Witam,
Na początku i przede wszystkim chciałbym wam podziękowac za tak serdeczne przyjęcie
Owieczko, Szelko, Robercie. Dla mnie ma to ogromne znaczenie w jaki sposób zostałem tu przyjety
przez was i dlatego chce pisac dalej chocbym miał to robic tylko dla waszej trójki.
Cytuj:
Nasuwają mi się na myśl od razu takie miejsca w Słowie Bożym, które chciałabym ci dedykować specjalnie. Czy chciałbyś?
Nawet bardzo Cie do tego zachęcam, bede niezmiernie szczęśliwy jeśli w ogóle zechcesz ze mną pisac
a Słowo Boze które chcesz cytowac przyjme z jeszcze wieksza radoscią.
Dzis chciałbym napisac o cierpieniu w moim życiu Pismo mówi ,ze Bog karci swoje dzieci,
że doswiadcza je, napomina...ja dodam tylko ze czasami robi to w bardzo, bardzo ale to bardzo bolesny sposób.
Mnie osobiscie Bóg nasz połamał i zdruzgotał całkowicie. Często mu zadaje pytanie czy to musi aż tak bardzo bolec?
Czy nie można mi tego wszystkiego wytłumaczyc w łagodniejszy sposób?
5 lat temu Bóg zamknął mnie w ciemnej jaskini, zakuł w cieżkie kajdany i rozpoczął życiową lekcje.
Jeszcze wtedy nie wiedziałem jak to wszystko bedzie wyglądac, szybko sie jednak przekonałem na własnej skórze.
Te 5 ostatnich lat mojego życia to jedno wielkie cierpienie... o jakze strasznie bolało.. Moi drodzy wiedzcie, ze Bog nasz
dla naszego dobra jest w stanie użyc naprawde drastycznych środków i tak oto przez te 5 lat dręczył mnie On psychicznie do takiego stopnia, ze to
przechodziło moje ludzkie pojęcie.
Ja nie wiem do dziś jakim cudem moje serce wytrzymało takie obciażenia i nie zatrzymało sie, mimo tego, ze
zaczynało już szwankowac, od tego stresu miałem jakieś kołatania, gubienie rytmu, dziwne też jest to ,ze nie zwariowałem.
Ale Pan nasz nie przestawał. Pisząc dreczył mnie psychicznie mam na myśli wojne w mojej głowie.
Ja chciałem byc taki jaki swiat chciał ,zebym był czyli piękny i zdrowy abym mógł korzystac z życia ile tylko sie da.
Natomiast Bóg powiedział : " nie bedziesz taki, będziesz chory i słaby, bo moc okazuje sie w słabosci"
I w zwiazku z tym w mojej głowie ścierały sie dwa poteżne fronty.
Z jednej strony ja chce byc piękny i zdrowy ale z drugiej ta przeklęta choroba która uniemozliwia mi podbój świata.
A czas ucieka, będąc młodym chce korzystac z życia, zaznawac rozkoszy cielesnych i innych uciech... no przeciez oferta świata jest tak interesujaca...
Więc Boze daj mi zdrowie, ja pokorzystam do trzydziestki a później przyjde do Ciebie.
Tak właśnie myślałem, to był bunt przeciwko Bogu, który skończył sie dla mnie bardzo źle, Bóg zaczał bardzo boleśnie podcinac korzenie
którymi przez 20 lat życia tak bardzo wrosłem w ten świat... On niszczył mi marzenia i plany, brutalną siłą mimo woli mojej... im bardziej sie buntowałem
tym bardziej On dokładał mi cierpienia..
Mniej wiecej po 2-3 latach udręki cos we mnie pękło z ogromnym żalem pomyślałem sobie " żegnaj swiecie, nie wygram z tym który po mnie przyszedł"
Modliłem sie dalej co prawda o uleczenie jednak we mnie pojawiła sie po raz pierwszy wewnętrzna zgoda na chorobe.
Boze zgadzam sie, bede chory ponieważ Ty tego chcesz. Pomyślałem też wtedy ,ze Bogu właśnie o to chodziło i ze to chyba koniec jego bolesnych nauk.
o jakze naiwny byłem...
Bóg włożył w moje serce poczucie samotnosci, zasiał ziarenko. I tak w momencie gdy coraz bardziej zgadzałem sie na chorobe, to ziarenko coraz bardziej kiełkowało
tak aby kiedy jeden przyczynek utrapienia wygaśnie całkowicie( choroba) to na jego miejsce wskoczy drugi( samotnośc)... abym wytchnienia nie zaznał...
Samotnosc....przeogromna, przejmujaca, przytłaczająca samotnośc..
Wśród ludzi nie miałem ani jednej bratniej duszy i On sam Bóg Wszechmogący schował sie przede mną...
Moje modlitwy wracały do mnie z notka" adresat nie osiągalny".
Rozpacz, ja byłem w przedsionku piekła chyba wtedy, to co sie ze mna działo było straszne.
Rozdzierajaca pustka w sercu, Bóg podsycał ten ogień do granic obłędu, bywało że przez długie tygodnie byłem całkowicie wykluczony z życia społecznego,
odrzuciłem prace ( moja praca w tamtym czasie to temat na kolejny post bo niewątpliwie Bóg mi ja zesłał na tak cieżki życia okres ale o tym napisze innym razem)
Nie byłem w stanie życ, od rana do wieczora a nawet nocami byłem udręczony, nie mogłem nawet siedziec tylko pozycja leżąca i cierpienie ...
tak właśnie wygladało moje zycie...Odrzucony przez Boga i ludzi...zapomniane cos co nigdy nie powinno istniec... tak o sobie myślałem....brak nadzieji...
Błagałem Boga żeby mnie zabił, zeby zesłał nie uleczalną chorobe, chciałem nawet żeby zabił moją dusze aby pamiec o kimś takim jak ja
zaginęła na zawsze...chciałem tylo zaznac spokoju, kosztem wszystkiego, kosztem juz nawet zbawienia gdyz cierpienie było tak ogrommne.... tylko spokój tylko tego pragnąłem
zaznac wewnętrznego spokoju...ale On nie zważał na mój lament...
Sporadycznie Bóg zsyłał mi okresy wytchnienia w innym razie nie przetrzymałbym tego, jestem pewien
że człowiek nie jest w stanie wytrzymac takiego dręczenia bez przerwy, chocby króciutkiego wytchnienia. Starałem sie wykorzystac zawsze te okresy, modliłem sie wtedy nawet 7 godzin codziennie
modliłem sie juz tylko o śmierc, po takiej modlitwie nie można było rozprostowac kolan a wyczerpanie psychiczne było straszliwe. czułem sie jakbym pracował przez cały dzień fizycznie.
Czas łaski zawsze kiedyś sie kończył, żadnej odpowiedzi od Boga...
Piszczałem z bólu, błagałem ze wszystkich sił: zabij mnie!! hektolitry łez ale Pan nasz z jeszcze większa pasja mnie atakował.
I tak jest aż do dziś, moje pisanie na forum zbiegło sie akurat z czasem łaski, wytchnienia które Bóg mi okresowo zsyła.
To co napisałem wyzej jest zaledwie cząsteczką tego co działo i dzieje sie w moim życiu.
A nawet jeśli chciałbym opisac wszystko to i tak nie dam rady, te słowa tak naprawde są puste nie maja emocji,
nikt z czytajacych nie poczuje tego co czuje ja.
Moi drodzy cierpiec można naprawde straszliwie, kto ma spokój duszy niechaj Bogu dziekuje. Jednak za cierpienie ja także dziękuje Bogu, on w ten sposób uratował mi życie,
jednak póki co żyje w ciele a cierpienie jest nie znosne.
Oczywiście ktos mógłby powiedziec : a skad wiesz ze to wszystko od Boga pochodzi?
Po owocach poznaje, to czym Bóg mnie doswiadczył zmieniło mnie .... właśnie to cierpienie, nic innego...
Ja sam nie wierze ,ze tak bardzo sie zmieniłem... On oderwał mnie juz prawie całkowicie od tego świata,
świadomie napisałem prawie, bo jest jeszcze cos o czym równiez napisze na tym forum.
Ale wracając przez te 5 lat Nasz Bóg dokonał we mnie olbrzymich zmian, naprawde to jest niewiargodne i o tych owocach zrodzonych w bólu równiez zamierzam tu napisac.
Ale najlepsze jest to ,ze to On sam sie o mnie upomniał.
Ja nigdy Go o to nie prosiłem.Ale teraz jestem dumny z tego ,ze jemu na mnie zależy.
Wiecie co i za każdym razem gdy znajduje sie w tym okresie wytchnienia, mam nadzieje ze Bóg juz nie ześle mi tych wszystkich udręk
,ze ten ostatni raz był ostatnim razem.
Mam pewne podstawy do takiej nadzieji tym razem w zwiazku z pewną sytuacją która od 2 miesiecy dzieje sie w moim życiu a o której równiez chciałbym tu napisac,
tak w ogóle to mam tyle rzeczy do napisania że aż sam niewiem od czego zaczynac. ale wkrótce napisze o tym jak choroba , samotnosc i cierpienie z impetem rzuciły mnie na droge ciernistą , lecz prowadzącą do Boga.
Czyli prosciej mówiac o owocach cierpienia.
Ciag dalszy nastąpi...
Dobranoc.