A my z mężem obydwoje mieliśmy pragnienie posiadania dzieci od początku, jak tylko pamiętamy, ze rozmawialiśmy o tym.
Bardzo nas to cieszyło, to wspólne, zgodne pragnienie. Nie byliśmy już "podlotkami", gdy się spotkaliśmy i mieliśmy też prace. Chcieliśmy jednak przygotować się na przyjęcie tego "bezzwrotnego DARU" jak najlepiej.
Po ślubie nie stosowaliśmy zabezpieczeń innych poza NMRP, żeby ominąć dni płodne, ale nie staraliśmy się zbytnio uważnie. Przygotowywaliśmy się w-g naszego zrozumienia tak, żeby wiedzieć czego się spodziewać w praktyce, omawialiśmy różne kwestie, spotykaliśmy się z innymi małżeństwami wierzących, nie chcieliśmy skrzywdzić dzieci, ale przyjąć je z pełną odpowiedzialnością przed Bogiem.
Ja wiedziałam, że najlepszym momentem będzie ten, kiedy to mój mąż wykaże gotowość. I tak się kiedyś stało.
Nasze świadome i aktywne starania o ten DAR trwały jednak i trwały, i trwały - pomimo świadomości momentu owulacji nie przynosiły efektów.
Nie omieszkaliśmy skorzystać z diagnozy medycznej. Naturalne rokowania nie były pomyślne z obydwu stron.
Aż tu NAGLE okazało się, że jednak jestem w ciąży.
W 4 miesiącu płód obumarł.
Dziwna to była sytuacja. W Szpitalu po "czyszczeniu" przez jakiś czas nie miałam współpacjentek na sali i mogłam swobodniej stwać przed JHWH. Pojawiło się we mnie pytanie: "dla jakiej przyczyny tak się stało?", ale zaraz przyszła też pokuta z tego i refleksja, ze jednak nie chcę wiedzieć, skoro tak JHWH zdecydował, to chcę nadal Go uwielbiać, nadal tylko Jemu się podobać i tylko Jego szukać w swoim życiu, bo wiedziałam, że ON zna moje uczucia najlepiej. Zaraz po tej modlitwie miałam takie przekonanie, że za rok o tej porze w tym miejscu urodzę zdrowe dziecko.
Zaraz jednak zaczęłam weryfikować to:
- znam ten tekst z Biblii i każda kobieta w mojej sytuacji pragnęłaby dla siebie ich wypełnienia, więc lepiej to zignorować, bo to zbyt "ludzkie" manipulacje
- po poronieniu nie można starać się wcześniej niż dopiero po 6 miesiącach, a biorąc pod uwagę moje zaburzenia hormonalne, to też wymagało by to interwencji Pana [i nijak nie pasuje 6+9=15, a miało być "za rok", czyli za 12 miesięcy].
Spokojnie poszłam spać z przekonaniem, że nie dałam się zwieść swoim ludzkim pragnieniom przypisując je "słowu od Boga".
Rano po wizycie mój ginekolog został żeby pogadać. Powiedział, że dostanę lek wyrównujący gospodarkę hormonalną i ponieważ nie było to poronienie, to już po badaniach na ewentualne "obciążenie genetyczne" możemy się znów starać o dziecko, tylko mamy mieć wyniki badań genetycznych w porzadku.
Z tego też nic jeszcze nie wynikało, bo należało się najpierw zarejestrować w "Odpowiedniej Poradni", a potem czekać na wywiad, termin badania oraz te wyniki.
Wszystko tak się potoczyło, że dokładnie po 3 miesiącach od tej "obietnicy" poczęłam. U płodu i u mnie stwierdzono jednak aktywne zarażenie CytoMegaloVirusem [CMV]. Szanse rozwoju płód miał niewielkie, więc co miesiąc specjaliści na USG sprawdzali rozwój narządowy płodu. A płód nadal żył i rozwijał się. Wytrzymałam ten okres ciąży chyba tylko dzięki tej "obietnicy".
Za rok urodzono mi zdrowe dziecko [Cesarskim Cięciem].
Chcieliśmy mieć więcej dzieci i po jakimś czasie znów z modlitwą prosząc o Bożą Wolę w tej dziedzinie podjęliśmy starania.
Poczęłam...i poroniłam.
Więcej nie miałam siły psychicznie, ale mąż miał jakieś takie pragnienie potomstwa, że wydawało mi się to aż dziwne u niego, więc znów z modlitwą podeszliśmy do tego "praktycznie". Efektów nie było. Zrobiono mi badania, okazało się że mam cykle bezowulacyjne i powinnam się podleczyć.
Bóg dał mi owulację i pewność odpowiedniego momentu, okoliczności. Udało się i poczęłam bez leczenia.
Musiałam leżeć całą ciążę i przyjmować leki podtrzymujące ją, dowiedziałam się też z badań zrobionych na początku ciąży, że więcej dzieci nie powinnam mieć, albo będą miały niewidomą matkę, bo mam taką postępującą wadę wzroku. Wiedziałam, że jest poważna i prosiłam kilka razy JHWH o uzdrowienie, ale uzdrowienie nie przyszło, więc żyłam z Bogiem nadal normalnie i nauczyłam się żyć też z tą wadą.
Urodzono mi o czasie [CC] zdrowe dziecko.
Więcej się nie staramy. Sił też nam brakuje, cierpliwości uczymy się intensywnie i mamy dwa DARY od JHWH, które dał w cudowny sposób.
Cóż z tego, kiedy mieścimy sie z tą "dwójką dzieci" w "typowej polskiej rodzinie" i "cielesnych chrześcijanach"
A jednak wiemy z mężem, że chwała należy się za to JHWH i nasze dzieci są i będą tego żywym dowodem, przez cały czas ich życia i będą o tym od nas wiedziały [starsze już wie].