka, który się z tym zmaga - ale nawołuję, by człowiek nie miał litości dla tego, co go od Boga i Jego działania oddziela.

Indi, możesz mieć się za indywidualistkę, za introwertyczkę, za osobę niepotrafiącą zbliżyć się do ludzi. Masz problem i bez względu na to, czy narodziłaś się na nowo czy nie, rozwiązanie jest jedno, a droga prosta i wiedzie prosto na krzyż. Kiedy wszystko zdaje się być niemożliwe, na krzyżu staje się możliwe. Nie potrafisz zbliżyć się do Boga, nie potrafisz zbliżyć się do ludzi, nie potrafisz wczytać się w Słowo Boże, nie potrafisz oddać się modlitwie (modlitwie, ale nie mam na myśli tego, co opisałaś, a co jest zestawem tradycyjnych znikąd wziętych chrześcijańskich pojęć - jakiegoś trwania w ciszy i innych medytacji itp.) - to co Cię oddziela jest proste, a nazywa się grzech i cielesna natura, które człowieka oddzielają od Boga i zaprowadzają nieprzyjaźń miedzy ludźmi. Nie chodzi mi o to, że żyjesz w jakimś konkretnym grzechu, ale że znajdujesz się w takim stanie, który będzie niszczył Twoje relacje z ludźmi i Twoja relację z Bogiem - jeśli ją kiedykolwiek miałaś. Możesz mieć się za indywidualistkę, ale obawiam się, że to jest właśnie część problemu - Twoje przywiązanie do tego kim jesteś. Twoje posty mówią: pomóżcie mi, spróbuję tego, co mi poradzicie, tylko błagam, nie każcie mi iść na krzyż. Dlatego możliwe, że Twój problem nie zostanie rozwiązany, ponieważ zdaje się, że zostawiasz z góry coś dla siebie, coś czego wiesz, że nie oddasz. Ty się zawiedziesz na nas i na każdym innym, kto Ci będzie radził, a sama nie zaznasz spokoju. Tymczasem nie jesteś szczególnym przypadkiem, którego nikt nie może rozgryźć - po prostu z góry mówisz: ja jestem taka i nie mogę i nie umiem i się nie zmienię, bo taka jestem, przykro mi, ale mi nie przykro. Bóg nie działa, bo Go nie wpuściłaś - Bóg rządzi tam, gdzie oddaje się mu panowanie. Jeśli nie rządzi, to znaczy, że nie został naprawdę zaproszony.

Możesz mieć dobre chęci, możesz chcieć żyć z Bogiem i być Mu posłuszna, ale jeśli jednocześnie usiłujesz zachować siebie, to niestety - Twoje życie może przeżyć tylko jedna osoba i albo żyjesz Ty, albo żyje w Tobie Chrystus. Siedem lat to bardzo dużo i jeśli od siedmiu lat taki stan trwa to jest to bardzo niepokojące. Spójrzcie do na uczniów w Dziejach, w Listach - to byli ludzie, którzy z dnia na dzień doznawali przemiany, z tchórzów w ludzi wychodzących na linię strzału; z morderców w ludzi, którzy dawali się ukamienować za innych, znosili szykany, obelgi, przekleństwa; z ludzi, którzy żyli dla siebie, w ludzi, którzy potrafili wiele poświęcić dla innych. Nie mówię, że to jest reguła i wszyscy mają tak mieć i już. Ale co się zmieniło od tamtych czasów, że dzisiaj musimy uciekać się do tego, że tak nas sklasyfikowała współczesna psychologia albo starożytny podział na 4 charaktery i musimy kombinować jak introwertyk może innych kochać inaczej, zamiast po prostu się zmienić. A pisze to introwertyk z Bożej łaski zbawiony od swojego charakteru.

Indi, co jest tak cennego w Twoim życiu, że się go tak trzymasz? Czy naprawdę to jest warte takiej męki? Wiem, że Bóg zabiera rzeczy, których się w sobie brzydzimy i z którymi więcej wspólnego nie chcemy mieć - tylko najpierw trzeba je naprawdę znienawidzić. To się nazywa opamiętanie, kiedy patrzysz na coś w sobie i dociera do ciebie, że tego nie znosisz i cię to zniewala. Takim czymś jest nasze stare życie, którego trzeba się zaprzeć, żałować i zwrócić do Boga o ratunek. Bóg zabierze to, co będziesz naprawdę chciała oddać, ale jeśli prosisz o to, by oddalił od Ciebie ten kielich, ten krzyżowy los przeznaczony pokutującym ludziom, to odpowiedź brzmi: nie.


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn sty 17, 2011 11:11 am 
Witaj Indi, dziekuje za ten watek, jestem bardzo podobna do Ciebie i dziekuje znowu szelce za jej budujace posty.


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn sty 17, 2011 4:28 pm 
Offline

Dołączył(a): Pt maja 06, 2005 12:18 am
Posty: 1266
Indi...posłuchałabym Elendila.Dobrze prawi.Dziewczyny też mają rację ale jakoś my kobiety mamy dziwne ciągoty do psychologizowania. :D
Kiedy byłam w podobnym stanie co Ty dostałam takie Słowo...
Przyp. 18:1
1. Odludek szuka pozorów, aby móc sprzeciwić się wszelkiej słusznej radzie.
Bardzo mi się źle słyszało ale to właśnie Słowo uleczyło mnie i mam nadzieje,że pomoże i Tobie.
Dobrze,że zdecydowałąś się na wyjście do ludzi....do nas na forum.To dobry początek :)

_________________
Arkę Noego budowali amatorzy a Titanica profesjonaliści.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn sty 17, 2011 6:51 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sty 14, 2011 11:52 am
Posty: 41
Elendil napisał(a):
Możesz mieć się za indywidualistkę, ale obawiam się, że to jest właśnie część problemu - Twoje przywiązanie do tego kim jesteś. Twoje posty mówią: pomóżcie mi, spróbuję tego, co mi poradzicie, tylko błagam, nie każcie mi iść na krzyż. Dlatego możliwe, że Twój problem nie zostanie rozwiązany, ponieważ zdaje się, że zostawiasz z góry coś dla siebie, coś czego wiesz, że nie oddasz.

dzięki ci Elendil ze twoją krytykę, właśnie na coś takiego liczyłam, tylko że mam wrażenie, że się tu mylisz, ja nie jestem przywiązana do tego kim jestem, ja siebie prawie nienawidzę za to jaka jestem, dlatedo chciałaby umrzeć, albo nigdy się nie urodzić, bo nie potrafię ze sobą wytrzymać, ale wiem też niestety, że ja nie potarfię siebie zmienić, bradzo bym chciałą, ale nie umiem, liczyłam na to że Bóg mi pomożę, ale nie pomaga, i wcale też nie piszę, że nie chcę iść na krzyż, i nie ma teakiej rzeczy, której bym nie chciała, albo nie była gotowa oddać, myślisz, że je nie wiem z czym się wiąże pójście za Jezusem? Jestem gotowa na wszytsko, ale jeśli warunkiem tego, żebym mogła należeć do Boga jest zmiana samej siebie(bez Jego pomocy), to jestem spisana na straty, nie mam szans tutaj i już, może za kilkadziesiąt lat.

Cytuj:
Tymczasem nie jesteś szczególnym przypadkiem, którego nikt nie może rozgryźć - po prostu z góry mówisz: ja jestem taka i nie mogę i nie umiem i się nie zmienię, bo taka jestem, przykro mi, ale mi nie przykro. Bóg nie działa, bo Go nie wpuściłaś - Bóg rządzi tam, gdzie oddaje się mu panowanie. Jeśli nie rządzi, to znaczy, że nie został naprawdę zaproszony.

no ale chciałabym wiedzieć, gdzie to jest napisane w Biblii, bo mam wrażenie, że to Bóg, przez Ducha świętego zmienia nasze życie, a nie, że ja się mam najpierw zmienić a potem oddać swoje życie Bogu, bo ja Bogu wszytsko oddałam, no a jeśli jest tak jak mówisz, że nie został zaproszony, to tak jak napisałam w pierwszym poście, ja nie wiem co mogę jeszcze zrobić, żeby się narodzić na nowo, może powiedz mi coś konkretnego, bo sam fakt niemożności zmiany samej siebie, nie może być powodem, dla którego Bóg nie chce chce przejąć panowania nad moim życiem.

Cytuj:
Indi, co jest tak cennego w Twoim życiu, że się go tak trzymasz? Czy naprawdę to jest warte takiej męki?

Nie ma takiej rzeczy w miom życiu, jestem tego pewna

Cytuj:
Wiem, że Bóg zabiera rzeczy, których się w sobie brzydzimy i z którymi więcej wspólnego nie chcemy mieć - tylko najpierw trzeba je naprawdę znienawidzić. To się nazywa opamiętanie, kiedy patrzysz na coś w sobie i dociera do ciebie, że tego nie znosisz i cię to zniewala. Takim czymś jest nasze stare życie, którego trzeba się zaprzeć, żałować i zwrócić do Boga o ratunek. Bóg zabierze to, co będziesz naprawdę chciała oddać, ale jeśli prosisz o to, by oddalił od Ciebie ten kielich, ten krzyżowy los przeznaczony pokutującym ludziom, to odpowiedź brzmi: nie

No to ja nie mam problemu z żadną z tych rzeczy, które opisujesz, przykro mi, musisz celować gdzieś indziej

_________________
Moim szczęściem jest być blisko Boga


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn sty 17, 2011 7:05 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
ja siebie prawie nienawidzę za to jaka jestem, dlatedo chciałaby umrzeć, albo nigdy się nie urodzić, bo nie potrafię ze sobą wytrzymać,


No i dobrze. Mamy za co się nienawidzić, wredni albowiem jesteśmy :twisted: Nasza cielesna natura to nic dobrego. Ale...skoro Jezus za Ciebie zmarł, skoro Ci wybaczył, skoro Duch Cię prowadzi- to po prostu bądź Mu posłuszna. Jeśli mówisz: ale ja nie potrafię zbliżyć się do ludzi, nie mogę mieć z nimi relacji, czynisz z Boga ...kłamcę. Bo On Cię uzdolnił do okazywania miłości- i w imię tej miłości będziesz umiała poświęcić samą siebie. Nie chcesz? Idź wbrew sobie. Mówisz, że nie potrafisz się zbliżyć? Wbrew sobie okaż cierpliwość i czas komuś. Nie potrafisz rozmawiać? Idź do ludzi i otwórz usta. Proś Boga o łaskę- ale podejmij jakieś kroki. I wiesz...kiedy ktoś mówi, że n i e potrafi się zmienić, tak naprawdę mówi "nie chcę się zmienić". Mówisz "ale ja się łatwo zniechęcam, nie potrafię podjąć wysiłku". Wbrew sobie doprowadź daną rzecz do końca. Po prostu nie ma na to innej rady, nie zmienisz się jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki, Bóg nie uczyni Cię relatywną, pracowitą i wytrwałą w b r e w Tobie.Ale gotów jest Ci pomóc i Cię wspierać- musisz jednak zacząć iść.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn sty 17, 2011 7:51 pm 
Owieczko, słusznie piszesz :)

Indi, nie jest ani prawdą, że sama się musisz zmienić, a dopiero potem Bóg coś zrobi, ani nie jest prawdą, że Ty będziesz siedzieć, a Bóg sam zrobi wszystko za Ciebie, zaczaruje Cię tak, żebyś się zmieniła.

Rz 8:28-30 (BW)
A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani.Bo tych, których przedtem znał, przeznaczył właśnie, aby się stali podobni do obrazu Syna jego, a On żeby był pierworodnym pośród wielu braci;A których przeznaczył, tych i powołał, a których powołał, tych i usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych i uwielbił.

To jest współdziałanie. Bez Bożej łaski niemożliwa jest jakakolwiek zmiana, ale bez Twojego zaparcia się samej siebie i wiary, nie ma łaski. Są ludzie, którzy wierzą, że muszą czekać na jakieś natchnienie Ducha Świętego, aby się zmienić, ale ich życie dowiodło, że jest to fałszywa teologia, ponieważ Duch na którego czekają nigdy nie przychodzi, a oni mają wymówkę przed sobą do trwania w grzechu. Ale nie tak ma być: kto kradnie, niech kraść przestanie [Ef. 4:28], a nie - niech czeka, aż Bóg mu da możliwość niekradnięcia. Nie ma "chciałbym, ale nie potrafię, chciałbym ale nie mogę" - jeśli nie mogę, to znaczy, że nie chcę. Bo wykonanie jest możliwe dzięki Jezusowi - i jest dane. Wykonało się. Więc problem jest z chceniem, z wolą. Wierzę, że się ze sobą męczysz i iluż ludzi takich jest i było, którzy się męczą i starają i zmagają, ale nie ma w tym mocy, dlatego, że wciąż rządzi nimi cielesność: albo z cielesności nie chcą porzucić swoich starych zachowań, albo z cielesności nie chcą przełamać niemożności do życia dla Boga. Mówisz, że rozumiesz krzyż - więc go weź, ukrzyżuj to, co Cię zniewala i zacznij żyć tak, jak Jezus żył. To Twoja działka i nikogo innego. Jeśli jesteś leniwa - do roboty, jeśli jesteś zamknięta - mów, jeśli jesteś niemiła dla kogoś - skończ z tym. Po prostu nie jest cudem to, że Bóg Cię za dotknięciem różdżki zmieni, ale to, że uwierzysz Jezusowi, iż jeśli zaprzesz się siebie, zerwiesz ze swoim starem życiem, czynami i charakterem, to będziesz mogła żyć z Nim i jak Mu sie podoba.

Czy myślałaś kiedykolwiek, że kiedy się nawróciłaś, to Twój charakter, zwyczaje, mentalność, poglądy razem z całym starym życiem przeszły do historii i zostały skazane na wyrzucenie? Nie że decydujesz co zostawić, a co wyrzucić - ale wszystko staje się nowe. Nie ma już Indi, umarła, a ta osoba, która żyje jest nową osobą w zupełności stworzona przez Boga od nowa. To właśnie oznacza narodzić się na nowo. Nie jesteś zamknięta w sobie, nie jesteś leniwa, nie jesteś małomówna - taką była stara Ty, ale ona poszła na krzyż i jest martwa, teraz masz być taką, jaką Bóg chce żebyś była.

Nie umiera się na krzyżu z samego chcenia - krzyż oznacza, że kiedy możesz zrobić tak, jak zrobiłaby stara Indi, robisz odwrotnie, zapierasz się siebie, a posłuszna Bogu robisz, jak On by chciał. To nie jest tak, że będziesz siedzieć i wewnętrznie będziesz posłuszna Słowu - posłuszeństwo polega na tym, że w sytuacji, kiedy masz okazać praktycznie posłuszeństwo, to to robisz i nie ma wymówek. Czyli: jestem leniwy i zamiast zastanawiać się, co tu zrobić, żeby przestać być leniwym, po prostu zaczynam robić, to co należy.

1Pt 1:14-16 (BW)
Jako dzieci posłuszne nie kierujcie się pożądliwościami, jakie poprzednio wami władały w czasie nieświadomości waszej, lecz za przykładem świętego, który was powołał, sami też bądźcie świętymi we wszelkim postępowaniu waszym, ponieważ napisano: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty.

Posłuszeństwo i świętość to sprawa dynamiczna, a nie statyczna. Z ich powodu się coś robi, a jak się nie robi, to się nie jest ani posłusznym, ani świętym.


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 122 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5 ... 9  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 10 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL