Axanna napisał(a):
Co do trąby - jest to bardzo, bardzo trudne... szczególnie dla kobiety... szczególnie w realu... praktycznie to jest uniemożliwione poprzez natychmiastowe "postawienie na miejsce" i to niezbyt delikatnym sposobem... i to poprzez tzw. nauczycieli, przywódców, pasterzy... osobiście już tak wiele doświadczyłam na własnej skórze ich "troski o owce", że jest naprawdę ciężko, aby nie rezygnować i nie zobojętnieć do wszystkiego... szczególnie gdy się tak zastanowić nad proporcjami - ile miałam zgorszenia, otwartego chamstwa i szykan, a ile korzyści z tego wyszło...

Cóż, jeśli kobieta więcej widzi od nauczycieli i pasterzy, a oni mają problem z zaakceptowaniem tego faktu, to niedobrze. Czasem ktoś musi krzyknąć, że "król jest nagi" - i Bóg używa do tego dzieci, kobiet, a nawet oślic, jeśli trzeba kogoś zawrócić ze złej drogi (oślicy nie bierz do siebie w żadnym razie). Zdarzają się takie sytuacje, że niektóre niewiasty widzą i wiedzą znacznie więcej niż ich przywódcy. Ponieważ jednak Bóg poukładał pewne sprawy tak, a nie inaczej, należy w takich przypadkach uważać, JAK się upomina. Masz nieodrodzonego męża, więc jest Ci trudniej. Spróbuj znaleźć kogoś, kto widzi to, co ty i od kogo przywódcy byliby skłonni przyjąć upomnienie - czasem dla dobra sprawy warto użyć mądrości zamiast strzelać ze wszystkich dział w próżnię i wołać na pustyni.
Axanna napisał(a):
Jeżeli ktoś przychodzi do Ciebie i upomina cię, mówiąc prawdę i uzasadniając ją Słowem Bożym - jaki inny, oprócz miłości, może być ku temu powód? Podpowiedź, proszę, bo naprawdę, nic mi do głowy nie przychodzi.
Przecież, żeby kogoś upomnieć, człowiek też do tego się zmuszą - właśnie że z miłości - zmuszą się, bo to nie jest przyjemne upominającemu też. Ciało zwalcza chęć mówienia prawdy i upominania, ciało mówi "a po co ci to, co najbardziej od wszystkich ci to trzeba, niechaj ktoś inny" - itp.
No, nie zawsze tak jest. Są ludzie odważni, którzy nie mają problemu z chowaniem głowy w piasek, ale ich cielesność pożywia się czymś innym. Czasem ciało mówi "pokaż mu, jaki marny z niego nauczyciel". "Spróbuj go publicznie upokorzyć, bo jest biblijnym analfabetą". "Niech wszyscy zobaczą, że wiem więcej od niego - zwłaszcza, że on jest mężczyzną, a ja kobietą". "Jeśli tak traktuje kobiety i tyle razy mnie upokarzał, to niech ma za swoje". "Masz za otwarte chamstwo, masz za szykany...".
Jak widać, jest z czego wybierać.
Nie twierdzę, że Ty tak robisz, bo przecież Cię nie znam i nie byłem nigdy w Waszej społeczności. Podpowiadam tylko na Twoją własną prośbę potencjalne cielesne powody upominania, które Tobie nie przychodzą do głowy. Dobrze jest upewnić się przed Bogiem, że motywacje są całkiem czyste, zanim sie pójdzie upominać. Jeśli są czyste, to odrzucenie słusznego upomnienia jest wyłącznie problemem upominanego.
Axanna napisał(a):
Naszła mnie taka jeszcze refleksja. W Biblii wiele jest wskazówek rzeczy, których Pan nienawidzi... Cały katalog można skomponować. Jest tam, między innymi, taka rzecz, jak "wargi schlebiające", którym poświęcono dość sporo wersetów. Ale słuchając niektórych uczniów Pańskich nigdy bym na to nie wpadłam, gdyż nikomu to nie przeszkadza, ani nikt nie wypowiada się o tym negatywnie i to mimo faktu, że jest to powszechna plaga. Natomiast to, co najwięcej przeszkadza owym niektórym uczniom, to wargi, mówiące prawdę, ale nie mające ku temu specjalnego daru, o czym w Biblii nie ma ani jedynego słówka, żeby Pan takie nienawidził - a czemu najwięcej poświęcają uwagę wspomniane uczniowie i to mimo faktu, że w porównaniu z "wargami schlebiającymi", warg, mówiących prawdę jest o wiele mniej... co kot napłakał... dziwnie jakoś
Masz rację - trzeba sobie mówić prawdę i unikać obłudy, jednym z przejawów której jest pochlebstwo. Dlatego nikt tutaj nie twierdzi, że prawdy należy unikać - problem polega na tym, żeby ją mówić w odpowiedni sposób. Co na ten temat mówi Słowo Boże?
"Napominam was tedy ja, więzień w Panu, abyście postępowali, jak przystoi na powołanie wasze, z wszelką pokorą i łagodnością, z cierpliwością, znosząc jedni drugich w miłości, starając się zachować jedność Ducha w spójni pokoju" [Ef. 4:1-2]
" (...) abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa" [Ef. 4:15]
"ale we wszystkim okazujemy się sługami Bożymi w wielkiej cierpliwości, w uciskach, w potrzebach, w utrapieniach, (...) w czystości, w poznaniu, w wielkoduszności, w uprzejmości, w Duchu Świętym, w miłości nieobłudnej, w słowie prawdy, w mocy Bożej; przez oręż sprawiedliwości ku natarciu i obronie" [II Kor. 6:4-6]
"Łaska, miłosierdzie, pokój od Boga Ojca i od Jezusa Chrystusa, Syna Ojca, niechaj będzie z nami w prawdzie i w miłości" [II Jana 1:3]Prawda i szczerość w stosunku do braci nie powinny być oddzielane od miłości. Nie wolno zastępować prawdy i szczerości miłością, ani miłości zastępować prawdą i szczerością, bo to prowadzi w pierwszym przypadku do zakłamania i chowania głowy w piasek, a w drugim przypadku - do zadawania sobie nawzajem niepotrzebnego bólu i nieudanych próbach zasiewania owocu prawiedliwości przez tych, którzy czynią niepokój zamiast pokoju.
Axanno, nie będę się z Tobą licytował na ilość blizn w walce o wiarę raz przekazaną świętym, ale powyższe przemyślenia wynikają z kilkunastu lat doświadczeń na tym polu. Skuteczność działań nawet w najsłuszniejszej sprawie jest uzależniona od posłuszeństwa Bogu i właściwego podejścia do sprawy, którego ja nadal się uczę.
Axanna napisał(a):
Tak a propos. "masz milczeć" słyszałam również i od sióstr, które mnie "upominali jako starsze w Chrystusie", przesypując to hasłami o pokorze. Dziwnym zbiegiem okoliczności byli to albo żony, albo inne krewne przewodniczących, ze zdaniem których akurat się nie zgadzałam... tak że szykany na niewygodnie mówiących odbywają się pełną parą, wręcz system jakiś... he-he. Co ciekawe - na istote zagadnienia, o co poszło rozdzielenie zdań gadać nikt nie chciał, a wszystkie rozmowy koncentrowały się właśnie na tym, że od "kobiety wymaga się pokory i że mówić trzeba tylko to co buduje..." i takie tam.
Nie rób sobie nadziei, że przekonasz tych, którzy nie chcą być przekonani. Oni znajdą 1000 sposobów, żeby zamknąć Ci usta nie stawając do uczciwej dyskusji. Zostaniesz oskarżona o "ducha buntu", o brak posłuszeństwa przywódcom, o rozbijanie jedności w kościele i o mnóstwo innych rzeczy. Możesz nawet zostać podejrzana o posiadanie "ducha Izebel" - któż to wie... W każdym razie już widać, że chyba nic z tego nie będzie. Może wśród starszych zboru znalazłby się choć jeden taki, z którym można by porozmawiać na osobności? Albo jakiś brat, który coś widzi, a ma w zborze autorytet? Wydaje mi się, że tędy można by więcej osiągnąć niż poprzez otwarty konflikt, który skończy się "zwarciem szeregów w obliczu wspólnego zagrożenia" i Twoim odejściem.