Zastanawiami się(abstrahując od tematu symboliki arki,wybaczcie) czy Bóg może do nas mówić dając nam
a) niepokój( niektórzy nazywają to "czerwoną lampką". Czujesz, że coś jest nie tak, choć nie możesz tego doprecyzować)
b) coś dotyka nas ze Słowa, jakiś fragment, choć w zasadzie wtedy wyrywamy go z kontekstu, kiedyś w dawnym zborze mówiono na to "słowo rhema" ( np. fragment mówiący o zagładzie jakiegoś narodu odnosimy do upadku naszej firmy

)
c) Bóg przemawia do nas poprzez brata/siostrę( proroctwo- np. wypowiedziane na nabożeństwie- ta forma obecnie w zaniku , nikt już nie prorokuje i liderzy bardzo niechętnie na to patrzą)
d) Bóg może przemówić przez artykuł w gazecie, prezenterkę telewizyjną, babcię -katoliczkę- czyli przez niewioerzących- poznajemy to po tym, że nas to szczególnie dotyka i odbieramy to jako wskazówkę.
Tylko, że to wszystko jest oparte na przeczuciach, domysłach, Bóg nie mówi wyraźnie, co najwyżej "daje przekonania".
A co, jeśli się okazuje po jakimś czasie, że to, co braliśmy za "przekonania od Pana" było pomyłką? Jeśli pomyliliśmy się raz, możemy pomylić się drugi raz...
Kiedy patrzę na swoje życie wstecz, widzę, ile popełniłam błędów. A przecież prawie za każdym razem prosiłam o Boże prowadzenie. Czemu nie usłyszałam Boga?
Co przeszkadza słyszeć Boga? Grzech na pewno. Ale jeśli staramy się na "bieżąco prać szaty we krwi Baranka", to w zasadzie powinno być dobrze( bo przecież zdarza się nam cały czas grzeszyć- gdyby tak na to patrzeć, to nigdy byśmy nie słyszeli Boga).
Co jeszcze? Czy można zagłuszyć głos Boga własnymi pragnieniami i uprzedzeniami? Czy wtedy "nie przedrze się" on do naszych uszu?
Czy człowiek wierząćy może task po prostu "wmówić sobie", że coś jest Bożą prawdą( choć nie jest) i święcie w to wierzyć mimo niepokoju, słowa proroczego, wskazówek...po prostu być na to ślepym i głuchym?
Co z nieochrzczonymi w Duchu? Czy oni "gorzej" słyszą Boga? Są bardziej narażeni na zwiedzenie?